poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 10


- Na Merlina, Łapciu litości... 
Syriusz, do tej pory wiercący się niespokojnie w fotelu przed kominkiem, znieruchomiał i spojrzał zdziwiony na James’a. 
- O co ci chodzi? – spytał opryskliwie, gdy chłopak nie odpowiedział, za to uśmiechnął wszechwiedząco. 
- Właśnie o to. 
- Możesz podać więcej szczegółów? 
Remus podniósł wzrok znad zapisywanego właśnie pergaminu i przyjrzał się Syriuszowi krytycznie. 
- Warczysz na każdego kto ośmieli się do ciebie odezwać, nie potrafisz usiedzieć w miejscu, ochrzaniłeś jakieś dzieciaki bo za głośno się śmiały i wepchnąłeś paczkę ciastek do gęby Glizdogona, bo nakruszył ci na poręcz fotela. Mam wymieniać dalej?
James zachichotał pod nosem, opierając głowę o ramię piszącej wypracowanie Lily. Dziewczyna nie zepchnęła go, tylko dlatego, że z zaciekawieniem wpatrywała się w Syriusza. Ten natomiast zamyślił się chwilę, szukając w głowie riposty. W końcu jednak prychnął pod nosem i założył ręce na piersi. James wtulił twarz w sweter Evans, tłumiąc rechot. 
- Nie uważacie, że ten cały Blake jest jakiś podejrzany? – spytał Black, po kilku minutach względnego spokoju. 
- Nie podoba ci się to, że macie podobne nazwiska? – zagadnął Peter z pełnymi ustami. 
- Raczej to, że jego wierne do tej pory fanki zmieniły obiekt westchnień – poprawiła go Lily, uśmiechając się szeroko. 
- Chyba sobie kpisz. 
- Och tak? Słyszałam ostatnio jak dwie Krukonki sprzeczały się na temat tego, która pierwsza go poderwie. 
- To jeszcze nic nie znaczy. Nie zdetronizował mnie żaden podstarzały...
- Ma dwadzieścia jeden lat – wtrącił Lupin, ale Syriusz całkowicie go zignorował. 
- Udowodnij – rzuciła Lily, patrząc wyzywająco na Black’a. 
Nie trzeba go było długo namawiać, rozejrzał się po Pokoju Wspólnym Gryffindoru i w końcu zatrzymał spojrzenie na przechodzącej obok, niskiej szatynce. 
- Ej ty! 
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, wyraźnie zdziwiona. Syriusz zeskoczył z fotela, podchodząc do niej szelmowsko. Stanął bardzo blisko, a ona wyraźnie się zarumieniła, pod naporem jego intensywnego spojrzenia. 
- Jestem Syriusz... Syriusz Back – wyszeptał, całując jej dłoń. 
Policzki szatynki pokryły się mocną czerwienią. 
- W-wiem... – wymamrotała speszona.
- Umówisz się ze mną? – spytał Black prosto z mostu. 
Dziewczyna pisnęła zaskoczona, jednocześnie energicznie potakując głową. 
- Świetnie. To do zobaczenia. 
Puścił jej oczko i zostawił osłupiałą na środku pomieszczenia, wracając na zajmowany wcześniej fotel. Remus wyglądał na rozbawionego, James zginał się w pół, obejmując rękami brzuch i dusząc się ze śmiechu, a Peter wydawał się być zazdrosny o łatwość, z jaką przychodziło Syriuszowi podrywanie dziewczyn. Mina Lily wyrażała natomiast zdegustowanie, pomieszane z niedowierzaniem. 
- I jak?
- Nawet nie spytałeś jej o imię! O podaniu dokładniejszego miejsca spotkania już nie wspomnę...
- A ona i tak prawie posikała się z podekscytowania – wymamrotał Potter do swoich kolan. 
- Pragnę więc wszem i wobec rozwiać wszelkie wątpliwości niedowiarków, dotyczące mojego ciągle idealnie działającego, uroku osobistego – oświadczył Syriusz, patrząc wymownie na Lily. 
Dziewczyna prychnęła pod nosem, kręcąc głową ze zgorszeniem. Wróciła do pisania wypracowania. 
- Czemu tak w ogóle pytałeś o Blake’a? – zagadnął Remus, odkładając pióro i wyciągając się wygodnie na fotelu.
Pełen samozadowolenia uśmieszek natychmiast spełzł z warg Syriusza, a on najwidoczniej przypomniał sobie o swoim złym humorze. 
- No? – pogonił go James, widząc niespotykanie ociąganie u przyjaciela. 
- Zaprosił Adams na herbatkę – wyrzucił w końcu z siebie, marszcząc gniewnie brwi. 
- I co z tego? – wydukał Peter z ustami pełnymi czekolady. 
- Na herbatkę? Serrio? – James ponownie dostał napadu wesołości. 
- Pewnie to tylko taki szyfr, a tak naprawdę... – zaczęła Lily, uśmiechając się złośliwie. 
- Nawet mnie nie denerwuj Evans – warknął Black. 
- A jest to powodem twojej złości, bo...?
- Daj spokój Remusie, który normalny nauczyciel zaprasza ucznia do swojego gabinetu na herbatę? 
- Na pewno nie Binns, bo wszystko by przez niego przeleciało...
- Zamknij się! 
- Tak James, nie przeszkadzaj, to poważna sprawa – poparła Syriusza Lily, a ilość sarkazmu w jej głosie była wręcz namacalna. 
Black zmierzył ich wszystkich spojrzeniem pełnym wyrzutów i opadł na oparcie fotela, mimiką twarzy dobitnie pokazując swoje niezadowolenie. 
- Dobra, ale teraz serrio. Jest podejrzany bo zaprosił ucznia na herbatkę, czy jest podejrzany bo zaprosił Adams na herbatkę? – spytał James, zagryzając wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. 
Syriusz wydał z siebie niezidentyfikowany, obrażony pomruk. 
- Są też dobre strony tej sytuacji – pocieszył go Lupin. – Rozgłoś, że utrzymuje nieprzyzwoite kontakty z uczniami, a wtedy go wywalą. 
- A przy okazji wywalą Adams, a ona mnie znienawidzi. 
- O! – wykrzyknęła nagle Lily, patrząc na niego z entuzjazmem. 
- Co?
- Za późno – dodała grobowym tonem. 
Potter wetknął sobie pięść do ust, tłumiąc parsknięcie. 
- Umieram ze śmiechu – wyburczał Syriusz, patrząc na nią spode łba. 
- Ile już trwa ta twoja obsesja?
Black’owi nie spodobał się dobór słów użytych przez Remusa, więc delikatnie mu to zasygnalizował, kopiąc go pod stołem w piszczel. 
- To jest miłość stary! – poprawił go James. 
- O! To przepraszam w takim razie! 
- Tak, nabijajcie się dalej, głupie kutasy. Nie zdziwcie się, jak was kiedyś poduszę we śnie. 
- No? – ponaglił go Lupin, ignorując wyraźną groźbę. 
Niezadowolenie zniknęło z twarzy Syriusza, gdy zapatrzył się w przestrzeń, rozpamiętując wcześniejsze lata. 
- Początek pierwszej klasy – zaczął w końcu, wyginając wargi w delikatnym uśmiechu. – Kiedy wylała kociołek Eliksiru Rozdymającego na głowę Smarkerusa. 
Zebrani wybuchnęli śmiechem, z zadziwiającą dokładnością pamiętając to zdarzenie. 
- Ale po cholerę? Tego już nie pamiętam, wiem tylko, że pierwszy raz słyszałem żeby ktoś tak głośno wrzeszczał. Przebijała nawet moją matkę! Zakochałem się w niej jakoś tak pomiędzy momentem kiedy uszy Smarka sięgały ziemi, a finezyjnymi przekleństwami, które wykrzykiwała, jak mierzył w nią różdżką. 
- Ej Evans. Ty się z nim wtedy psiapsiółkowałaś, o co poszło? – James szturchnął Lily łokciem, na co ona spojrzała na niego groźnie, błyskawicznie mu oddając. 
- O ile dobrze pamiętam, to pokłócili się o to, kto uwarzył lepiej eliksir. Severus chciał wrzucić do jej kociołka rzepę eneryczną, żeby zneutralizować jego działanie, ale Alyssa była szybsza – mimowolnie zachichotała. 
- To był chyba pierwszy eliksir, który przygotowywaliśmy samodzielnie, nie? – Pettigrew brał raczej bierny udział w rozmowie, bardziej zajęty pochłanianiem słodyczy, ale od czasu do czasu wtrącił swoje trzy knuty. 
- Miłość od pierwszego warzenia... – podsumował James z rozmarzeniem. 
- Tak, wzruszyłem się. Najbardziej romantyczne w tym wszystkim było to, że kiedy do klasy wrócił Slughorn i zobaczył ten burdel...
- Adams zwaliła całą winę na mnie – przerwał Remusowi Syriusz, uśmiechając się do swoich wspomnień. 
- Połowa klasy cię poparła, ale wystarczyło kilka krokodylich łez, żeby to jej Ślimak uwierzył – uzupełniła Lily. 
- I wtedy dostałem swój pierwszy szlaban w Hogwarcie. 
- A ona nienawidzi cię od momentu, kiedy...? – drążył dalej Lupin, najwyraźniej dobrze się bawiąc. 
- Kiedy tydzień później, w ramach zemsty, zabarykadowałem ją w pustej klasie, wcześniej wrzucając do środka worek łajnobomb – odpowiedział z rozbawieniem Syriusz. 
- Och nie bądź taki skromny Łapciu. Myślę, że to jeszcze mogłaby ci wybaczyć, jeślibyś ładnie przeprosił. Ale potem Irytek wleciał do tej klasy i wylał na nią miód, a kiedy wreszcie udało jej się wyjść, przed drzwiami czekał na nią worek z pierzem.
Wypowiedź James’a zwieńczył głośny śmiech Lily.
- Serrio Black? Nie wpadłeś na nic bardziej ambitnego? No geniusz zła po prostu. 
- Hej, prawdziwym wyczynem było namówienie Irytka do współpracy! 
- Tak, chyba z dumą możesz się nazwać jedynym uczniem, który tego dokonał – Syriusz skłonił się, słysząc pochwałę Remusa i zupełnie nie przejmując się jego ironicznym tonem.  
- Ale nie bardzo mu się to opłaciło bo Adams okazała się równie dobra w przekonywaniu i potem nasłała na Irytka Krwawego Barona – przypomniał Peter. 
- A tak, zapomniałem. Mnie potem zrzuciła z miotły, na pierwszej lekcji latania i...
- I tak to już wszystko trwa od kilku lat – dokończył James z szerokim uśmiechem. 


________________




Aaaaaach, aż się łezka w oku kręci ♥
Nie tylko dlatego, że to już taki mini jubileusz dziesiątego rozdziału, ale chyba częściej muszę opisywać jakieś akcje z przeszłości.. No takie rozkoszne dzieciaczki próbujące się nawzajem udupić :D
Jakiś taki krótki ten rozdział (jak zwykle) i składa się prawie wyłącznie z dialogów (co jest do mnie bardzo niepodobne), no ale jakoś tak fajnie pisze mi się te bezsensowne rozmowy Huncwotów (+ Lily)

Pozdrawiam, buziaki ;3




niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 9


Pierwszy raz w Pokoju Wspólnym Slytherinu było tak cicho. Nikt nie krzyczał, nie śmiał się, ani nie rozrabiał. Nawet rozmowy były nieliczne i prowadzone szeptem. Każdy ukradkowo, od czasu do czasu, zerkał na uczniów siódmej klasy, zgromadzonych przed kominkiem. Oczywiście, że mieli im za złe utratę tak wielkiej liczby punktów. Ale nikt nie ośmielił się powiedzieć tego na głos, bo to oni tutaj rządzili. 
Całe towarzystwo przed kominkiem siedziało w kompletnym milczeniu. Alyssa skuliła się w kłębek na swojej sofie i od dobrych kilkunastu minut ani drgnęła. Włosy zasłaniały jej twarzy, a ramionami obejmowała kolana. Nikt nie wiedział czy zasnęła, czy płakała, czy może umarła z rozpaczy. Roxanne siedziała obok niej, delikatnie gładząc ją po ramieniu. Nigdy nie przepadała za Quidditchem – może tylko za graczami – dlatego nie umiała pojąć ogromu smutku swojej przyjaciółki, ale znała ją na tyle, by wiedzieć, że naprawdę przeżywa teraz ciężkie chwile. Adams kochała Quidditch jak mało co i zabronienie jej wzięcia udziału w tak ważnym dla niej meczu, było ciosem poniżej pasa. Roger zajmował fotel obok, z ponurą miną. Nie przejął się utraceniem odznaki prefekta, raczej trapił tym, kogo wystawić na pozycji ścigającego zamiast Alyssy. Todowi tak naprawdę było wszystko jedno, tak samo jak siedzącym obok niego bezmózgowcom. Nott, Mulciber, Yaxley oraz Dołohow mieli utratę punktów w głębokim poważaniu. Mulciber, jako członek drużyny, może odrobinę martwił się zbliżającym meczem. Severus siedział na krześle z boku i czytał jakąś książkę, choć kolor jego twarzy był jeszcze bledszy niż zwykle. Nawet Pati i Veronic milczały, co było bardzo niepokojące w ich przypadku. Zajmowały skórzane pufy tuż przed kominkiem i wpatrywały się w szmaragdowy ogień. 
Kiedy poziom beznadziei w pomieszczeniu osiągał już poziom krytyczny, kamienna ściana prowadząca na korytarz otworzyła się i do środka wszedł profesor Slughorn. Wydawał się strapiony i nerwowo rozglądał po uczniach. W końcu dostrzegł to czego szukał i podszedł do grupki przed kominkiem. 
- Alyssa – zaczął, a dziewczyna drgnęła lekko, dając tym najwyraźniej znak, że słucha. – Byłem u profesor McGonagall jeszcze raz i na wszelkie możliwe sposoby starałem się przekonać ją do zmiany kary – nadzieja pojawiła się tylko przez sekundę. Profesor zgasił ją brutalnie kolejnymi słowami. – Proponowałem nawet dodatkowy miesiąc szlabanu, w zamian za możliwość odwieszenia członkostwa w drużynie, albo chociaż zagranie tylko w zbliżającym się meczu. Minerwa była jednak nieugięta, powiedziała, że to mijałoby się z celem kary. Bardzo mi przykro, ale nic więcej nie mogę zrobić... 
Każdy wzdrygnął się zaskoczony, gdy Ally wstała gwałtownie i nie mówiąc ani słowa, minęła Slughorna, znikając za kamiennym przejściem. 

*

Miała na sobie tylko sweter, a na błoniach było chłodno. Nie przejęła się tym jednak, szybko dotarła do wielkiego drzewa, stojącego nad brzegiem jeziora i usiadła na ziemi, opierając się o jego szeroki pień. Zgięła nogi i objęła je ramionami, drżąc trochę z zimna, trochę ze smutku. Stwierdziła, że to bardzo dziwne uczucie. Rzadko bywała smutna, zwykle wypierała żal wściekłością, gniewem i złością. Ale nie dzisiaj, sama tego do końca nie rozumiała. Dzisiaj był tylko smutek i pustka. 
- Adams?
Poderwała głowę do góry, rozglądając się nerwowo po otoczeniu. Nie dostrzegła nikogo, ale po chwili skojarzyła ten głos. 
- Black? Wiesz, że jesteś ostatnią osobą, z którą mam ochotę teraz rozmawiać? – nie warknęła swoim zwyczajem. Nie wyrzuciła z siebie tych słów z pogardą. Po prostu powiedziała, wyzutym z emocji głosem. 
- Byłem tu pierwszy – odparł podobnym tonem. Siedział po drugiej stronie drzewa, opierając się o pień tak jak ona. 
- Nieważne. 
Milczeli chwilę. 
- Chyba powinniśmy się przeprosić – mruknął w końcu. 
- Prędzej ty mnie. 
- Hej, to co robiłem to moje standardowe zachowanie – bronił się, nagle odzyskując zapalczywość. – To ty jak zwykle zareagowałaś zbyt nerwowo. 
- Mogłeś po prostu przyjąć na siebie zaklęcie, które i tak ci się należało, a nie zgrywać wojownika. 
- Ta pewnie – prychnął zirytowany. – Bo ty byś tak zrobiła na moim miejscu. 
- Zresztą nerwowość to akurat moje standardowe zachowanie, więc ten argument jest do dupy. 
- Więc w takim razie oboje zachowaliśmy się standardowo, tylko że wplątaliśmy w to innych. 
- O przepraszam, to ty trafiłeś w Rox. 
- Mogłaś przyjąć na siebie zaklęcie i byłoby po sprawie. 
- Bo ty byś tak zrobił na moim miejscu. 
- Przypuszczam, że dalsza rozmowa w tym stylu nie ma większego sensu. 
- Niestety muszę się z tobą zgodzić. 
Nawet nie zauważyła, kiedy Syriusz okrążył drzewo i usiadł obok niej. W normalniej sytuacji, jej standardową reakcją byłoby gwałtowne odsunięcie się, ewentualnie wzbogacone o bonusy w postaci krzyku i przekleństw. Ale teraz nawet nie drgnęła, patrząc obojętnie w dal.
- Przepraszam – odezwał się po jakimś czasie. 
- Ja też...
- Co ty też?
Alyssa przewróciła oczami, a gdzieś w środku poczuła zalążek irytacji. 
- Też przepraszam – wymamrotała niechętnie.
- Możesz powtórzyć? Chyba nie dosłyszałem...
- Black, nie przeginaj... 

*

- Dwieście pięćdziesiąt punktów, ogarniasz to?
Niebo było już całkowicie ciemne, a chłód z każdą chwilą stawał się dotkliwszy. Alyssa i Syriusz ciągle siedzieli pod drzewem, okryci jego bluzą. 
- Plus dziesięć, za naszą kłótnię z McGonagall – poprawiła do Adams. 
- Dwieście sześćdziesiąt... na sam początek roku szkolnego. To jesteśmy teraz praktycznie na minusie. Nawet nie wiedziałem, że tak można. 
- Bo nie można – odparła ponuro Ally, kuląc się, by zatrzymać ciepło. – To chyba pierwszy taki przypadek w historii Hogwartu.  
Syriusz wydał z siebie cichy pomruk. 
- Więc powinniśmy być dumni. 
- Jak cholera... 
Zadrżała kolejny raz z zimna, a Black widząc to, wstał i podał jej rękę. Zignorowała ją, prostując się samodzielnie i oddając mu bluzę. Nie przejęła się jego protestami i ruszyła w stronę zamku. 
- Tylko sobie nie wyobrażaj, że to cokolwiek znaczyło – rzuciła przez ramię. 

*

Alyssa siedziała osłupiała, podczas gdy spora część Wielkiej Sali zaśmiewała się w najlepsze. W misce z płatkami, stojącej przed nią, pływał popiół, pochodzący ze spalonej koperty. Szkolna sowa odleciała w popłochu, zaraz po usłyszeniu pierwszych krzyków. Było sobotnie śniadanie, a Ally dostała Wyjca. Wrzaski jej mamy mieszały się z uwagami taty i ogólnie trudno było wyłapać poszczególne słowa. W każdym razie twierdzili, że są bardzo rozczarowani jej zachowaniem, bo mieli nadzieję, że jest już wystarczająco dojrzała. I tak dalej i tak dalej. Teraz Adams, zaledwie kilka sekund po widowiskowym pożarze koperty, nie umiała wyjść z szoku. 
- McGonagall napisała do naszych rodziców? – spytała w końcu, siedzącej obok Roxanne, która nie ukrywała rozbawienia. 
- Nie wydaje mi się. Przecież nikt oprócz ciebie nie dostał żadnego listu. 
- A to skurwiel – syknęła pod nosem, wstając na równe nogi. 
Ostatnie śmiechy natychmiast umilkły, bo każdy wiedział, że zła Adams, to groźna Adams. 
Alyssa nie zwracając uwagi, na wlepione w nią spojrzenia, przeszła całą szerokość Wielkiej Sali i w końcu ruszyła wzdłuż ostatniego stołu, należącego do Gryffindoru, z uwagą wypatrując znajomej twarzy. Znalazła ją gdzieś w połowie. 
Odchrząknęła znacząco, stając za plecami chłopaka. 
Zdawał sobie sprawę z jej obecności, ale dopiero po chwili, z ociąganiem odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął uprzejmie. 
- Tak? 
- Czy ciebie kompletnie pojebało, że tak nieśmiało spytam? – wycedziła przez zaciśnięte zęby, czując na sobie rozbawione i zaciekawione spojrzenia jego kolegów. I najbliższego otoczenia. No i całego stołu Gryffindoru. O reszcie uczniów przebywających w Wielkiej Sali już nie wspominając. 
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Najmniejszego. A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym w spokoju dokończyć śniadanie..
Zaczął odwracać się z powrotem, ale uniemożliwiła mu to jej ręka, zaciskająca się na przodzie jego szaty. Gwałtownie pociągnęła go do góry, co zadziałało tylko dlatego, że był zbyt zaskoczony żeby ją powstrzymać. Byli tego samego wzrostu, więc bez problemu mogła go zmrozić spojrzeniem. Spojrzeniem oczu identycznych do jego, zielono brązowych. 
- Tylko ze względu na nasze pokrewieństwo, dam ci drugą szansę – warknęła wzmacniając uścisk. – Napisałeś do rodziców? Mów! – wrzasnęła gdy nie odpowiedział, a tylko popatrzył na nią lekceważąco. 
- Oczywiście, że pisałem do rodziców. Musiałem się pochwalić wynikami testu z obrony, a na transmutacji ostatnio najlepiej rzuciłem zaklęcie. A jeśli przez przypadek wspomniałem o tym, że już zdążyłaś zrobić jakiś burdel, to tylko z czystej troski o ciebie. 
- To nie twoja sprawa, gówniarzu...
- Auć. Chyba w następnym liście powinienem ich poinformować, że rodzona siostra próbuje mnie udusić – z niemałym trudem wyszarpał szatę z jej zaciśniętej pięści i wygładził ją, patrząc na nią z wyrzutem. 
- I będę próbować tak długo, aż w końcu mi się uda.
- Ally już nie przesadzaj...
- Uważaj Jamie, bo mogę zupełnie niechcący wygadać się w sprawie... – urwała, spoglądając na niego znacząco. Pod licznymi piegami, chłopak pobladł wyraźnie. – Wiesz czego. 
- Nie zrobisz tego – mruknął, wyraźnie zaniepokojony. – Nie mogłabyś...
Wzdrygnął się, gdy Alyssa wybuchła głośnym śmiechem. 
- Oczywiście, że bym mogła. Chcesz się przekonać?
Popchnęła go z powrotem na ławkę, a gdy kierowała się do wyjścia, tym razem z uśmiechem na ustach, trzepnęła go mocno w tył głowy. 
Postanowiła napisać małe sprostowanie sytuacji sprzed kilku dni i wysłać je rodzicom, bo jeszcze gotowi byli ją ukarać, w czasie ferii świątecznych. Jamie prawdopodobnie podkolorował trochę całe zdarzenie i ich rodziciele byli pewnie przekonani, że swoim wybrykiem zrujnowała połowę zamku. A przecież nie było tak źle, robiła o wiele gorsze rzeczy, o których nie mieli pojęcia. Skierowała się od razu do Sowiarni, maszerując opustoszałymi korytarzami. Wolała je takie jak teraz, wyludnione i chłodne, niż kiedy w środku dnia trzeba się było przedzierać przez tłum uczniów. 
Wychodząc zza zakrętu na drugim piętrze, uderzyła w coś twardego, czego zdecydowanie nie powinno być na jej drodze. Zaskoczona i wytrącona z równowagi, poleciała do tyłu, ale przed upadkiem ochronił ją silny uścisk na nadgarstku. Alyssa była złośnicą, więc już formułowała pierwsze niecenzuralne uwagi, by zrugać delikwenta. Na szczęście najpierw otworzyła, zaciśnięte odruchowo oczy.
- Och, przepraszam profesorze. 
Przed nią stał William Blake, uśmiechając się czarująco i ciągle trzymając jej rękę. 
- Nic nie szkodzi panno Adams. W zasadzie to chyba nawet moja wina. Wszystko w porządku? 
- Ta, spoko – odparła, odrobinę chłodno i delikatnie wyswobodziła nadgarstek z jego uścisku. Owszem profesor był przystojny, szalała za nim większa część uczennic Hogwartu, a i jej się podobał. Ale to nie w jej stylu tracić rezon przez faceta i ślinić się na jego widok. 
- Miałaś chyba kiepski tydzień, co? – zagaił, gestem ręki zapraszając ją do dalszej drogi. Minęła zakręt i ruszyła korytarzem, a on zaraz obok. – Złamany nos podczas treningu, osławiona już bitwa między Gryfonami i Ślizgonami... – w jego głosie wyczuła wyraźne rozbawienie. – Tak między nami, to uważam, że profesor McGonagall potraktowała was zbyt surowo... dzisiaj wyjec od rodziców, a teraz zderzenie z nauczycielem... 
- Hej, sam pan powiedział, że to była pana wina.
Profesor zaśmiał się cicho. Ku swojemu niezadowoleniu, Alyssa zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo podobał jej się ten dźwięk. 
- Racja panno Adams. Może jako rekompensatę zaproszę panią na herbatę? 
Przystanął, a ona dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zatrzymali się przed drzwiami jego gabinetu. 
- Panie profesorze..
- Wystarczy William – przerwał jej, unosząc prawy kącik ust do góry. I wyglądając przy tym absolutnie niesamowicie. – Różnica wieku między nami nie jest jakaś tam znacząca, a nie ma teraz lekcji...
Z kilkusekundowym opóźnieniem zamaskowała swoje zdziwienie i skinęła głową, uśmiechając się lekko. William przekręcił klucz w zamku i spojrzał na nią przez ramię. 
- To jak panno Adams... – zaczął, otwierając przed nią drzwi.
- Wystarczy Ally – odparła wesoło, wchodząc do środka. 

Blake wszedł zaraz za nią. Alyssa nie zdawała sobie sprawy z uważnego spojrzenia szarych tęczówek, obserwujących całe zdarzenie z wyraźnym niezadowoleniem. 

________________________


No hej wszystkim :D
Ledwo dałam radę oderwać się od pakowania wielgachnej torby na jutrzejszą wycieczkę. Jedziemy z klasą na narty, a że jestem zupełnie zielona w temacie staczania się z górki z dwoma kijkami przymocowanymi do stóp, wyczuwam rozległe złamania.. xD ale co tam. W każdym razie pakowanie to jak zwykle same okropności, tego nie, bo się nie zmieści, tamtego nie, bo nie potrzebne.. a ja najchętniej wzięłabym ze sobą cały pokój.

Dobra, pozdrawiam was serdecznie i do zobaczenia po powrocie!
Buziaki ;3










Szkielet Smoka Panda Graphics