Pierwszy
raz w Pokoju Wspólnym Slytherinu było tak cicho. Nikt nie krzyczał, nie śmiał
się, ani nie rozrabiał. Nawet rozmowy były nieliczne i prowadzone szeptem. Każdy
ukradkowo, od czasu do czasu, zerkał na uczniów siódmej klasy, zgromadzonych
przed kominkiem. Oczywiście, że mieli im za złe utratę tak wielkiej liczby
punktów. Ale nikt nie ośmielił się powiedzieć tego na głos, bo to oni tutaj
rządzili.
Całe
towarzystwo przed kominkiem siedziało w kompletnym milczeniu. Alyssa skuliła się
w kłębek na swojej sofie i od dobrych kilkunastu minut ani drgnęła. Włosy
zasłaniały jej twarzy, a ramionami obejmowała kolana. Nikt nie wiedział czy
zasnęła, czy płakała, czy może umarła z rozpaczy. Roxanne siedziała obok niej,
delikatnie gładząc ją po ramieniu. Nigdy nie przepadała za Quidditchem – może
tylko za graczami – dlatego nie umiała pojąć ogromu smutku swojej przyjaciółki,
ale znała ją na tyle, by wiedzieć, że naprawdę przeżywa teraz ciężkie chwile.
Adams kochała Quidditch jak mało co i zabronienie jej wzięcia udziału w tak
ważnym dla niej meczu, było ciosem poniżej pasa. Roger zajmował fotel obok, z
ponurą miną. Nie przejął się utraceniem odznaki prefekta, raczej trapił tym, kogo wystawić na pozycji ścigającego zamiast Alyssy. Todowi tak naprawdę
było wszystko jedno, tak samo jak siedzącym obok niego bezmózgowcom. Nott,
Mulciber, Yaxley oraz Dołohow mieli utratę punktów w głębokim poważaniu.
Mulciber, jako członek drużyny, może odrobinę martwił się zbliżającym meczem.
Severus siedział na krześle z boku i czytał jakąś książkę, choć kolor jego
twarzy był jeszcze bledszy niż zwykle. Nawet Pati i Veronic milczały,
co było bardzo niepokojące w ich przypadku. Zajmowały skórzane pufy tuż przed
kominkiem i wpatrywały się w szmaragdowy ogień.
Kiedy
poziom beznadziei w pomieszczeniu osiągał już poziom krytyczny, kamienna ściana
prowadząca na korytarz otworzyła się i do środka wszedł profesor Slughorn.
Wydawał się strapiony i nerwowo rozglądał po uczniach. W końcu dostrzegł to
czego szukał i podszedł do grupki przed kominkiem.
-
Alyssa – zaczął, a dziewczyna drgnęła lekko, dając tym najwyraźniej znak, że
słucha. – Byłem u profesor McGonagall jeszcze raz i na wszelkie możliwe sposoby
starałem się przekonać ją do zmiany kary – nadzieja pojawiła się tylko przez
sekundę. Profesor zgasił ją brutalnie kolejnymi słowami. – Proponowałem nawet
dodatkowy miesiąc szlabanu, w zamian za możliwość odwieszenia członkostwa w
drużynie, albo chociaż zagranie tylko w zbliżającym się meczu. Minerwa była
jednak nieugięta, powiedziała, że to mijałoby się z celem kary. Bardzo mi
przykro, ale nic więcej nie mogę zrobić...
Każdy
wzdrygnął się zaskoczony, gdy Ally wstała gwałtownie i nie mówiąc ani słowa,
minęła Slughorna, znikając za kamiennym przejściem.
*
Miała
na sobie tylko sweter, a na błoniach było chłodno. Nie przejęła się tym jednak,
szybko dotarła do wielkiego drzewa, stojącego nad brzegiem jeziora i usiadła na
ziemi, opierając się o jego szeroki pień. Zgięła nogi i objęła je ramionami,
drżąc trochę z zimna, trochę ze smutku. Stwierdziła, że to bardzo dziwne
uczucie. Rzadko bywała smutna, zwykle wypierała żal wściekłością, gniewem i
złością. Ale nie dzisiaj, sama tego do końca nie rozumiała. Dzisiaj był tylko
smutek i pustka.
-
Adams?
Poderwała
głowę do góry, rozglądając się nerwowo po otoczeniu. Nie dostrzegła nikogo, ale
po chwili skojarzyła ten głos.
-
Black? Wiesz, że jesteś ostatnią osobą, z którą mam ochotę teraz rozmawiać? –
nie warknęła swoim zwyczajem. Nie wyrzuciła z siebie tych słów z pogardą. Po
prostu powiedziała, wyzutym z emocji głosem.
-
Byłem tu pierwszy – odparł podobnym tonem. Siedział po drugiej stronie drzewa,
opierając się o pień tak jak ona.
-
Nieważne.
Milczeli
chwilę.
-
Chyba powinniśmy się przeprosić – mruknął w końcu.
-
Prędzej ty mnie.
-
Hej, to co robiłem to moje standardowe zachowanie – bronił się, nagle
odzyskując zapalczywość. – To ty jak zwykle zareagowałaś zbyt nerwowo.
-
Mogłeś po prostu przyjąć na siebie zaklęcie, które i tak ci się należało, a nie
zgrywać wojownika.
-
Ta pewnie – prychnął zirytowany. – Bo ty byś tak zrobiła na moim miejscu.
-
Zresztą nerwowość to akurat moje standardowe zachowanie, więc ten argument jest do
dupy.
-
Więc w takim razie oboje zachowaliśmy się standardowo, tylko że wplątaliśmy w
to innych.
-
O przepraszam, to ty trafiłeś w Rox.
-
Mogłaś przyjąć na siebie zaklęcie i byłoby po sprawie.
-
Bo ty byś tak zrobił na moim miejscu.
-
Przypuszczam, że dalsza rozmowa w tym stylu nie ma większego sensu.
-
Niestety muszę się z tobą zgodzić.
Nawet
nie zauważyła, kiedy Syriusz okrążył drzewo i usiadł obok niej. W normalniej
sytuacji, jej standardową reakcją byłoby gwałtowne odsunięcie się, ewentualnie
wzbogacone o bonusy w postaci krzyku i przekleństw. Ale teraz nawet nie
drgnęła, patrząc obojętnie w dal.
-
Przepraszam – odezwał się po jakimś czasie.
-
Ja też...
-
Co ty też?
Alyssa
przewróciła oczami, a gdzieś w środku poczuła zalążek irytacji.
-
Też przepraszam – wymamrotała niechętnie.
-
Możesz powtórzyć? Chyba nie dosłyszałem...
-
Black, nie przeginaj...
*
-
Dwieście pięćdziesiąt punktów, ogarniasz to?
Niebo
było już całkowicie ciemne, a chłód z każdą chwilą stawał się dotkliwszy.
Alyssa i Syriusz ciągle siedzieli pod drzewem, okryci jego bluzą.
-
Plus dziesięć, za naszą kłótnię z McGonagall – poprawiła do Adams.
-
Dwieście sześćdziesiąt... na sam początek roku szkolnego. To jesteśmy teraz
praktycznie na minusie. Nawet nie wiedziałem, że tak można.
-
Bo nie można – odparła ponuro Ally, kuląc się, by zatrzymać ciepło. – To chyba
pierwszy taki przypadek w historii Hogwartu.
Syriusz
wydał z siebie cichy pomruk.
-
Więc powinniśmy być dumni.
-
Jak cholera...
Zadrżała
kolejny raz z zimna, a Black widząc to, wstał i podał jej rękę. Zignorowała ją,
prostując się samodzielnie i oddając mu bluzę. Nie przejęła się jego protestami
i ruszyła w stronę zamku.
-
Tylko sobie nie wyobrażaj, że to cokolwiek znaczyło – rzuciła przez
ramię.
*
Alyssa
siedziała osłupiała, podczas gdy spora część Wielkiej Sali zaśmiewała się w
najlepsze. W misce z płatkami, stojącej przed nią, pływał popiół, pochodzący ze
spalonej koperty. Szkolna sowa odleciała w popłochu, zaraz po usłyszeniu
pierwszych krzyków. Było sobotnie śniadanie, a Ally dostała Wyjca. Wrzaski jej
mamy mieszały się z uwagami taty i ogólnie trudno było wyłapać poszczególne
słowa. W każdym razie twierdzili, że są bardzo rozczarowani jej zachowaniem, bo
mieli nadzieję, że jest już wystarczająco dojrzała. I tak dalej i tak dalej.
Teraz Adams, zaledwie kilka sekund po widowiskowym pożarze koperty, nie umiała
wyjść z szoku.
-
McGonagall napisała do naszych rodziców? – spytała w końcu, siedzącej obok
Roxanne, która nie ukrywała rozbawienia.
-
Nie wydaje mi się. Przecież nikt oprócz ciebie nie dostał żadnego listu.
-
A to skurwiel – syknęła pod nosem, wstając na równe nogi.
Ostatnie
śmiechy natychmiast umilkły, bo każdy wiedział, że zła Adams, to groźna
Adams.
Alyssa
nie zwracając uwagi, na wlepione w nią spojrzenia, przeszła całą szerokość
Wielkiej Sali i w końcu ruszyła wzdłuż ostatniego stołu, należącego do
Gryffindoru, z uwagą wypatrując znajomej twarzy. Znalazła ją gdzieś w
połowie.
Odchrząknęła
znacząco, stając za plecami chłopaka.
Zdawał
sobie sprawę z jej obecności, ale dopiero po chwili, z ociąganiem odwrócił się
w jej stronę i uśmiechnął uprzejmie.
-
Tak?
-
Czy ciebie kompletnie pojebało, że tak nieśmiało spytam? – wycedziła przez zaciśnięte
zęby, czując na sobie rozbawione i zaciekawione spojrzenia jego kolegów. I
najbliższego otoczenia. No i całego stołu Gryffindoru. O reszcie uczniów
przebywających w Wielkiej Sali już nie wspominając.
-
Nie mam pojęcia o czym mówisz. Najmniejszego. A teraz jeśli pozwolisz,
chciałbym w spokoju dokończyć śniadanie..
Zaczął
odwracać się z powrotem, ale uniemożliwiła mu to jej ręka, zaciskająca się na
przodzie jego szaty. Gwałtownie pociągnęła go do góry, co
zadziałało tylko dlatego, że był zbyt zaskoczony żeby ją powstrzymać. Byli tego
samego wzrostu, więc bez problemu mogła go zmrozić spojrzeniem. Spojrzeniem oczu
identycznych do jego, zielono brązowych.
-
Tylko ze względu na nasze pokrewieństwo, dam ci drugą szansę – warknęła
wzmacniając uścisk. – Napisałeś do rodziców? Mów! – wrzasnęła gdy nie
odpowiedział, a tylko popatrzył na nią lekceważąco.
-
Oczywiście, że pisałem do rodziców. Musiałem się pochwalić wynikami testu z
obrony, a na transmutacji ostatnio najlepiej rzuciłem zaklęcie. A jeśli przez
przypadek wspomniałem o tym, że już zdążyłaś zrobić jakiś burdel, to tylko z
czystej troski o ciebie.
-
To nie twoja sprawa, gówniarzu...
-
Auć. Chyba w następnym liście powinienem ich poinformować, że rodzona siostra
próbuje mnie udusić – z niemałym trudem wyszarpał szatę z jej zaciśniętej
pięści i wygładził ją, patrząc na nią z wyrzutem.
-
I będę próbować tak długo, aż w końcu mi się uda.
-
Ally już nie przesadzaj...
-
Uważaj Jamie, bo mogę zupełnie niechcący wygadać się w sprawie... – urwała,
spoglądając na niego znacząco. Pod licznymi piegami, chłopak pobladł wyraźnie.
– Wiesz czego.
-
Nie zrobisz tego – mruknął, wyraźnie zaniepokojony. – Nie mogłabyś...
Wzdrygnął
się, gdy Alyssa wybuchła głośnym śmiechem.
-
Oczywiście, że bym mogła. Chcesz się przekonać?
Popchnęła
go z powrotem na ławkę, a gdy kierowała się do wyjścia, tym razem z uśmiechem
na ustach, trzepnęła go mocno w tył głowy.
Postanowiła
napisać małe sprostowanie sytuacji sprzed kilku dni i wysłać je rodzicom, bo
jeszcze gotowi byli ją ukarać, w czasie ferii świątecznych. Jamie
prawdopodobnie podkolorował trochę całe zdarzenie i ich rodziciele byli pewnie
przekonani, że swoim wybrykiem zrujnowała połowę zamku. A przecież nie było tak
źle, robiła o wiele gorsze rzeczy, o których nie mieli pojęcia. Skierowała się
od razu do Sowiarni, maszerując opustoszałymi korytarzami. Wolała je takie jak
teraz, wyludnione i chłodne, niż kiedy w środku dnia trzeba się było
przedzierać przez tłum uczniów.
Wychodząc
zza zakrętu na drugim piętrze, uderzyła w coś twardego, czego zdecydowanie nie
powinno być na jej drodze. Zaskoczona i wytrącona z równowagi, poleciała do
tyłu, ale przed upadkiem ochronił ją silny uścisk na nadgarstku. Alyssa była
złośnicą, więc już formułowała pierwsze niecenzuralne uwagi, by zrugać
delikwenta. Na szczęście najpierw otworzyła, zaciśnięte odruchowo oczy.
-
Och, przepraszam profesorze.
Przed
nią stał William Blake, uśmiechając się czarująco i ciągle trzymając jej
rękę.
-
Nic nie szkodzi panno Adams. W zasadzie to chyba nawet moja wina. Wszystko w
porządku?
-
Ta, spoko – odparła, odrobinę chłodno i delikatnie wyswobodziła nadgarstek z
jego uścisku. Owszem profesor był przystojny, szalała za nim większa część
uczennic Hogwartu, a i jej się podobał. Ale to nie w jej stylu tracić rezon
przez faceta i ślinić się na jego widok.
-
Miałaś chyba kiepski tydzień, co? – zagaił, gestem ręki zapraszając ją do
dalszej drogi. Minęła zakręt i ruszyła korytarzem, a on zaraz obok. – Złamany
nos podczas treningu, osławiona już bitwa między Gryfonami i Ślizgonami... – w
jego głosie wyczuła wyraźne rozbawienie. – Tak między nami, to uważam, że
profesor McGonagall potraktowała was zbyt surowo... dzisiaj wyjec od rodziców, a
teraz zderzenie z nauczycielem...
-
Hej, sam pan powiedział, że to była pana wina.
Profesor
zaśmiał się cicho. Ku swojemu niezadowoleniu, Alyssa zdała sobie sprawę z tego,
jak bardzo podobał jej się ten dźwięk.
-
Racja panno Adams. Może jako rekompensatę zaproszę panią na herbatę?
Przystanął,
a ona dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zatrzymali się przed drzwiami jego
gabinetu.
-
Panie profesorze..
-
Wystarczy William – przerwał jej, unosząc prawy kącik ust do góry. I wyglądając
przy tym absolutnie niesamowicie. – Różnica wieku między nami nie jest jakaś
tam znacząca, a nie ma teraz lekcji...
Z
kilkusekundowym opóźnieniem zamaskowała swoje zdziwienie i skinęła głową,
uśmiechając się lekko. William przekręcił klucz w zamku i spojrzał na nią przez
ramię.
-
To jak panno Adams... – zaczął, otwierając przed nią drzwi.
-
Wystarczy Ally – odparła wesoło, wchodząc do środka.
Blake
wszedł zaraz za nią. Alyssa nie zdawała sobie sprawy z uważnego spojrzenia szarych
tęczówek, obserwujących całe zdarzenie z wyraźnym niezadowoleniem.
No hej wszystkim :D
Ledwo dałam radę oderwać się od pakowania wielgachnej torby na jutrzejszą wycieczkę. Jedziemy z klasą na narty, a że jestem zupełnie zielona w temacie staczania się z górki z dwoma kijkami przymocowanymi do stóp, wyczuwam rozległe złamania.. xD ale co tam. W każdym razie pakowanie to jak zwykle same okropności, tego nie, bo się nie zmieści, tamtego nie, bo nie potrzebne.. a ja najchętniej wzięłabym ze sobą cały pokój.
Dobra, pozdrawiam was serdecznie i do zobaczenia po powrocie!
Buziaki ;3
O. MÓJ. BOŻE.
OdpowiedzUsuńJak ja czekam na TAKIE momenty. Sytuacja pod drzewem>>>>>>>>>>
Tak więc mogę tylko fangirlingować, nie oczekuj po mnie sensownej opinii,bo serio nie jestem w stanie haha
Ta końcówka wygrała, ale mam wrażenie, że ten cały William ma jakieś złe zamiary wobec Ally.
Czy te szare tęczówki to przypadkiem był Black? Haha
CHCĘ WIĘCEJ T A K I C H MOMENTÓW. ICH ROZMÓW I W OGÓLE. BLACK JEST MEGA S Ł O D K I.
Wracaj niepołamana i pisz rozdział haha <3
Kocham kocham kocham i pozdrawiam ♥
Pochłonęłam ostatnie trzy rozdziały na raz i jestem wniebowzięta <3
OdpowiedzUsuńCałe to opowiadanie jest świetne, zawarłaś w tym to czego przynajmniej ja oczekuję (nie będę się wypowiadać za ogół xD) od dobrego potterowego fanfika :D Mnóstwo świstających zaklęć, rosnące miłości, quidditch, te sprawy, no po prostu się rozpływam *.* W dodatku bardzo fajnie opisujesz postaci, są naturalne, bez żadnych sztywności :3
Cała historia rozwija się bardzo fajnie, nie mogę się doczekać następnej części zwłaszcza po pojawieniu się tej sytuacji z profesorkiem...czuję, że on coś knuje czy cuś i nie skończy się to dobrze ;_;
Dlatego życzę dużo weny i mało złamań xD
Pozdrawiam :3
Musisz mi wybaczyć, że tak mało komentowałam ale mi się nie chciało ;3.
OdpowiedzUsuńTeraz co do ostatnich rozdziałów. Ciekawie się czytało opis postawy winowajców u dyrektora, ale że DWIEŚCIE PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW?!!!
Jestem chyba bardziej zła na McGonagall niż większość drużyny z Gryffindoru i Slytherinu!!! Chociaż... Od Ally chyba nie. Widać jak się tym przejęła, że uwielbia Quidditch. A to dobrze, bo brakowało mi w potterowskich ff dziewczyny, która przynajmniej lubiłaby ten sport.
Aha, zapomniałabym. Ally nie ma serca ;c. No taki moment, oni okryci jego bluzą i w ogóle, a potem ona: "Nie myśl, że to coś znaczyło". Jak Syriusz zareagował na jej słowa.
No i czy on ją śledzi? :3 A z rozdziałem na rozdział coraz bardziej nie lubię tego całego Williama i mam nadzieję, że okaże się jakimś zdrajcą, odejdzie z kadry nauczycielskiej i nikt go nie będzie kochał (Ally nie będzie go kochała).
No to masz długi komentarz, który jak zwykle nie ma sensu i czekam na więcej! :3
No heeej! Melduję swoją obecność :) I przydałoby się sklecić jakiś składny komentarz, nie? Spróbuję takowy stworzyć, ale nie oczekuj za wiele, bo mimo że od nauki mam już spokój, to zaczęłam teraz moje 2.5-dniowe ferie i mimo że jest 17.30, to ja już jestem padnięta, a tu co? Za chwilę trzeba na piwo do pubu ze znajomymi lecieć! Dlatego też piszę w pośpiechu :)
OdpowiedzUsuńNo! To nam się Alyssa wpakowała,a to wszystko wina nie kogo innego, jak Syriusza. A jakże! Bo musiał ją zaczepić, ona musiała się zdenerwować i jak zazwyczaj musieli wpakować się w jakieś kłopoty. Ale że mała magiczna bitwa na korytarzu? Wohooo, czuję, że ta dwójka kilka legend za sobą pozostawiła w Hogwarcie xd I nawet prefekci zostali w to wpakowani, biedna Lily pewnie się załamała, Lupus pewnie też nie lepiej. Ach, tak to jest mieć takich rozbrykanych, nieprzewidywanych przyjaciół! Ale że McGonnagal (nie wiem czy dobrze napisałąm xd) zawiesiła tę dwójkę w Quiddichu T^T O kurde, biedacy, osobiście na ich miejscu bym się załamała :( Z resztą widać, że Ally to przeżywa. W tym wszystkim jest jeden plus - że ta dwójka posiedziała razem pod tym drzewem :3 I ej, co z tym nauczycielem? Że on ją zarywa? O.o a ona tak łatwo dała się zaprosić do środka! I kto ich obserwował - braciszek, czy Black?
No wiem, średnio się popisałam tym komentem xd ale bo ja się śpieszę! No, to trzymaj się, buziaki :**