poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 3



    Alyssa była dość wyluzowaną osobą. Nie przejmowała się sprawami, które dla innych stanowiły wielki kłopot i w zasadzie większość rzeczy zupełnie jej nie obchodziła. Jednym z jej nielicznych, ale za to bardzo intensywnych problemów, było wstanie rano z łóżka. Uwielbiała wylegiwać się w miękkiej, ciepłej pościeli i najchętniej przespałaby całe życie. Ale niestety ktoś miał wobec niej inne plany.
- Wstawaj mówię, zaraz śniadanie! – Roxanne od kilku minut wytrwale szarpała ją za ramię.
- Olej ją, może w końcu zarobi porządny szlaban za spóźnienie i to ją czegoś nauczy – poradziła jej Pati z wnętrza łazienki.
- A ty nie przesadzaj z kredką do oczu – rzuciła Veronic, rozczesując swoje loki.
- A ty z krótkością swojej spódniczki!
Dziewczyny zaczęły się kłócić, ale nawet to nie wybudziło Alyssy. Wreszcie, zirytowana Roxanne, postanowiła sięgnąć po bardziej stanowcze argumenty i podniosła ze stolika nocnego swoją różdżkę.
- Aquamenti! – twarz Adams i pościel dookoła niej została zmoczona obfitą ilością wody. Dziewczyna błyskawicznie zerwała się do siadu i rozejrzała dookoła w poszukiwaniu winowajcy.
- Co ty kurwa odwalasz? – warknęła do blondynki, ocierając twarz skrawkiem kołdry.
- Ależ nie ma za co Ally, dbanie o to, byś nie zaspała pierwszego dnia szkoły jest przecież obowiązkiem najlepszej przyjaciółki i zrobiłam to z najwyższą przyjemnością – sarknęła Roxanne, patrząc na nią chłodno.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczna – burknęła, gramoląc się z łóżka.
Wszystkie trzy dziewczyny były już gotowe i stały przy drzwiach, patrząc na nią wyczekująco. Adams przejrzała się w wielkim lustrze wiszącym na ścianie koło szafy. Przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy - potargane włosy, rozmazany, wczorajszy makijaż i wygniecione ubrania. Westchnęła z rezygnacją.
- Zajmijcie mi miejsce przy stole, idę się umyć.
Nie czekając na ich reakcję, wyjęła czyste ubrania i zniknęła za drzwiami łazienki. Pomimo pośpiechu, prysznic i doprowadzenie się do porządku zajęło jej kilkanaście minut. Weszła do dormitorium w materiałowych, czarnych spodniach, luźnej, krzywo zapiętej koszuli i z wciąż wilgotnymi włosami. Wsunęła na stopy tenisówki, a na ręce założyła masę kolorowych, różnorakich bransoletek. Srebrno szmaragdowy krawat przerzuciła sobie przez szyję i w biegu ozdobiła jeszcze środkowy palec prawej ręki wielkim pierścieniem, z zielonym oczkiem. Będzie się ładnie prezentować, gdy poczuje potrzebę pokazania komuś wulgarnego gestu. Takiemu Black’owi przykładowo. Wypadła z dormitorium i w biegu pokonała korytarz, Pokój Wspólny, loch i w końcu sale wejściową. Przeszła przez próg Wielkiej Sali odrobinę zasapana. Śniadanie dobiegało końca, wychowawcy rozdali już plany lekcji prawie wszystkim uczniom. Ally opadła na ławkę przy swoim stole, a Roxanne podała jej kawałek pergaminu.
- Zaczynam od trzech godzin eliksirów! – jej twarz rozjaśnił uśmiech, gdy tylko spojrzała na swój rozkład. Wgryzła się w tosta z dżemem, podsuniętego jej przez Greengrass. – A wy?
- Ja mam najpierw starożytne runy – mruknęła Pati.
- Wróżbiarstwo – oświadczyła Veronic.
- A mój plan niczym nie różni się od twojego – dokończyła zadowolona Roxanne.
- Przed obiadem mam obronę, opowiem wam o nowym nauczycielu – ostatnie słowo Veronic wypowiedziała z niechęcią, jak zwykle zakładając najgorsze.
Wielka Sala prawie całkowicie opustoszała, więc Ślizgonki też już wstały, nie chcąc spóźnić się na pierwszą lekcję. Alyssa jeszcze dopiła swoją kawę i ruszyła z powrotem do dormitorium, zabrać książki i pelerynę.

*

Ally opierała się o ścianę, tuż pod drzwiami klasy z eliksirów. Profesor Slughorn spóźniał się już kilka minut, ale nie to było powodem jej rozdrażnienia, choć chciała zacząć swoją ulubioną lekcję jak najszybciej. Prawdziwy powód stał dokładnie na przeciwko niej i bezczelnie się na nią gapił, wykrzywiając przy tym złośliwie wargi.
- Na Merlina, zaraz mu przywalę – syknęła pod nosem.
Roxanne, stojąca obok niej, obrzuciła ją karcącym spojrzeniem. Pewnie uważała, że powinna być wdzięczna, za zainteresowanie, jakim obdarzał ją jeden z największych przystojniaków w szkole.
- No jak Salazara kocham, nie wytrzymam – wymruczała znowu, po kilku minutach. Jej problem najwyraźniej miał całkiem dobry słuch, albo czytał z ruchu warg, bo zachichotał pod nosem.
- Jakiś kłopot Adams? – spytał Syriusz, odpychając się od ściany i podchodząc bliżej.
- Ty jesteś moim kłopotem Black – warknęła, nienawidząc tego, że musi zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Och tak mi przykro – zakpił uśmiechając się zniewalająco.
- Dlaczego niby wybrałeś te same przedmioty co ja? – założyła ręce na piersi, wydymając usta i całkowicie zdając sobie sprawę z tego, że wygląda teraz jak naburmuszona gówniara
- Bo cię uwielbiam i pragnę spędzać z tobą jak najwięcej czasu – odparł poważnym tonem, chociaż efekt zepsuł sekundę później, parskając śmiechem.
Ally ostentacyjnie odwróciła głowę, prychając zdegustowana.
- Nie zdziwiłabym się – oświadczyła wyniośle.
- Ktoś tu ma zawyżoną samoocenę, co?
- I słusznie. Ktoś tu drażni mnie samą swoją obecnością, więc byłabym wdzięczna, gdyby stanął kilka metrów dalej.
- Co mówisz Adams? Chcesz żebym usiadł z tobą w jednej ławce na eliksirach? – przysłuchująca się ukradkiem ich rozmowie Roxanne, zaśmiała się cicho. Syriusz uśmiechnął się dumnie, natomiast Alyssa obrzuciła przyjaciółkę wściekłym spojrzeniem. Zdrajczyni..
- Goń się – burknęła, szturchając go w ramię, ale ani drgnął. 
- Co tam Adams? Mam ci pomóc w lekcji bo zupełnie nie radzisz sobie z eliksirami i nie potrafisz nawet zagotować wody w kociołku? – kontynuował Syriusz.
W dziewczynie zawrzało ze złości. Nie dość, że nienawidzi go z zasady, to jeszcze śmie obrażać jej umiejętności w ważeniu eliksirów?
- Zaraz zginiesz – wycedziła przez zaciśnięte zęby, wyszarpując różdżkę z kieszeni szaty.
Black trzymał już swoją w wyciągniętej ręce. Odsunął się kilka kroków, odrzucając na bok torbę z książkami. Po jego twarzy ciągle błąkał się leniwy uśmiech, choć oczy czujnie lustrowały przeciwnika. Tak naprawdę, brał rozzłoszczoną Ally na poważnie, choć jego umyślnie lekceważąca postawa wskazywała na coś zupełnie innego. Uczniowie otaczający ich, nagle umilkli i z uwagą śledzili wydarzenia. Każdy pragnął sensacji pierwszego dnia szkoły, a pojedynek miedzy dwójką nienawidzących się uczniów, z rywalizujących ze sobą domów, z pewnością byłby gorącym tematem.
Roxanne jako Prefekt Naczelny poczuwała się zobowiązana do powstrzymania przyjaciółki, nieważne ile razy w przeszłości miała miejsce taka sytuacja. Ruszyła do przodu i już miała zabrać głos, gdy męska dłoń zasłoniła jej usta.
- Spokojnie – usłyszała przy uchu szept. – Przecież nic się nie stanie.
Wyrwała się w uścisku i obróciła na pięcie. Spojrzała prosto w brązowe, wesołe oczy James’a Pottera, ukryte za szkłami okularów.
- Nic się nie stanie!? – powtórzyła piskliwie, podczas gdy za jej plecami padły pierwsze zaklęcia. – Oszalałeś Potter? Najwyżej się pozabijają!
- No co ty? – rzucił lekceważąco James, patrząc ponad jej ramieniem na walczących. – Przecież Syriusz nie zrobi jej krzywdy..
- Nie martwię się o bezpieczeństwo Ally – przerwała mu, zerkając na chwilę za siebie. Gryfon i Ślizgonka stali na przeciwko siebie i mierzyli się chłodnymi spojrzeniami. Chwilę trwali nieruchomo, a gdy podnieśli różdżki zrobili to prawie w tym samym momencie. Zaklęcia zderzyły się ze sobą i odbite, pomknęły w różne strony korytarza. Roxanne dostrzegała wyraźnie zimną furię Alyssy i rozbawienie Syriusza. – Raczej o to, że będzie miała poważne kłopoty jak rąbnie w Black’a czymś niebezpiecznym.
James parsknął śmiechem i spojrzał na nią, jakby opowiedziała niezły dowcip. Nie mogła długo szczycić się jego nikłą uwagą, bo zaraz przeniósł wzrok z powrotem na walczących.
- Adams? Co ona by mogła zrobić? – mruknął, wciąż ze śmiechem w głosie.
- Zdziwiłbyś się – prychnęła. – Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że go nienawidzi. Z wzajemnością zresztą.
Tym razem Potter spojrzał na nią z powagą, chociaż w jego oczach czaił się cień satysfakcji, jakby chciał powiedzieć coś, z czego doskonale zdaje sobie sprawę, ale ona nie ma o tym pojęcia.
- Ona ma rację James – między uczniami przepchnęła się w ich stronę Lily Evans. – Trzeba ich powstrzymać zanim zrobią sobie krzywdę. Albo komuś – dodała w samą porę, gdy jakiś uczeń stojący w pierwszym rzędzie obserwatorów, oberwał odbitym zaklęciem. Padł na ziemię nieprzytomny, a całe jego ciało pokryły długie i ostre kolce.
- Wyjątkowo muszę się zgodzić z Rudą – mruknęła Roxanne, spoglądając na Lily niechętnie. Gryfonka odwdzięczyła się tym samym.
- Dobra dobra, niech już wam będzie – Potter uniósł ręce w poddańczym geście i westchnął ciężko.
Wyjął różdżkę z kieszeni, zmierzwił sobie włosy i uśmiechnął czarująco do Lily. A pojedynkujący się Syriusz zareagował sekundę za wolno. Uśmiech zwycięstwa wypłynął na twarz Ally, gdy jej zaklęcie ugodziło go w pierś. Wyleciał w powietrze i rąbnął o przeciwległą ścianę korytarza. Osunął się na podłogę, zaciskając zęby z bólu, krzyki przerażenia poniosły się wśród uczniów.
- Tym razem przesadziłaś – wywarczał, podnosząc się chwiejnie na nogi i ocierając cienką stróżkę krwi ściekającą mu z ust.
- Och, jak się przejęłam – Alyssa podeszła bliżej, z całej jej sylwetki promieniował tryumf i pewność siebie.
Koło Jamesa pojawił się nagle Remus. Wcisnął, czytaną jeszcze chwilę temu, książkę pod pachę i wyjął własną różdżkę.
- To już chyba zaszło za daleko.
- Cudowny przykład Prefekta Naczelnego, wykonującego swoje obowiązki – wycedziła Avery cierpko.
Lupin wzruszył tylko ramionami. Całą czwórką ruszyli w stronę swoich przyjaciół, którzy stali na przeciwko siebie i obrzucali się wyzwiskami.
- Sev, odczaruj tamtego typka zanim przyjdzie Slughorn – poleciała Roxanne, mijając Snape’a. Nie zwróciła uwagi na jego chłodne spojrzenie, wiedziała, że i tak to zrobi.
Złapała nadgarstek Alyssy w momencie, gdy ta unosiła różdżkę do kolejnego zaklęcia.
- Hej Ally, cicho, już wystarczy – starała się ją uspokoić, jednak tak jak się spodziewała, nie dawało to rezultatów.
- Puszczaj mnie kurwa, muszę go zabić! – wrzeszczała, wyrywając się.
Roxanne zdawało się, że sytuacja jest krytyczna, Ally wykręciła jej rękę i wyrwała się z uścisku. Ale w momencie gdy miała ponownie rzucić się na Black’a, męskie, umięśnione ramię objęło ją w pasie i przytrzymało w miejscu. Tod Zabini trzymał wierzgającą dziewczynę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, chociaż Avery miała wrażenie, że cała ta sytuacja wyłącznie go bawi.
Alyssa jednak była bardzo zawzięta.
- Spierdalaj Zabini – syknęła, mierząc różdżką do tyłu.
- Expelliarmus – zaskoczona dziewczyna w końcu znieruchomiała, rozglądając się za tym, kto śmiał ją rozbroić.
Roxanne odwróciła się, spoglądając na grupę Gryfonów. Syriusz stał, opierając się o ścianę, jego długie włosy były potargane, a na twarzy zastygł grymas wściekłości. Z ust James’a wylewał się cichy potok słów, skierowany do jego ucha, a Lily oglądała bok głowy, którym rąbnął o ścianę. Gdzieś dalej czaił się bezużyteczny Pettigrew, a odrobinę z przodu stał Remus, ze znudzoną miną i różdżką Ally. Napotykając jej spojrzenie, uśmiechnął się kącikiem ust i rzucił jej różdżkę. Złapała ją, chowając do kieszeni.
- Zabieraj łapy.
Wśród uczniów wciąż panowała śmiertelna cisza, więc warknięcie Adams było doskonale słyszalne. Odbijając się echem od ścian lochu zabrzmiało jeszcze groźniej.
- Puszczaj powiedziałam! – wyrwała się, z i tak słabego już, uścisku Toda i odeszła kawałek w bok. Zabini pozwolił jej na to, uznając najwyraźniej, że panuje już nad sobą.
Alyssa poprawiła spadającą jej z ramion pelerynę i odrzuciła z twarzy włosy. Roxanne dawno nie widziała jej tak bardzo wytrąconej z równowagi.
- Witam drodzy uczniowie, przepraszam za spóźnienie, ale wiecie jak to jest. Początek roku szkolnego, dużo papierkowej roboty... – wesoły głos, zbliżającego się profesora Slughorna nagle umilkł.
Horacy zatrzymał się i z uwagą zlustrował otoczenie. Dwie grupki uczniów, ze znienawidzonych domów, stojący na przeciwko siebie i patrzący na siebie wrogo... Korytarz noszący na sobie wyraźne ślady walki i ta ciężka atmosfera...
- Co tu się stało? – spytał surowo, zakładając ręce na swoim pokaźnym brzuchu. Kolorowe guziki od jego bogato zdobionego kaftana zatrzeszczały niebezpiecznie.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
- Pytam, więc wymagam odpowiedzi. Ty – wskazał palcem na jakiegoś Puchona. – Odpowiedz.
Chłopak zająknął się, patrząc niepewnie na winowajców. Narażenie się któremukolwiek z nich było czystą głupotą.
- Wszystko w porządku profesorze, zwykła sprzeczka – Roxanne uśmiechnęła się czarująco, w celu załagodzenia sytuacji.
- Panno Avery, więc słucham, może więcej szczegółów. Kto się pokłócił?
Blondynka zerknęła na Ally, a ta westchnęła ciężko i wystąpiła do przodu.
- Ja – mruknęła beznamiętnie.
- Ach Alyssa! Czemu mnie to nie dziwi – głos Slughorna nie był już tak surowy, pozwolił sobie nawet na krótki uśmiech w stronę swojej wychowanki. – Ale do tanga trzeba dwojga, więc..?
- I ja – Syriusz podszedł bliżej, ocierając resztki krwi z brody.
- No i wszystko jasne – profesor zacmokał z przyganą. – Szczerze mówiąc, zdziwiłbym się gdyby chodziło o kogoś innego. I co ja mam teraz z wami zrobić..
- Profesorze, chyba nie chce pan ich karać, dopiero zaczął się rok szkolny..
- Cichutko panno Avery..
- Profesorze, naprawdę nic się nie stało, to tylko zwykła kłótnia, obyło się bez ofiar – Remus kiedy się postarał, był całkiem dobrym kłamcą. Roxanne zagwizdała cicho pod nosem, tłumiąc śmiech.
- Czy to prawda? – Slughorn spojrzał na resztę uczniów, a Avery zamilkła. – Niewinna kłótnia bez ofiar?
Nastąpiło kilka sekund ciężkiego milczenia. Ally namierzyła ucznia, który przez przypadek został zamieniony w jeża. Wyglądał całkiem normalnie, poza tym, że był odrobinę zbyt blady. Spojrzała mu prosto w oczy, uśmiechając się lekko, a on zbladł jeszcze bardziej, odczytując to jako wyraźną groźbę. Po kolei każdy z uczniów niemrawo przytaknął, a Slughorn zatarł ręce z zadowoleniem.
- No skoro tak.. No nic, nie będę karał młodzieży na dzień dobry, bo zniechęcę ich do edukacji. Ale żeby mi to było ostatni raz! Zmykać do klasy, zaczynamy lekcję!
Ale każdy wiedział, że ten występek z pewnością, do ostatnich nie należał. 


__________________________________

Kurde, musiałam dodać rozdział, żeby pochwalić się nowym szablonem :D zawdzięczam go chusteczce aha, gorąco polecam jej blogi, linki znajdziecie w informacjach z boku. 

Pozdrawiam, buziaki ;3

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 2



Zmrok zapadł już całkowicie, było chłodno i zaczął kropić deszcz. Uczniowie zatłoczyli cały peron w Hogsmeade, a ciągle nowi wysiadali z pociągu. Alyssa razem ze Ślizgonami ze swojego roku przedzierała się właśnie przez tłum pierwszoroczniaków. Poprawiła spadającą jej z ramion, czarną pelerynę. Wsunęła na głowę kaptur z zielonym podszyciem, by uchronić się, przed coraz większymi kroplami deszczu, a srebrną klamrę w kształcie węża zapięła tuż pod szyją. Szli chwilę błotnistą ścieżką, by w końcu stanąć przed powozami, które miały ich zawieść do szkoły. Większość była już zapełniona, do jednego z pustych wsiadał własnie jakiś rudy Puchon. Czarnoskóry Zabini złapał go za szatę na plecach i pociągnął brutalnie, tak że ten wylądował w kałuży.
- Serdecznie zapraszam - szarmanckim gestem wskazał wejście, idącej za nim Ally.
Dziewczyna zaśmiała się lekko i weszła do powozu, nie zwracając uwagi na ciche skargi grupki młodszych uczniów. Ciche, bo przecież żaden wystraszony Puchon nie postawi się grupie Ślizgonów z najstarszej klasy. Opadła na chybotliwą ławeczkę i odetchnęła głośno zatęchłym, wilgotnym powietrzem. Po chwili powóz zapełnił się i ruszył na przód, w powolnym korowodzie prowadzącym do Hogwartu. Alyssa ciągle wystawiała głowę przez okno, a gdy w końcu dostrzegła kontury olbrzymiego zamku, na jej usta wypłynął szeroki uśmiech. Kochała szkołę jak mało co i za każdym razem gdy rozmyślała o niej w czasie wakacji, zalewała ją fala nostalgii. Ale wreszcie była tutaj ponownie - ostatni raz. Na myśl o zakończeniu roku i pożegnaniu się z Hogwartem coś ją zakuło w sercu. Szybko odgoniła od siebie tę wizję, bo przecież to dopiero początek. Ma przed sobą cudowne dziesięć miesięcy, które postanowiła wykorzystać jak najlepiej.
Jej rozmyślenia przerwało uderzenie w tył głowy. Nie było zbyt mocne, ale z pewnością różniło się od delikatnie opadających kropli deszczu, więc powędrowała ręką na włosy. Po chwili wyciągnęła z nich małą kulkę papieru. Odwróciła się w tył, na tyle, na ile było to możliwe w małym okienku i spojrzała na powóz jadący za nimi. Przez okno wychylał się Syriusz Black, ze złośliwym uśmiechem i plastikową osłonką na mugolski długopis w ręku. Wyjął z ust kolejną kulkę papieru, wsadził ją do rurki i dmuchnął. Ally machnęła ręką, a pocisk zatrzymał się w powietrzu, wisiał chwilę bez ruchu, po czym opadł na ziemie w zwolnionym tempie. Syriusz zrobił bardzo zawiedzioną minę, a Alyssa prychnęła pod nosem i skwitowała sytuację niecenzuralnym gestem dłoni. Nie czekając na jego reakcję, schowała się z powrotem we wnętrzu pojazdu.
Rozejrzała się po otaczających ją osobach. Tod Zabini flirtował aktualnie z Roxanne. Każdy wiedział, że podkochuje się w niej od dziecka i choć mieli za sobą kilka wspólnych nocy (przeważnie po suto zakrapianych imprezach), to ciągle utrzymywali swoją znajomość w strefie przyjaźni. Severus dalej zaczytywał się w książce poświęconej Czarnej Magi i sprawiał wrażenie całkowicie odciętego od świata. Dalej siedzieli Nott, Mulciber, Yaxley i Dołohow. Oni jej zbytnio nie interesowali, byli tylko bezmózgimi i agresywnymi dupkami. Nie mogła powiedzieć, żeby darzyła ich jakąś wielką sympatią, czy wyjątkową niechęcią. Po prostu byli, przyzwyczaiła się do ich ciągłej obecności przez te sześć lat. Regulus Black trzymał się z nimi pomimo tego, że był dwa lata młodszy. Tak bardzo jak nienawidziła starszego Black'a, lubiła tego młodszego. Był po prostu uroczy, na swój własny sposób i miała do niego słabość. Zajęty był rozmową z Rogerem Avery - bliźniaczym bratem Roxanne. Byli do siebie podobni jak dwie krople wody, pod względem wyglądu jak i charakteru. Ostatnimi z towarzystwa były dwie brunetki. Jedna o krótkich, kręconych włosach - Veronic Greengrass, druga o długich i prostych - Pati Parkinson. Były typowymi Ślizgonkami, potrafiły być okrutniejsze i złośliwsze niż banda bezmózgów pod dowództwem Averego. Mieszkały w dormitorium razem z Ally i Roxanne. Lubiła je, choć czasami doprowadzały ją do szału.
Powozy zatrzymały się łagodnie tuż przed schodami, prowadzącymi do wnętrza zamku. Ally wysiadła pierwsza, rozciągając mięśnie, obolałe po podróży na kawałku drewna imitującym ławkę. Nie czekając, aż reszta się wygramoli, ruszyła po kamiennych schodach na górę. Zmarzła i przemokła, marzyła już tylko o tym, by najeść się porządnie i pójść spać. Nie zwróciła nawet uwagi na głośne, złośliwe zaczepki dwójki Gryfonów, w przeciwieństwie do towarzyszy idących za nią. Natychmiast zaczęli się odszczekiwać i kłótnię zwaśnionych domów przerwał dopiero surowy głos profesor McGonagall. Alyssa przemknęła obok niej i przystanęła rozglądając się po sali wejściowej. Wciągnęła głęboko ukochane, hogwarckie powietrze i z niegasnącym uśmiechem, skierowała się w stronę Wielkiej Sali. Zajęła miejsce przy stole Slytherinu i rozglądała się po wnętrzu. Zaczarowany sufit miał głęboką, czarną barwę. Z licznych chmur padał deszcz, który jednak nie spadał im na głowy. Setki świec unosiły się w powietrzu, a podekscytowani uczniowie głośno rozmawiali, dzieląc się swoimi wakacyjnymi przeżyciami i witając przyjaciół po długiej przerwie. W końcu reszta towarzystwa dołączyła do niej, po wysłuchaniu kazania profesor transmutacji. Chwilę po nich w wejściu ukazała się dwójka Gryfonów. Przemierzali leniwie Wielką Salę, znakomicie zdając sobie sprawę z tego, że żeńska część Hogwartu łapczywie wlepia w nich wzrok. Sama Alyssa niechętnie wiodła spojrzeniem za Syriuszem. Jego ruchy pełne były dostojnej elegancji i jednocześnie niewymuszonego luzu. Zachowywał się tak, jakby został stworzony do bycia obserwowanym i uwielbianym. Nonszalancka wytworność, to był chyba odpowiedni epitet, którym Alyssa by go opisała. Potem dodałaby jeszcze kilka niecenzuralnych uwag, ale to już inna sprawa. Opadł z gracją na ławkę przy stole Gryffindoru i podparł brodę na zaciśniętej pięści. Wodził znudzonym wzrokiem po Sali, a jego mina była odrobinę wyniosła. W końcu jego spojrzenie zatrzymało się na Ally, która sama od jakiegoś czasu na niego patrzyła. Przeklęła się za to w duchu i gdyby miała to w zwyczaju, zarumieniłaby się. Syriusz wyszczerzył się do niej, a ona przewróciła oczami z odpowiednią dozą pogardy. Potem do Sali wkroczyła McGonagall, prowadząca za sobą tłum pierwszaków i wyrzuciła z głowy Black'a, skupiając się na Ceremonii Przydziału. Postrzępiona Tiara, siedząca na taborecie otworzyła usta i zaczęła śpiewać swoją coroczną piosenkę, jednak Alyssa nie bardzo się na niej skupiała. Obserwowała dzieci czekające na przydział.
Lubiła oglądać te wystraszone maluszki. Bawiło ją to, bo sama pamiętała, jak to jest być na ich miejscu. Przerażona, roztrzęsiona, z dziwaczną, starą tiarą opadającą aż na nos. Pamiętała, jak przebiegło jej pasowanie. Wystąpiła jako pierwsza, ze względu na swoje nazwisko. Na chwiejnych nogach podeszła do stolika, omal nie przewracając się po drodze. W napięciu oczekiwała nałożenia na jej głowę Tiary, a gdy tylko wyświechtany materiał opadł jej na twarz, usłyszała w głowie głos. Dłuższą chwilę zastanawiał się nad wyborem między Ravenclawem, a Slytherinem. W końcu stwierdził,  że druga opcja będzie odpowiedniejsza i wywrzeszczał nazwę domu. Slytherin. Wstała z taboretu, odłożyła Tiarę Przydziału i skierowała się do stołu, który wybuchł burzą oklasków. Nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu radości, ale starała się zachowywać jak na Ślizgonkę przystało. Uniosła więc wyżej brwi, zadarła głowę i z gracją przysiadła na skraju ławki. Potoczyła spojrzeniem po otaczających ją uczniach i zatrzymała się przy dziewczynie z burzą czarnych loków. Oczywiście, wiedziała kim była. Sławna Bellatriks Black również na nią patrzyła, a jej wzrok pełen był chłodu i wyższości. Alyssa wysunęła dumnie podbródek i starała się przybrać taki sam wyraz twarzy. Chciała pokazać, że nie jest zwykłym pierwszakiem, ani szarą myszką, którą można lekceważyć. Najwyraźniej jej się to udało, bo Bellatriks uśmiechnęła się samym kącikiem ust i ledwo widocznie skinęła głową.
 Ten oszczędny gest aprobaty znaczył wtedy dla niej bardzo wiele. Poczuła się zaakceptowana i to nie przez byle kogo. Teraz, sama będąc pewną siebie, dorosłą czarownicą, wspominała to z lekkim rozbawieniem. Fakt faktem przez ten rok, który dla niej był pierwszym, a dla Bellatriks ostatnim, bardzo ją podziwiała. Szczytem szczęścia było dla niej zamienienie z Black kilku słów, nawet jeśli ta traktowała ją z lekką pobłażliwością. Ally była dla niej tylko uroczym, choć intrygującym dzieciakiem. Za to mała Adams obrała sobie Belle za wzór i starała się ją naśladować. W końcu w drugiej klasie, kiedy uwolniła się spod mrocznego uroku Bellatriks, zdała sobie sprawę, że nie ma zamiaru być tylko bezmyślną kopią i została po prostu sobą.
Ceremonia Przydziału dobiegła końca, wszystkie cztery stoły zapełniły się nowymi uczniami, którzy obserwowali otoczenie z ogromnym zaciekawieniem, pomieszanym z odrobiną strachu. Drobny chłopczyk o kruczoczarnych włosach, siedzący w odległości kilku krzeseł od Ally, miał za sąsiada Krwawego Barona, co chyba niekoniecznie mu się podobało. Był spięty i co chwile zerkał nerwowo na ponurego ducha. Dziewczynka z dwoma blond warkoczami, z przejęciem wpatrywała się w zaczarowany sufit, a rudzielec siedzący na przeciwko niej z zapałem dyskutował o Quidditchu ze swoim nowym kolegą.
- Witam was, kochani uczniowie, po wakacyjnej przerwie – dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, wstał zza swojego miejsca przy stole nauczycielskim. Rozłożył szeroko ręce, jakby chciał objąć całą salę, a z jego łagodnie uśmiechniętej twarzy, wręcz promieniowało dobro. – To wielka radość wiedzieć was wszystkich, całych i zdrowych, zwłaszcza, że czasy są niebezpieczne. Ale nie roztrząsajmy tego na pusty żołądek, nudnym paplaniem zajmiemy się po uczcie. Smacznego!
Gdy tylko profesor skończył mówić, półmiski na stole wypełniły się jedzeniem. Uczniowie rzucili się na cudownie wyglądające i apetycznie pachnące dania i przez kilkanaście pierwszych minut sale wypełniało tylko pobrzękiwanie sztućców. Ally właśnie skończyła jeść nadziewaną paprykę i upiła łyk grzanego wina ze swojego kielicha. Przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele, rozgrzewając zmarznięte kończyny. Była bardzo wdzięczna za przywileje, jakimi obdarzał profesor Slughorn pełnoletnich uczniów ze swojego domu. Z przymrużeniem oka patrzył na ich wybryki, a jeśli już musiał wyznaczyć komuś karę, to zwykle było to zostanie chwilę po lekcji, żeby zetrzeć tablicę. Nie było to do końca fair, w stosunku do uczniów z innych domów, ale Ally i jej znajomi zupełnie się tym nie przejmowali. Liczyło się tylko to, że za urządzenie głośnej imprezy Horacy zruga ich, puszczając przy tym oczko, a nie wystawi miesięczny szlaban tak jak na przykład profesor McGonagall. Liczyła się też satysfakcja jaką czuła, gdy napotkawszy spojrzenie Syriusza Black’a ze złośliwym uśmiechem uniosła do toastu swój wypełniony bordowym płynem puchar, a on, odwzajemniając gest upił łyk dyniowego soku.
Kiedy pierwszy głód został zaspokojony, talerze zalśniły czystością, by po chwili ponownie zapełnić się wyśmienitymi potrawami. To była zdecydowanie ulubiona część uczty Ally, takiej ilości wymyślnych deserów nie spotykało się na co dzień. Z dziecięcą radością nałożyła sobie po trochę z każdego dania, znajdującego się najbliżej. Z lubością przełknęła pierwszy kęs, rozpływającej się w ustach, wiśniowej tarty.
- Ciekawe kto w tym roku będzie nauczycielem obrony przed czarną magią... – odezwała się w pewnym momencie Pati, przerywając wesołą paplaninę Roxanne i Veronic. Jej blado niebieskie tęczówki, uważnie prześledziły stół nauczycielski, w poszukiwaniu nowej twarzy.
- Strasznie męczące są te ciągłe zmiany – westchnęła Greengrass. Allysa nie lubiła, kiedy jej głos przybierał tę zarozumiałą barwę. – Nie można przyzwyczaić się do jednego nauczyciela, bo za rok jest kolejny. Zawsze musimy spodziewać się najgorszego, ciągle mam ciarki jak przypomnę sobie tę starą jędze z czwartego roku..
- Może w tym roku Dumbledore nie znalazł nikogo na to stanowisko? Przy stole jest wolne miejsce.
- Niemożliwe – Alyssa natychmiast urwała domysły Roxanne. – Przecież uczniowie ciągle zdają egzaminy, Sumy, a my w tym roku Owutemy. Nie moglibyśmy zostać bez nauczyciela.
- W sumie racja...
- Oby w tym roku dali kogoś porządnego, umrę jeśli będę musiała użerać się z jakimś..
Ally właśnie szykowała się do stanowczego powstrzymania potoku bezsensownych słów, wylewających się z ust Veronic, ale ubiegł ją profesor Dumbledore. Powstał zza swojego miejsca, a na Sali zapadła cisza. Siłą rzeczy Greengrass również musiała zamilknąć, a Adams odetchnęła z ulgą. Nie widziało jej się kłócenie z koleżankami już pierwszego dnia szkoły, zwłaszcza, że mieszkały w jednym dormitorium i potrafiły być bardzo irytujące.
- No kochani, teraz kiedy już wszyscy najedli się i napili, możemy przejść do spraw organizacyjnych. Jak co roku przypominam, że wstęp do Lasu na terenie szkoły jest absolutnie zakazany! Informuję o tym pierwszaków, ale również pragnę odświeżyć pamięć kilku starszym uczniom... – dyrektor zawiesił znacząco głos, a Ally, która właśnie unosiła do ust puchar z winem, mimowolnie się uśmiechnęła. Uciekła wzrokiem w bok, natrafiając na głupawe uśmieszki, ozdabiające twarze czwórki Huncwotów. Reszta uczniów z powagą słuchała przemowy profesora. – Pomyślmy... co dalej... ach tak, dziękuję profesor McGonagall. Musicie mi wybaczyć, pamięć już nie ta... – Albus uśmiechnął się dobrodusznie, obrzucając całą salę spojrzeniem roziskrzonych tęczówek. – Pamiętajcie proszę o tym, że używanie czarów na korytarzach jest niedozwolone, a pan Filch...
Ally przestała słuchać i oparła głowę na dłoni, tłumiąc ziewniecie. Siódmy raz słyszała tę mowę i już pewnie znała ją na pamięć. Teraz marzyła tylko o ciepłym łóżku i długim śnie. Przejedzenie i grzane wino tylko wzmogły jej senność. Kilka minut później Roxanne, szturchnięciem między żebra, wybudziła ją z letargu.
- Hm? – burknęła, patrząc na nią niechętnie.
- Słuchaj teraz.
- ... nauczyciel obrony przed czarną magią, niestety nie dotarł na Ucztę Powitalną, ale jutro rano oczywiście pojawi się na pierwszych zajęciach. Liczę na to, że przyjmiecie go serdecznie i postaracie się o to, żeby szybko zaaklimatyzował się w roli profesora. A teraz ostatnia sprawa, bo zaraz pewnie pozasypiacie na siedząco. Pamiętajcie – wróg rośnie w siłę i czeka już za bramami Hogwartu. Ale tutaj jesteście bezpieczni, więc uczcie się pilnie i wyrośnijcie na świetnych czarodziejów, bądźmy gotowi kiedy wybuchnie wojna. Jednym z moich największych marzeń jest, by uczniowie ze wszystkich domów tworzyli jedną wielką rodzinę i zjednoczyli się w obliczu nieprzyjaciela – głos dyrektora nabrał powagi i swego rodzaju wzniosłości. Rozglądał się po sali, spoglądając z uwagą w oczy każdego ucznia, upewniając się, że biorą sobie do serca jego słowa. Ally poczuła się dziwnie nieswojo, gdy te jasne tęczówki prześwietliły ją na wylot. W końcu Dumbledore klasnął w dłonie, podniosła atmosfera ulotniła się, a jego twarz ponownie rozświetlił uśmiech. – No, a teraz zmykajcie już do łóżek. Jutro pierwszy dzień nauki, więc jestem pewien, że wszyscy chcecie się wyspać. Dobrych snów!
Gdy tylko umilkł, po Wielkiej Sali rozniósł się gwar rozmów i szuranie odsuwanych ław. Ślizgoni z najstarszej klasy zostali jednak na swoich miejscach, czekając aż się przerzedzi i nie będą musieli pchać się do wyjścia. Roger zignorował swoje obowiązki prefekta, ale Roxanne jako Prefekt Naczelny musiała świecić przykładem, więc z niechęcią wstała i pokierowała tłumem pierwszoroczniaków ze Slytherinu. Alyssa z umiarkowanym zainteresowaniem obserwowała, jak jej przyjaciółka szturmuje drzwi i rozstawia po kątach wszystkich, którzy nie chcieli jej przepuścić. W końcu jej się udało i już miała przekraczać wrota z grupką swoich małych podopiecznych, ale szereg młodych Gryfonów znalazł się przy nich w tym samym momencie. Roxanne zmierzyła Remusa Lupina – drugiego Prefekta Naczelnego – władczym spojrzeniem, a ten ustąpił jej, najwyraźniej nie mając zamiaru wdawać się w sprzeczki. Twarzyczkę Avery rozświetlił zwycięski uśmiech i już po chwili razem z pierwszakami zniknęła w sali wejściowej.
Jakiś czas później, Ally wreszcie wstała od stołu i przeciągnęła się, przy akompaniamencie strzelających kości. Przechodzący obok niej Severus, skrzywił się słysząc ten dźwięk, więc z czystej złośliwości zrównała z nim kroku i po kolei zginała każdy palec, wydobywając z niego cichy trzask. Snape zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. W końcu skończyła i spokojnie wyszli z Sali, w otoczeniu innych uczniów z ich rocznika.
- Dziedzictwo – mruknęła Adams, gdy znaleźli się już pod ścianą z tajemnym przejściem, prowadzącym do ich Pokoju Wspólnego.
Kamienie rozstąpiły się i Ally wkroczyła do sporego pomieszczenia, znajdującego się pod jeziorem. Nic się tutaj nie zmieniło przez wakacje, ciągle ta sama chłodna atmosfera, zero przytulności, krople wody spływające po ścianach i lampy rzucające zielonkawe, mdłe światło. Ale też bogato rzeźbiony kominek, zdobione krzesła, wygodne fotele i olbrzymie, piękne płótno z godłem Slytherinu na ścianie. Wszystko w barwach szmaragdu i srebra. Mimo wszystko, Alyssa lubiła spędzać tutaj czas. Jej ulubionym miejscem była dwuosobowa kanapa przed kominkiem, na której zazwyczaj rozkładała się, odrabiając zadanie domowe.
Teraz Pokój Wspólny był opustoszały. Ally również nie została w nim długo, przeszła przez całą długość pomieszczenia i otworzyła czarne, drewniane wrota. Gdy tylko przekroczyła próg, pochodnie na ścianach oświetliły mały przedsionek. Znajdowała się tam tylko para drzwi, prowadzących do dormitoriów. Alyssa pożegnała się z resztą towarzystwa i wybrała te po prawej – za którymi znajdowały się pokoje dziewcząt. Pati i Veronic poszły za nią, natomiast chłopcy zniknęli za drzwiami po lewej. Adams szła ciasnym korytarzykiem, oświetlonym zielonkawym światłem lamp zwisających z sufitu. Podłoga ciągle wyraźnie opadała w dół, tworząc jakby łagodną zjeżdżalnię. Co chwilę mijała drzwi prowadzące do pokoi innych uczennic. W końcu dotarła do końca drogi i otworzyła drzwi po prawej. Ich pokój znajdował się najniżej, najgłębiej pod jeziorem, więc zwykle było w nim chłodno i mrocznie. Ale teraz duże wnętrze ogrzewał ogień, wesoło trzaskający w kominku, a światło wydobywało się z mnóstwa lampek ukrytych w szparach między kamieniami na suficie. Jeden z foteli przed paleniskiem zajmowała Roxanne, przeglądająca jakiś magazyn.
- No wreszcie! – wykrzyknęła, widząc swoje współlokatorki. Odrzuciła gazetę na szklany stolik i zmierzyła je surowym spojrzeniem.
Ally nie zwróciła uwagi na jej humorki. Rozejrzała się po znajomym wnętrzu i z ulgą rzuciła się na jedno z czterech, olbrzymich łóżek z filarami, szmaragdowymi baldachimami i mnóstwem poduszek. Było wykonane z błyszczącego, czarnego drewna, tak samo jak szafy, które właśnie zapełniały się ubraniami jej współlokatorek i inne meble znajdujące się w pokoju.
- Nie chce mi się nawet rozpakować..– jęknęła wtulając twarz w pachnącą pościel.
- Faktycznie tak trudno machnąć różdżką – fuknęła Avery, która właśnie odsyłała książki na regał.
- Zrób to za mnie.
Roxanne westchnęła z irytacją, ale spełniła życzenie przyjaciółki. Pati w tym czasie uzupełniała barek stojący koło kominka, a Veronic zniknęła za drzwiami łazienki. Alyssa z trudem wykrzesała z siebie trochę energii, która wystarczyła na zrzucenie z siebie płaszcza, zasłonięcie baldachimu i przykrycie się ciepłą kołdrą. Opadła na poduszki, prawie natychmiast zasypiając.

Wreszcie w domu..



______________________________


Witam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że się podobało. 
Dodałam zakładkę z bohaterami, chociaż znajdą się w niej tylko te ważniejsze postacie. Niektóre będą dodawane z biegiem opowiadania, więc chętnych zapraszam do sprawdzania od czasu do czasu.

Pozdrawiam ;3

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 1



Ally przyszła na świat w zwykłej rodzinie czarodziei. Nie jakiejś tam specjalnej, z dziada pradziada. Po prostu w miarę czysto krwista czarownica wyszła za w miarę czysto krwistego czarodzieja. Z tego związku powstała córka o ambicjach większych niż mogli to sobie wyobrazić. Z ciężkim, stanowczym charakterem. W Hogwarcie trafiła tam, gdzie trafić powinna - do Slytherinu. Była z tego powodu dumna. Nie należała do osób zawistnych, ale jeśli kiedykolwiek czegoś komuś zazdrościła, to była to z pewnością przynależność do któregoś z wielkich, arystokratycznych rodów. Gdzieś głęboko i skrycie żałowała, że nie urodziła się w takiej rodzinie. Z tradycjami, potęgą i historią. Kochała swoich rodziców, nawet bardzo. Ale wiedziała, że w świecie czarodziejów wiele można osiągnąć, posiadając po prostu odpowiednie nazwisko. Gdyby tylko nazywała się Malfoy, albo Black... Świat stałby przed nią otworem, mogłaby wszystko. Ale pomimo tego, że pochodziła ze zwykłej, szarej rodziny, aspiracjami przewyższała nawet niektórych członków znamienitych rodów. Dlatego postanowiła sobie już dawno - zostanie kimś wielkim. Sama na to zapracuje i przez to satysfakcja będzie jeszcze większa. Nie było to tylko czcze gadanie, uczyła się pilnie, by dobre stopnie zapewniły jej dobrą posadę. Nie dopuszczała do siebie innej możliwości, gdy wyobrażała sobie co będzie kiedyś, widziała tylko świetlaną przyszłość.
- Ally? - wzdrygnęła się czując nagły dotyk na ramieniu i odwróciła, spoglądając prosto w niebieskie oczy Roxanne Avery. - Masz zamiar stać tu całą podróż?
Z Roxanne znały się od dziecka. Z całkowitą szczerością mogła ją nazywać swoją najlepszą przyjaciółką, choć okazywały to sobie w raczej specyficzny sposób. Ruszyła za nią w stronę przedziału, obserwując z politowaniem jak płynnie porusza biodrami i zalotnie odgarnia blond włosy, gdy mijają jakiegoś chłopaka. Była permanentną flirciarą i trudno było się połapać, kogo aktualnie ma na oku. Bardzo kochliwa, choć nigdy nie kochała naprawdę. Swojej niekwestionowanej urody używała przeważnie po to by uwodzić i porzucać.
W końcu znalazły się w zapełnionym przedziale. Nie zwrócono zbytniej uwagi na ich przyjście, towarzystwo zajęte było głośnymi rozmowami i grą w eksplodującego durnia. A przecież tak popularny był wizerunek chłodnego, oschłego Ślizgona. Ale tutaj, przy swoich, mogli zachowywać się swobodnie i porzucić maskę obojętności zakładaną przy uczniach z innych domów. Nie można jednak powiedzieć, że ich paskudne zachowanie wobec reszty Hogwartczyków, też było udawane. Każdy członek Domu Węża miał indywidualny, trudny charakter, a ich cechą wspólną była pogarda i arogancja.
Ally opadła na siedzenie pod oknem, najpierw przecisnąwszy się przez gąszcz wyciągniętych kończyn. Spojrzała na chłopaka zajmującego miejsce naprzeciwko niej. Jako jedyny nie brał udziału w rozmowie, wydawał się całkowicie pochłonięty grubą książką ściskaną w bladych dłoniach. Alyssa uniosła do góry nogę obutą w czarne, materiałowe tenisówki i kopniakiem wytrąciła mu książkę z uścisku. Poszybowała do góry i wylądowała z głośnym trzaskiem na głowie Regulusa Blacka. Dziewczyna nie przejęła się jego krzykami oburzenia, ani śmiechem towarzystwa. Została wciągnięta w dwie, czarne dziury, wypełnione chłodem i aktualnie, rządzą mordu.
- Co tam Sev? - zapytała wesoło, nie odrywając wzroku od oczu chłopaka. Zarzuciła nogi na jego kolana, ale niemal natychmiast je zepchnął.
 - Przeszkodziłaś mi w niesamowicie fascynującym momencie – odparł, wykrzywiając się cierpko w imitacji uśmiechu. Jednym, niedbałym ruchem dłoni sprawił, że książka wróciła do jego rąk.
- Myślałam, że podręczniki do eliksirów znasz już na pamięć.. - wyciągnęła dłoń do przodu, a książka ponownie wzniosła się w powietrze i wylądowała posłusznie na jej kolanach. - Aaaaaaach, więc to tak.. - przejechała palcem po podniszczonej, czarnej okładce. Nie było tytułu ani autora, ale Alyssa nie musiała ich znać. Książka wręcz zionęła Czarną Magią. - Ale Sev, przecież dobrze wiem, że takie dzieła można dostać tylko na Nokturnie - jej głos wypełniała trwoga, zmarszczyła brwi w zaniepokojeniu.
- Mówisz zupełnie tak, jakbym nie widział cię tam w zeszłym tygodniu - uśmiechnął się kpiąco.
Ally zaśmiała się głośno i przekartkowała pobieżnie książkę.
- Dobra oddawaj, zanim podrzesz ją tymi pazurami - jak mógł się spodziewać, dziewczyna specjalnie przejechała długim, ostro zakończonym paznokciem po okładce, nadrywając ją trochę.
Wychylił się do przodu, by odebrać swoją własność, ale ona sama mu ją oddała, już zupełnie niezainteresowana. Uniósł pytająco brwi.
- Już ją czytałam - wzruszyła ramionami.

*

Przedział nie był już tak zapełniony jak na początku podróży. Minęło południe i większość towarzystwa rozeszła się po pociągu w poszukiwaniu rozrywki. Kilka osób poszło podręczyć pierwszaków, ktoś na zebranie prefektów, a jeszcze inni powałęsać się bez celu po korytarzach. Ally ciągle siedziała pod oknem, pogrążona w rozmowie z Roxanne, a Severus zaczytany był w swojej książce, gdy drzwi przedziału rozsunęły się. Stanęła w nich dwójka uczniów, których obecność była całkowicie niepożądana, ale nie wywołała zaskoczenia.
- Och Smarkerusie! Wreszcie cię znaleźliśmy! - wykrzyknął radośnie chłopak w okularach i zmierzwił sobie sterczące na wszystkie strony włosy.
- No, chcieliśmy się przywitać - ten głos Alyssa znała aż za dobrze, należał bowiem do człowieka, którym dogłębnie gardziła.  - Przez te dwa miesiące zdążyliśmy się stęsknić za twoją paskudną gębą.
- Black - wysyczała starając się włożyć w swój głos jak najwięcej jadu i nienawiści.
- Adams - Syriusz jakby dopiero teraz ją zauważył, przeniósł na nią wzrok i uśmiechnął się złośliwie.
Przy nim nigdy nie umiała nad sobą panować. Wystarczyło jedno jego słowo, nawet najbardziej niewinne, by doprowadzić ją do szału. Dlatego i tym razem miała wrażenie, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi to wybuchnie. Nie cierpiała go tak bardzo, że wydawało się to prawie niemożliwe. Jednocześnie jego uważne spojrzenie szarych oczu, wzbudzało w niej uczucia, które niekoniecznie chciała zidentyfikować.
- Spokojnie, spokojnie - James Potter wykazał się niespotykaną u siebie rozwagą, wyczuwając napiętą atmosferę. - Przyszliśmy pogadać ze Smarkiem, a nie wszczynać bójki.
- Nie wiem o czym mówisz Rogasiu - Syriusz ostentacyjnie odwrócił głowę, od mierzącej go wściekłym wzrokiem Ally. - Jakie bójki? Przecież wiesz, że nie znęcam się nad słabszymi, szczególnie płci przeciwnej. Adams nie dałaby sobie ze mną rady, nawet gdybym spał. Albo miał złamane ręce. Albo gdybym spał ze złamanymi rękami.
- Nie powinieneś być tak pewny siebie - warknęła, błyskawicznie znajdując się przy nim i podtykając mu koniec różdżki do gardła.
- Lepiej to odłóż zanim kogoś skrzywdzisz - uśmiechnął się drwiąco, po czym dodał - albo o zgrozo siebie.
Zza jej zaciśniętych zębów wydobyło się tylko wściekłe prychnięcie, automatycznie przeszukiwała pamięć w poszukiwaniu użytecznego zaklęcia. I wreszcie znalazła. Patrzył na nią z góry, z wszechwiedzącą miną pełną politowania i kpiny. Nie mogła się powstrzymać, nie mogła dopuścić do takiej zniewagi.
- Sect..
- Ally! - ostry głos przerwał jej w połowie, a uczucie mocy, które ją ogarnęło, w sekundzie wyparowało.
- Czego?! – wrzasnęła, odwracając się w stronę stojącego na środku przedziału Severusa.
Patrzył na nią wściekle, nie reagował na wcześniejsze zaczepki, dając jej wolną rękę, ale teraz przesadziła. Tylko Roxanne siedziała spokojnie na swoim miejscu, pochłaniając wzrokiem dwóch największych przystojniaków Hogwartu.
Mierzyła się morderczymi spojrzeniami z Severusem, gdy poczuła ciepły dotyk na dłoni. Odwróciła się z powrotem do Black'a, który teraz złapał ją za rękę, ciągle przytykającą mu różdżkę do krtani. Na jego twarzy nie widniał już uśmieszek, a powaga. Wyglądał jakby miał zamiar ją skarcić, co tylko bardziej ją zdenerwowało.
- Nie wiem, czym miałaś zamiar we mnie rzucić Adams, ale wydawało się groźne - jego spojrzenie mroziło równie mocno, co ton głosu. - Lepiej uważaj następnym razem, bo mogę zrobić ci krzywdę, pomimo słabości do tej twojej otoczki zbuntowanej hipiski.
Wyrwała rękę z jego uścisku i cofnęła się kilka kroków, patrząc na niego groźnie spode łba. Jemu natomiast wrócił już dobry humor, bo wyszczerzył się i jakby na potwierdzenie swoich słów, zlustrował jej sylwetkę uważnym spojrzeniem. Długie włosy, piórka wplecione w pojedyncze warkoczyki, materiałowe spodnie w azteckie wzory i mnóstwo biżuterii. Uśmiechnął się szerzej i puścił do niej oczko. Ally wykrzywiła twarz w grymasie, czując jak huczy jej w uszach od nieopanowanej złości.
- Uważaj Black bo jeszcze pomyślę, że mnie podrywasz - wysyczała w końcu i wsunęła różdżkę do kieszeni.
Tym razem uniósł brwi w geście politowania i parsknął cichym śmiechem.
- Nie pochlebiaj sobie Adams - odwrócił się na pięcie i opuścił przedział razem z James'em, który zdążył jeszcze na odchodnym rzucić w Severusa zaklęciem Galaretowatych Nóg. Ally była jednak bardzo dobra w szybkim dobywaniu różdżki i odbite zaklęcie wybiło szybę na korytarzu.
Dziewczyna opadła na swoje miejsce pod oknem i wyrwała czekoladową żabę z ręki zaskoczonej Roxanne. Gwałtownie odgryzła jej głowę, wyobrażając sobie, że to nie wierzgający, kakaowy płaz, a znienawidzony Syriusz Black.
- Czego? - burknęła czując na sobie spojrzenie Severusa.
- Miałaś do cholery nie używać tego zaklęcia!
- Tak bardzo ci to przeszkadza?!
- Tak, skoro to ja jestem jego wynalazcą!
- To kurwa, mogłeś mnie go nie uczyć!
Snape westchnął ze zrezygnowaniem i opadł na siedzenie.
- To nie tak - oświadczył już spokojniej. - Po prostu może nie w pociągu i może nie akurat na nich? Nie chodzi mi o to, że się martwię, bo jak dla mnie, to śmiało ich kiedyś pozabijaj, ale jeśli już chcesz rzucić Sectumsempre, to nie na kogoś, kto potem rozgłosi w całej szkole, że używasz Czarnej Magii.

- Będę robić to, na co mam ochotę - warknęła i wyszła z przedziału trzaskając drzwiami. Wiedziała, że miał rację. Przecież nie była głupia. Ale za to porywcza i nigdy nie przyznawała się do błędu. Poza tym wściekłość wywołana przez Black'a ciągle w niej buzowała i musiała się jakoś wyżyć. W całkowicie ślizgońskim stylu skierowała się do przedziału pierwszaków. 
_____________________________

No i mamy pierwszy rozdziałam, zapraszam do pozostawienia po sobie opinii :D
A, no i jeszcze jedno. Wie ktoś gdzie mogłabym zamówić szablon na bloga? Chodzi mi raczej o jakąś  pojedynczą bloggerkę, która się tym zajmuje, a nie całą szabloniarnię, z nie wiadomo jak długimi kolejkami i skomplikowanymi zasadami.

Pozdrawiam, buziaki ;3




Szkielet Smoka Panda Graphics