niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 8


   Długie, pełne znudzenia westchnięcie wydobyło się z ust Alyssy. Rozłożyła się wygodniej na krześle, bębniąc paznokciami o drewnianą poręcz i zarzucając swobodnie nogi na blat stołu. Zadarła głowę do góry, wpatrując się bezcelowo w sufit. 
Roxanne zajmowała miejsce obok niej. Jej krótka spódniczka podwinęła się, gdy zgrabnie zarzuciła nogę na nogę. Usadowiona była odrobinę bokiem, podpierając brodę na jednej ręce i nawijając na palec kosmyk włosów. 
Roger rozglądał się po pomieszczeniu z miną pana i władcy, jak zwykle nieustraszony, dumny i przekonany o swojej wyższości. Szeroko rozstawił nogi, a ręce założył za głowę, sprawiając wrażenie całkowicie wyluzowanego. 
Severus przesunął swoje krzesło w kąt sali, starając się jak najbardziej ukryć w cieniu. Siedział wyprostowany i nieruchomy, a jego twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji, gdy patrzył chłodnymi oczami w przestrzeń przed sobą. 
Tod siedział za Roxanne, opierając nogi o jej krzesło. Głowę miał odchyloną do tyłu, a powieki przymknięte i prawdopodobnie przysypiał. Podejrzenia te okazały się słusznie, gdy zaczął lekko pochrapywać. 
Syriusz jak zwykle emanował nonszalancką elegancją. Założył nogę na nogę, w typowo męskiej pozie, a ramię przerzucił przez oparcie krzesła. Jego mina zdradzała całkowite znudzenie. Zdawał się obrać za punkt honoru pokazanie, jak bardzo to wszystko go nie obchodzi. 
James siedział na krześle po turecku, opierając łokcie na kolanach, a na dłoniach brodę. Od czasu do czasu zmierzwił sobie i tak sterczące we wszystkie strony włosy, albo poprawił okulary zjeżdżające mu na czubek nosa. Nucił coś cicho sam do siebie. 
Remus prawie leżał na swoim miejscu, wyciągając przed siebie nogi, z założonymi na piersi rękami. W między czasie ziewnął kilka razy, ale poza tym pozostawał nieruchomy, błądząc od niechcenia wzrokiem po obecnych. 
Peter starał się udawać, że go nie ma, co nie bardzo mu wychodziło, biorąc pod uwagę jego pulchną sylwetkę. Skulił się na krześle i przygryzał paznokcie, tocząc dookoła wystraszonym, rozbieganym wzrokiem. 
Oprócz niego jeszcze jedna osoba jawnie okazywała swój stres. 
Lily siedziała wyprostowana jak struna, z rękami złożonymi na kolanach, wystukując niespokojny rytm stopami. Zagryzała nerwowo wargę i gwałtownym gestem wsuwała niesforne włosy za ucho. 
Granica miedzy Gryfonami, a Ślizgonami była wyraźnie zaznaczona, przebiegała przez środek pomieszczenia i była tak szeroka, że bez problemu mogłoby nią przejść dwoje ludzi. Nikt nie odezwał się nawet słowem, a choć obecni na różne sposoby okazywali swoje lekceważące podejście, w pomieszczeniu można było wyczuć napiętą atmosferę oczekiwania. Pokój był spory, a prawie każdą ze ścian pokrywały półki zapełnione książkami. Przed uczniami stało wielkie, bogato zdobione biurko, zapełnione papierami i dokumentami, choć panował na nim porządek. Za biurkiem było duże okno, a pod nim kominek. Znajdowali się w gabinecie profesor McGonagall. 
Drzwi za nimi otworzyły się gwałtownie i do środka energicznym krokiem wmaszerowała właścicielka pomieszczenia. Za nią kroczył ciężko profesor Slughorn, a na końcu, ku przerażeniu niektórych, sam dyrektor Hogwartu. Alyssa powolnym ruchem zdjęła nogi z blatu biurka Minerwy i podwinęła je pod siebie. Tod, wybudzony nagłym przerwaniem spokoju, wyprostował się na krześle, a James przestał podśpiewywać. Trójka nauczycieli stanęła pod oknem i przez chwilę w gabinecie panowała głucha, nienaturalna cisza. Pierwsza postanowiła przerwać ją McGonagall. 
- Ufam, że wszyscy znacie powód, dla którego znaleźliście się tutaj – zaczęła i wyglądała jakby z trudem hamowała gniew. Jej twarz pobladła, marszczyła groźnie brwi, a usta zaciskała w wąską kreskę. Żaden z obecnych nie był na tyle odważny, głupi lub bezczelny by zaprzeczyć. Chociaż Alysse korciło. – Przypomnę jednak, byście w pełni mogli pojąć wagę waszego karygodnego zachowania. Pomimo bezwzględnego zakazu używania czarów na korytarzach, w czasie przerw... – urwała, jakby oburzenie chwilowo odebrało jej zdolność mowy. – Cała wasza dziesiątka wdała się w widowiskowy pojedynek, na oczach niemalże całej szkoły. Wasze zaklęcia częściowo zniszczyły korytarz na piątym piętrze, oraz zraniły kilkudziesięciu uczniów. Niektórzy ciągle znajdują się w Skrzydle Szpitalnym. Na wasze szczęście nikt nie doznał trwałych uszkodzeń, choć wyleczenie niektórych obrażeń zajmie jakiś czas. Od razu pragnę zaznaczyć, że wasza kara będzie bardzo surowa. A teraz oczekuję wyjaśnień.
Cisza, która zapadła po jej słowach, była prawie że namacalna. Nikt nie drgnął, uczniowie starali się nawet nie oddychać. Profesorowie przyglądali się im w milczeniu. Dumbledore był poważny jak nigdy, wesołe ogniki, zwykle jarzące się w jego oczach, teraz jakby zmatowiały, a niebieskie tęczówki prześwietlały na wylot każdego z obecnych. Slughorn był wyraźnie strapiony, nerwowo przygładzał wąsa, albo bawił się guzikami swojej bogato wyszywanej kamizelki. McGonagall za to była wściekła, sprawiała wrażenie kompletnie wyprowadzonej ze swojej zwykłej, chłodnej równowagi. 
- Nikt nie chce opowiedzieć? Świetnie. W takim razie zadaje pierwsze pytanie, a za każdą kolejną sekundę zwłoki, wasza kara będzie jeszcze cięższa. Kto zaczął?
- W jakim sensie? – odezwał się Roger. 
- Kto pierwszy rzucił zaklęcie? – uściśliła profesor, miażdżąc go wzrokiem. 
Tym razem cisza trwała tylko kilka sekund, w trakcie których uczniowie wymienili między sobą spojrzenia. W końcu do góry uniosła się jedna z rąk. Liczne metalowe bransolety zadzwoniły w trakcie tego powolnego ruchu, wykonanego z ociąganiem, choć bez wahania. 
Slughorn wypuścił ciężko powietrze, blednąc na twarzy. 
- Panna Adams.. – McGonagall nie sprawiała wrażenia zaskoczonej. Alyssa milczała, opuszczając rękę. – W kogo było wycelowane?  
Kilka osób uśmiechnęła się blado, gdy dłoń Syriusza Blacka powędrowała w powietrze. Minerwa przymknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki, uspokajający oddech. 
- Dlaczego? – wyrzuciła z siebie, łapiąc się za nasadę nosa. 
Ally odchrząknęła cicho i wyglądała, jakby z trudem powstrzymywała śmiech, cisnący jej się na usta. Kąciki jej warg drżały niebezpiecznie, kiedy się odezwała. 
- Black mnie zdenerwował, pani profesor. 
- Ach tak? Co takiego zrobił? 
- Siedział za mną na zaklęciach i przez całą lekcję przeszkadzał. Zamiast brać udział w zajęciach, uniemożliwiał mi ćwiczenia czaru i ogólnie starał się zrobić mi na złość. Nie wytrzymałam, kiedy próbował podpalić mi włosy. 
Urwała, gdy salę wypełnił cichy śmiech kilku obecnych. 
- Oj tam zaraz podpalić...
- NO TO SIĘ WKURZYŁAM – przerwała Syriuszowi dobitnie Alyssa - i rzuciłam w niego Upiorogackiem, kiedy wyszliśmy na korytarz. 
- Proszę dalej – ponagliła ją McGonagall, gdy umilkła. – Jestem ciekawa, jak z takiego zajścia rozpętała się wojna na pół szkoły. 
- Black odbił zaklęcie i trafiło w jakiegoś pierwszaka. Potem mi oddał, ale się odsunęłam i dostała Roxanne. Tod się wkurzył i też go zaatakował, ale włączył się Potter. Zamiast celować w nas, rzucił zaklęciem w Severusa, który przechodził obok. A potem to już jakoś tak wyszło, że każdy atakował każdego. 
Adams zwieńczyła opowieść wzruszeniem ramion. Nauczyciele nie wyglądali na ani odrobinę usatysfakcjonowanych. 
- Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania? 
Milczeli. 
- Sprawiacie wrażenie zadowolonych z siebie, ale musicie w końcu zrozumieć, że złamaliście kilkanaście punktów regulaminu szkolnego! A w całym tym przedsięwzięciu brała udział czwórka prefektów. Czwórka! W tym dwoje naczelnych! Jeszcze nigdy... 
- Pani profesor, ja tylko próbowałam ich powstrzymać! – pisnęła Lily. 
- Może intencje miała pani dobre, panno Evans, ale liczy się to, że skończyła pani, miotając zaklęcia we wszystkie strony, razem ze znajomymi – zagrzmiała Minerwa, a dziewczyna skurczyła się ze strachu. 
- Ach Minerwo.. – Slughorn zaśmiał się nerwowo i starał zabrzmieć przekonująco. – Po co tyle nerwów, po co tyle złości.. Jestem pewien, że taka sytuacja już się więcej nie powtórzy, więc może wystarczy upomnienie i wszyscy wrócimy do swoich zajęć..
- Nie tym razem Horacy – zabrał głos Dumbledore. Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy profesora, a i uczniowie okazali niepokój. – Myślę, że byłeś dla nich zbyt pobłażliwy, a tym razem sprawa jest poważna. Musicie wiedzieć, że bardzo mnie rozczarowaliście – jego pełne zawodu spojrzenie i powaga, na zwykle dobrodusznie uśmiechniętej twarzy, sprawiały, że faktycznie każdy z winowajców poczuł ukłucie wstydu. – Uczniowie ostatniej klasy, w tym prefekci, bardzo obiecujące, młode pokolenie. Musicie dawać innym przykład, a nie wdawać się w bójki na oczach całej szkoły. Musicie się zjednoczyć i uświadomić, że nie jesteście dla siebie wrogami. Prawdziwy wróg czyha za wrotami Hogwartu i pewnie ucieszyłaby go wieść o takiej niezgodzie panującej wśród młodych czarodziejów. A przede wszystkim, ucieszyłby się, gdyby wiedział, że na korytarzu piątego piętra, w trakcie waszej małej bitwy, doszło do użycia Czarnej Magii. 
Tym razem cisza, która zapadła była jeszcze intensywniejsza. Żołądki uczniów ścisnęły się ze strachu, a jeszcze chwilę temu tak doskonale wyczuwalny luz i lekceważenie, teraz odeszły w niepamięć. 
- Kto rzucił czarnomagiczne, zakazane w tej szkole zaklęcie? 
Nikt się nie odezwał. Winowajcy nawet nie myśleli o tym, żeby się przyznać. Nie było to zwykłe tchórzostwo, ale egoizm i chłodny rozsądek, bo doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że mogą w trybie natychmiastowym wylecieć ze szkoły. Alyssa i Severus wymienili szybkie spojrzenia. Ledwo widocznie skinęli głowami i tylko upewnili się w przekonaniu, by milczeć. Inni nie wiedzieli dokładnie kto posłużył się Czarną Magią, bo zaklęcia latały we wszystkie strony. 
- Nikt się nie przyzna? – Albus z uwagą przyjrzał się każdemu z uczniów po kolei, a jego blado niebieskie oczy jakby wwiercały się im w dusze. Ally z trudem powstrzymała się od kręcenia na krześle, gdy to przenikliwe spojrzenie spoczęło na niej. Ale wytrzymała je, nawet nie mrugnęła. W końcu dyrektor westchnął cicho, z rezygnacją. – Szkoda. Wiedzcie, że bardzo mi przykro z tego powodu. Wyznaczeniem kary zajmie się profesor McGonagall, do widzenia. 
I wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Uczniowie nie poruszyli się na swoich krzesłach i nawet ci niewinni, poczuli na sobie irracjonalną moc wyrzutów sumienia. Gdyby dyrektor zaczął krzyczeć, wrzeszczeć, ukarał ich... wszystko byłoby lepsze niż to rozczarowanie, smutek i powaga. 
- Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to zabiorę do siebie łobuzów ze Slytherinu i tam... – spróbował znowu Slughorn. 
- Nie Horacy – przerwała mu stanowczo Minerwa. – Wszyscy poniosą stosowną karę, wymierzoną przeze mnie. Tym razem nie będzie taryf ulgowych. Prefekci zostają na miesiąc zawieszeni w swoich obowiązkach, ale po upływie tego czasu zastanowimy się, czy w ogóle oddać wam odznaki. Dlatego zachowujcie się, bo jeden wybryk i możecie na zawsze pożegnać się ze stanowiskami. 
Roger wzruszył tylko ramionami. Bycie prefektem znaczyło dla niego tyle, co korzystanie z ekskluzywnej łazienki i odbieranie punktów uczniom innych domów. Roxanne wyraźnie pobladła, a Lily wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Prawdopodobnie był to pierwszy raz gdy złamała regulamin szkolny i spotykała ją za to sroga kara. Remus w ogóle nie zareagował. 
- Panna Adams i pan Black... wasza kara będzie surowsza, biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko zaczęło się od was. Miesięczne zawieszenie członkostwa w drużynach Quidditcha i również się pilnujcie, bo możecie do nich nie wróc...
- CO?! – głośny krzyk, wydobywający się z dwóch gardeł, zagłuszył resztę jej wypowiedzi. 
Alyssa i Syriusz zerwali się na równe nogi, z wyrazami skrajnego niedowierzania na twarzach. 
- Ale pani profesor... – zaczął Black, starając się zachować spokój i przemówić nauczycielce do rozsądku. 
- Za dwa tygodnie jest pierwszy mecz... Ślizgoni przeciw Gryfonom... nie może pani... – Alyssa wyrzuciła z siebie chaotyczne urywki zdań, gwałtownie gestykulując i podnosząc głos. 
- Panno Adams, nie będzie mi pani mówiła co ja mogę, a czego nie – zagrzmiała McGonagall, patrząc na nią groźne. 
- Ale... 
- Milcz Black!
- Profesorze... – Ally spojrzała błagalnie na Slughorna. 
- Minerwo, jesteś pewna, że...
- TAK! Jestem pewna, a teraz minus dziesięć punktów dla panny Adams i dla pana Blacka, za podważanie mojej decyzji! Trzeba było myśleć o konsekwencjach wcześniej. 
Alyssa opadła na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Miała wrażenie jakby cały jej świat w jednej chwili się zawalił, bo przecież nie marzyła ostatnio o niczym innym, jak zmiecenie Gryfonów z boiska. Syriusz usiadł sztywno na swoje miejsce, chociaż wyglądał, jakby z trudem hamował furię. 
- Idziemy dalej. Każdy z obecnych zyskuje dodatkowo miesięczny szlaban, szczegółów dowiecie się później. Sama jeszcze muszę to na spokojnie przemyśleć. 
Uczniowie w nienaturalnej ciszy zaczęli podnosić się z krzeseł. 
- Jeszcze nie skończyłam – odezwała się ponownie McGonagall. – Slytherin i Gryffindor tracą po pięćdziesiąt punktów. 
Kilka jęków protestu wyrwało się z uczniowskich gardeł. 
- Za każdego z was – dodała profesor, a obecni zamarli.  

Ci którzy umieli równocześnie liczyć i rozpaczać zrozumieli, że w jednej chwili stracili niewyobrażalną ilość dwustu pięćdziesięciu punktów. 


_____________________

Ta daaam no i kolejny rozdział :D
Jakiś taki krótki.. ale ja po prostu nie umiem pisać długich notek ;__;
Ostatnio hogwarcki światek i to opowiadanie pochłonęło mnie na tyle, że w ogóle nie mam weny na drugi mój blog i strasznie go zaniedbuję. To takie... faworyzowanie swoich dzieci xD niewybaczalne

No, trzymajcie się. Pozdrawiam, buziaki ;3




poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 7


W weekend po pierwszym tygodniu szkoły, Alyssa miała zamiar odpocząć. Tak wczesne wstawanie z pewnością jej nie służyło, a początki były zawsze najtrudniejsze. Niestety ktoś postanowił brutalnie pokrzyżować jej plany. Ze snu wybudziło ją gwałtowne kołysanie, gdy ktoś najwyraźniej szarpał ją za ramię. Jeszcze nie do końca świadoma, strzepnęła rękę intruza i mamrocząc coś pod nosem, odwróciła się na bok. 
- Ally proszę cię, nie mamy czasu! 
Szarpanie wznowiło się, i o ile to możliwe, stało jeszcze bardziej denerwujące. 
- Roger się wścieknie jak zaraz nie przyjdziesz, ruchy!
Adams z przeciągłym ziewnięciem wtuliła twarz w poduszkę. 
- Mówię poważnie, wstawaj!
- Goń się... – jęknęła dziewczyna, gdy została gwałtownie pociągnięta do siadu. 
- No, dobrze ci idzie. Teraz ubieraj się i idziemy – gdy tylko uścisk na jej rękach zniknął, ponownie bezwładnie opadła na pościel. – Ally... 
Wreszcie Alyssa otworzyła oczy i zmierzyła niechętnym, zaspanym spojrzeniem nieproszonego gościa. Wysoka mulatka siedziała na skraju jej łóżka, z zaciętym wyrazem twarzy. Orientalną urodą zdecydowanie wyróżniała się na tle innych hogwarckich uczennic. Jej tęczówki miały intensywną, czekoladową barwę, a brązowe włosy były gęste i zwijając się w ciasnych lokach, sięgały jej niemal bioder. 
- Mel... – westchnęła niechętnie Adams. – To naprawdę dzisiaj? 
Melanie Crosser pokiwała energicznie głową. 
- Nie chce mi się wierzyć, że zapomniałaś. Próbuję cię obudzić chyba z pół godziny, a wcześniej był tu już Roger.
- Hm? Serrio?
- Na Slytherina, naprawdę tego nie pamiętasz? – Melanie zachichotała cicho. – Zaraz przed wyjściem był cię obudzić, pominę to, jak w ogóle wszedł do tego korytarza skoro jest przeznaczony tylko dla dziewczyn. No ale powiedział, że cię obudził, chwilę pomarudziłaś, ale powiedziałaś, że już idziesz. Czekaliśmy na ciebie strasznie długo, w końcu Roger się wkurzył i kazał mi po ciebie iść. Już widzę jak się na tobie wyżywa, kiedy w końcu przyjdziemy.
- Mam go w dupie – odparła niezadowolona Alyssa, ale zaraz wybuchnęła śmiechem. – Za cholerę nie kojarzę żeby tu wcześniej był. 
- Zawsze miałaś twardy sen. Ale to trochę jego wina, powinien już wiedzieć, że nawet kiedy sprawiasz wrażenie rozbudzonej i kodującej informacje, nie zawsze tak jest. Dobra, ale serrio się zbieraj. 
Alyssa niechętnie opuściła ciepłe łóżko i zaraz uderzył ją chłód panujący w dormitorium. Przeklinając pod nosem na poranki, zimno, Rogera i cały świat, zaczęła szukać ubrań. Melanie początkowo biernie przyglądała się jej ospałym ruchom, ale kiedy próbowała ubrać różową skarpetkę, podczas gdy na drugiej nodze miała już niebieską, w końcu się zlitowała. Wyjęła zza pazuchy różdżkę i kierując ją na dziewczynę, wymruczała pod nosem krótką formułkę. Całe zmęczenie natychmiast opuściło Alysse, jakby właśnie wstała po całym dniu odpoczywania i na dodatek wypiła mocną kawę. Wymamrotała jakieś podziękowania i poprawnie założyła na siebie każdą część garderoby. Zniknęła na dosłownie kilka sekund w łazience, a kiedy była już gotowa, wyjęła z dna kufra swojego Zefira 103, jedną z najlepszych mioteł wyścigowych, dostępnych aktualnie na rynku. 
- Która w ogóle godzina? – spytała, gdy miały już opuszczać dormitorium. 
- Dochodzi siódma – odparła wesoło Crosser. 
Adams naburmuszyła się, spoglądając zazdrośnie przez ramię, na swoje ciągle pogrążone w śnie koleżanki. Dzięki zaklęciu Melanie była całkowicie rozbudzona, ale nie zmieniało to faktu, że chętnie by sobie jeszcze poleżała. 
Dziewczyny wyszły z zamku, nie napotykając po drodze żywego ducha. Na błoniach powitał je lekki, chłodny wiatr. Niebo było szarawe, ale zapowiadało się na dobrą pogodę. Po krótkiej wędrówce przez wysoką trawę, znalazły się na boisku do Quidditcha. Alyssa pierwsza stanęła przed drzwiami do szatni Ślizgonów i weszła ostrożnie do środka, gotowa uchylić się, na wypadek gdyby wściekłemu Rogerowi przyszło do głowy rzucić w nią jakimś zaklęciem. Niewiele się myliła. Wprawdzie Avery nie mierzył w nią różdżką, ale jego gniewna mina wskazywał na to, że może do tego dojść w najbliższym czasie. 
- Ile do cholery jasnej można na ciebie czekać? – warknął, stojąc na środku szatni i wpatrując się w nią groźnie. 
- Tyle ile będzie trzeba – odparła lekceważąco, patrząc na niego chłodno. 
- Posłuchaj księżniczko, jestem kapitanem tej drużyny, a ty jej członkiem, więc masz się mnie słuchać bo inaczej... 
- Bo inaczej co? – przerwała mu, podchodząc bliżej. 
- Wywalę cię – wycedził przez zęby. 
- Już to widzę. 
- Chcesz się przekonać?!
- Śmiało.
- Hej! – Melanie chwyciła Alysse za łokieć, bo ta już zbliżała się do Rogera z wyciągniętą różdżką. Mulatka słynęła ze swojego opanowania i łagodności, a na dodatek posiadała specyficzny dar uspokajania rozzłoszczonej Adams. Oczywiście nie zawsze się udawało, ale kluczem do sukcesu była interwencja, zanim dziewczyna zacznie krzyczeć i rzucać dookoła zaklęciami. – O ile się nie mylę, mieliśmy omawiać nową taktykę. Więc zamknijcie się w końcu i nie traćmy więcej czasu. 
Alyssa wydała z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, coś pomiędzy prychnięciem pełnym wzburzenia, a lekceważącym pomrukiem. Wzruszyła ramionami i usiadła na ławce pod ścianą. Roger za to odetchnął kilka razy i rozejrzał się dookoła, patrząc uważnie na każdego członka swojej drużyny. Regulus Black, ich szukający, siedział koło Ally i kiwał się sennie w przód i w tył. Chodził do piątej klasy razem z Melanie, która od roku grała w drużynie na pozycji ścigającego. Drugim ścigającym była Alyssa. Po drugiej stronie Regulusa siedział pałkarz – Dereck Mulciber. Był wysokim, umięśnionym typkiem, który nie grzeszył inteligencją, ale siłą ramion owszem. Potrafił bardzo celnie uderzyć tłuczkiem, a przeciwnik, który nim dostał, zwykle nie kończył najlepiej. Roger grał na pozycji obrońcy. 
- Dobra, o dziewiątej zaczynają się testy na trzeciego ścigającego i drugiego pałkarza – zaczął Avery. – Mam nadzieję, że dorwiemy jakichś dobrych zawodników, bo w tym roku po prostu musimy pokonać Gryfonów. 
- To samo słyszałam ostatnio – mruknęła Melanie. 
- Ta, a skończyło się tym, że przegraliśmy zaledwie dziesięcioma punktami i Ally wdała się w taką kłótnię z moim bratem, że musiał ich rozdzielać dyrektor – dopowiedział Regulus, a na jego przystojnej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. 
- Należało mu się – burknęła Adams, która na samo wspomnienie tamtego meczu automatycznie robiła się zła. Przeszedł on do historii jako jedna z najbardziej brutalnych rozgrywek, chociaż tak naprawdę, każdy mecz między Gryffindorem a Slytherinem obfitował we wszelkiego rodzaje faule i łamania regulaminu. O bójkach na koniec nie wspominając. Tamtego dnia Ally kilkukrotnie została zrzucona z miotły, a choć odwdzięczała się tym samym, Syriusz szydził z niej wypominając brak umiejętności, co wyjątkowo godziło w jej dumę, zwłaszcza że zdobyła wtedy sporą ilość punktów.
- Owszem, przesadził. Ale to ty pierwsza wyjęłaś różdżkę – odparł młody Black. – Chociaż to było całkiem widowiskowe, jak zaczęłaś go okładać jego własną miotłą. 
- Szkoda, że w końcu ją złamałaś, była naprawdę dobra – dodała Melanie. 
- Dobra, cicho – uciął w końcu Roger. – Chodzi mi o to, że byliśmy już naprawdę blisko zdobycia Pucharu, bo co to niby za różnica dziesięciu punktów? Dlatego w tym roku musimy ich zmiażdżyć...
Przemawiał z zapałem przez dobre kilkanaście minut, a Ally zupełnie go nie słuchała. W końcu ogłosił rozpoczęcie treningu. Najpierw mieli polatać i rozgrzać się, potem udać na śniadanie, a po powrocie zacząć sprawdziany do drużyny. 
Kiedy wyszli z szatni, odziani w szmaragdowe szaty do Quidditcha, niebo było już bardziej błękitne, chociaż ciągle liczne chmury przykrywały słońce. Alyssa z lubością dosiadła swojej miotły i wzbiła się w powietrze. Uwielbiała czuć ten pęd powietrza targający jej włosami i zupełnie nie przeszkadzał jej chłodny wiatr, chłostający ją po twarzy. Szybując wysoko na miotle czuła się bardzo pewnie, a treningi i mecze wywoływały u niej gwałtowne skoki adrenaliny. Uwielbiała, nieraz brutalną, pogoń za kaflem, unikanie tłuczków i trafianie w jedną z trzech obręczy. Dostała się do drużyny już w drugiej klasie i w tym samym roku wygrali Puchar Quidditcha. Zatrzymali go jeszcze w kolejnym roku, ale potem zwycięstwo trzykrotnie objęli Gryfoni. W tym roku postanowiła zrobić wszystko, żeby pod koniec rozgrywek ściskać w dłoni złoty puchar i patrzyć wyniośle w zawiedzioną twarz Syriusza Blacka. 

*

Syriusz wraz ze swoimi przyjaciółmi, wchodził właśnie do Wielkiej Sali. Jego plany spokojnego skonsumowania śniadania pokrzyżowała postać, która właśnie wychodziła z jadalni. Regulus również go dostrzegł i zatrzymał się prawie w tym samym momencie. Miał na sobie szatę do Quidditcha, a za nim pojawiła się po chwili reszta drużyny. Obaj bracia byli do siebie niesamowicie podobni, choć wyraźnie było widać dwuletnią różnicę wieku między nimi. Teraz mierzyli się chłodnymi, pełnymi wrogości spojrzeniami. 
- Wcześnie zaczynacie – James ze złośliwym uśmiechem zwrócił się do Rogera. – Obawiam się jednak, że na niewiele wam się to zda. 
- Powtórzysz to Potter, kiedy już wygramy Puchar – odwarknął blondyn pogardliwie. 
- Już słyszeliśmy coś podobnego, nawet kilka razy.
- I jakoś wam nie wyszło – Syriusz włączył się do wymiany zdań. 
- Myślicie, że taka marna przewaga robi z was jakichś bohaterów? 
- Każda przewaga się liczy Avery. Jakby nie patrzeć zaważyła na naszym zwycięstwie – dodał Remus. 
- Nie nacieszycie się nim długo – rzucił Roger i wyminął ich, razem z Melanie i Dereckiem, który mijając Jamesa, potrącił go mocno swoim szerokim barem. 
Potter zaklął pod nosem i chciał się odegrać, ale Remus powstrzymał go ostrzegawczym spojrzeniem. Wzdychając ciężko, postanowił ten jeden raz odpuścić. Ciągle stojący przed nimi Regulus już miał rzucić jakąś uwagę w stronę brata, gdy ktoś wpadł na niego gwałtownie od tyłu i chwycił pod ramię. 
- Hej Regi, co tu jeszcze robi... – Alyssa urwała, a szeroki uśmiech zszedł z jej twarzy, gdy natrafiła spojrzeniem na czwórkę Gryfonów. 
- Adams – rzucił lodowato Syriusz, patrząc niechętnie na jej bliskie stosunki ze swoim bratem. 
- Black – warknęła, nieświadomie wbijając paznokcie w ramię Regulusa, który syknął cicho.
- Myślałem, że masz lepszy gust – nie mógł darować sobie tej uwagi, był zbyt ciekaw jej reakcji. 
Alyssa prychnęła pod nosem i zaczepnie przysunęła się jeszcze bliżej młodszego Blacka. 
- I kto to mówi. Słyszałam, że kręcisz z tą dziwną blondynką z Ravenclawu... jak jej tam... Remimi? Nie... Remolina...? – udała, że się zastanawia, wznosząc oczy do sufitu. 
- Remilia – poprawił ją odruchowo Syriusz. Zaraz jednak jego wargi wykrzywił złośliwy uśmiech. – A co, zazdrosna? 
Ally zaśmiała się pogardliwie. 
- Tak jak mówiłeś, mam lepszy gust. 
- Jędza.
- Dupek.
- Wariatka!
- Idiota!
James i Regulus w tym samym momencie uciszyli swoich przyjaciół i pociągnęli ich w swoje kierunki. 
- Daruj już sobie Łapciu, Peter pewnie umiera z głodu. 
- Chodź Ally, zaraz trening. 
- Do zobaczenia zazdrośnico! – krzyknął jeszcze Syriusz przez ramię. 
- Chyba na mózg ci padło! – odparła Alyssa, w połowie sali wejściowej. 

*

Z perspektywy Alyssy, sprawdziany ciągnęły się niemalże w nieskończoność. Chętnych w tym roku była masa, a że większość z nich należała do młodszych klas, trudno było zapanować nad harmidrem. W końcu Roger wyrzucił z boiska wszystkich pierwszaków, połowę drugoklasistów i większą część dziewczyn, chichoczących i robiących maślane oczka w stronę jego lub Regulusa. Potem nie było łatwiej, kilka osób spadło z mioteł, kilka na siebie powpadało w locie, a jakiś nieumiejętny, początkujący pałkarz pomylił tłuczek z głową swojego kolegi. Początkowo cała ta sytuacja wyłącznie bawiła Alysse, siedziała w najniższym rzędzie trybun i zaśmiewała się ze zdzierającego gardło Rogera. Ale kiedy kilkoro najbardziej utalentowanych szczęśliwców miało zacząć sprawdzian z resztą drużyny, jedynym co odczuwała była ciągle rosnąca irytacja. Pierwszy poziom wściekłości nastąpił, gdy jakieś dwie dziewczyny, oczekujące na swoją kolej, wdały się w głośną rozmowę na temat wątpliwych zalet hogwarckiego przystojniaka – Syriusza Blacka. Od ich barwnych epitetów i rozmarzonych głosików zrobiło jej się autentycznie niedobrze. Drugi poziom nadszedł błyskawicznie, gdy jakiś trzecioklasista wpadł na nią w locie i prawie zrzucił z miotły. Mogłaby to wybaczyć, gdyby wstrętny gówniarz nie był tak zarozumiały i nie starał się przekonać wszystkich, że wypadek był tylko i wyłącznie jej winą, bo jego umiejętności miotlarskie są o niebo lepsze, a w ogóle to kobiet nie powinno się wpuszczać na boisko. Zapłacił za te teksty, chociaż zdaniem Adams cena była zbyt mała – Melanie zdążyła ją odciągnąć zanim trwale go uszkodziła. Trzeci poziom wściekłości doprowadził do wybuchu, w momencie, gdy rozpędzony do granic możliwości tłuczek uderzył ją prosto w twarz. Zalana krwią, zła i przeklinająca na nieumiejętnego pałkarza, wylądowała chwiejnie na ziemi. Reszta drużyny natychmiast ją otoczyła, a Roger po krótkich oględzinach, nakazał Melanie natychmiastowe zaprowadzenie jej do Skrzydła Szpitalnego. Czwartego poziomu wściekłości nie aktywowała, doprowadziłoby to chyba do autodestrukcji, biorąc pod uwagę utratę krwi i promieniujący z twarzy ból. Niemniej jednak sala wejściowa była zatłoczona uczniami zmierzającymi na obiad, a ich zaciekawione spojrzenia tylko dodatkowo ją zdenerwowały. Całe szczęście, że Melanie mocno ją trzymała, bo pomimo posoki obficie moczącej jej ubranie i ściekającej na podłogę, mogłaby jednak spróbować zrobić komuś krzywdę, kiedy w tłumie mignęła jej wykrzywiona w kpiącym uśmiechu twarz Syriusza Blacka. 
- Na Merlina, siadaj dziecko! – rozkazała pani Pomfrey, gdy tylko weszła do szpitala. 
Alyssa posłusznie zajęła jedno z białych, metalowych łóżek i pozwoliła pielęgniarce zająć się swoją twarzą. W między czasie wysłuchała całej litanii na temat tego, jaki brutalny jest Quidditch i że powinien zostać zakazany, bo odsetek rannych z roku na rok wzrasta. 
- Nos złamany w dwóch miejscach – zawyrokowała pani Pomfrey, po zatamowaniu krwawienia i wyczyszczeniu jej twarzy. 
- Ale wszystko będzie w porządku? – spytała zaniepokojona Melanie, siedząca na krześle przy łóżku. 
- Oczywiście. Naprawienie kości to nic, za kilka minut panna Adams będzie cała i zdrowa. 
- Żeby mi tylko garb nie został – wymamrotała Ally, gdy kobieta wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w jej nos. 

*

Piętnaście minut później Alyssa i Melanie opuściły Skrzydło Szpitalne, kierując się w stronę jadalni, na spóźniony obiad. Nos Ally doprowadzony był już do porządku i nikt by nie pomyślał, że jakiś czas temu został zmiażdżony przez morderczą piłkę. Po błyskawicznym posiłku, zjedzonym w opustoszałej Wielkiej Sali, szybko znalazły się w swoich dormitoriach, gdzie Adams ze wstrętem zrzuciła z siebie zakrwawioną, szmaragdową szatę i zastąpiła ją lekkim, czerwonym sweterkiem i czarnymi spodniami. Wiecznie zmarznięte dłonie schowała w rękawach, a na nogi włożyła grube skarpety. Z ulgą opadła na swoją kanapę w Pokoju Wspólnym Slytherinu. 
- Kogo w końcu mamy w drużynie? – spytała, siedzącego nieopodal Regulusa. 
- Pałkarzem jest Rayan Smith, taki trzecioklasista. Niski, ale cholernie umięśniony i celnie odbija tłuczek. Ze ścigającym były większe problemy, było kilku naprawdę dobrych kandydatów. W końcu wygrał Ethan Stivler z szóstej klasy. Znasz go? – dodał, gdy Alyssa prychnęła cicho. 
- Ta, poznałam go na przyjęciu u Slughorna w zeszłym roku. Strasznie wkurzający typek, ciągle by gadał tylko o sobie. 
Dalszą konwersację uniemożliwiło głośne wejście Rogera, Toda i kilku innych siódmoklasistów, ściskających w dłoniach butelki Ognistej Whisky. 
- Ludzie, trzeba uczcić nowy skład drużyny! – wrzasnął Avery, a tłum Ślizgonów zebranych w Pokoju Wspólnym ryknął z uciechy. 
Ktoś zgasił światło, ktoś inny włączył głośną muzykę, na wszystkich stołach nie wiadomo skąd pojawiły się przekąski, a alkohol lał się strumieniami. 
- Za wygraną w Pucharze Quidditcha! – padł pierwszy toast. 
Alyssa wymknęła się z przyjęcia, zanim zdążono namówić ją na chociażby jedną kolejkę. 

*

W przeciwieństwie do swoich znajomych, Alyssa uwielbiała przychodzić do biblioteki. Panujący w pomieszczeniu, senny spokój potrafił odprężyć ją prawie jak joga, a specyficzny zapach kurzu i starych książek wcale jej nie przeszkadzał. Stopy odziane w wełniane skarpety stąpały bezszelestnie po kamiennej posadce czytelni, czym zaskarbiła sobie pełne aprobaty spojrzenie pani Pince – kobiety z wyglądu bardzo przypominającej sępa, o stanowczym, ostrym charakterze. Uczniowie wiecznie psioczyli na jej wyczulony słuch i rygorystyczne zasady, ale Ally lubiła ją między innymi dlatego, że podzielała jej miłość do książek. 
Adams zajęła jeden z nielicznych, wolnych stolików w centrum obszernego pomieszczenia i położyła na stole swoją torbę. Wyjęła z wnętrza rolkę pergaminu, kałamarz i pióro. Potem wstała z miejsca i zagłębiła się w rząd półek zapełnionych książkami, w poszukiwaniu dzieł, które pomogą jej przy pisaniu wypracowania na poniedziałkową lekcję transmutacji. 

*

Alyssa zmieniła pozycje, podciągając kolana pod brodę i nie przerywając pisania. Od kilkugodzinnego siedzenia na twardym krześle rozbolał ją już kręgosłup. Zapisany prawie w całości pergamin wił się po stoliku, a ona wcale jeszcze nie zmierzała do końca pracy. Z uwagą przekartkowała strony ciężkiej, starej księgi i w zamyśleniu odgarnęła włosy z twarzy, zostawiając na policzku smugę atramentu. Odłożyła na chwilę łabędzie pióro na blat biurka i sadowiąc się wygodniej w krześle, odchyliła głowę do tyłu. Sięgnęła po swoje wypracowanie, z zamiarem przeczytania go od początku i zastanowienia się, czego jeszcze brakuje. Wśród ksiąg i fałd papieru z trudem odnalazła początek, a gdy już jej się to udało, wytrzeszczyła oczy. Jej drobne, odrobinę niechlujne pismo zniknęło, pozostawiając po sobie czystą kartkę. Przerzuciła kilka centymetrów rolki, z niedowierzaniem odnajdując wreszcie czarny atrament. Litery nieustannie znikały, stopniowo, od początku do końca pergaminu, jakby gumowała je czyjaś niewidzialna ręka. Ally przeklęła pod nosem i z kieszeni torby, zwisającej z oparcia krzesła, wyjęła swoją różdżkę. Wymamrotała kilka słów i już wiedziała, że ktoś w pobliżu postanowił odrobinę się rozerwać. 
- Potter albo Black – warknęła głośno, dochodząc do wniosku, że na taki pomysł mógł wpaść tylko jeden z gryfońskich dowcipnisiów. – Wyłaź bo nie ręczę za siebie. 
W rzędzie książek oddalonym od niej o kilka metrów rozległ się stłumiony śmiech. Po chwili w jej stronę kroczył leniwie Syriusz Black, z rękami w kieszeniach i uśmiechem, wciąż błąkającym się na wargach. Nie miała już siły na kolejny poziom wściekłości, a cała złość i irytacja gromadząca się w niej tego dnia, zmieniła się w końcu w całkowitą beznadzieję. Z ciężkich westchnięciem złożyła głowę na blacie stołu, robiąc to może odrobinę zbyt gwałtownie, o czym świadczył delikatny ból czoła.  
- Wiesz, że jesteś jedynym Ślizgonem w bibliotece dzisiejszego wieczoru? – zagadnął, opierając się o kant stołu obok niej. – Zastanawiałem się czy cię wygnali, za niegodne Slytherinu wykrwawianie się, czy...
- Jedno szczęście, że nasz Dom znajduje się głęboko pod ziemią i nikt nie słyszy wrzasków pijanych nastolatków – przerwała mu nagle, odchylając się na oparcie i podwijając pod siebie nogi. 
- Z tego co wiem jakoś nigdy nie unikałaś imprez – zauważył, nie odrywając od niej oczu. 
- Black – jęknęła, w między czasie przełamując jego zaklęcie i sprawiając, że wypracowanie w całości powróciło na pergamin. – Zaklęcie Rozbudzające działa genialnie, ale tylko przez jakiś czas, sprawiając, że potem jesteś zmęczony pięć razy bardziej niż byłeś. Zaliczyłam dzisiaj kilka wybuchów wściekłości, prawie zabiłam drugoklasistę, złamano mi nos w dwóch miejscach i jestem prawie pewna, że straciłam dzisiaj z litr krwi. Filch pewnie do tej pory przeklina mnie, czyszcząc całą drogę ze schodów wejściowych do Skrzydła Szpitalnego. Ostatnie o czym teraz marzę to imprezowanie i słuchanie twojego głosu. 
Syriusz wpatrywał się w nią chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu szeroki uśmiech przyozdobił jego twarz, a on sam opadł na krzesło obok niej. 

- W takim razie pomilczmy – rzekł, odsuwając jej pergamin i robiąc miejsce na swój. Wyjął z torby pawie pióro i zaczął coś notować, a Alyssa po kilku sekundach przyglądania mu się z niedowierzaniem, wróciła do swojego wypracowania. 


_________________________________

No hej ♥
Rozdział opóźniony, powinien pojawić się jakoś w sobotę, ale miałam drobne problemy z komputerem. 
Prawie zeszłam na zawał, bo nie wiedziałam czy uda mi się odzyskać mój ukochani folder ze wszystkimi tekstami, ale na szczęście wszystko jest ok ;3

Chętnych zapraszam do sprawdzenia od czasu do czasu zakładki z bohaterami, bo na bieżąco dodaję nowe postacie, i nie ukrywam, trochę czasu to zajmuje. 

Ściskam i pozdrawiam <3


Edit 14.01
Pomimo tego, że oficjalnie nie biorę udziału w Libsterach i innych takich, odpowiem na pytania Risu, ale nominację sobie odpuszczę. No to by było tak:

1. Przyznaj się, do którego domu w Hogwarcie należysz?
- Zdecydowanie Slytherin :D
2. Twój ulubiony środek lokomocji?
- Samochód ;x nie cierpię autobusów i innych takich masowych urządzeń lokomocyjnych, za dużo ludzi.
3. Gdyby kręcono w Hollywood film o twoim życiu, która z gwiazd najlepiej sprawdziłaby się jako ty?
- No ale żeś pytanie wymyśliła ;__; w sumie perspektywa filmu o mnie jest baaaaardzo kusząco, ale jakoś nie umiem wybrać odpowiedniej aktorki. Angelina Jolie niech będzie, a co xD
4. Film w kinie czy zaciszu domowym?
- Kino ♥
5. Twój najpopularniejszy rozdział to?
- Prolog xD
6. Jaka by była pierwsza rzecz, którą byś zrobiła, gdybyś była potworem z Loch Ness?
- ahahahhaaha kocham to pytanie! Zjadłabym kogoś. A potem pokazała całemu światu, że faktycznie istnieję, wywołując jakąś katastrofę.
7. Piosenka na dziś?
- Nie wiem ;c
8. Jak widzisz siebie za dziesięć lat?
- Kobieta sukcesu, biznes women, famme fatalle.. bez dwóch zdań.
9. Jaka jest twoja największa zaleta i wada?
- Zaleta hmmm.. jest z czego wybierać xD
A tak serrio, to nie mam pojęcia. Moim zdaniem może jakiś tam talent do pisania, bo marzy mi się w przyszłości osiągnąć sukces w tej dziedzinie.
Wada.. tu to jeszcze większe pole do popisu xD czasami mam ochotę wszystkich pozabijać.
10. Morze, jezioro, czy góry?
- Morze!
11. Jak spędzasz wolny czas?
- Czytanie, pisanie, znajomi, odmóżdżanie się w internetach.


Pozdrawiam! ;3
Szkielet Smoka Panda Graphics