niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 8


   Długie, pełne znudzenia westchnięcie wydobyło się z ust Alyssy. Rozłożyła się wygodniej na krześle, bębniąc paznokciami o drewnianą poręcz i zarzucając swobodnie nogi na blat stołu. Zadarła głowę do góry, wpatrując się bezcelowo w sufit. 
Roxanne zajmowała miejsce obok niej. Jej krótka spódniczka podwinęła się, gdy zgrabnie zarzuciła nogę na nogę. Usadowiona była odrobinę bokiem, podpierając brodę na jednej ręce i nawijając na palec kosmyk włosów. 
Roger rozglądał się po pomieszczeniu z miną pana i władcy, jak zwykle nieustraszony, dumny i przekonany o swojej wyższości. Szeroko rozstawił nogi, a ręce założył za głowę, sprawiając wrażenie całkowicie wyluzowanego. 
Severus przesunął swoje krzesło w kąt sali, starając się jak najbardziej ukryć w cieniu. Siedział wyprostowany i nieruchomy, a jego twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji, gdy patrzył chłodnymi oczami w przestrzeń przed sobą. 
Tod siedział za Roxanne, opierając nogi o jej krzesło. Głowę miał odchyloną do tyłu, a powieki przymknięte i prawdopodobnie przysypiał. Podejrzenia te okazały się słusznie, gdy zaczął lekko pochrapywać. 
Syriusz jak zwykle emanował nonszalancką elegancją. Założył nogę na nogę, w typowo męskiej pozie, a ramię przerzucił przez oparcie krzesła. Jego mina zdradzała całkowite znudzenie. Zdawał się obrać za punkt honoru pokazanie, jak bardzo to wszystko go nie obchodzi. 
James siedział na krześle po turecku, opierając łokcie na kolanach, a na dłoniach brodę. Od czasu do czasu zmierzwił sobie i tak sterczące we wszystkie strony włosy, albo poprawił okulary zjeżdżające mu na czubek nosa. Nucił coś cicho sam do siebie. 
Remus prawie leżał na swoim miejscu, wyciągając przed siebie nogi, z założonymi na piersi rękami. W między czasie ziewnął kilka razy, ale poza tym pozostawał nieruchomy, błądząc od niechcenia wzrokiem po obecnych. 
Peter starał się udawać, że go nie ma, co nie bardzo mu wychodziło, biorąc pod uwagę jego pulchną sylwetkę. Skulił się na krześle i przygryzał paznokcie, tocząc dookoła wystraszonym, rozbieganym wzrokiem. 
Oprócz niego jeszcze jedna osoba jawnie okazywała swój stres. 
Lily siedziała wyprostowana jak struna, z rękami złożonymi na kolanach, wystukując niespokojny rytm stopami. Zagryzała nerwowo wargę i gwałtownym gestem wsuwała niesforne włosy za ucho. 
Granica miedzy Gryfonami, a Ślizgonami była wyraźnie zaznaczona, przebiegała przez środek pomieszczenia i była tak szeroka, że bez problemu mogłoby nią przejść dwoje ludzi. Nikt nie odezwał się nawet słowem, a choć obecni na różne sposoby okazywali swoje lekceważące podejście, w pomieszczeniu można było wyczuć napiętą atmosferę oczekiwania. Pokój był spory, a prawie każdą ze ścian pokrywały półki zapełnione książkami. Przed uczniami stało wielkie, bogato zdobione biurko, zapełnione papierami i dokumentami, choć panował na nim porządek. Za biurkiem było duże okno, a pod nim kominek. Znajdowali się w gabinecie profesor McGonagall. 
Drzwi za nimi otworzyły się gwałtownie i do środka energicznym krokiem wmaszerowała właścicielka pomieszczenia. Za nią kroczył ciężko profesor Slughorn, a na końcu, ku przerażeniu niektórych, sam dyrektor Hogwartu. Alyssa powolnym ruchem zdjęła nogi z blatu biurka Minerwy i podwinęła je pod siebie. Tod, wybudzony nagłym przerwaniem spokoju, wyprostował się na krześle, a James przestał podśpiewywać. Trójka nauczycieli stanęła pod oknem i przez chwilę w gabinecie panowała głucha, nienaturalna cisza. Pierwsza postanowiła przerwać ją McGonagall. 
- Ufam, że wszyscy znacie powód, dla którego znaleźliście się tutaj – zaczęła i wyglądała jakby z trudem hamowała gniew. Jej twarz pobladła, marszczyła groźnie brwi, a usta zaciskała w wąską kreskę. Żaden z obecnych nie był na tyle odważny, głupi lub bezczelny by zaprzeczyć. Chociaż Alysse korciło. – Przypomnę jednak, byście w pełni mogli pojąć wagę waszego karygodnego zachowania. Pomimo bezwzględnego zakazu używania czarów na korytarzach, w czasie przerw... – urwała, jakby oburzenie chwilowo odebrało jej zdolność mowy. – Cała wasza dziesiątka wdała się w widowiskowy pojedynek, na oczach niemalże całej szkoły. Wasze zaklęcia częściowo zniszczyły korytarz na piątym piętrze, oraz zraniły kilkudziesięciu uczniów. Niektórzy ciągle znajdują się w Skrzydle Szpitalnym. Na wasze szczęście nikt nie doznał trwałych uszkodzeń, choć wyleczenie niektórych obrażeń zajmie jakiś czas. Od razu pragnę zaznaczyć, że wasza kara będzie bardzo surowa. A teraz oczekuję wyjaśnień.
Cisza, która zapadła po jej słowach, była prawie że namacalna. Nikt nie drgnął, uczniowie starali się nawet nie oddychać. Profesorowie przyglądali się im w milczeniu. Dumbledore był poważny jak nigdy, wesołe ogniki, zwykle jarzące się w jego oczach, teraz jakby zmatowiały, a niebieskie tęczówki prześwietlały na wylot każdego z obecnych. Slughorn był wyraźnie strapiony, nerwowo przygładzał wąsa, albo bawił się guzikami swojej bogato wyszywanej kamizelki. McGonagall za to była wściekła, sprawiała wrażenie kompletnie wyprowadzonej ze swojej zwykłej, chłodnej równowagi. 
- Nikt nie chce opowiedzieć? Świetnie. W takim razie zadaje pierwsze pytanie, a za każdą kolejną sekundę zwłoki, wasza kara będzie jeszcze cięższa. Kto zaczął?
- W jakim sensie? – odezwał się Roger. 
- Kto pierwszy rzucił zaklęcie? – uściśliła profesor, miażdżąc go wzrokiem. 
Tym razem cisza trwała tylko kilka sekund, w trakcie których uczniowie wymienili między sobą spojrzenia. W końcu do góry uniosła się jedna z rąk. Liczne metalowe bransolety zadzwoniły w trakcie tego powolnego ruchu, wykonanego z ociąganiem, choć bez wahania. 
Slughorn wypuścił ciężko powietrze, blednąc na twarzy. 
- Panna Adams.. – McGonagall nie sprawiała wrażenia zaskoczonej. Alyssa milczała, opuszczając rękę. – W kogo było wycelowane?  
Kilka osób uśmiechnęła się blado, gdy dłoń Syriusza Blacka powędrowała w powietrze. Minerwa przymknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki, uspokajający oddech. 
- Dlaczego? – wyrzuciła z siebie, łapiąc się za nasadę nosa. 
Ally odchrząknęła cicho i wyglądała, jakby z trudem powstrzymywała śmiech, cisnący jej się na usta. Kąciki jej warg drżały niebezpiecznie, kiedy się odezwała. 
- Black mnie zdenerwował, pani profesor. 
- Ach tak? Co takiego zrobił? 
- Siedział za mną na zaklęciach i przez całą lekcję przeszkadzał. Zamiast brać udział w zajęciach, uniemożliwiał mi ćwiczenia czaru i ogólnie starał się zrobić mi na złość. Nie wytrzymałam, kiedy próbował podpalić mi włosy. 
Urwała, gdy salę wypełnił cichy śmiech kilku obecnych. 
- Oj tam zaraz podpalić...
- NO TO SIĘ WKURZYŁAM – przerwała Syriuszowi dobitnie Alyssa - i rzuciłam w niego Upiorogackiem, kiedy wyszliśmy na korytarz. 
- Proszę dalej – ponagliła ją McGonagall, gdy umilkła. – Jestem ciekawa, jak z takiego zajścia rozpętała się wojna na pół szkoły. 
- Black odbił zaklęcie i trafiło w jakiegoś pierwszaka. Potem mi oddał, ale się odsunęłam i dostała Roxanne. Tod się wkurzył i też go zaatakował, ale włączył się Potter. Zamiast celować w nas, rzucił zaklęciem w Severusa, który przechodził obok. A potem to już jakoś tak wyszło, że każdy atakował każdego. 
Adams zwieńczyła opowieść wzruszeniem ramion. Nauczyciele nie wyglądali na ani odrobinę usatysfakcjonowanych. 
- Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania? 
Milczeli. 
- Sprawiacie wrażenie zadowolonych z siebie, ale musicie w końcu zrozumieć, że złamaliście kilkanaście punktów regulaminu szkolnego! A w całym tym przedsięwzięciu brała udział czwórka prefektów. Czwórka! W tym dwoje naczelnych! Jeszcze nigdy... 
- Pani profesor, ja tylko próbowałam ich powstrzymać! – pisnęła Lily. 
- Może intencje miała pani dobre, panno Evans, ale liczy się to, że skończyła pani, miotając zaklęcia we wszystkie strony, razem ze znajomymi – zagrzmiała Minerwa, a dziewczyna skurczyła się ze strachu. 
- Ach Minerwo.. – Slughorn zaśmiał się nerwowo i starał zabrzmieć przekonująco. – Po co tyle nerwów, po co tyle złości.. Jestem pewien, że taka sytuacja już się więcej nie powtórzy, więc może wystarczy upomnienie i wszyscy wrócimy do swoich zajęć..
- Nie tym razem Horacy – zabrał głos Dumbledore. Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy profesora, a i uczniowie okazali niepokój. – Myślę, że byłeś dla nich zbyt pobłażliwy, a tym razem sprawa jest poważna. Musicie wiedzieć, że bardzo mnie rozczarowaliście – jego pełne zawodu spojrzenie i powaga, na zwykle dobrodusznie uśmiechniętej twarzy, sprawiały, że faktycznie każdy z winowajców poczuł ukłucie wstydu. – Uczniowie ostatniej klasy, w tym prefekci, bardzo obiecujące, młode pokolenie. Musicie dawać innym przykład, a nie wdawać się w bójki na oczach całej szkoły. Musicie się zjednoczyć i uświadomić, że nie jesteście dla siebie wrogami. Prawdziwy wróg czyha za wrotami Hogwartu i pewnie ucieszyłaby go wieść o takiej niezgodzie panującej wśród młodych czarodziejów. A przede wszystkim, ucieszyłby się, gdyby wiedział, że na korytarzu piątego piętra, w trakcie waszej małej bitwy, doszło do użycia Czarnej Magii. 
Tym razem cisza, która zapadła była jeszcze intensywniejsza. Żołądki uczniów ścisnęły się ze strachu, a jeszcze chwilę temu tak doskonale wyczuwalny luz i lekceważenie, teraz odeszły w niepamięć. 
- Kto rzucił czarnomagiczne, zakazane w tej szkole zaklęcie? 
Nikt się nie odezwał. Winowajcy nawet nie myśleli o tym, żeby się przyznać. Nie było to zwykłe tchórzostwo, ale egoizm i chłodny rozsądek, bo doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że mogą w trybie natychmiastowym wylecieć ze szkoły. Alyssa i Severus wymienili szybkie spojrzenia. Ledwo widocznie skinęli głowami i tylko upewnili się w przekonaniu, by milczeć. Inni nie wiedzieli dokładnie kto posłużył się Czarną Magią, bo zaklęcia latały we wszystkie strony. 
- Nikt się nie przyzna? – Albus z uwagą przyjrzał się każdemu z uczniów po kolei, a jego blado niebieskie oczy jakby wwiercały się im w dusze. Ally z trudem powstrzymała się od kręcenia na krześle, gdy to przenikliwe spojrzenie spoczęło na niej. Ale wytrzymała je, nawet nie mrugnęła. W końcu dyrektor westchnął cicho, z rezygnacją. – Szkoda. Wiedzcie, że bardzo mi przykro z tego powodu. Wyznaczeniem kary zajmie się profesor McGonagall, do widzenia. 
I wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Uczniowie nie poruszyli się na swoich krzesłach i nawet ci niewinni, poczuli na sobie irracjonalną moc wyrzutów sumienia. Gdyby dyrektor zaczął krzyczeć, wrzeszczeć, ukarał ich... wszystko byłoby lepsze niż to rozczarowanie, smutek i powaga. 
- Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to zabiorę do siebie łobuzów ze Slytherinu i tam... – spróbował znowu Slughorn. 
- Nie Horacy – przerwała mu stanowczo Minerwa. – Wszyscy poniosą stosowną karę, wymierzoną przeze mnie. Tym razem nie będzie taryf ulgowych. Prefekci zostają na miesiąc zawieszeni w swoich obowiązkach, ale po upływie tego czasu zastanowimy się, czy w ogóle oddać wam odznaki. Dlatego zachowujcie się, bo jeden wybryk i możecie na zawsze pożegnać się ze stanowiskami. 
Roger wzruszył tylko ramionami. Bycie prefektem znaczyło dla niego tyle, co korzystanie z ekskluzywnej łazienki i odbieranie punktów uczniom innych domów. Roxanne wyraźnie pobladła, a Lily wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Prawdopodobnie był to pierwszy raz gdy złamała regulamin szkolny i spotykała ją za to sroga kara. Remus w ogóle nie zareagował. 
- Panna Adams i pan Black... wasza kara będzie surowsza, biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko zaczęło się od was. Miesięczne zawieszenie członkostwa w drużynach Quidditcha i również się pilnujcie, bo możecie do nich nie wróc...
- CO?! – głośny krzyk, wydobywający się z dwóch gardeł, zagłuszył resztę jej wypowiedzi. 
Alyssa i Syriusz zerwali się na równe nogi, z wyrazami skrajnego niedowierzania na twarzach. 
- Ale pani profesor... – zaczął Black, starając się zachować spokój i przemówić nauczycielce do rozsądku. 
- Za dwa tygodnie jest pierwszy mecz... Ślizgoni przeciw Gryfonom... nie może pani... – Alyssa wyrzuciła z siebie chaotyczne urywki zdań, gwałtownie gestykulując i podnosząc głos. 
- Panno Adams, nie będzie mi pani mówiła co ja mogę, a czego nie – zagrzmiała McGonagall, patrząc na nią groźne. 
- Ale... 
- Milcz Black!
- Profesorze... – Ally spojrzała błagalnie na Slughorna. 
- Minerwo, jesteś pewna, że...
- TAK! Jestem pewna, a teraz minus dziesięć punktów dla panny Adams i dla pana Blacka, za podważanie mojej decyzji! Trzeba było myśleć o konsekwencjach wcześniej. 
Alyssa opadła na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Miała wrażenie jakby cały jej świat w jednej chwili się zawalił, bo przecież nie marzyła ostatnio o niczym innym, jak zmiecenie Gryfonów z boiska. Syriusz usiadł sztywno na swoje miejsce, chociaż wyglądał, jakby z trudem hamował furię. 
- Idziemy dalej. Każdy z obecnych zyskuje dodatkowo miesięczny szlaban, szczegółów dowiecie się później. Sama jeszcze muszę to na spokojnie przemyśleć. 
Uczniowie w nienaturalnej ciszy zaczęli podnosić się z krzeseł. 
- Jeszcze nie skończyłam – odezwała się ponownie McGonagall. – Slytherin i Gryffindor tracą po pięćdziesiąt punktów. 
Kilka jęków protestu wyrwało się z uczniowskich gardeł. 
- Za każdego z was – dodała profesor, a obecni zamarli.  

Ci którzy umieli równocześnie liczyć i rozpaczać zrozumieli, że w jednej chwili stracili niewyobrażalną ilość dwustu pięćdziesięciu punktów. 


_____________________

Ta daaam no i kolejny rozdział :D
Jakiś taki krótki.. ale ja po prostu nie umiem pisać długich notek ;__;
Ostatnio hogwarcki światek i to opowiadanie pochłonęło mnie na tyle, że w ogóle nie mam weny na drugi mój blog i strasznie go zaniedbuję. To takie... faworyzowanie swoich dzieci xD niewybaczalne

No, trzymajcie się. Pozdrawiam, buziaki ;3




5 komentarzy:

  1. O NIEEEEE! Czuję się niezaspokojona. Nie dość, że rzadko dodajesz, a ja potem czekam z takim upragnieniem na rozdziały, to króciutki i nie ma momentów Alyssy i Syriusza :(
    Ale rozdział świetny. Może w końcu się zintegrują? Dobra jakoś wątpię. ;_;
    Nie mam weny na pisanie komentarzy. Wybacz.
    Kocham CIę, wiesz przecież, ale jak następny rozdział będzie taki krótki to Cię znajdę!
    Dawaj następny szybciutko,bo umieram w czasie oczekiwania na rozdziały.
    Życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och jaka wybredna :D
      Nie mogę rzucać rozdziałami na prawo i lewo, bo w końcu mi się skończą te które mam już gotowe i jak nie będę miała weny, to jeszcze dłużej będziesz musiała czekać! ;D

      kocham kocham i pozdrawiam ♥

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, McGonagall jak zawsze surowa >.<
    Teraz uczcijmy minutą ciszy moje zawiedzenie, że muszę czekać na kolejny rozdział.
    Ale cóż, tak na marginesie, ten rozdział był równie wspaniały jak poprzednie. Pisz więcej, proszę! Jako geniusz musisz poświęcać się dla swoich dzieł. Inaczej to ty dostaniesz -50 od McGonagall. Wierz mi, odważę się do niej napisać i poskarżę na ciebie. Oj, niedobra. Jak ty możesz tak ludzi męczyć, żeby tyle czekać na kolejny rozdział?!
    Nie no, muszę to zgłosić.
    Love, A.
    (A co mi tam, i tak cię kocham)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, jak w pierwszy momencie zobaczyłam tyle nowych komentarzy, to się zastanawiałam co to za pomyłka xD w każdym razie cieszę się, że chciało ci się komentować każdy rozdział i dziękuję za wszystkie miłe słowa *.*
      Cierpliwości, jeszcze tylko kilka dni :D
      Jak znajdę trochę czasu, to odwiedzę również twojego bloga.
      Ściskam i pozdrawiam ♥

      Usuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3

Szkielet Smoka Panda Graphics