Długie, pełne znudzenia westchnięcie wydobyło się z ust Alyssy. Rozłożyła się wygodniej na krześle, bębniąc paznokciami o drewnianą poręcz i zarzucając swobodnie nogi na blat stołu. Zadarła głowę do góry, wpatrując się bezcelowo w sufit.
Roxanne zajmowała miejsce obok niej. Jej
krótka spódniczka podwinęła się, gdy zgrabnie zarzuciła nogę na nogę.
Usadowiona była odrobinę bokiem, podpierając brodę na jednej ręce i nawijając
na palec kosmyk włosów.
Roger rozglądał się po pomieszczeniu z
miną pana i władcy, jak zwykle nieustraszony, dumny i przekonany o swojej
wyższości. Szeroko rozstawił nogi, a ręce założył za głowę, sprawiając wrażenie
całkowicie wyluzowanego.
Severus przesunął swoje krzesło w kąt
sali, starając się jak najbardziej ukryć w cieniu. Siedział wyprostowany i
nieruchomy, a jego twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji, gdy patrzył
chłodnymi oczami w przestrzeń przed sobą.
Tod siedział za Roxanne, opierając nogi o
jej krzesło. Głowę miał odchyloną do tyłu, a powieki przymknięte i prawdopodobnie przysypiał. Podejrzenia te okazały się słusznie, gdy zaczął
lekko pochrapywać.
Syriusz jak zwykle emanował nonszalancką
elegancją. Założył nogę na nogę, w typowo męskiej pozie, a ramię przerzucił
przez oparcie krzesła. Jego mina zdradzała całkowite znudzenie. Zdawał się
obrać za punkt honoru pokazanie, jak bardzo to wszystko go nie obchodzi.
James siedział na krześle po turecku,
opierając łokcie na kolanach, a na dłoniach brodę. Od czasu do czasu zmierzwił
sobie i tak sterczące we wszystkie strony włosy, albo poprawił okulary
zjeżdżające mu na czubek nosa. Nucił coś cicho sam do siebie.
Remus prawie leżał na swoim miejscu,
wyciągając przed siebie nogi, z założonymi na piersi rękami. W między czasie
ziewnął kilka razy, ale poza tym pozostawał nieruchomy, błądząc od niechcenia
wzrokiem po obecnych.
Peter starał się udawać, że go nie ma, co
nie bardzo mu wychodziło, biorąc pod uwagę jego pulchną sylwetkę. Skulił się na
krześle i przygryzał paznokcie, tocząc dookoła wystraszonym, rozbieganym
wzrokiem.
Oprócz niego jeszcze jedna osoba jawnie
okazywała swój stres.
Lily siedziała wyprostowana jak struna, z
rękami złożonymi na kolanach, wystukując niespokojny rytm stopami. Zagryzała
nerwowo wargę i gwałtownym gestem wsuwała niesforne włosy za ucho.
Granica miedzy Gryfonami, a Ślizgonami
była wyraźnie zaznaczona, przebiegała przez środek pomieszczenia i była tak
szeroka, że bez problemu mogłoby nią przejść dwoje ludzi. Nikt nie odezwał się
nawet słowem, a choć obecni na różne sposoby okazywali swoje lekceważące
podejście, w pomieszczeniu można było wyczuć napiętą atmosferę oczekiwania. Pokój
był spory, a prawie każdą ze ścian pokrywały półki zapełnione książkami. Przed
uczniami stało wielkie, bogato zdobione biurko, zapełnione papierami i
dokumentami, choć panował na nim porządek. Za biurkiem było duże okno, a pod
nim kominek. Znajdowali się w gabinecie profesor McGonagall.
Drzwi za nimi otworzyły się gwałtownie i
do środka energicznym krokiem wmaszerowała właścicielka pomieszczenia. Za nią
kroczył ciężko profesor Slughorn, a na końcu, ku przerażeniu niektórych, sam
dyrektor Hogwartu. Alyssa powolnym ruchem zdjęła nogi z blatu biurka Minerwy i
podwinęła je pod siebie. Tod, wybudzony nagłym przerwaniem spokoju, wyprostował
się na krześle, a James przestał podśpiewywać. Trójka nauczycieli stanęła pod
oknem i przez chwilę w gabinecie panowała głucha, nienaturalna cisza. Pierwsza
postanowiła przerwać ją McGonagall.
- Ufam, że wszyscy znacie powód, dla
którego znaleźliście się tutaj – zaczęła i wyglądała jakby z trudem hamowała
gniew. Jej twarz pobladła, marszczyła groźnie brwi, a usta zaciskała w wąską
kreskę. Żaden z obecnych nie był na tyle odważny, głupi lub bezczelny by
zaprzeczyć. Chociaż Alysse korciło. – Przypomnę jednak, byście w pełni mogli
pojąć wagę waszego karygodnego zachowania. Pomimo bezwzględnego zakazu używania
czarów na korytarzach, w czasie przerw... – urwała, jakby oburzenie chwilowo
odebrało jej zdolność mowy. – Cała wasza dziesiątka wdała się w widowiskowy
pojedynek, na oczach niemalże całej szkoły. Wasze zaklęcia częściowo zniszczyły
korytarz na piątym piętrze, oraz zraniły kilkudziesięciu uczniów. Niektórzy
ciągle znajdują się w Skrzydle Szpitalnym. Na wasze szczęście nikt nie doznał
trwałych uszkodzeń, choć wyleczenie niektórych obrażeń zajmie jakiś czas. Od
razu pragnę zaznaczyć, że wasza kara będzie bardzo surowa. A teraz oczekuję
wyjaśnień.
Cisza, która zapadła po jej słowach, była
prawie że namacalna. Nikt nie drgnął, uczniowie starali się nawet nie oddychać.
Profesorowie przyglądali się im w milczeniu. Dumbledore był poważny jak nigdy,
wesołe ogniki, zwykle jarzące się w jego oczach, teraz jakby zmatowiały, a
niebieskie tęczówki prześwietlały na wylot każdego z obecnych. Slughorn był
wyraźnie strapiony, nerwowo przygładzał wąsa, albo bawił się guzikami swojej
bogato wyszywanej kamizelki. McGonagall za to była wściekła, sprawiała wrażenie
kompletnie wyprowadzonej ze swojej zwykłej, chłodnej równowagi.
- Nikt nie chce opowiedzieć? Świetnie. W
takim razie zadaje pierwsze pytanie, a za każdą kolejną sekundę zwłoki, wasza
kara będzie jeszcze cięższa. Kto
zaczął?
- W jakim sensie? – odezwał się
Roger.
- Kto pierwszy rzucił zaklęcie? –
uściśliła profesor, miażdżąc go wzrokiem.
Tym razem cisza trwała tylko kilka sekund,
w trakcie których uczniowie wymienili między sobą spojrzenia. W końcu do góry
uniosła się jedna z rąk. Liczne metalowe bransolety zadzwoniły w trakcie tego
powolnego ruchu, wykonanego z ociąganiem, choć bez wahania.
Slughorn wypuścił ciężko powietrze,
blednąc na twarzy.
- Panna Adams.. – McGonagall nie sprawiała
wrażenia zaskoczonej. Alyssa milczała, opuszczając rękę. – W kogo było
wycelowane?
Kilka osób uśmiechnęła się blado, gdy dłoń
Syriusza Blacka powędrowała w powietrze. Minerwa przymknęła na chwilę oczy i
wzięła głęboki, uspokajający oddech.
- Dlaczego? – wyrzuciła z siebie, łapiąc
się za nasadę nosa.
Ally odchrząknęła cicho i wyglądała, jakby
z trudem powstrzymywała śmiech, cisnący jej się na usta. Kąciki jej warg drżały
niebezpiecznie, kiedy się odezwała.
- Black mnie zdenerwował, pani
profesor.
- Ach tak? Co takiego zrobił?
- Siedział za mną na zaklęciach i przez
całą lekcję przeszkadzał. Zamiast brać udział w zajęciach, uniemożliwiał mi
ćwiczenia czaru i ogólnie starał się zrobić mi na złość. Nie wytrzymałam, kiedy
próbował podpalić mi włosy.
Urwała, gdy salę wypełnił cichy śmiech
kilku obecnych.
- Oj tam zaraz podpalić...
- NO TO SIĘ WKURZYŁAM – przerwała
Syriuszowi dobitnie Alyssa - i rzuciłam w niego Upiorogackiem, kiedy wyszliśmy
na korytarz.
- Proszę dalej – ponagliła ją McGonagall,
gdy umilkła. – Jestem ciekawa, jak z takiego zajścia rozpętała się wojna na
pół szkoły.
- Black odbił zaklęcie i trafiło w
jakiegoś pierwszaka. Potem mi oddał, ale się odsunęłam i dostała Roxanne. Tod się wkurzył i też go zaatakował, ale włączył się Potter. Zamiast celować w nas,
rzucił zaklęciem w Severusa, który przechodził obok. A potem to już jakoś tak
wyszło, że każdy atakował każdego.
Adams zwieńczyła opowieść wzruszeniem
ramion. Nauczyciele nie wyglądali na ani odrobinę usatysfakcjonowanych.
- Czy ktoś ma coś jeszcze do
dodania?
Milczeli.
- Sprawiacie wrażenie zadowolonych z
siebie, ale musicie w końcu zrozumieć, że złamaliście kilkanaście punktów
regulaminu szkolnego! A w całym tym przedsięwzięciu brała udział czwórka prefektów. Czwórka! W tym dwoje
naczelnych! Jeszcze nigdy...
- Pani profesor, ja tylko próbowałam ich
powstrzymać! – pisnęła Lily.
- Może intencje miała pani dobre, panno
Evans, ale liczy się to, że skończyła pani, miotając zaklęcia we wszystkie strony,
razem ze znajomymi – zagrzmiała Minerwa, a dziewczyna skurczyła się ze
strachu.
- Ach Minerwo.. – Slughorn zaśmiał się
nerwowo i starał zabrzmieć przekonująco. – Po co tyle nerwów, po co tyle
złości.. Jestem pewien, że taka sytuacja już się więcej nie powtórzy, więc może
wystarczy upomnienie i wszyscy wrócimy do swoich zajęć..
- Nie tym razem Horacy – zabrał głos Dumbledore. Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy profesora, a i uczniowie
okazali niepokój. – Myślę, że byłeś dla nich zbyt pobłażliwy, a tym razem
sprawa jest poważna. Musicie wiedzieć, że bardzo mnie rozczarowaliście – jego
pełne zawodu spojrzenie i powaga, na zwykle dobrodusznie uśmiechniętej twarzy,
sprawiały, że faktycznie każdy z winowajców poczuł ukłucie wstydu. – Uczniowie
ostatniej klasy, w tym prefekci, bardzo obiecujące, młode pokolenie. Musicie
dawać innym przykład, a nie wdawać się w bójki na oczach całej szkoły. Musicie
się zjednoczyć i uświadomić, że nie jesteście dla siebie wrogami. Prawdziwy
wróg czyha za wrotami Hogwartu i pewnie ucieszyłaby go wieść o takiej
niezgodzie panującej wśród młodych czarodziejów. A przede wszystkim, ucieszyłby
się, gdyby wiedział, że na korytarzu piątego piętra, w trakcie waszej małej
bitwy, doszło do użycia Czarnej Magii.
Tym razem cisza, która zapadła była
jeszcze intensywniejsza. Żołądki uczniów ścisnęły się ze strachu, a jeszcze
chwilę temu tak doskonale wyczuwalny luz i lekceważenie, teraz odeszły w
niepamięć.
- Kto rzucił czarnomagiczne, zakazane w
tej szkole zaklęcie?
Nikt się nie odezwał. Winowajcy nawet nie
myśleli o tym, żeby się przyznać. Nie było to zwykłe tchórzostwo, ale egoizm i
chłodny rozsądek, bo doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że mogą w trybie
natychmiastowym wylecieć ze szkoły. Alyssa i Severus wymienili szybkie
spojrzenia. Ledwo widocznie skinęli głowami i tylko upewnili się w przekonaniu,
by milczeć. Inni nie wiedzieli dokładnie kto posłużył się Czarną Magią, bo
zaklęcia latały we wszystkie strony.
- Nikt się nie przyzna? – Albus z uwagą
przyjrzał się każdemu z uczniów po kolei, a jego blado niebieskie oczy jakby
wwiercały się im w dusze. Ally z trudem powstrzymała się od kręcenia na
krześle, gdy to przenikliwe spojrzenie spoczęło na niej. Ale wytrzymała je,
nawet nie mrugnęła. W końcu dyrektor westchnął cicho, z rezygnacją. – Szkoda. Wiedzcie, że bardzo mi przykro z tego powodu. Wyznaczeniem kary zajmie się
profesor McGonagall, do widzenia.
I wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi.
Uczniowie nie poruszyli się na swoich krzesłach i nawet ci niewinni, poczuli na
sobie irracjonalną moc wyrzutów sumienia. Gdyby dyrektor zaczął krzyczeć,
wrzeszczeć, ukarał ich... wszystko byłoby lepsze niż to rozczarowanie, smutek i
powaga.
- Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy,
to zabiorę do siebie łobuzów ze Slytherinu i tam... – spróbował znowu
Slughorn.
- Nie Horacy – przerwała mu stanowczo
Minerwa. – Wszyscy poniosą stosowną karę, wymierzoną przeze mnie. Tym razem nie
będzie taryf ulgowych. Prefekci zostają na miesiąc zawieszeni w swoich
obowiązkach, ale po upływie tego czasu zastanowimy się, czy w ogóle oddać wam
odznaki. Dlatego zachowujcie się, bo jeden wybryk i możecie na zawsze pożegnać
się ze stanowiskami.
Roger wzruszył tylko ramionami. Bycie
prefektem znaczyło dla niego tyle, co korzystanie z ekskluzywnej łazienki i
odbieranie punktów uczniom innych domów. Roxanne wyraźnie pobladła, a Lily
wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Prawdopodobnie był to pierwszy raz gdy
złamała regulamin szkolny i spotykała ją za to sroga kara. Remus w ogóle nie
zareagował.
- Panna Adams i pan Black... wasza kara
będzie surowsza, biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko zaczęło się od was.
Miesięczne zawieszenie członkostwa w drużynach Quidditcha i również się
pilnujcie, bo możecie do nich nie wróc...
- CO?! – głośny krzyk, wydobywający się z
dwóch gardeł, zagłuszył resztę jej wypowiedzi.
Alyssa i Syriusz zerwali się na równe
nogi, z wyrazami skrajnego niedowierzania na twarzach.
- Ale pani profesor... – zaczął Black,
starając się zachować spokój i przemówić nauczycielce do rozsądku.
- Za dwa tygodnie jest pierwszy mecz...
Ślizgoni przeciw Gryfonom... nie może pani... – Alyssa wyrzuciła z siebie
chaotyczne urywki zdań, gwałtownie gestykulując i podnosząc głos.
- Panno Adams, nie będzie mi pani mówiła
co ja mogę, a czego nie – zagrzmiała McGonagall, patrząc na nią groźne.
- Ale...
- Milcz Black!
- Profesorze... – Ally spojrzała błagalnie
na Slughorna.
- Minerwo, jesteś pewna, że...
- TAK! Jestem pewna, a teraz minus
dziesięć punktów dla panny Adams i dla pana Blacka, za podważanie mojej
decyzji! Trzeba było myśleć o konsekwencjach wcześniej.
Alyssa opadła na krzesło, chowając twarz w
dłoniach. Miała wrażenie jakby cały jej świat w jednej chwili się zawalił, bo
przecież nie marzyła ostatnio o niczym innym, jak zmiecenie Gryfonów z boiska.
Syriusz usiadł sztywno na swoje miejsce, chociaż wyglądał, jakby z trudem
hamował furię.
- Idziemy dalej. Każdy z obecnych zyskuje
dodatkowo miesięczny szlaban, szczegółów dowiecie się później. Sama jeszcze
muszę to na spokojnie przemyśleć.
Uczniowie w nienaturalnej ciszy zaczęli
podnosić się z krzeseł.
- Jeszcze nie skończyłam – odezwała się
ponownie McGonagall. – Slytherin i Gryffindor tracą po pięćdziesiąt
punktów.
Kilka jęków protestu wyrwało się z
uczniowskich gardeł.
- Za
każdego z was – dodała
profesor, a obecni zamarli.
Ci którzy umieli równocześnie liczyć i
rozpaczać zrozumieli, że w jednej chwili stracili niewyobrażalną ilość dwustu
pięćdziesięciu punktów.
_____________________
Ta daaam no i kolejny rozdział :D
Jakiś taki krótki.. ale ja po prostu nie umiem pisać długich notek ;__;
Ostatnio hogwarcki światek i to opowiadanie pochłonęło mnie na tyle, że w ogóle nie mam weny na drugi mój blog i strasznie go zaniedbuję. To takie... faworyzowanie swoich dzieci xD niewybaczalne
No, trzymajcie się. Pozdrawiam, buziaki ;3
O NIEEEEE! Czuję się niezaspokojona. Nie dość, że rzadko dodajesz, a ja potem czekam z takim upragnieniem na rozdziały, to króciutki i nie ma momentów Alyssy i Syriusza :(
OdpowiedzUsuńAle rozdział świetny. Może w końcu się zintegrują? Dobra jakoś wątpię. ;_;
Nie mam weny na pisanie komentarzy. Wybacz.
Kocham CIę, wiesz przecież, ale jak następny rozdział będzie taki krótki to Cię znajdę!
Dawaj następny szybciutko,bo umieram w czasie oczekiwania na rozdziały.
Życzę weny! <3
Och jaka wybredna :D
UsuńNie mogę rzucać rozdziałami na prawo i lewo, bo w końcu mi się skończą te które mam już gotowe i jak nie będę miała weny, to jeszcze dłużej będziesz musiała czekać! ;D
kocham kocham i pozdrawiam ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo, McGonagall jak zawsze surowa >.<
OdpowiedzUsuńTeraz uczcijmy minutą ciszy moje zawiedzenie, że muszę czekać na kolejny rozdział.
Ale cóż, tak na marginesie, ten rozdział był równie wspaniały jak poprzednie. Pisz więcej, proszę! Jako geniusz musisz poświęcać się dla swoich dzieł. Inaczej to ty dostaniesz -50 od McGonagall. Wierz mi, odważę się do niej napisać i poskarżę na ciebie. Oj, niedobra. Jak ty możesz tak ludzi męczyć, żeby tyle czekać na kolejny rozdział?!
Nie no, muszę to zgłosić.
Love, A.
(A co mi tam, i tak cię kocham)
O rany, jak w pierwszy momencie zobaczyłam tyle nowych komentarzy, to się zastanawiałam co to za pomyłka xD w każdym razie cieszę się, że chciało ci się komentować każdy rozdział i dziękuję za wszystkie miłe słowa *.*
UsuńCierpliwości, jeszcze tylko kilka dni :D
Jak znajdę trochę czasu, to odwiedzę również twojego bloga.
Ściskam i pozdrawiam ♥