wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 11



  Alyssa szła opustoszałym korytarzem, ściskając w ramionach stos książek. Grube tomiszcza sprawiały, że powoli traciła czucie w rękach, a była dopiero w połowie drogi do dormitorium Slytherinu. Zaklęła pod nosem, poprawiając uchwyt i przyciskając książki do piersi. Pomimo swojego niesamowitego wyglądu i czarującej osobowości, profesor Blake nagrabił sobie u uczniów, zadając im szalenie długie wypracowanie, na szalenie trudny temat. Termin oddawania prac wynosił dwa mizerne dni, a pani Pince zamknęła bibliotekę w połowie pierwszej rolki pergaminu, więc Ally musiała zabrać liczne źródła informacji, z których korzystała i przenieść się do Pokoju Wspólnego. Zatrzymała się gwałtownie, prawie wypuszczając książki, gdy ze ściany tuż przed nią, wypłynęła perłowa postać ducha.
- Baronie! – mruknęła z wyrzutem, w ostatniej chwili chwytając tomiszcza.
Krwawy Baron przeniósł na nią ponure spojrzenie i przez chwilę przypatrywał jej się uważnie.
- Witaj Alysso – rzekł pustym, obojętnym tonem.
Śladowe ilości zainteresowania zniknęły z jego twarzy, pozostawiając ją chłodną i przerażającą. Ruszył do przodu, przecinając korytarz i znikając w przeciwległej ścianie.
Ally kontynuowała wędrówkę, ale zrobiła zaledwie kilka kroków, bo przez niespodziewany hałas ponownie prawie upuściła książki. Zaklęła, odrobinę za głośno i przykucnęła, wyszarpując z fałd szaty swoją różdżkę. Po rzuceniu niewerbalnego zaklęcia, książki wysunęły się z jej rąk, ułożyły w równy stosik i zaczęły lewitować tuż koło jej głowy. Hałas powtórzył się i tym razem wyraźnie słyszała głośne, drwiące śmiechy, pomieszane w krzykami. Nie wiedząc właściwie dlaczego to robi - bo nigdy nie należała do obrończyń uciśnionych - poszła za hałasem. Minęła róg korytarza i przeszła całą jego długość, skręcając potem w prawo. Ten kawałek drogi kończył się ślepą uliczką, ze ścianą ozdobioną wielkim, pięknym gobelinem. Plecami do niej stało kilka wysokich postaci. Przez szerokie sylwetki nie mogła dostrzec osoby przed nimi, nad którą się pochylali, powoli ją otaczając.
- Cisza nocna zaczęła się kilka minut temu, jeśli zaraz nie wrócicie do swojego Pokoju Wspólnego odejmę wam punkty – natychmiast rozpoznała ten poważny, odrobinę zarozumiały ton.
- Nawet nie próbuj nam mówić co mamy robić, wstrętna szlamo – warknęła jedna z postaci grubym, ostrym głosem.
- Nic nam nie możesz zrobić. No chyba, że obcią...
- Daj spokój, chciałbyś żeby cię dotykały te plugawe usta?
- Przecież tylko do tego się nadaje.
Wszyscy wzięli to za wyjątkowo udany dowcip, bo wybuchnęli głośnymi, kpiącymi śmiechami.
- Expelliarmus! – padł nagle okrzyk. Różdżka wyrwała się z ręki ofiary i została zręcznie złapana przez jednego z chłopaków.
- Ups. Prawie ci wyszło.
- Brudna szlama ma czelność podnosić na nas różdżkę?
- Myślę, że zaraz nam za to zapłacisz suko.
- Nie dotykaj mnie! – rozległ się ponownie dziewczęcy krzyk, tym razem zawierający w sobie odrobinę strachu.
- Dość.
Piątka oprawców odwróciła się błyskawicznie, patrząc na Alysse, stojącą pośrodku korytarza. Nagłe napięcie zniknęło z ich twarzy, gdy ją rozpoznali.
- Ach, to tylko ty.
I wrócili do poprzedniej czynności, nic sobie nie robiąc z jej obecności.
- Powiedziałam wystarczy! – wrzasnęła Adams, tracąc cierpliwość, gdy jeden z osiłków próbował złapać wyrywającą się dziewczynę za rękę.
- O co ci chodzi?
- Bronisz tej brudnej szlamy?
- Odsuńcie się od niej – coś w jej lodowatym głosie sprawiło, że mimowolnie posłuchali, oddalając się o kilka kroków. Lily Evans stała pod ścianą, starając się za wszelką cenę zamaskować strach, jaki zaczynała odczuwać, dumną, zaciętą miną i wysoko uniesioną głową.
- Dołohow, różdżka – warknęła Alyssa, wyciągając dłoń w stronę swojego kolegi z klasy.
Wszyscy Ślizgoni obrzucili ją pełnymi niedowierzania spojrzeniami. W skład ich bandy wchodził Nott, Mulciber, Yaxley, Dołohow i jakiś nieznany jej z nazwiska szóstoklasista.
- Ale...
- Adams, co...
- Niby...
- Nie będę się powtarzać! – jej krzyk odbił się echem od kamiennych ścian korytarza. Dołohow niechętnie położył na wyciągniętej ręce różdżkę, zabraną Evans.
- Od kiedy z ciebie taka obrończyni szlam? – rzucił Mulciber, napinając groźnie swoje przerośnięte mięśnie.
- Użyj tego określenia jeszcze raz, a na Merlina wybije ci zęby twoją własną pałką do Quidditcha.
- Nie rządź się tak...
Yaxley zamilkł, albo raczej został do milczenia zmuszony. Alyssa mierzyła do niego swoją własną różdżką, a pomimo tego, że był zwykłym idiotom, zdawał sobie doskonale sprawę z ryzyka na jakie się narazi, kontynuując obrażanie jej.
- Jeszcze słowo – syknęła ostrzegawczo. – Dotknijcie jej jeszcze raz, a porozmawiamy inaczej. A teraz wypierdalać.
Cała piątka nie omieszkała jawnie okazać swojej wrogości i niezadowolenia. Może wzrostem przewyższali ją niemal dwukrotnie i może bez różdżki byłaby wobec nich bezbronna. Ale znali ją od kilku lat, mieszkali w jednym Domu i wiedzieli czym się kończy, nie wykonywanie jej poleceń, gdy była zdenerwowana. Na pierwszy rzut oka wyglądała niepozornie i niewinnie, ale tak naprawdę była momentami bardziej bezwzględna i zawzięta, niż oni wszyscy razem wzięci. Odpuszczenie i poddanie się jej woli nie było niczym upokarzającym, ani zbytnio raniącym męską dumę. Było po prostu instynktem przetrwania. Dlatego całą piątką, marudząc i przeklinając, zniknęli za rogiem korytarza, kierując się do lochów.
Alyssa podeszła do Lily i przyjrzała jej się uważnie.
- Wszystko okej Evans?
Ruda wyraźnie odetchnęła i uśmiechnęła się lekko, choć odrobinę wymuszenie.
- Tak, w porządku.
Adams oddała jej różdżkę i ruszyły razem w stronę klatki schodowej.
- Należysz do Slytherinu, dlaczego bronisz szlamy?
Kątem oka widziała, jak Alyssa krzywi się na to określenie.
- Tylko dlatego, że jestem Ślizgonką muszę znęcać się nad mugolakami? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, na co z kolei skrzywiła się Lily. Nie lubiła gdy ktoś kręcił i unikał odpowiedzi, zmieniając temat.
- Oczywiście, że nie. Ale dlatego, że w innych okolicznościach zachowujesz się jak na typowego Ślizgona przystało.
- Cóż, brak niechęci do przedstawicieli mniej czystej krwi jest małym wyjątkiem w moim typowo Ślizgońskim zachowaniu – odparła Ally z przekąsem.
- Drugim wyjątkiem jest prowadzenie normalnej konwersacji z Gryfonami.
- Nie z Gryfonami – zaprzeczyła błyskawicznie Adams. – Z Gryfonką. A to jest znacząca różnica. Innych mieszkańców twojego Domu mam w dupie, ewentualnie kilku wybitnie drażniących osobników potraktowałabym jakąś klątwą.
Spojrzała na Lily z wyrzutem, gdy ta wybuchnęła cichym śmiechem.
- Co?
- Masz zadziwiającą słabość do nienazywania rzeczy po imieniu. Zamiast szlam – mugolaki, albo przedstawiciele mniej czystej krwi. A ‘wybitnie drażniący osobnik, którego potraktowałabyś jakąś klątwą’ to nowe przezwisko Syriusza?
- Trochę przydługie i mało chwytliwe – burknęła.
- Muszę się z tobą zgodzić. Ale co z tymi szlamami?
Alyssa wydała z siebie przeciągłe westchnięcie.
- Denerwujesz mnie Ruda – mruknęła.
- Dobrze.
- Po prostu nie lubię tego określenia. Tak samo jak nie lubię klasyfikowania ludzi na podstawie tego jaka krew płynie w ich żyłach, czy w jakiej rodzinie się urodzili. Przecież nikt nie ma na to wpływu, a taki Nott, czy Yaxley, chociaż ponoć zajebiście arystokratyczny, głupszy od gumochłona. Zamknij z łaski swojej buzie Evans, bo ci Irytek wleci.
- To przez ciebie, jestem w szoku. Co w takim razie robisz w Slytherinie?
- Intensywnie i gorliwie całą resztę rzeczy, która czyni mnie typową Ślizgonkę.
Lily zachichotała pod nosem.
- O tak, słyszałam, że ostatnio doprowadziłaś jakąś Puchonkę do płaczu.
- Nie moje wina. Była denerwująca i dziecinnie głupia, przez jej bezsensowne paplanie pewnie umarło mi kilka szarych komórek.
- I jesteś pewna, że żadnego związku z tą sytuacją nie miał fakt, że kilka dni wcześniej była na randce z Syriuszem?
- Znowu mnie denerwujesz.
- Po prostu tak bardzo zafascynowało mnie poznawanie twojej skomplikowanej osobowości. Nie masz nic do szlam, okej. Przyznaj się, może jeszcze potajemnie prowadzisz ruch obrony goblinów?
- Chętnie przedstawiłabym ci cały mój światopogląd, ale obawiam się, że to byłaby dłuższa konwersacja, a od jakiegoś czasu trwa już cisza nocna. Dobranoc Evans.
- Na razie Adams.
Lily zaczęła wspinać się schodami na siódme piętro, a Ally schodzić do lochów Slytherinu. Stos książek ciągle lewitował koło jej głowy, ale zupełnie odechciało jej się pisać wypracowania.

*

Kamienna posadzka w kontakcie z jej skórą była przyjemnie chłodna. Leżąc na plecach, wpatrywała się w liczne gwiazdy, zdobiące atramentowo-czarne niebo, a podmuchy wiatru, intensywniejsze na tej wysokości, nie sięgały jej dzięki prostemu zaklęciu. Przymknęła na chwilę oczy, ziewając i przeciągając się leniwie. Potem wróciła do wcześniejszej pozycji, czując się dziwnie przyjemnie i beztrosko. Do czasu.
- Jestem prawie pewien, że na przebywanie w środku nocy na szczycie Wieży Astronomicznej znajdzie się jakiś punkt regulaminu.
W sekundę zesztywniała i nie zerwała się na równe nogi, z różdżką w pogotowiu, tylko dlatego, że natychmiast rozpoznała ten głos. Niski, ochrypły, denerwująco seksowny i niemożliwie złośliwy.
- Jestem prawie pewna, że w takim razie ciebie też objęłaby kara, biorąc pod uwagę, że cóż... jesteś tu.
- Też masz wrażenie, że nasze rozmowy stają się monotonne? Ja coś powiem, potem ty mnie przedrzeźniasz...
- Jeśli szukałeś przyjaznej pogawędki to trochę się pomyliłeś.
Wreszcie znalazł się w jej polu widzenia, siadając po turecku obok jej głowy. Oparł się na dłoniach ułożonych z tyłu i wpatrzył w niebo.
- Co tu robisz Black?
- Mógłbym zapytać o to samo.
- Owszem, ale to ja zapytałam jako pierwsza.
- Och, ktoś tu się cofnął w rozwoju?
- Tak. Ty.
- Chodziło mi raczej o to, że zachowujesz się dziecinnie.
- A mi o całokształt.
Zamilkli, mierząc się wyzywającymi spojrzeniami. Jego szare oczy, w świetle księżyca nabrały srebrzystego blasku.
- Lubię tu czasami przychodzić – Syriusz poddał się pierwszy, a usta Ally wykrzywił tryumfalny uśmiech.
- Ja ogólnie lubię chodzić nocą po zamku. Od zawsze uważałam, że jest piękny, ale nocą jeszcze bardziej. Dzisiaj jakoś tak wyszło, że przyszłam tutaj.
- Jakoś tak? Pewnie skrycie modliłaś się, żeby mnie tu zastać, przyznaj się Adams – oświadczył z lekkim uśmiechem Black, szturchając ją zaczepnie w ramię.
- Tak, cholera zgadłeś. Przecież jestem w tobie zakochana do szaleństwa, to chyba podpada już pod obsesję.
- Trudno ci się dziwić... Ale chyba nie jesteś w moim typie.
- Szczęście w nieszczęściu, że jednak tu jesteśmy, mogę teraz rzucić się z Wieży, bo moje życie straciło sens, serce pękło na drobne kawałeczki i nigdy nie będę już w stanie normalnie funkcjonować, od kiedy odrzuciłeś moje szczere uczucie...
- Dobra, dobra, chyba zrozumiałem przekaz – przerwał jej w końcu ze śmiechem Syriusz, widząc, że z każdym kolejnym słowem nakręca się coraz bardziej. Mogłaby tak ironicznie dramatyzować do świtu.
Na kilka minut zamilkli. Allysa wpatrywała się w gwiazdy, a Syriusz w delikatnie kołysane wiatrem, czubki drzew w Zakazanym Lesie, widoczne między słupkami balustrady.
- Słyszałem o Lily.
- Co o Lily? – spytała, choć właściwie bez powodu.
- Przecież wiem, że ty wiesz o czym mówię – westchnął, przewracając oczami. Czasami zastawiała się jak to możliwe, że tak dobrze ją zna, skoro większość ich rozmów polegała na krzykach i zaklęciach. Niezbyt jej się to podobało.
- A ja wiem o tym, że ty wiesz, że ja wiem.
- Wiem, że.. dobra to głupie! Dawno nie widziałem James’a tak wkurzonego, już chciał lecieć do tych typków. A z drugiej strony dziękować ci na kolanach, bo nie wiadomo co zrobiliby Evans, gdyby nie ty.
- Poproszę tę drugą stronę.
- Właśnie dlatego go powstrzymałem. Twoje chore pokłady samouwielbienia, osiągnęłyby krytyczny poziom, gdyby zaczęli ci bić pokłony.
- Kwestia czasu.
- Kwestia sporna.
- Zresztą kto to mówi? Król narcyzów.
- A co, niesłusznie?
- Litości Black.
Syriusz całkowicie porzucił wątek, prostując się nagle i przypatrując uważnie jej nodze.
- Black?
- Od kiedy masz tatuaż?
- Zrobiłam go w wakacje.
Syriusz uniósł rąbek jej długiej, zwiewnej spódnicy, odkrywając kręty szlak z wytatuowanych, lamparcich cętek. Nie reagowała, aż dotarł do jej uda. Wtedy trzepnęła go w dłoń, poprawiając materiał i ignorując jego oburzone spojrzenie.
- Dokąd sięga?
- Od kostki do tali.
- Wiesz... jeśli chciałabyś się z kimś podzielić tym widokiem.. – zaczął, sugestywnie unosząc brwi.
- To będziesz ostatnią osobą na liście, tak.
- Ranisz moją męską dumę.
- I będę robić to częściej.
- Czemu akurat taki tatuaż? – zmienił temat, autentycznie zainteresowany.
- W lipcu udało mi się w końcu opanować animagię. Chciałam to jakoś upamiętnić.
- Serrio?
- Nie, na niby.
- Pokaż.
- Nie rozkazuj mi.
- O Wielka Adams, racz pokazać mi jak wygląda twe wewnętrzne zwierze, żebym mógł oddawać ci cześć jeszcze gorliwiej, okaż swą łaskę i...
- Dobra spokojnie, bo faktycznie rośnie mi samouwielbienie.
- Chcę zobaczyć – powiedział już poważnie, przyglądając jej się z uwagą.
- Nie – rzuciła krótko.
Podniosła się, siadając na przeciwko niego.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Twój argument jest inwalidą.
- Może być nawet kadłubkiem i tak nie możesz mnie do tego zmusić.
- Nie chcę się zmuszać, tylko zobaczyć.
- Mam gdzieś czego chcesz, Black.
Syriusz westchnął z wyraźną irytacją, zmęczony jej uporem. I nie przyzwyczajony do tego, że nie dostaje czego chce. Widząc jej nieugiętą minę, postanowił zmienić trochę taktykę.
- Oooooooch, już rozumiem – wymruczał z wszechwiedzącym uśmiechem.
- Co znowu?
- Po prostu tak się tylko przechwalasz. Założę się, że do opanowania animagi brakuje ci tyle, ile do zostania ministrem magii, co?
- Chyba oszalałeś – wysyczała, mrużąc groźnie oczy.
- To udowodnij.
- Myślisz, że jesteś taki szprytny Black? Nie próbuj mną manipulować.
- Ale ja nic takiego nie robię. Tylko mówię, że ściemniasz.
Alyssa warknęła, ale zaraz potem westchnęła przeciągle i przeniosła spojrzenie z jego twarzy na niebo.
- Nie pokaże ci – odezwała się po chwili, zadziwiająco spokojnym głosem.
- Dlaczego?
- Bo to jeszcze nieukończona forma.
- Tak w ogóle można?
- Jesteś wręcz boleśnie nieoczytany.
- Dobra, nieważne. W jakim sensie nieukończona? Brakuje nogi?
- Tobie brakuje mózgu.
- Adams!
Spojrzała na niego zaskoczona. Gniew wyparował w sekundę, ale na jego twarzy pozostała irytacja.
- Nie można z tobą normalnie porozmawiać. Chociaż na chwilę wyłącz ten tryb ciągłego docinania ludziom i udziel kilku zwięzłych informacji.
Zrobiła urażoną minę, by po chwili zastanowienia, zaakceptować jego słowa.
- Nie będę cię przepraszać – poinformowała od razu, ale łagodniejszym tonem.
- Nawet na to nie liczyłem. To jak?
- Będziesz się śmiał – wymamrotała w końcu.
- Od kiedy przejmujesz się moją opinią? Albo czyjąkolwiek?
- I tu mnie masz – zgodziła się.
Zapadło milczenie, w trakcie którego Syriusz wpatrywał się w nią wyczekująco, a Alyssa krążyła wzrokiem nad jego głową, z cieniem złośliwego uśmiechu na ustach.
- Długo jeszcze?
- Ale co? – spytała zaskoczona.
Black wywrócił oczami, a ona postanowiła w końcu skapitulować.
- Jeden śmiech, a wyrwę ci język, czaisz? – zastrzegła do razu, surowym tonem.
Potem wstała, wspaniałomyślnie ignorując jego rozbawienie i odsunęła się kilka kroków. Syriusz patrzył uważnie, jak przymyka oczy, a wiatr szarpie jej włosami i rąbkiem spódnicy. Na jej twarzy malowało się wyjątkowe skupienie, takie jak czasami dostrzegał kiedy pisała jakąś pracę w bibliotece, albo ćwiczyła zaklęcie na lekcji. Ale wtedy z roztargnieniem zagryzała wargę, marszczyła brwi i wsadzała za ucho włosy. Teraz stała nieruchomo w świetle księżyca, z lekko rozłożonymi rękami. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
W pewnym momencie gwałtowny podmuch wiatru zawirował wokół jej sylwetki i musiał zmrużyć oczy, ale widział jak jej ciało się zmienia. Skurczyło się znacznie, opadło na cztery łapy i porosło je futerko. Gdy powietrze się uspokoiło, Syriusz wychylił się do przodu, uważnie wypatrując Alyssy. A gdy już jej się przyjrzał, wybuchł głośnym, niepohamowanych śmiechem.
Malutkie lamparciątko wydało z siebie niezadowolone prychnięcie. Black, ocierając łezki rozbawienia, podszedł do niego na kolanach, i wziął na ręce. Mieściło mu się w dłoniach, a jego futro było przyjemnie miękkie. Alyssie najwyraźniej nie spodobała się ta pozycja, bo zaczęła się wiercić i drapać ostrymi pazurami, ale Syriusz zachichotał tylko, gładząc cętkowany grzbiet. Na prawym boku plamki były gęstsze, odzwierciedlając tatuaże. Black uniósł zwierzątko do góry, a ono łypnęło na niego groźnie, bursztynowymi ślepiami. Na kolejny wybuch śmiechu, Ally obnażyła małe, ostre jak igły ząbki i warknęła na niego. Z jej kociego gardła wydobyło się urocze, cieniutkie miauknięcie. Syriusz schował głowę w ramieniu, a jego sylwetka zatrzęsła się od chichotu. Alyssa capnęła go w dłoń pazurami, a kiedy ją puścił, wylądowała zgrabnie na czterech łapach. Dumnie zadarła ogon i nastroszyła futerko, odsunęła się kilka kroków i przyczaiła, jak drapieżnik na polowaniu. Jej chód były odrobinę chwiejny i niepewny, bo lampart w którego się przemieniła wyglądała niemalże jak nowo narodzony. To jednak nie przeszkodziło jej w gwałtownym skoczeniu na Syriusza i wbiciu pazurów w jego pierś. Zaskoczony poleciał w tył, zatrzymując się na kamiennej posadce. Spojrzał z wyrzutem na pochylające się nad nim zwierzątko. Trąciło go w policzek mokrym nosem, a po ułożeniu pyszczka miał wrażenie, że Alyssa teraz uśmiecha się złośliwie. Uniosła łapkę, obnażając ostre jak brzytwa pazury, ale zanim zdążyła klepnąć go w policzek, zamarła, wpatrując się złotymi oczami w dal. Potem zerwał się porywisty wiatr, tarmoszący jej futerkiem i sekundę później leżała na nim nie mała lamparcica, a Ally, z twarzą w zgłębieniu jego szyi.
- Brawo Adams – stęknął, zdezorientowany nagłą zmianą uciskającego go ciężaru. – Potrafisz zamienić się w tygodniowego kotka, a na dodatek najwyraźniej jeszcze nad tym nie panujesz.
Alyssa uniosła się na rękach, wisząc teraz kilka centymetrów nad jego twarzą. Była zirytowana, ale odrobinę rozbawiona.
- Jakiś problem Black? – spytała niewinnie, wbijając mu łokieć między żebra.
Syriusz sapnął ciężko, i chwycił jej dłoń, przyciskając ją do ziemi.
- W innych okolicznościach nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś na mnie poleżała, ale wiesz. Podłoga jest twarda, a my ciągle mamy na sobie ubrania...
Adams wywróciła oczami i zsunęła się na ziemię obok niego. Położyła się na boku i podparła głowę ręką.
- To co z tą twoją animagią?
- Cholera wie – wydęła z niezadowoleniem usta, nadając sobie wyglądu naburmuszonego dziecka. – Ostatnio jak się zmieniłam byłam większa.
- Co, dwutygodniowa?
- Śmieszne – sarknęła uderzając go lekko w ramię. – Szukałam czegoś na ten temat w bibliotece, ale to rzadki przypadek. Muszę po prostu jeszcze poćwiczyć i bardziej się skupić.
- Czy ja wiem? Ta forma była całkiem słodka, jak dla mnie może taka zostać...
- Chodź – przerwała mu, podnosząc się na nogi. – Już późno.
Syriusz zerwał się zaraz za nią.
- Kto pierwszy do drzwi?
I rzucił się do przodu, nie czekając na jej odpowiedź. Kiedy od zwycięstwa dzieliło go kilka kroków, mały lampart śmignął mu pod nogami i pchnął niedomknięte drzwi. Ostatnim co zobaczył, był tryumfalny błysk w bursztynowych oczach i ogon, znikający za rogiem. 


_________________________

Powracam z nieprawdopodobną ilością stron w rozdziale... pam pam paaaaaam aż 9! Zdaje mi się, że to mój rekord xD
A teraz taka sprawa mniej przyjemna.. przynajmniej dla mnie. Wiem, że to trochę po części moja wina, bo jakoś nie mogę się zabrać do czytania innych hogwarckich opowiadań i polecania mojego, ale mała ilość komentarzy trochę mnie demotywuje ;__; a przecież ilość wyświetleń wcale nie jest jakaś znikoma. Dlatego chciałam prosić tych cichociemnych czytelników, żeby pozostawili po sobie chociaż kilka słów, nieważne czy pochwał, czy krytyki, ważna jest wasza szczera opinia, byłoby mi wtedy bardzo miło ♥

Pozdrawiam, buziaki ;3

5 komentarzy:

  1. Lamparciątko - na to w życiu bym nie wpadła, ale moim zdaniem oddaje w pełni charakter Ally. W końcu nie jest taka zła na jaką się kreuje. Podobają mi się jej relacje z Syriuszem i mam nadzieję, że zostanie pomiędzy nimi ta forma "rozmowy", jakkolwiek nie poszłaby dalej fabuła.
    Pozdrawiam serdecznie
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, chyba jeden z dłuższych rozdziałów :3.
    Na początku chciałam powiedzieć że nie skomentowałam tamtego rozdziału bo nie wiedziałam co napisać ale był super hiper fajny :D
    A co do tego.. Można się było spodziewać że jacyś poskramiacze szlam się czepią Lily, ale nie tego że to Ally ją obroni.
    I oczywiście animag Ally tak bardzo do niej pasuje i to było takie słodkie jak Syriusz ją trzymał na rękach xd
    I czy Lily i James są razem? Bo kocham tą parę i może jakiś wątek z nimi? :3
    No to czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaaaniałeee <333 :33

    http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/2014/03/8-rozdzia-jezeli-nie-wiara-coz-nam.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny, jeden z moich ulubionych
    Alyssa jako małe lamparciątko jest cudowna
    Czekam na więcej i podziwiam za tak obszerną notkę

    Tamara-jedna z cichociemnych czytelniczek

    OdpowiedzUsuń
  5. Awrgdsffgdayhaeyfsa najcudowniejszy rozdzial swiata! Tak czekalam na jakis moment miedzy nimi jeku awgdsyfarg mam fangirling.Moment jak Syriusz trzymal Ally na rekach jako lamparciatko wygral grammy w kategorii najslodsza scena ever. Czekam na kolejny taki slodki i dlugi rozdzial aw!
    Kocham kocham kocham! <3
    Eve

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3

Szkielet Smoka Panda Graphics