piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 16



Syriusz przychodził na przyjęcia do Slughorna z kilku prostych powodów. Po pierwsze – poczęstunek. Spotkania klubu Ślimaka uświetniały wyborne potrawy, o wiele bardziej wymyślne niż te, które na co dzień podawano w Wielkiej Sali. Na dodatek nie szczędzono drogich, alkoholowych trunków, a gospodarz przymykał oko na uczniów, popijających Skrzacie Wino, czy szampana. Kolejnym ważnym czynnikiem była świetna muzyka, możliwość zwalenia jakiejś dziewczyny z nóg swoim talentem do tańca i oczywiście okazja do zrzucenia z siebie monotonnych, szkolnych szat i ubrania czegoś bardziej wytwornego – Syriusz nigdy nie przepuściłby okazji do wystrojenia się. Ale był też inny powód, ten prawdziwszy. Nosił krótką, dźwięczną nazwę, którą Syriusz wypowiadał z lubością co najmniej kilka razy dziennie, z różnym stopniem zaczepności w głosie.
Adams.
To nie tak, że był powierzchowny. No, może trochę. No, możliwe, że James zabiłby go śmiechem, gdyby tylko usłyszał to niedopowiedzenie. Ale był mężczyzną, a mężczyźni lubili patrzeć, więc nic dziwnego, że on sam korzystał z tych okazji. Powinien w zasadzie wysyłać kwiaty Roxanne Avery, zawsze, gdy prawdopodobnie siłą wciskała na Alysse eleganckie ubrania i sprawiała, że Syriusz zamierał na sam jej widok. Tak było i tym razem.
Black wkroczył do obszernego, powiększonego zaklęciem gabinetu profesora Slughorna i natychmiast otoczył go tłum ludzi. Przyjęcia, rozpoczynające sezon towarzyskich spotkań Klubu Ślimaka, zawsze były huczniejsze od tych kolejnych. Horacy zapraszał na nie również byłych członków klubu, w większości znanych i szanowanych czarodziei. Syriusz czuł się na takich spotkaniach jak ryba w wodzie, w końcu spędził w podobnych okolicznościach połowę swojego dzieciństwa. Nie można tego jednak było powiedzieć o jego przyjaciołach – Remus szczerze nie cierpiał takich tłumów i nie ignorował zaproszeń tylko z powodu namawiania reszty, James nigdy nie mógł się powstrzymać od wywinięcia komuś sławnemu głupawego numeru, czy dwóch, co zwykle kończyło się kłopotami, a Peter w ogóle nie odnajdywał się w towarzystwie. Na szczęście tym razem towarzyszyła im Lily, która miała prawdziwy dar panowania nad sytuacją. A już na pewno panowania nad James’em, gdy poczuł nieodpartą chęć dolania komuś soku z czyrakobulwy do drinka.
Syriusz zgrabnie mijał kolejnych gości, rozglądając się na boki i podświadomie kierując do stołu z przekąskami. Zgarnął, z lewitującej mu koło głowy tacy, dwa kieliszki czerwonego wina i ignorując wyciągniętą rękę James’a, podał jeden Lily z szarmanckim ukłonem.
Zauważył ją, sekundę przed tym, jak miał puścić oczko, uśmiechającej się do niego blondynce z Hufflepuffu. Stała po drugiej stronie pomieszczenia, w odległości kilku metrów od reszty ślizgońskiej bandy i rozmawiała z jakimś mężczyzną. Prawdopodobnie Syriusz nie był całkowicie obiektywny w takich momentach. Nie, kiedy urocza Lily Evans stała tuż obok, puchońska ślicznotka ciągle zerkała na niego zalotnie, kurtyna prostych, czarnych jak noc włosów opadała Pati Parkinson aż za zgrabne plecy, a od Roxanne Avery i jej genów wili bił prawie namacalny blask. Syriusz i tak nie miał żadnych wątpliwości. Liczyła się tylko ona.
Alyssa miała na sobie zwiewną spódnicę z podwyższonym stanem, której lekki materiał lśnił głębokim odcieniem turkusu i sięgał podłogi. Kołnierz białej, ozdobnej koszuli zakrywał kilka centymetrów szyi, a marszczone mankiety zasłaniały wierzch dłoni i choć Adams była zakryta praktycznie od stóp do głów, zdaniem Syriusza i tak wyglądała seksownie. O dziwo, nie miała na palcach mnóstwa pokaźnych pierścionków, długich kolczyków ani piórek wplątanych w warkocze. Jedyną biżuterię stanowił krótki łańcuszek z dużym, owalnym kamieniem, o barwie ciemnego granatu.
Żeby oddać Syriuszowi sprawiedliwość – nie chodziło tylko o wygląd. Nie wiedział do końca, czy to zasługa alkoholu, oderwania się na chwilę od szkolnej rzeczywistości, czy zrzucenia z ramion torby wypełnionej ciężkimi książkami, ale zwykle naburmuszona i gniewna Alyssa, na przyjęciach zmieniała się w zupełnie inną osobę. Tak jak w tym momencie, gdy widocznie zrelaksowana, leniwym ruchem obracała między palcami kieliszek szampana, delikatny uśmiech nie schodził z jej warg i gawędziła lekko z... Syriusz spiął się automatycznie, gdy rozmówca Adams odwrócił się tak, że mógł dostrzec jego twarz. Profesor William Cholerny Blake.
Black prychnął głośno, co nie uszło uwadze jego towarzyszy.
- Nie mam zamiaru kolejny raz wysłuchiwać twoich teorii spiskowych na jego temat – oznajmił błyskawicznie James, orientując się co rozdrażniło Syriusza.
- Ale...
Zdradziecki Potter poklepał go z politowaniem po ramieniu i zniknął z Lily wśród tłumu, kierując się na parkiet.
- Jeszcze zobaczysz, że mam racje! – krzyknął za nim Syriusz. – Wszyscy, cholera zobaczycie! – dodał, na widok odwracających się ku niemu, zdziwionych twarzy i jednym haustem opróżnił swój kieliszek.
- Śmiało, zapij swoje smutki – mruknął Remus, podsuwając mu pod nos szklankę Ognistej Whisky. – Marzę o tym, żeby cię potem holować na siódme piętro.
- Nie mam w zwyczaju się smucić – odparł odruchowo Syriusz, spoglądając na niego podejrzliwie, ale w końcu przyjmując trunek.
- Oczywiście. Mogę użyć określenia ‘dąsasz’ jeśli uznasz je za wystarczająco męskie.
Syriusz już miał się odszczeknąć, gdy napotkał spojrzenie brązowo zielonych ślepi. Czarujący uśmiech natychmiast zszedł z warg Alyssy, a ona sama na krótką chwilę ponownie odwróciła się do Blake’a, powiedziała kilka słów i mijając go, dotknęła lekko jego ramienia. Potem ruszyła w stronę Syriusza, a z każdym stawianym krokiem jej mina coraz bardziej pochmurniała.
- Co znowu jej zrobiłeś? – rzucił Remus znudzonym tonem.
- Sam chciałbym to wiedzieć – odparł Syriusz, uśmiechając się szeroko i obserwując jak Adams, ze zdenerwowanym wyrazem twarzy, podkasa materiał przeszkadzającej jej w marszu spódnicy, a drugą ręką odgarnia z twarzy, wymykające się z koka włosy.
Wreszcie przepchnęła się przez tłum, podeszła bliżej i zaczerpnęła głośno powietrza, szykując się do wygłoszenia tyrady.
- TY – zaczęła wściekle, zwracając się jednak nie do Blacka, a zaskoczonego Lupina. Gryfoni wymienili skonsternowane spojrzenia, jednak nie zdążyli się odezwać. – Ty! – powtórzyła Adams, stając tuż przed Remusem i uderzając w jego klatkę piersiową kieliszkiem. Kilka kropel wyprysnęło na jego koszulę, na co Alyssa zmarszczyła brwi, błyskawicznie dopiła szampana i powtórzyła gest. Remus spoglądał na nią z góry, z powątpieniem i uniesionymi wysoko brwiami. – Co ty sobie do cholery wyobrażasz?
- Wiesz, to w sumie zależy – odparł, z lekkim rozbawieniem.
- Nie przerywaj mi! – warknęła, dźgając go w gardło ostrym paznokciem. Jej oczy błyszczały od wypitego alkoholu, ale nie wyglądała na zbytnio wstawioną. Utkwiła w Lupinie nieruchome, uważne spojrzenie, jak drapieżnik szykujący się do rozerwania swojej ofiary na strzępy. Co miało jednak sens, biorąc pod uwagę jej pazury. – Nie znasz jej, okej? Nie wiesz... cholera nie masz kurwa pojęcia jaka jest naprawdę, więc ja pierdole...
- Okej, okej Adams czekaj – Syriusz złapał Alysse za dłoń i tym samym powstrzymał od gwałtownego wymachiwania kieliszkiem. – Może jeszcze raz, ale tak na spokojnie.
- Sugerujesz, że kurwa nie jestem spokojna? – wyszarpała rękę z uścisku, miażdżąc Syriusza wzrokiem i przy okazji łamiąc nóżkę kieliszka. Spojrzała na nią zdezorientowana, westchnęła ze znużeniem i ukradkiem wrzuciła potłuczone szkło do stojącej nieopodal doniczki.
- Świetnie. A teraz może po kolei. O co chodzi?
- O kogo – Ally poprawiła Remusa, ponownie się na nim koncentrując. – Chodzi o Roxanne. I o to jak chamsko ją potraktowałeś panie Niedostępny.
O ile wcześniej Remus był zaskoczony, to w tym momencie doznał szoku. Kolejny raz zerknął na Syriusza, ale ten tylko wzruszył ramionami, wyraźnie zaciekawiony dalszym przebiegiem sytuacji.
- Chamsko? Niedostępny? Co ja niby takiego zrobiłem?
- Wiesz, zawsze uważałam cię za najbystrzejszego z tej bandy potłuczeńców, ale teraz muszę chyba zweryfikować swoją opinię. Oficjalnie przenoszę ten tytuł na Pettigrew. Z łaski swojej przekażcie mu to, jak już skończy plądrować bufet – odwróciła się zamaszyście i zamierzała odejść, ale przeszkodził jej uchwyt na ramieniu. Zerknęła za siebie, na opanowaną twarz Remusa, w myślach dziwiąc się nad ilością siły jaką posiadał. Sylwetka Lupina była wychudzona i mizerna, ogólnie sprawiał wrażenie wiecznie chorego, a mimo to, jego uścisk był stalowy. Alyssa miała wrażenie, że zaraz straci czucie w ręce. Wyszarpnęła się agresywnie, ponownie przed nim stając i masując zdrętwiałe ramię.
- Czego? – rzuciła z urazą.
- Obawiam się, że ciągle nie do końca rozumiem o czym mówisz – odparł, z typowym dla siebie leniwym spokojem.
- Mówię cholera o twoim hipokryźmie – wycedziła Adams, zbliżając się do niego. – Taki jesteś niby oświecony, wyluzowany, taki ponad wszystkim... Sprawiedliwy kurwa perfekt... A oceniasz pozory nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Gdy Lupin ciągle patrzył na nią z niezrozumieniem, Ally westchnęła z rezygnacją i wyjęła z ręki Syriusza szklankę Ognistej. Black całkiem o niej zapomniał, ściskał ją już tak długo, że jej zawartość pewnie była ciepła, ale Adams to nie przeszkadzało. Wychyliła ją na raz i oddała właścicielowi. Kiedy ponownie przemówiła, jej głos był zaskakująco miękki.
- Roxanne... sama nie wiem. Czasami sobie myślę, że jest jak słońce. Ciepła i jasna... Wolę się nie zastanawiać gdzie bym teraz była, gdyby nie ona – Syriusz po raz pierwszy widział, żeby uśmiechała się z taką melancholią. – Też nie miała łatwo, wiesz? Ale pomimo tego... – westchnęła po raz kolejny – nieważne. Po prostu nie oceniaj jej za szybko. Jest warta o wiele więcej niż ci się wydaje.
Zgarnęła kolejny kieliszek, z tacy lewitującej tuż obok i upiła łyk białego wina. Blackowi przemknęło przez myśl, że ten wieczór nie skończy się dla niej za dobrze, jeśli dalej będzie tak łączyć alkohole.
- Nie tak sobie wyobrażałam tę rozmowę – mruknęła z niezadowoleniem Adams, obdarzyła ich ostatnim spojrzeniem i odeszła. Remus milczał obok niego, z zamyśloną miną.
*
Dłoń Rogera obejmowała ją w pasie, kiedy ściągał ją z parkietu, w momencie gdy zdał sobie sprawę, jak mocno chwieje się już na nogach. W zasadzie nie przeszkadzał jej jego uścisk, bo tak jakby miała słabość do męskich dłoni. Dużych, silnych, o długich, zgrabnych palcach i wystających żyłach. Dłonie Rogera były dokładnie takie, pełne gracji, dzięki arystokratycznemu pochodzeniu ale i krzepkie, ukształtowane przez lata gry w Quidditcha.
- Postawiłaś sobie za cel paść przed północą? – do jej uszu dotarł rozdrażniony głoś Avery’ego, a druga z jego cudownych dłoni odebrała jej dopiero co zagarnięty z tacy kieliszek. – Co ty odwalasz? – spytał, zatrzymując się pod ścianą i ustawiając ją twarzą do siebie, trzymając za ramiona.
- Pozory Rogi – odparła z pewnym siebie uśmieszkiem, a on skrzywił się na zdrobnienie, które nadała mu w dzieciństwie. – Stwarzam pozory.
- Nie mam pojęcia o czym bredzisz, ale tak jest chyba lepiej.
Alyssa zaśmiała się lekko, ściągając jedną z jego dłoni ze swojego ramienia i przykładając sobie do rozgrzanego policzka. Była chłodna i szorstka, zakrywała jej prawie pół twarzy.
- Nie musisz mnie niańczyć, umiem sobie poradzić sama – to akurat wiedział doskonale od lat. – Hej Roger... tamta laska prawie się ślini, patrząc na ciebie – dodała Ally, dyskretnie wskazując oczami odpowiedni kierunek. W niewielkiej odległości od nich faktycznie stała dziewczyna, która pod pozorem przyglądania się obrazowi na ścianie, bezustannie zerkała w stronę Rogera.
- No i słusznie - odparł niedbale Avery, zupełnie jakby przed wyjściem nie spędził godziny nad wyborem koloru koszuli, by wywołać dokładnie taki efekt.
- No to już. Bo będę miała wyrzuty sumienia, że przez moje szczeniackie zachowanie żadna dama nie ogrzała ci dzisiaj łoża.
- Alysso – rzekł uroczyście Roger, sięgając po jej dłoń i składając na niej lekki, żartobliwy pocałunek. – Żadna dama nie jest warta przekładania nad ciebie, nawet jeśli zachowujesz się jak największy szczeniak na świecie.
Adams zaśmiała się wesoło, myśląc sobie nagle, że może jednak Roger nie zmienił się tak bardzo przez te wszystkie lata. W każdym razie jego niebieskie oczy błyszczały w tym momencie tak, jak kilkanaście lat wcześniej, gdy pokazywał jej ściśle tajne kryjówki w posiadłości Averych, albo włamywał się z nią do prywatnej biblioteki jego ojca. Alyssa często tęskniła za tamtym beztroskim, wypełnionym przygodami czasem. Nie to, żeby w Hogwarcie brakowało przygód, ale w dzieciństwie mogli pozwolić sobie na dużo więcej, nie otrzymując żadnej kary, zasłaniając się swoim wiekiem i niewiedzą. Swego czasu Roger był mistrzem w robieniu wielkich, przestraszonych ocząt, a Ally w udawaniu zagubionego dziewczątka.
- Zapamiętam to sobie – ostrzegła go Adams, a Roger uśmiechnął się tylko ironicznie. – A teraz do dzieła.
- Ej – rzucił jeszcze szeptem, mijając ją i po drodze, nachylając się nad jej uchem. – Twoja przyjaciółeczka tu jest – dokończył złośliwie i oddalił się w swoją stronę.
Początkową dezorientację szybko przysłoniło zrozumienie, gdy wśród tłumu, Alyssa wypatrzyła znajomą postać. Blask licznych pochodni, igrał w półdługich blond włosach, podkreślając ich srebrzystą barwę. Anielscy bliźniacy Avery słynęli ze swoich złotych czupryn, a jeśli wyobrazić by sobie kolor, który byłby ich zupełnym przeciwieństwem, nadal jednak mieszcząc się w granicach jasnego blondu, to był to właśnie ten. Adams przelotnie zastanowiła się, czy wszyscy potomkowie szlacheckim rodów muszą wyróżniać się urodą i co takiego robią z dziećmi, które mają czelność urodzić się zaledwie przeciętne.
- Leo – wtuliła się w plecy osobnika, chowając twarz w jego włosach, a pierwszą reakcją na to powitanie było nerwowe wzdrygnięcie.
- Ally? Och to ty, jak dobrze...
- Na Salazara, musisz przestać tak ukradkowo przemykać po korytarzach! – zarzuciła włosom, splatając dłonie z przodu szczupłej sylwetki. – Widzę cię pierwszy raz od wakacji, a przecież rok szkolny już trochę trwa.
- To ty chodzisz wiecznie otoczona swoją gwardią, mogą odrobinę ograniczać twoje pole widzenia.
- Nieprawda – odparła natychmiast Ally.
- Nie, masz rację – uległ miękko głos.
Leo odwrócił się w uścisku Alyssy, również ją obejmując. Po krótkiej chwili Ally odsunęła się na długość ramion, obserwując go z uwagą i szukając jakichś zmian, które zaszły w nim od ich ostatniego spotkania.
Leonard Dahlbergh pochodził ze starego, arystokratycznego rodu czystokrwistych Szwedów. Przeniósł się do Hogwartu na czwartym roku i trafił do Hufflepuffu. Jego surowy ojciec uznał, że delikatnemu, chorowitemu synowi przyda się zmiana otoczenia, nie przewidział jednak – albo jak twierdził Leo, miał to gdzieś - sposobu w jaki Leonard zostanie przyjęty w nowej szkole. Pomimo usilnych prób zlania się z otoczeniem, jego wygląd wyraźnie rzucał się w oczy, Leo bowiem posiadał wyjątkowo dziewczęcą, łagodną urodę i w pierwszym momencie został wzięty przez rówieśników za nową uczennicę. Po minięciu jednak pierwszego, mylnego wrażenia, rozpoczęło się jego osobiste piekło, bo niektórym hogwartczykom (zwłaszcza rosłym Ślizgonom z ostatniej klasy) nie spodobała się jego zniewieściałość i zamiast wbić sobie do głowy odrobinę rozumu, starali się najróżniejszymi sposobami, wbić Leonardowi choć odrobinę męskości.
Wbrew pozorom, Hogwart był normalną szkołą i uczęszczała do niego zupełnie normalna młodzież. Może i potrafili czarować, ale mentalnością dorównywali innym nastolatkom z różnych zakątków świata, więc również z trudem akceptowali czyjąś odmienność. Ci, którzy nie gnębili Leonarda otwarcie, rzucali czasami w jego stronę obraźliwą uwagę, a ci, którym jego wygląd nie przeszkadzał i tak nie stawali w jego obronie, ze strachu przed jego prześladowcami.
Alyssa pierwszy raz spotkała go w pewną niedzielę, kiedy klęczał na środku opustoszałego korytarza i zbierał z posadzki rozrzucone książki. Nie słyszał jak podchodzi, ale kiedy kucnęła na przeciwko niego, biorąc do ręki jeden z tomów, wzdrygnął się tak gwałtownie, że poleciał do tyłu i wylądował na tyłku.
- Wiesz, przypuszczam, że nie wolno krwawić na książki z biblioteki – poinformowała go rzeczowo Ally, powstrzymując śmiech na widok jego przestraszonej miny. – Pani Pince nie będzie zachwycona – zaraz jednak opanowała wesołość, widząc, że chłopak przed nią wybucha, najwyraźniej powstrzymywanym już od dłuższego czasu, płaczem.
Normalnie w takiej sytuacji rzuciłaby kilka kąśliwych uwag o mazgajach i byciu mięczakiem, bo taki właśnie był jej sposób na pocieszanie ludzi. Ale o ile pomogłaby w ten sposób Roxanne, którą znała od dziecka, tak ten osobnik mógł zrozumieć jej słowa zupełnie opacznie.
Podeszła więc bliżej i ignorując drżenie jego ciała, gdy wyciągnęła rękę, położyła mu ją na ramieniu. Siedzieli tak na środku korytarza, dopóki się nie uspokoił, a kiedy ostatnie łzy spłynęły po jego policzkach, Alyssa wyciągnęła różdżkę. Starała się zrobić to spokojnie, ale Leonard i tak wydał z siebie błagalny, przestraszony jęk. Czując jednocześnie irytację i dziwne kłucie w piersi, chwyciła go za rękę, by nie uciekł, a potem jednym machnięciem naprawiła złamany nos. Wyczyściła z krwi jego twarz, przód szaty a także książkę i schowała różdżkę z powrotem do kieszeni swetra. Leo natomiast patrzył na nią w szoku, nie mogąc wykrztusić słowa. Adams przewróciła oczami i wstała, podnosząc kilka książek i patrząc na niego wyczekująco.
- No? To gdzie ci je pomóc zanieść?
Uśmiech, którym ją obdarował, był nieśmiały i niepewny, ale zawierał w sobie tyle ciepła i emocji, że Alyssa postanowiła zapamiętać go do końca życia.
Następnego dnia znowu go spotkała, przy stoliku w kącie biblioteki. Sama nie wiedząc dokładnie dlaczego, podeszła bliżej, ale zanim zdążyła się odezwać, uniósł na nią spłoszone spojrzenie. Wbrew jej oczekiwaniom, nie uspokoił się po rozpoznaniu jej, a przeciwnie, stał bardziej nerwowy.
- Hej – odezwała się Adams, z przyjaznym uśmiechem.
Nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, z drugiego końca biblioteki dobiegł głos, nawołujący ją po nazwisku. Odwróciła się, widząc stojącego w drzwiach pokaźnego Ślizgona - Montague, pałkarza w drużynie, uczęszczającego do ostatniej klasy.
- Za pół godziny trening – zawołał do niej, zupełnie ignorując oburzenie pani Pince i posyłając kobiecie kpiący uśmieszek, nie czekając na odpowiedź Ally, zniknął na korytarzu. Był jednym z tych typów, którzy unikali książek jak ognia, sądząc najwyraźniej, że nadrobią inteligencję masą swoich mięśni.
Z westchnieniem, odwróciła się z powrotem do Leondara, którego wystraszony wzrok utkwiony był w jej zielono-srebrnym krawacie.
- Jesteś jedną z nich – wymamrotał ponuro, wyglądając na naprawdę rozczarowanego. Zerwał się z miejsca, wybiegając szybko z biblioteki.
Wyjątkowo nie mając najmniejszej ochoty na trening Quidditcha, z ociąganiem powlokła się w stronę szatni. Tego roku była jedyną dziewczyną w drużynie i choć zwykle niespecjalnie się tym przejmowała, tak tym razem nie mogła patrzeć na swoich towarzyszy. Kapitanem mianowano siódmoklasistę – Patricka Flinta, a tak się składało, że był on również przywódcą całej zgrai bezmózgich mięśniaków, składających się na tegoroczną drużynę Slytherinu. Opracowana przez niego taktyka gry opierała się tylko i wyłącznie na sile zawodników, a było to tak bezmyślne podejście, że Alysse wręcz skręcało. Znalazła się w drużynie tylko dlatego, że Flint musiałby być kompletnym kretynem, żeby zignorować jej umiejętności, a choć inteligencją faktycznie nie grzeszył, to aż tak tragicznie z nim jeszcze nie było.
Alysse bolał jednak fakt, że to właśnie takie osobistości jak Flint i jego kumple reprezentowały Slytherin. Chociaż dom Salazara nie słynął ze swojej dobrej reputacji, to przyświecały mu wyraźne wartości, takie jak spryt, przebiegłość i zaradność, a większość uczniów nie posiadała ich w sobie ani odrobiny. Byli agresywnymi, brutalnymi typami, lubującymi się w znęcaniu nad słabszymi i zadawaniu bólu i właśnie dlatego trafiali do niesławnego Slytherinu, zamiast któregoś z praworządnych domów.
Pomimo tego, że Ślizgoni byli również silnie powiązani ze sobą nawzajem, to w tym momencie Adams głęboko gardziła otaczającą ją, głośną i roześmianą zgrają. Niczego nieświadomy Montague, wybrał sobie właśnie ten moment, by zagadnąć ją o towarzyszącego jej w bibliotece Dahlbergha, przekonany najwyraźniej, że spędzała wolny czas na uprzykrzaniu mu życia, tak jak on to miał w zwyczaju. Alyssa sięgała właśnie po ciężki ochraniacz na piszczel i sama nie wiedziała jakim cudem, powstrzymała się od przyłożenia mu nim, prosto w ten pusty łeb. Zaciągając rzemienie tak mocno, że prawie odcięła sobie dopływ krwi i zatrzaskując głośno klamry, zmierzyła go tylko spojrzeniem, pod którym nawet jego stalowe mięśnie zdawały się wiotczeć.
Oprócz zranionej dumy, na myśl, że dom Slytherina jest bezczeszczony przez nic nie wartą hałastrę, Alyssa czuła również głęboką chęć, zrobienia im wszystkim na przekór. To głównie te uczucia motywowały ją, do przedzierania się następnego dnia przez tłum, okupujący salę wejściową w porze obiadowej. Gdy minęła pierwszy rząd widzów, stanęła dokładnie naprzeciwko zmaltretowanego Leonarda Dahlbergha i grupki jego rosłych oprawców. Podniesione głosy w tłumie zamarły, bo każdy spodziewał się, że oto nadeszła chwila prawdy, a obdarzona złą sławą Alyssa Adams, zaprezentuje teraz wszystkim, profesjonalny sposób znęcania się nad słabszymi. Ally natomiast, z poczuciem, że jej własna opinia ją wyprzedza, pomogła podnieść się z podłogi zdezorientowanemu Leonardowi i obrzuciła Ślizgonów zimnym spojrzeniem. Był wśród nich Montague, oczywiście, i kilku innych zawodników, a poza tym chłopcy z piątej lub szóstej klasy, przewyższający ją nie tylko wzrostem, ale i szerokością każdej możliwej części ciała. W oczy rzucały się między innymi ich grube karki, szerokie jak cały jej tułów.
- Adams? Chcesz to dokończyć sama? – upewnił się Flint, zdezorientowany najwyraźniej tym, że jeszcze nie przeszła do rzeczy.
Alyssa skinęła głową, a kiedy któryś z bardziej niecierpliwych uczniów podniósł różdżkę, pragnąc jej pomóc, nie wahała się ani sekundy, miotając w niego klątwą, której siła posłała go na drugi koniec sali, roztrącając po drodze tłum.
Reakcja była natychmiastowa i zmusiła Flinta do użycia czarów przeciw własnym kolegom, którzy próbowali teraz z kolei dorwać Alysse.
- Ani się ważcie zrobić jej jakąkolwiek krzywdę – wrzeszczał na nich, chociaż przy okazji posyłał w jej stronę wrogie spojrzenia. Ally miała pełną świadomość tego, że gdyby nie była nadzieją jego drużyny, pierwszy by się na nią rzucił.
Ignorując kłócących się przed nią Ślizgonów i skonsternowany tłum, odwróciła się w stronę Leo, którego szok sięgał już niepomiernych rozmiarów. Patrząc w jego szeroko otwarte oczy o jasnej, trudnej do jednoznacznego określenia barwie, utwierdziła się w przekonaniu, że postąpiła słusznie, jednocześnie zdając sobie sprawę, że pomimo tego, jej motywacja była najgorsza z możliwych. Zamiast kierować się egoistyczną potrzebą zrobienia wszystkim na złość i osobistym buntem, bo przecież nikt nie będzie jej mówił z kim ma się zadawać, powinna skupić się na zadbaniu o to, żeby zniknął strach i ból, tak głęboko zakorzeniony w jego spojrzeniu.
Dlatego też odwróciła się ponownie, zmierzyła wszystkich w zasięgu wzroku bezlitosnym spojrzeniem, ale nie zdążyła przemówić, bo nagle obok niej pojawiła się Roxanne, sprawiająca wrażenie odrobinę przestraszonej.
- Ally, co ty wyprawiasz? – syknęła cicho, szarpaniem starając się opuścić jej rękę, z ciągle mierzącą przed siebie różdżką.
- Obejmuję tego gościa immunitetem – odparła beztrosko i dość głośno, wskazując na Leo.
- Ach tak? A kto w takim razie zatroszczy się o twoje bezpieczeństwo, mała Adamsówno? – odwróciła się w stronę Flinta zdezorientowana, nie dowierzając że zrozumiał znaczenie użytego przez nią, trudnego wyrazu. On najwyraźniej wziął jej milczenie za przejaw strachu, bo kontynuował. – Myślisz, że możesz igrać ze wszystkimi naokoło, a twój status gwiazdki Quidditcha będzie cię chronił? Zgadnij co... – zawiesił efektywnie głos, kiwając na swoich kumpli – nie mogę panować nad nimi wiecznie, a sama dobrze wiesz, że zawodnika zawsze można wymienić...
Z poczuciem, że to wszystko staje się nagle przesadnie teatralne i jak dla niej, zbyt dramatyczne, podeszła bliżej, a iskry sypiące się z jej różdżki i bijący od nich gorąc, natychmiast spowodował automatyczne cofnięcie się kręgu widzów. Flint nie ruszył się jednak z miejsca, łypiąc na nią z góry, nieustraszony, albo po prostu zbyt głupi, by potraktować ją poważnie.
- Śmiało – wycedziła, stając przed nim i czując się jednocześnie trochę głupio, biorąc pod uwagę różnicę ich wzrostów. Postarała się nadrobić te braki tonem swojego głosu, dbając jednocześnie, by dobiegł on uszu pozostałych Ślizgonów. – Nieważne, czy wyrzucisz mnie z drużyny, czy spróbujesz na treningu zrzucić z miotły... ty i każdy kolejny... – potoczyła wzrokiem po jego zdezorientowanych kumplach – rzucę na was klątwy, o których istnieniu nawet wam się nie śniło i o takich skutkach, że chętniej zamieszkalibyście w Zakazanym Lesie niż się z nimi zmierzyli. A jeśli wydaje się wam, że nie mówię poważnie albo, że się zawaham... to uważajcie, bo możecie popełnić największy błąd swojego życia.
Alyssa prawie wybuchła śmiechem, kiedy po jej słowach w sali wejściowej zapadła głucha cisza. Nie musiała nawet za bardzo się starać, żeby wypaść złowrogo, nikt zdawał się nie wątpić w ani jedno jej słowo. Stereotyp złego Ślizgona bywał jednak przydatny, ale przecież ona sama również nie grzeszyła świętością przez te wszystkie lata.
- Ostrożnie Ally – odpowiedział Patrick, zwodniczo lekkim głosem – stajesz się taka... gryfońska.
Tym razem Adams nie mogła się powstrzymać i zaniosła się chichotem, bo jego słowa były jednocześnie najlepszym komplementem i najgorszą obelgą, jaką mogła sobie wyobrazić.
- Patrząc na to, co dzieje się ze Slytherinem, ta perspektywa nie wydaje się już taka zła.
Odwróciła się od niego zamaszyście i machnęła różdżką, a krąg uczniów automatycznie postąpił krok w tył, pod naporem silnego podmuchu.
- Koniec przedstawienia, możecie się rozejść! – oświadczyła, na sekundę przed tym, jak z bocznego korytarza wychynęła profesor McGonagall, zaganiając wszystkich do Wielkiej Sali.
Leonard okazał się najmniej skomplikowaną osobą, z jaką Ally miała do tej pory do czynienia. Chociaż na początku wydawało jej się to niemożliwie, nie miał w sobie ani odrobiny zakłamania, złych intencji, nigdy nic nie knuł i nie manipulował innymi. Wychowany przez despotycznego ojca, cierpiał na poważny przypadek absolutnego braku wiary w siebie, do czego przyczyniły się lata pomiatania nim i wmawiania, że jest do niczego. Jednocześnie był osobą tak czystą i dobrą, że nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, by postawić się swoim oprawcom. Gdy Alyssa zaproponowała, że w zamian za jego traktowanie, ona podręczy teraz innych, sprzeciwił się tak gwałtownie, jak nigdy nie potrafił jeśli chodziło o jego własne dobro. Początkowo trudno było jej zaakceptować jego niewinny, świętoszkowaty charakter i momentami bardzo ją przez to drażnił, ale z czasem zaczęła podziwiać jego uczynność i sposób, w jaki potrafił być miły dla każdego. Chociaż dowcipkowanie z nim było trudne, bo nie był w stanie obrazić kogoś, nawet jeśli dla żartu.
- Znowu nie mamy razem żadnej lekcji – zauważyła Ally, bo choć do OWUTemów wybrali sporo tych samych przedmiotów, to trafili do dwóch różnych grup, utworzonych przez sporą ilość uczniów w ich roczniku.
- Za niedługo zaczynają się zajęcia z bezróżdżkarstwa, to może...
- O! Super. Zaklepuję dla nas ławkę pod oknem.
- Roxanne nie będzie miała nic przeciwko? W końcu...
- Daj spokój, siedzimy razem praktycznie na każdej lekcji.
- Jesteś pewna? Nie chcę...
- Wiem – przerwała mu ponownie Ally. – Ty nigdy nie chcesz. Ale nie martw się, bo nie ma czym.
Leonard zdobył się w końcu na niepewny uśmiech, a Alyssa zagadnęła go o tegoroczną drużynę Quidditcha Puchonów. Dzięki jej interwencji w czwartej klasie, uczniowie w końcu dali mu spokój, choć sporadycznie zdarzały się jeszcze jakieś uszczypliwe komentarze. Ally zawsze radziła mu je ignorować, co nie do końca mu wychodziło, przez wrodzoną wrażliwość, ale było to jedynym co mogła zrobić, odkąd wymógł na niej obietnicę, że nie będzie przeprowadzać z jego powodu żadnych krwawych zemst. W piątej klasie, za jej usilnymi namowami, zdecydował się na wzięcie udziału w sprawdzianach do drużyny i zabłysnął jako znakomity szukający, z czego Adams zdawała sobie sprawę od kiedy tylko ujrzała jego wiotką, drobną sylwetkę. Dzięki swoim umiejętnościom znacznie podniósł poziom drużyny Hufflepuffu, co z kolei doprowadziło do ostatecznego zaakceptowania go przez większość uczniów i zyskania ich szacunku.
*
Severus nie mógł się powstrzymać – bezustannie zerkał na roześmianą Lily Evans, wirującą po parkiecie razem z tym dupkiem, Potterem. Wydawała się szczęśliwa i teoretycznie powinno mu to wystarczyć, biorąc pod uwagę, że chciał dla niej jak najlepiej, ale ciągle nie mógł przestać sobie wyobrażać, co by było gdyby wybrała jego. Był gotowy zrobić dla niej wszystko, na pewno o wiele więcej, niż ten arogancki, zarozumiały...
- Patrząc na ciebie można by pomyśleć, że na przyjęciu podają kwas zamiast alkoholu.
- Sugerujesz, że moja mina jest ‘skwaszona’? – Snape odwrócił się do Ally, z kamiennym wyrazem twarzy, na co ona zareagowała głośnym śmiechem. – Patrząc za to na ciebie, można by pomyśleć, że z rzeczonym alkoholem sporo przesadziłaś.
- Pozory Sev, pozory... – dyskretnie wysunęła zza rękawa do połowy zapełniony flakonik, a Severus natychmiast rozpoznał w rzadkiej substancji eliksir trzeźwiący.
- Co znowu knujesz? – spytał beznamiętnie, czując jednak znajome ukłucie podekscytowania. Jeśli Alyssa włożyła tyle trudu, w przekonanie wszystkich, że tej nocy jest niegroźną, pijaną nastolatką...
- Gotowy na zostanie moim partnerem zbrodni jeszcze jeden raz? – spytała z błyskiem w oku.
- Ten i każdy kolejny – odpowiedział uroczyście, a Ally uśmiechnęła się kącikiem ust, w następnej sekundzie chwiejąc gwałtownie i wpadając w jego chude ramiona.
- Przepraszam, przepraszam – powtarzał uprzejmie, prowadząc ją przez tłum. – Przepraszam, koleżanka jest pijana...
Kątem oka dostrzegał wiele znajomych twarzy, rozbawionych rówieśników, pełnych politowania znanych osobistości i zgorszonych nauczycieli. W drzwiach pożegnał ich gospodarz imprezy, z dobrodusznym uśmiechem i zastrzeżeniem, żeby przypilnował panny Adams.
Gdy znaleźli się już na chłodnym, opustoszałym korytarzu, wymienili porozumiewawcze spojrzenia i puścili się biegiem w stronę lochów.
- No, zajmijmy się tym meczem – wymamrotała Alyssa przed przejściem do Pokoju Wspólnego, chichocząc z uciechy. 


___________________________________________


Witam z powrotem! ~
Przerwa całkiem spora i zupełnie nieplanowana, a biorąc pod uwagę, że we wrześniu zaczynam klasę maturalną, może się to jeszcze powtarzać.... no cóż, w każdym razie bloga nie zawieszam, nawet jeśli moja nieobecność będzie się przedłużać ;)

Ach, wciskam te retrospekcje gdzie popadnie, ale po prostu nie mogę się powstrzymać ;____; 
W tym rozdziale jest tyle kilometrowych zdań, że aż sama nie mogę się nadziwić, mam nadzieję, że się przez to nie pogubicie!

Edit 18:20
Zapomniałam wspomnieć, że dodałam Leo do zakładki bohaterów. W myślach widziałam go bardziej jako Titusa Alexiusa z anime Magi, ale tak też mi się podoba. 

Udanej prawie końcówki wakacji, pozdrawiam, buziaki ;3


20 komentarzy:

  1. Leo *.* Byłby cudeńkiem najpiękniejszym, gdyby nie był Leonardem DiCaprio. Jakimś cudem go nie do końca trawię, więc na zdjątka jego już nie spojrzę. Będę wielbić tego z opisu. Hah! Genialna Sebusii.

    Ogółem jestem tutaj pierwszy raz, a mam ochotę zawitać tutaj jeszcze przynajmniej z kilka. Proszę tylko o informacje na tym blogu: http://anna-anastasia.blogspot.com/ o nowych rozdziałach. Błagam, bo inaczej mogę zgubić gdzieś w czasoprzestrzeni. Opowiadanie cudowne naprawdę. Rozdziały takie długie, przyjemne w czytaniu, aż pragnie się więcej i więcej i więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kurczę, też mi się wygląd Leo z wyglądem Leo (lol xD) trochę nie zgadza, ale szukałam szukałam i na żadną inną, bardziej pasującą buzię nie wpadłam ;c poza tym i tak doszłam w końcu do wniosku, że Leonardo ma w sobie to coś i może być :D
      Dziękuję bardzo, na pewno będę informować!
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  2. Witaj z powrotem. Mnie się retrospekcje podobały i tylko potwierdzają, że Ally jest naprawdę fajną dziewczyną. Aż się nie mogę doczekać rozwiązania, co wymyśliła w sprawie meczu.
    Pozdrawiam serdecznie
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię, cieszę się, że się podobało ;D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Dobrze się czyta :)

    Pukanie do drzwi.
    To właśnie przerwało Megan intensywne poszukiwania ostatniej szkockiej w domu. Zgasiła światła, chwyciła psa i rzuciła się za kanapę, nasłuchując.
    - Widzę cię przez okno - usłyszała w końcu odkrywczą uwagę Sama.
    Powoli odwróciła się do holu wejściowego i dojrzała wlepionego w szybę Sama, a kilka metrów za nim całą trójkę jego przydupasów.
    - Wcale mnie nie widzisz - odparła od razu tego żałując. - Won stąd!
    - Wybacz, ale jeżeli uważasz, że nie umiem wyważyć z chłopakami drzwi, to się mylisz... Już kilka razy w życiu tego dokonałem - zakpił. - My chcemy tylko porozmawiać - dodał błagalnie.
    - Ilu was jest? - spytała jak najmniej łamiącym się głosem.
    - Czterech - odparł grzecznie.
    - To możecie porozmawiać między sobą - ucięła krótko i na temat. Niestety odpowiedź ta była niewystarczająca, co wnioskowała z kolejnych tortur nad drzwiami. Przeniosła ze strachem wzrok na klamkę i jednym gwałtownym ruchem otworzyła mu. Zawiesiła się niezdarnie o framugę i wypięła się w dogodnej pozie. - Czego..? - wydukała, patrząc mu prosto w oczy z zamiarem wyperswadowania jakichkolwiek poczynionych co do niej planów. Po czym spuściła wzrok na trzech pozostałych pajaców stojących tyłem do nich. Całe te trio podrygiwało zniecierpliwione, jakby dokądś się spieszyli. Przewróciła zniecierpliwiona oczami i oparła ciężar ciała na ramie drzwi.
    - Wiesz, zabawna historia... Trudno mi to powiedzieć, ale muszę cię porwać.
    ->>>>> http://sineserce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz ewidentny talent do pisanie. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie :)
    Obserwuję

    Ja dopiero zaczynam pisać, ale zapraszam:
    http://historia-bolu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Może i dopiero zaczęłam czytać, ale i tak nominuję ^ ^
    Także ten... z przyjemnością ogłaszam, że zostałaś nominowana do Liebster Award : 3
    Więcej informacji na http://snk-with-madi-and-claudy.blogspot.com/2014/09/m-n-liebster-award-po-raz-pierwszy.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Już jakiś czas temu przeczytałam wszystkie notki i jestem wniebowzięta!
    Uwielbiam Syriusza! Strasznie zaskoczyła mnie jego miłość do Ślizgonki.
    On, wierny Gryfon! Kto by pomyślał?
    Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  7. Widziałam niecenzuralne wyrazy! :C
    Trochę się już pogubiłam w historii, ale cii.
    Adams ma tyle różnych twarzy, że się pogubiłam jaki ona ma w końcu charakter.
    Taaaka dłuuuga retrospekcja :C.
    Czy Leo jest taki mało skomplikowany to ja nie wiem, pewnie Ally ma jakieś inne mniemanie :D.
    No to tyle. No i czekam na więcej, nie chcę miesięcznych przerw!
    Ps. <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Trudno mi napisać jak bardzo zakochałam się w twoim opowiadaniu! Kocham je naprawdę! Alyssa jest jedną z najlepszych postaci damskich jakie znam! Syriusz jest taki...Syriuszowaty! A Roxanne i Lupin to istną perełka i mam nadzieję że pociągniesz ten wątek dalej :) czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Matko Boska! CZEKAM, i czekam a tu nic. Ja tu z tęsknoty do tego opowiadania usycham. Uwielbiam bohaterów, najbardziej Syriusza, Alyssę i Remusa. Błagam pośpiesz się z rozdziałem.
    Pojawił się nowy rozdział na: http://apprentice-rangers.blogspot.com/
    Serdecznie zapraszam, może przypadnie do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ha! A jednak jestem! Przyznaj się, już nie pamiętasz, kim jestem (i w sumie nic dziwnego, bo u mnie na blogu ostatnio cisza, no ale...) xD Okej, zanim przejdę do jakiegoś konkretnego komentarza, to powiem, że jak zabrałam się do czytania, to miałam bardzo osobiste odczucia, bo sama kiedyś wymyśliłam jedną Alyssę i strasznie ją lubiłam (choć była Krukonką i to zgoła inną od Twojej Ally, w dodatku wyglądała jak Blake Lively...), a na dodatek z nagłówka patrzy na mnie jeden z moich ulubionych faceclaimów na Puchonkę. Okej, już się pouzewnętrzniałam, to jedziem z tym koksem!
    Na wstępie, żeby nie psuć potem atmosfery, wspomnę, że w oczy rzuciło mi się kilka błędów. Przecinki, a raczej ich brak w niektórych miejscach i nadmiar tam, gdzie nie powinno ich być (przykład: "szarmanckim gestem wskazał wejście, idącej za nim Ally" – przecinek tu zupełnie niepotrzebny), dialogi zapisywane od dywiz (używa się do tego pauz) i apostrofy w złych miejscach (przykład: "Blacka", nie "Black'a". Tak samo jak pisze się "Avery'ego", a nie "Averego".). Nie utrudnia to czytania, raczej nieco irytuje. Sam styl masz przyjemny – lekki, prosty, szybko się przelatuje przez kolejne zdania. Mam wrażenie, że w trakcie czytania trafiło się kilka powtórzeń, ale pewności mieć nie mogę, bo nie notowałam wszystkich błędów. ;3 Ach, no i "czarnej magii" pisze się z małej litery. Poza tym prefektem naczelnym w 1977 roku była Lily Evans, ale to w sumie rozumiem, że chciałaś nią zrobić Roxanne. ;) Poza tym dziwne, że w siódmej klasie ludzie zachowują się, jakby dopiero co zaczęli uczęszczać do klasy owutemowej, skoro owutemowe są dwie: szósta i siódma. Często piszesz "Allysa" albo "Allyssa" zamiast "Alyssa", masz też dziwną skłonność do pisania "serrio" zamiast "serio".
    Rany, wiem, że trochę dużo jednak wyszło tych narzekań i mam nadzieję, że się za nie nie obrazisz, ja po prostu mam kanonmanię i na pewne błędy jestem wyjątkowo wrażliwa, gdy je gdzieś widzę. Często nawet rzucam w pierony czytanie bloga, na którym się pojawiają, ale tym razem tak nie było! Czyli dobrze jest. ;)
    Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się idea bohaterki-Ślizgonki, która jednocześnie nie jest arystokratką. Ludzie często zapominają, że szlachetne pochodzenie było szlachetne dlatego, że rzadkie i zasiedlają cały Slytherin ludźmi z krystalicznie czystą krwią. Lubię wizję ambitnej, zdolnej dziewczyny, która chciałaby mieć czystszą krew i pragnie osiągnąć wielkość. Inna sprawa, że nieco nie pasuje mi do tej wizji styl Alyssy – "hipiska buntowniczka", jak to pięknie ujął Syriusz – ale skoro po pierwszej klasie uznała, że nie chce być czyjąś kopią, a sobą samą, to też się w sumie zgadza. No i oczywiście w okolicach pierwszego rozdziału domyśliłam się, że to będzie o romansie z Blackiem. A ja lubię romanse z Blackiem! Jak są dobrze napisane. Sama się nawet specjalizuję, w dziewczynie Blacka. Tylko tego młodszego. Ale to inna historia. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co więcej, podoba mi się sposób ukazania Ślizgonów: jasne, są wredni – to w końcu jedna z ich cech domowych – jednak nie są trÓ mroCHni etc, jak się zdarza na wielu blogach. Gardzą Gryfonami, są pupilkami opiekuna domu, klną... A jednocześnie w tym wszystkim czuć tę naturalność i nie są jedynie karykaturalnie super i wspaniali. Choć w sumie trochę mało czuć, że mamy wojnę, jeśli akurat nie wpada Dumbledore i nie przypomina, że nastały ciężkie czasy. Na razie nie zauważyłam, żeby ktokolwiek ze Ślizgonów czuł pociąg do tej "ciemnej strony mocy". No, Alyssa i Sev używają czasem czarnej magii, a kilku Ślizgonów nasiadło na Lily, ale nikt nie mówi o śmierciożercach czy Voldemorcie, choć wojna tak naprawdę już trwa. To trochę niewykorzystanie tematu, bo kiedy główna bohaterka jest Ślizgonką, dajesz nam możliwość zobaczenia wszystkiego od środka, a tymczasem to wygląda tak, jakby największym zmartwieniem tych dzieciaków rzeczywiście był quidditch. Jasne, doceniam ten fragment z piętnastego rozdziału, jednak same dzieciaki wydają się zupełnie beztroskie i nieprzejęte tym, co dzieje się na zewnątrz, a w 1977 roku w świecie czarodziejów wojna była już otwarta.
      Sama Alyssa... Nie ukrywam, że jest sympatyczną postacią, ale jednak za dużo grzybów w tym barszczu, jak na mój gust. Jej ambicja i inteligencja mi się podobają, jestem też skłonna przyjąć fakt, że jest jedną z ulubienic Slughorna, bo czemu nie? Niech będzie. Ale im dalej brniemy – talent do quidditcha (przełknęłabym łatwiej, gdyby nie była taka wybitna, że bez niej nie wygrają lub nie miała ojca wybitnego gracza. Jedno z dwóch), bycie postrachem (serio, średnio potrafię kupić fakt, że sama jedna Alyssa odpędziła pięciu chłopaków. Kiedy ona gadała, któryś mógł ją rozbroić. Ja nie wątpię, że oni są głupsi, ale od razu wiarygodniej by było, gdyby powołać się przy tej scenie również na znajomości Alyssy. Bo przecież jej przyjaciele by jakoś zareagowali, gdyby coś się jej stało, prawda?), ogólnie świetne oceny – przynajmniej to można wywnioskować choćby po stworzonym zaklęciu – i na koniec animagia... Aż się zdziwiłam, że nie ma daru jasnowidzenia albo metamorfomagii, bo to już byłoby wszystko, co można dać postaci. Niestety, nie przekonuje mnie jakiś błąd w jej animagii, bo a) jest dla mnie mało wiarygodny (prędzej nie mogłaby się częściowo zmienić, niż zmieniła w małe zwierzątko. O ile pamiętam, wiek formy zwierzęcej zależał od ludzkiej.) i b) to kolejny skill na jej długiej liście. A magia bezróżdżkowa? To jest już kompletna bajka, opanowali to nieliczni czarodzieje, a wszyscy byli na poziomie Dumbledore'a... Dla mnie to nawet grubsza przesada od tej animagii. Wiem, w opisie było coś o drobnych zmianach w edukacji, ale to jest tak, jakby na lekcję matematykiw klasie maturalnej wbił genialny naukowiec i kazał uczniom rozwiązać równanie, którego dotychczas nie rozwiązał nikt. Nierealne, aby ktoś mógł się tego nauczyć w wieku siedemnastu lat. Jak wspominałam, jakieś 9/10 osób, które próbuje, w ogóle się tego nigdy nie nauczy.

      Usuń
    2. Tak samo, jak zła sława Alyssy nie ma pokrycia w tekście. Złamie nos jakiemuś drugoklasiście, pokrzyczy na ludzi (głównie Blacka), rzuci klątwę (zazwyczaj na Blacka), ale w gruncie rzeczy nie zrobiła nic, co tłumaczyłoby tę jej wielką sławę "wkurzonej, złej Adams". Nie myśl, że nie lubię Alyssy, bo naprawdę, choć chwilami irytuje mnie jej wręcz niezdrowy temperament, jest sympatyczną bohaterką, jednak zbyt wiele zdolności jej dałaś i wydaje się przez to trochę nierealna. To postać z potencjałem, nie rób z niej Mary Sue!
      Syriusz... Cóż, młodego Syriusza w fandomie istnieje kilka wizji. Choć sama nie preferuję wersji z podrywaczem, to całkiem ją lubię. Twój Black jest dokładnie taki, jaki powinien być – nonszalancki, arogancki i... Cóż, syriuszowy, co by nie mówić. Jedyne, co mi w nim nie pasuje, to ta wielka miłość do Alyssy, która trwa od pierwszej klasy. Znaczy, oczywiście, kupuję, że z początku mogła mu się podobać i potem zaczęło to przechodzić w coś więcej, ale skoro to takie intensywne uczucie, to czemu podrywa każdą napotkaną dziewczynę? Nie mówię, że to nierealne, jednak średnio zgrywa mi się z obrazem kogoś, z kim dobrze jest umieścić bohaterkę w wątku romantycznym. Wygląda trochę, jakbyś nie mogła się zdecydować, czy chcesz Blacka-zawodowego przebijacza błon dziewiczych, czy Blacka, którego dręczy beznadziejne niemal uczucie. Poza tym drobnym mankamentem Syriusz jest naprawdę w porządku.
      Chciałabym napisać o Roxanne, której z początku niemal nie było. Moim zdaniem jest przesympatyczna i stanowi świetną przeciwwagę dla głównej bohaterki. Bardzo ją polubiłam od początku, nawet z jej aurą podrywaczki. Aż mi się jej szkoda zrobiło przy sytuacji w bibliotece, jednak mam nadzieję, że pociągniesz ten wątek dalej. Jedyne, co mnie zastanawia, to czemu dziewczyna z arystokratycznej rodziny, w dodatku w czasie wojny, kiedy czysta krew to najwyższa wartość (a ona, jakby nie było, pochodzi z rodziny, która w kanonie jest rodziną śmierciożerców) ubiera się w mugolskie ciuchy? To jest dosyć nierealne.
      Inne postaci, choć miały mniejsze występy, również lubię. Są sympatyczne i – co niestety, widać bardzo wyraźnie w zestawieniu z Alyssą – nie wyidealizowane. Mają swoje wady i mają swoje zalety, są ludźmi z krwi i kości. Nawet, jeśli nie do końca zgrywają się z tym, co znamy z kanonu – na mój gust to Sev jest nieco zbyt rozrywkowy jak na chłopaka, który jest regularną ofiarą kawałów Huncwotów i miłość życia zerwała z nim kontakt ledwo dwa lata temu. W sumie to bardziej rok i kilka miesięcy – to da się ich lubić.

      Usuń
    3. Wiem, że strasznie namarudziłam w komentarzu, o wiele bardziej, niż zamierzałam. Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona, bo tekst naprawdę mi się podobał i teraz chcę wysmarować porządny, obiektywny komentarz również po to, aby wskazać Ci pewne błędy. To już szesnaście rozdziałów, więc poprawianie tej nieszczęsnej magii bezróżdżkowej czy usunięcie Alyssie jednego ze skillów raczej mija się z celem, bo wątpliwe, żeby chciało Ci się poprawiać całe opowiadanie. No co się zrobi, jak nic się nie zrobi, no. Ponieważ naprawdę przyjemnie czyta się tę historię i chciałabym móc ją dalej śledzić, nie łapiąc się za głowę na kolejne absurdy, mogę od siebie tylko poradzić, żebyś przestała AŻ TAK podkreślać niesamowitość Alyssy. Jest zdolna, okej, zrozumieliśmy, te wszystkie skille pchają się nam przed oczy nieproszone. Ma mroczną sławę, która nie znajduje pokrycia, ale w głębi serca jest dobrą dziewczyną, to też już wiemy. Problem polega na tym, że Alyssa... Tak naprawdę nie ma wad. Żadnych. Wszystko się jej udaje, z wyjątkiem tego jednego szlabanu. I choć naprawdę lubię Adamsównę i wiem, że to opowiadanie o niej, to to się powoli robi cholernie irytujące, że ewoluuje w Mary Sue niczym pokemon na wyższe levele.
      Matko, skrobię ten komentarz, który ma już ponad 1500 słów, a wychodzi fala krytyki. Naprawdę, chciałam powiedzieć więcej miłych rzeczy, ale wyszło, jak wyszło. Powód jest jeden: historia mi się bardzo spodobała i chcę jakoś pomóc w jej rozwoju. Bo jak mówiłam: zupełna idealizacja głównej bohaterki to nie jest dobry pomysł, a Ty do tego zmierzasz. Nie wiem, jak mam przekazać fakt, że mi się podobało inaczej, niż takim komentarzem zamiast hejtu czy pustosłowia, jakie to wszystko urocze. Bo jest dobrze z jednej strony, a z drugiej robi się coraz gorzej. Jasne, jest mnóstwo świetnych momentów, zabawnych tekstów, od rozdziału dziesiątego bodajże często się zdarzało, że przeklejałam zabawne fragmenty znajomej na gg... Jednak to, o czym mówiłam coraz bardziej psuje zabawę, wraz z zagłębianiem się w lekturę.
      Pozdrawiam gorąco (;
      Rosalia [ostatnia-krew.blogspot.com]
      Ps: 1682 słów!

      Usuń
    4. Witam :) nie, nie jest tak źle, zwłaszcza, że gdzieś tam niedawno natknęłam się ponownie na twój nick, odwiedziłam bloga i zdałam sobie sprawę, że przecież go znam :D ale co prawda to prawda, dawno nic nie dodawałaś.
      Tak no cóż, przecinki to temat, którego chyba nigdy do końca nie opanuję xD niedawno przeglądałam poprzednie rozdziały, poprawiałam błędy, akapity i właśnie wstawiałam przecinki, ale jak się okazuje przeoczyłam kilka rzeczy. Dziękuję za wskazówki, postaram się zwrócić na nie uwagę następnym razem jak przeprowadzę korektę postów, chociaż wątpię żeby miało to miejsce w najbliższym czasie xd
      Nie no, pewnie, że nie mam nic przeciwko, a nawet jestem mega wdzięczna. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej byłoby rzucić czytanie w cholerę, zwłaszcza kiedy wychodzą na jaw te wszystkie mankamenty i niedociągnięcia, dlatego tym bardziej się cieszę, że poświęciłaś mi tyle czasu i uwagi :)
      Tak, w tym temacie z wojną muszę ci przyznać rację. Znaczy... częściową. Wiem, że powinnam od początku poświęcać jej więcej czasu i częściej o niej wspominać i nawet się za to zabierałam, bo to jednak ważne wydarzenie ale... no jakoś tak wyszło, że zawsze pisałam o czym innym. Mogę jednak zapewnić, że nie spycham wojny na dalszy plan, bo w przyszłości opowiadania odegra ważną rolę.
      Co do Alyssy. No hej, znowu racja xD tworzyłam jej postać już dawno temu i w sumie od tego czasu sporo się zmieniło w moim osobistym postrzeganiu postaci, no ale jak zauważyłaś raczej w trakcie opowiadania nie mam już za bardzo szansy na pozmienianie moich starych koncepcji. Postaram się jednak zniwelować ten mery suizm Alyssy, zwłaszcza, że od pewnego czasu też mnie to zaczyna drażnić (chociaż Ally to nic w porównaniu do początków bohaterki z mojego drugiego bloga, boże tam to naprawdę fantazjowałam... ale też założyłam go już daaawno temu, więc wiek mnie trochę usprawiedliwia)
      W każdym razie ja osobiście nie do końca postrzegam Alysse tak jak ty, chociaż może to raczej dlatego, że wiem jakie jeszcze fakty wyjdą na jaw w przyszłości. Racja, z tym quidditchem trochę mnie poniosła, ale kurde to chyba moje osobiste odczucia się tu wplątały, kto by nie chciał wymiatać na miotle... xD co do jej ocen i animagii... no cóż jak już wspominałaś jest ambitna, a na dodatek zacięta, więc jak jakaś dziedzina magii ją zafascynuje, to chce ją opanować bez względu na to ile jej to zajmie. Ja sama w trakcie czytania Pottera nigdy nie uważałam rzucania zaklęć za coś zbytnio trudnego, kwestia skupienia i tak dalej, dlatego Ally też nie ma z tym większego problemu.

      Usuń
    5. Co do sceny z postraszeniem chłopaków... hm no chodzi też oto, ze oni sami w sobie są znajomymi Alyssy, i w jakiś sposób ją respektują, bo dobrze ją znają i wiedzą, że by im nie odpuściła. W Harry’m Ślizgoni też słuchali się Draco, po prostu widzę ich jako taką bandę, która jest silna pod przywództwem.
      Animagia to kolejna moja osobista słabostka, ale znowu mogę ją wytłumaczyć zawziętością Alyssy. Jakoś nie wyobrażałam sobie żeby zmieniać się w zwierze do połowy, czy coś. Postanowiłam w tym temacie popuścić wodzę fantazji, bo w sumie nigdzie nie było napisane, że takie coś jest niemożliwe, a poza tym to świat magii, różne rzeczy się zdarzają, prawda?
      Magię bezróżdżkową planuję wprowadzić jako dodatkowe zajęcia dla owutemowców i jeśli mam być szczera, pomimo swojego zainteresowania, Ally sama nie jest gwiazdą w tym temacie, chociaż chciałaby w to wierzyć. Na to co potrafi, patrzę bardziej jak na zwykłe sztuczki, które opanowała z trudem, ale tak naprawdę nic by jej nie dały w prawdziwej walce, bo nie są zaklęciami. Opanowanie w jakimś tak stopniu tej magi przez Alysse porównywałam do magii dzieci, którą mimowolnie posługują się zanim pójdą do Hogwartu. Używają jej najczęściej w momencie kiedy ponoszą ich emocje i może dlatego Ally udało się opanować jej podstawy – bo często sama nad własnymi emocjami nie panuje.
      Ally nie jest do końca ‘dobra’ ani ‘zła’, przez większość czasu się waha i naprawdę będzie się musiała nagłowić kiedy przyjdzie czas wyboru stron. W każdym razie, chociaż sama nie jest święta, znaczna część tej złej sławy pochodzi ze stereotypu Ślizgona, który jest powszechny w Hogwarcie. To samo tyczy się innych domów, nie każdy Gryfon będzie mężny i odważny, a nie każdy Krukon rozsądny. Po prostu ludzie mają skłonności do uogólniania i postrzegania innych w jakiś określony sposób.
      Cieszę się, że podoba ci się kreacja Syriusza, bo jest to oczywiście jedna z moich ulubionych postaci. Hm mogę usprawiedliwić jego zachowanie zwykłą, syriuszową arogancją. Black jest święcie przekonany, że Alyssa kiedyś będzie jego, a że nie jest smętnym ponurakiem, wykorzystuje ten czas na niezobowiązujące podrywanie innych dziewczyn. Niedojrzałe i głupie podejście, ale taki właśnie momentami jest mój Syriusz :)
      Jesteś jedną z nielicznych czytelniczek, która lubi Roxanne i cieszy mnie, że dostrzegasz jej potencjał. I tak, wątek jej i Remusa od jakiegoś czasu należy do jednego z moich ulubionych, więc poświęcę im jeszcze sporo czasu. Co do mugolskich ciuchów... no oczywiście masz rację. Jakoś tak byłam przyzwyczajona do tego, że Harry zawsze popylał po Hogwarcie w sweterkach i jeansach i dość sporo uczniów ma do tego tendencję i zupełnie wypadł mi z głowy fakt, że wśród czystokrwistych to tak nie wypada.

      Usuń
    6. Severus jest skomplikowaną, ale jednocześnie mega interesującą postacią, ale właśnie nie mogłam zdzierżyć robienia z niego ostatniej ofiary losu. No wiem, że nie miał łatwo ze względu na huncwotów, ale u mnie musi być choć trochę rozrywkowy, skoro ma takich znajomych. Jak już pewnie zdążyłaś się zorientować, mam słabość do retrospekcji, więc w nich planuje pokazać trochę bardziej znękanego Seva, bo mam takie przekonanie, że siódmy rok to już wkraczanie w dorosłość i musiał się brać w garść, zwłaszcza jeśli za kilka miesięcy dołączy do Śmierciożerców.
      Kurde, miło mi, że polubiłaś Ally, ale jednocześnie wstyd mi za fakt, że postrzegasz ją jako taką wyidealizowaną postać. Ja osobiście uważam, że pomimo inteligencji, która pomogła jej w opanowaniu tych wszystkich rzeczy, jej największą i główną wadą, jest jej charakter. Bo tak naprawdę, Alyssa to niedojrzała, burkliwa zołza, z napadami złości, poważnym dylematem moralnych i jeszcze kilkoma problemami, które wyjdą na jaw w kolejnych rozdziałach. Swoje największe atuty, czyli talent do quidditcha i eliksirów odziedziczyła po rodzicach i planuję jeszcze przedstawić jej pogląd na to, że nie są one jej zasługą, tylko kogoś innego, dlatego tym bardziej się stara, jeśli chodzi o inne aspekty magii. Jej ambicja jest przerośnięta nawet jak na standardy ślizgońskie, a na dodatek wiele rzeczy zawdzięcza tak naprawdę innym osobom, co godzi w jej dumę, o czym też jeszcze wspomnę.
      Oczywiście, patrząc z perspektywy czasu, wiele rzeczy mogłam przedstawić zupełnie inaczej, ale faktycznie, na tym etapie zaczynanie od nowa mijałoby się z celem. Pozostaje mi tylko przykładanie się w kolejnych rozdziałach, żeby naprostować sytuację, a uwierz mi, twój komentarz naprawdę mnie do tego zmotywował.
      Kiedy pierwszy raz zapoznałam się z twoją opinią, nie mogłam przestać się szczerzyć, bo pomimo takiej krytyki (powiedzmy to sobie szczerze xD) uznałaś jednak, że ta historia jest czegoś warta, za co jestem naprawdę wdzięczna. I za to, że chciało ci się wyskrobać tak szczery, budujący komentarz, otwierający mi oczy na kilka spraw.

      No cóż, pozostaje mi tylko obiecać, że zamierza się poprawić :)
      Jeszcze raz bardzo dziękuję, pozdrawiam, buziaki ;3

      Ps. 1178 słów, też nieźle :D

      Usuń
    7. No niestety, szkoła mnie skutecznie wyczerpuje. Tu zresztą też niedługo miną dwa miesiące, jak nic nie ma, więc możemy tak sobie przyganiać i przyganiać... xD
      Z tymi przecinkami to znam ból, ja je wstawiam chyba wszędzie, gdzie są według mnie potrzebne. Nawet, jak nie są, ale mam wierną czytelniczkę, która mnie kopnie w tyłek, jeśli zaczynam, za przeproszeniem, nimi srać. :P Więc może czasem przesadzam w druga stronę, ale jednak na tym, gdzie ich bardzo brakuje, znam się doskonale! Tak czy inaczej: nie ma za co. ;3
      Że o wojnie jako takiej pamiętasz to widzę, a raczej Dumbledore mi przypominał do niedawna. I oczywiście wspomniana ostatnio scena. Po prostu trochę brakuje mi w ich życiu codziennym jakiejkolwiek refleksji, choćby nad artykułem z gazety, że zamordowano kilku mugoli i takiego zastanowienia, czy to jest słuszne czy coś. O ile się orientuję, jest dopiero początek roku szkolnego dla Twoich bohaterów, więc też nic szczególnie straconego. Nawiasem mówiąc, czas - tak naprawdę trudno zauważyć, ile go upłynęło w akcji. Czasem jedna lekcja (!) ciągnie się trzy rozdziały, innym razem mamy przeskoki w bliżej nieokreślonym czasie. To niby nie jest istotne, ale trochę irytujące - nie móc powiedzieć, ile konkretnie czasu minęło przez szesnaście rozdziałów. ^^"
      Taak, tworzenie postaci parę lat wstecz to jest pewne usprawiedliwienie, znam z doświadczenia. xD Cóż, ambicje, nawet spore nie zawsze pokrywają się ze zdolnościami, a Alyssa wypada tutaj na osobę wszechstronnie genialną, drugiego Dumbledore'a normalnie. Tworzy całkiem skuteczne zaklęcia, jest animagiem, cud miód z eliksirów, królowa quidditcha, pewnie jeszcze klaszcze uszami! xD A na poważnie, to rozumiem, o co Ci chodzi z zaklęciami, bo to jest właśnie często powtarzany błąd. W HP patrzymy na to przez pryzmat Harry'ego, któremu te wielkie zaklęcia musiały wyjść, bo był Wybrańcem i miał moc potężną w sobie (co się na oceny z takiej Transmutacji nie przekładało). Ale już nawet Hermiona - notabene, zdolna, ale wiecznie z nosem w książce - przyznaje, że są zaklęcia i eliksiry niezwykle trudne, które nie każdy opanuje (choćby Patronus - wiadomość, że Harry umie go wyczarować wywołuje wielkie poruszenie, a w opkach co drugi ma Patronusa). W szóstej części widzimy, jak sama ma problem z przygotowaniem jakiegoś. Alyssie brakuje takiej wiarygodności, bo jej się wszystko udaje. I właśnie o to chodzi: nie odpuściłaby im, okej. Ale ona jest jedna, dziewczyna w dodatku, a ich kilku. Gdyby tu była jakaś motywacja, że nie chcieli się narazić też jej znajomym - no ej, jest skumplowana z Avery'ami, to już jakiś prestiż - to scena byłaby wiarygodniejsza. W Harrym Ślizgoni słuchali się Draco, bo był najbogatszy i najbardziej wygadany na roczniku. Starszych Ślizgonów, którzy się go słuchali, a nie byli tępakami, nie pamiętam.

      Usuń
    8. Z błędem się zgadzam, mógł się w sumie zdarzyć, choć dałabym głowę, że było coś o niekompletnych przemianach (a la Krum i głowa rekina, tylko niezamierzonych akurat). Choć nadal uważam, że jednak dla Alyssy za dużo grzybów w tym barszczu. Byłoby to fajne, gdyby nie miała już wszystkiego innego. Tak mogłam tylko wywrócić wymownie oczami. Ale zacisnęłam zęby i przebrnęłam przez kolejną dawkę super skilli Alyssy. xD
      Cóż, jak sama zauważyłaś - nad tą mocą się wtedy w ogóle nie panuje, nawet się nie wie, co ona robi (via Harry i ciotka Marge). Skoro potraktowałaś ją w odrębny sposób, niż kanon (no bo po co Harry by jęczał o braku różdżki, jak mógłby sobie razem z Hermioną machać bezróżdżkarstwem) to przydałaby się wzmianka o tym w informacjach, żeby człowiek nie miał lekkiego "włat da fak". ^^"
      Ja wiem, jak wyglądają stereotypy w Hogwarcie - choć w sumie renesans mitu złego Ślizgona przypada właśnie na wojnę - ale jednak narrator zaznacza coś o jej złej sławie, która właśnie nie ma pokrycia z tym, co widzimy w tekście.
      Szczerze powiedziawszy, cieszy mnie taka odpowiedź na zarzuty wobec Blacka, bo obawiałam się, że kreujesz to już teraz zaraz na coś wielkiego i dojrzałego, a mam wrażenie, że przed Syriuszem jeszcze daleka droga, zanim on w ogóle dojrzeje do stałego związku. Zwłaszcza z kimś takim, jak Alyssa. xD
      Tak w sumie sądziłam z tymi ciuchami Roxanne, sama o tym kiedyś zapominałam, ale dostałam stosowną ilość razy po łbie i pamiętam teraz. Można te mugolskie ubrania uznać za jakieś wpływy Ally, w końcu łatwiej ponętnie się prezentować w krótkiej spódniczce niż szacie. ;D No i lubię Roxanne, bo... Cóż, mam słabość do takich postaci.
      Właśnie ja wiem, ja sama kocham Seva miłością niezwykle prawdziwą i jestem przeciwna robieniu z niego ofiary losu, ale wydaje mi się... Chwilami taki zbyt imprezowy. Przynajmniej z tym zbijakiem, jakoś ciężko mi sobie wyobrazić Snape'a znanego z retrospekcji w siódmym tomie w czasie takich zabaw. Choć skoro w drugiej klasie miał stukniętych znajomych, to i czemu nie...
      Cóż, może i ma te wady, to prawda. Ba! One są świetnie widoczne, ale jednak to, w jaki sposób otoczenie na nie reaguje - a raczej tego nie robi - sprawia wrażenie, że te wady Alyssy są gloryfikowane. Prawdę mówiąc, chwilami te wady odbierałam jako zabieg przypadkowy, a nie coś celowego. I z jednej strony dobrze wiedzieć, że to jednak było zamierzone, a z drugiej to w tekście naprawdę wygląda tak, jak zazwyczaj postronny czytelnik odbiera zachowanie Mary Sue. Więc życzę powodzenia w naprostowaniu tego, bo świadomość wad postaci to coś, co się bardzo chwali! (Powiedziała autorka, której sympatia do postaci jest wprost proporcjonalna do ilości wad. Uhm. XD)
      Bardzo się cieszę, że poczułaś się zmotywowana do naprostowania pewnych spraw, bo tę historię naprawdę przyjemnie się czyta, masz świetny dowcip i szkoda by było, żeby zaczęła się staczać po równi pochyłej. ;) A za komentarz nie masz co dziękować, pisało się go serio przyjemnie. ;)
      Pozdrawiam! <3

      Usuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3

Szkielet Smoka Panda Graphics