czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 18 część 2




Ciepły szalik chroniący go przed wiatrem, lekkie, nieśmiałe promienie słoneczne, wyzierające zza rzadkich chmur i wesołe paplanie siedzącej obok dziewczyny. Mogłoby mu to wystarczyć, naprawdę.
Zerknął w bok, na poruszające się szybko, pokryte różowym błyszczykiem usta, długie rzęsy, policzki, zarumienione i zbyt mocno wypudrowane, odrobinę haczykowaty nos i śmieszny pieprzyk na podbródku. Poważnie, wystarczyłaby. Była milutka, wesoła i patrzyła na niego z uwielbieniem. Przeciętna, nie wyróżniająca się niczym, ani szczególnie błyskotliwa, ani zawstydzająco głupia. Nie grała w quidditcha, nie posługiwała się różdżką jak przedłużeniem ręki, nie obrażała ludzi na każdym kroku i przede wszystkim, nie krzyczała na niego, zionąc nienawiścią i jadem. Brzydziło go to, że patrząc na nią, nie czuł nic poza obojętnością i śliskim chłodem, pełznącym wzdłuż jego kręgosłupa.
Uczniowie mijali ich, zerkając wścibsko i szepcząc do siebie. Niektórzy obdarzali dziewczynę współczującym spojrzeniem, inny zazdrosnym; posyłali mu znaczące uśmieszki, albo kręcili głowami z politowaniem. Wszyscy myśleli to samo. Patrzcie, oto wielki Syriusz Black i jego kolejna ofiara. Rozkocha w sobie niewinną dziewczynę, okręci ją wokół palca, a potem znudzi się i zostawi, z połamanym, krwawiącym serduszkiem i przeczuciem, że przecież mogła się tego spodziewać. Przecież nie robił nic innego, od kiedy tylko pojawił się w szkole, przecież to lubił, taki już był. Był spadkobiercą Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków. Zanim został wydziedziczony, ale z tego już nie wszyscy zdawali sobie sprawę. Dlaczego on sam nie wiedział kim jest, pomimo tego, że wiedzieli wszyscy inni? Zdrajca krwi, Gryfon, dupek, przyjaciel, rozpustnik, ścigający, drań, Huncwot. W porządku, mógł być nimi wszystkimi na raz. Mógł spełniać cudze oczekiwania, nawet jeśli własna rodzina się go wyrzekła, bo od urodzenia, jedyne co robił, to tylko ich zawodził.
Nagle głos dziewczyny ucichł, a on mgliście rozważył, czy zadała mu jakieś pytanie, czy może powinien w jakiś sposób skomentować jej opowieść? Ale nie o to chodziło, bo właśnie na kamienną ławkę między nich wepchnęła się jakaś postać, moszcząc się wygodnie, rozpychając ich na boki i skutecznie przerywając potok słów jego towarzyszki. Syriusz był święcie przekonany, że to James. Tak, to zupełnie w jego stylu. Rzuci jakimś głupawym żartem, sprawi, że dziewczyna się zawstydzi, a potem zupełnie niedelikatnie zasugeruje, żeby sobie poszła, bo musi porozmawiać z kumplem. Ale tym co zobaczył Syriusz, gdy podniósł głowę był wąż, formujący się w połyskująca na szacie literę S, rozwiane, długie włosy i cierpki, złośliwy uśmieszek.
- Adams? - rzucił ze zdziwieniem, zerkając przelotnie na zdezorientowaną dziewczynę po drugiej stronie ławki.
- W całej swej chwale - odparła z rozbawieniem, a potem, potęgując jego konsternację, objęła serdecznie ramię jego towarzyszki i uśmiechnęła się ciepło. - No, to o czym tak sobie gawędzicie?
Dziewczyna patrzyła na nią chwilę w szoku, a potem przeniosła wzrok na Syriusza, jakby chcąc zapytać, co ma teraz począć. Niestety, Black zaniemówił w równym stopniu co ona, choć gdzieś w środku prychnął, na widok jej bezsilności i niezdolności do stanowczej reakcji. Wystarczyłaby? A przecież przez chwilę naprawdę się starał. Mógłby to zrobić, oczywiście, że mógł, więc dlaczego niespodziewanie znowu musiała pojawiać się Adams, skupiając na sobie całą jego uwagę, wypełniając ciepłem jego wychłodzone wnętrze i rzucając cień na całe otoczenie?
Dziewczyna wymamrotała coś w końcu pod nosem, a Alyssa popatrzyła na nią z żywym zainteresowaniem i okrzykiem 'naprawdę?!' pełnym pasji i kpiny. Potem odsunęła się od niej odrobinę, łaskawie ofiarując złudną intymność strefy osobistej i znowu o coś zagadnęła, niefrasobliwym tonem.
A potem dziewczyna zerwała się z ławki z głośnym krzykiem, i niebieską mazią, spływającą po twarzy wraz z makijażem. Irytek lewitował nad nią, zanosząc się śmiechem i wycierając z ust resztki niebieskiej śliny.
- To śluz zmutowanych ślimaków - wyszeptał jej do ucha, po czym beknął głośno i mlasnął jęzorem jej policzek, rechocząc jak wariat. Dziewczyna, z rozmazanym po całej twarzy makijażem i zafarbowaną na niebiesko skórą, uciekła z dziedzińca do szkoły, poganiana śmiechem uczniów i obraźliwymi okrzykami Irytka.
Irytka, który właśnie przybijał siarczystą piątkę z siedzącą obok niego Alyssą. Syriusz westchnął ciężko, nie wiedząc, czy powinien śmiać się z innymi, czy raczej zwrócić jej uwagę. Nim zdążył wybrać którąś z opcji, Irytek spoważniał, łypiąc na Adams podejrzliwie.
- Tylko pamiętaj o naszej umowie - odezwał się skrzekliwym, wysokim głosem.
- Tak, wiem, porozmawiam z Baronem o tamtej sprawie, nic się nie bój. Słowo Ślizgona - dodała, unosząc rękę do piersi.
Irytek jeszcze raz zmierzył ją nieufnym spojrzeniem, ale potem zerknął na rozmazaną na ziemi gęstą maź i wyraźnie się rozpogodził. Zasalutował im i wciąż ubawiony, odfrunął w przeciwległy kąt dziedzińca, rzucając się z wrzaskiem na grupkę małych pierwszoklasistek.
- Adams. Gdybyś mogła mi łaskawie wyjaśnić, co znowu...
- Nie teraz - ucięła stanowczo Ally, sięgając po swoją torbę.
Wyjęła z jej wnętrza wielki termos i napełniła kubek parującą herbatą.
- Nie wiem jak możesz pić do świństwo - mruknął Syriusz, z powątpiewaniem obserwując jej wniebowziętą minę.
- Skąd wiesz co piję? - spytała, zerkając na niego ciekawie.
Syriusz przewrócił oczami.
- Paskudna zielona herbata, cukier, mleko, cytryna, czasami rano kropla eliksiru rozbudzającego, a czasami wieczorem eliksiru Słodkiego Snu. Proszę cię, przy każdym posiłku odprawiasz te rytuały.
- Tak - zgodziła się Alyssa. - Albo to po prostu ty tak uważnie mnie obserwujesz.
- Wmawiaj sobie. Chciałaś czegoś?
- Czy w innym wypadku narażałabym się na bezpośredni kontakt z tobą?
- No nie wiem, ale biorąc pod uwagę, że z własnej woli siedzisz tu już od kilku minut, nie uciekasz z krzykiem i na dodatek urządzasz sobie piknik... Lecisz na mnie, prawda? - Syriusz nachylił się w jej stronę z zawadiackim uśmiechem, ale oparła przedramię na jego klatce piersiowej, zanim zdążył zbliżyć się bardziej.
- Nie traktuj mnie jak jedną z tych ciź, to mnie obraża. - Zwiększyła nacisk na jego pierś i zmusiła, by ponownie zajął wcześniejszą pozycję. - Przyszłam, bo wydawałeś się zrozpaczony... albo nie. Raczej jakbyś umierał z nudów. To zabawne, zawsze masz takie spojrzenie, kiedy z nimi rozmawiasz... czemu żadna jeszcze tego nie zauważyła? Aż tak są zachwycone twoją obecnością? Przecież patrzysz na nie, jakbyś ich nie widział. A wszyscy twierdzą, że to ja jestem ta niespostrzegawcza. Mówiłam już, że to takie zabawne? Ta nadzieja na ich twarzach... nie, raczej smutne. Tak, zdecydowanie to wszystko jest smutne, kiedy obserwuje się was z boku. Co próbujesz udowodnić Black? I komu?
Ciepły szalik chroniący go przed wiatrem, lekkie, nieśmiałe promienie słoneczne, wyzierające zza rzadkich chmur i paplanie siedzącej obok dziewczyny. Wystarczyło mu to, naprawdę; było wszystkim, czego chciał. W zasadzie, mógłby się do tego przyzwyczaić. Do obecności Alyssy, choć nie była ani miła, ani wesoła, obrażała ludzi, krzyczała na niego i pluła jadem.
Syriusz odwrócił wzrok od jej roziskrzonego spojrzenia - wyglądała jakby sprawiało jej przyjemność drążenie tego tematu i wywlekanie na wierzch brudów. Oczywiście, przecież taka właśnie była. A on trafił w jej czuły punkt, te dwie noce wcześniej, w ciemnym korytarzu prowadzącym do lochów. I teraz się mściła, precyzyjnie wbijając szpilkę po szpilce, z głosem słodkim jak herbata, którą piła, drwiną i powolnie wrzącą wściekłością, ukrytą pod złośliwym uśmiechem. Mógłby się do tego przyzwyczaić, naprawdę.
Sięgnął po leżący na ławce kubek, obracając go w dłoniach i nieufanie wąchając zawartość. Potem przyłożył go do ust i upił mały łyczek, zaraz krzywiąc się ze wstrętem i powstrzymując chęć, by przewrócić termos i raz na zawsze pozbyć się jego zawartości. Pewnie trawa nigdy więcej nie urosłaby w miejscu, w którym herbata wsiąknęła w ziemię.
- Paskudztwo - wymamrotał, ocierając usta rękawem i patrząc spod zmarszczonych brwi na wyszczerzoną radośnie Alyssę. - Od ciągłego warzenia tych szatańskich mikstur już zupełnie ci odbiło. To te opary? A może przez pomyłkę wlałaś do tego jakąś truciznę?
- Jak możesz?! - zakrzyknęła z teatralnym przerażeniem, opiekuńczo obejmując termos. - Ambrozja w czystej postaci! Nie znasz się.
- Jak herbata, to tylko czarna. Ale i tak święty napój, to...
- Kawa, tak wiem. Czarna, z trzema łyżeczkami cukru, albo dwoma kakao. No co? - spytała buntowniczo, widząc jego rozbawiony wzrok. - Ty też masz swoje rytuały przy posiłku i czasami trudno je przeoczyć, zwłaszcza, kiedy wkraczasz do Wielkiej Sali jak król na zamku i małe, naiwne Gryfoniątka podają ci litrowy kubek od progu. O poranku jesteś skłonny do obrażania się, nie trudno zauważyć.
- Po prostu się na mnie gapisz.
- Tak, regularnie trzy razy w ciągu dnia, a potem pół nocy. Przez omnikulary.
- Tak myślałem.
- Świetnie, że wreszcie to sobie wyjaśniliśmy.
Zabrzmiał dzwonek i uczniowie zaczęli wracać do zamku, na ostatnie tego dnia lekcje. Syriusz rozpaczliwie chciał zatrzymać tę chwilę dziwnego zawieszenia broni, gdzie żadne z nich nie mierzyło w siebie różdżką i przez chwilę rozmawiało ze sobą bez podnoszenia głosu i obelg. Ale spokój zaczął opuszczać Alyssę z każdym krokiem zbliżającym ją do schodów wejściowych i po chwili przypominała już podrygujący nerwowo kłębek energii, gotowy wybuchnąć przy najlżejszym dotyku i siać spustoszenie.
- Nie masz przypadkiem numerologi? - zapytał ostrożnie Syriusz, widząc, że mija go i kieruje się do zupełnie innej części szkoły.
- Mam coś do załatwienia - mruknęła nieobecnym tonem, znikając za baldachimem na pierwszym piętrze.
To byłoby proste - pójść za nią i dowiedzieć się, co znowu planuje. Syriusz był ciekawy i chciał tego z całego serca, bo swoim pokrętnym sposobem myślenia i ciągłymi knowaniami wzbudzała w nim zainteresowanie, jakim nie potrafił obdarzyć żadnej innej dziewczyny. Ale nie miał ze sobą peleryny-niewidki, nie wiedział, gdzie dokładnie szła, a poza tym w takich momentach zachowywała czujność, więc mogła go przyłapać w każdej chwili i i tak niczego by się nie dowiedział. Poza tym, to nie była jego sprawa. Ale mogłaby być, a on by się przyzwyczaił.

*

W łazience na czwartym piętrze poczekała, aż korytarze zamku opustoszeją, a potem wspięła się na samą górę, do rzadko uczęszczanego wschodniego skrzydła i przystanęła przy oknie, by złapać oddech. Kiedy przyszła, oprócz niej nie było tam nikogo, była pewna. Ale zaledwie kilka sekund później, usłyszała przy uchu cichy szept:
- Co taka dziewczyna jak ty, robi przy oknie takim jak to?
Nie pokazała po sobie zaskoczenia, tylko odwróciła się powoli, przyłożyła czubki palców do jego piersi i popchnęła lekko w tył. Cam cofnął się, wydając się być wręcz nieprzyzwoicie zadowolonym. Nieruchome spojrzenie, które utkwił w oczach Alyssy, zawierało czystą, złośliwą satysfakcję.
- Wiesz po co przyszłam – bardziej oznajmiła, niż zapytała Alyssa, możliwie jak najbardziej neutralnym tonem.
Harrison zaśmiał się cicho, swobodnie rozpierając na parapecie i obracając w palcach różdżkę. Wyglądał jak żywa manifestacja zrelaksowania i komfortu, podczas gdy Ally nie mogła powstrzymać się od nerwowego kroczenia tam i z powrotem i bolesnego wręcz zaciskania szczęki.
- Zawsze – wyszeptał, nachylając się w jej stronę. Zarechotał radośnie, gdy spojrzała na niego ostrzegawczo i ponownie oparł się o szybę.
- Więc? – rzuciła niecierpliwie Alyssa, gdy cisza zaczynała się przedłużać, a Cam nie miał najwyraźniej zamiaru jej przerwać.
- Ale co?
- Nie denerwuj mnie.
Cam wzruszył ramionami, udając zmęczenie jej irytacją.
- Skąd ten pośpiech? No tak – Harrison uniósł rękę, uciszając Alyssę, zanim zdążyła zabrać się do odpowiedzi. – Może ma to związek z Leonardem, którego jutro o świcie mają przetransportować do świętego Munga? Nie to, żeby pani Pomfrey brakowało kwalifikacji, ale ma tyle dzieciaków na głowie, a przecież w jego wypadku potrzebne jest bardzo surowe, natychmiastowe leczenie... Zbyt dobrze się spisałaś Alysso. No więc – Cam podniósł odrobinę głos, gdy Ally chciała mu przerwać. – Leonard tak? Biedaczysko, tak ciężko chory w tak krótkim czasie... A ty po prostu nie możesz znieść wyrzutów sumienia, bo zjadają cię dokładnie i po kawałeczku, a nigdy nie byłaś dobra w radzeniu sobie z nimi, kiedy chodziło o bliskich ci ludzi. Chcesz skutecznego lekarstwa, to jasne. Ale skąd ten pośpiech? – paskudny uśmieszek nie schodził z twarzy Cama, a jego cichy, jedwabisty głos ociekał taką ilością jadu, jakiej nie powstydziłby się najbardziej trujący wąż. Adams znowu spróbowała zabrać głos, ale Harrison nie dał jej dojść do słowa, a poza tym czuła taki ucisk w żołądku, że nawet nie była pewna, czy z jej ust wydostałoby się coś w miarę logicznego. – Przecież w Mungu porządnie się nim zajmą, nawet jeśli posiedzi tam kilka tygodni. Ale... to nie ukoi twojego sumienia, bo Alysso... jeśli już coś czujesz, to na sto procent prawda? Kiedy się złościsz, to jesteś tą złością opętana, kiedy chce ci się spać, to nikt nie wyciągnie cię z łóżka, nie używając siły, a kiedy kochasz... myślę, że oboje doskonale pamiętamy co się wtedy dzieje. – Alyssa wciągnęła głośno powietrze, cofając się o krok, jakby Cam wymierzył jej policzek. W zasadzie, to dokładnie tak się poczuła. Wcześniejszą irytację zastąpił szok i wpatrywała się w niego oniemiała, z szeroko otwartymi oczami, ale on zdawał się nic sobie z tego nie robić. – No i tak samo jest z twoimi wyrzutami sumienia. Co z tego, że zabiorą Leonarda do Munga, skoro spędzi tam zbyt dużo czasu i to wyłącznie z twojej winy. Ale oczywiście, to dalej nie tłumaczy twojego pośpiechu. Przecież mogłabyś się teleportować do Munga w każdej chwili, łamiąc oczywiście kilka przepisów szkolnych, ale co to dla ciebie. Nie, ty musisz zrobić to jeszcze dzisiaj, zanim po niego przyjdą, a dlaczego? Odpowiedź jest zabawnie prosta. Bo nie potrafisz się teleportować.
- Cam... – syknęła Adams ściszonym głosem, rozglądając się nerwowo wokół. Korytarz jednak ciągle był opustoszały.
- Przepraszam... czuły punkt, prawda? No cóż, nigdy nie byłem zbyt taktowny, jaka szkoda. Ale jeszcze nie skończyłem, więc wyduś z siebie tej cierpliwości odrobinę więcej. Jeśli oczywiście chcesz zdobyć lekarstwo, w innym wypadku śmiało, możesz mnie nawet przekląć – dodał, widząc odbijający się na twarzy Alyssy gniew. Słysząc tę groźbę, natychmiast się opanowała, choć jej wzrok ciągle był wrogi. – Na czym skończyłem? Ach oczywiście. Twoja niezdolność do teleportacji. Wiesz, dużo razy zastanawiałem się nad tym, co może być tego przyczyną. W końcu jesteś zdolną dziewczynką, wszyscy o tym wiemy. A teleportacja? Nawet taki Pettigrew ją opanował, chociaż z trudnościami. Teraz uważaj Ally, zdradzę ci sekretny wniosek, do którego doszedłem. Chociaż myślę, że sama o tym wiesz, nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać. Co uniemożliwia ci naukę teleportacji? Prosta sprawa – ty sama. – Cam urwał, przez chwilę rozkoszując się bladością jej twarzy. Wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć, albo rzucić się na niego w ataku szału. Obie opcje wydawały mu się równie kuszące co zabawne. – Tak samo jest z wykończeniem twojej formy animagicznej. Marnujesz tylko czas, przesiadując w bibliotece i starając się znaleźć informację o podobnych przypadkach, a wystarczyłoby żebyś pokonała mury, które sama stworzyłaś w swoim umyśle. Nauka nowych zaklęć przychodzi ci w łatwością, bo przecież ktoś już ci w tym pomógł. Ale nie zdążył z teleportacją i animagią, a ty nie potrafisz zabrać się do tego samodzielnie. Albo potrafisz, ale całą sobą temu zaprzeczasz, bo przecież nigdy nie pogodziłaś się z, no wiesz... stratą. Ally kotku, sama sobie jesteś winna. Tak trudno uwierzyć w swoje możliwości? A może razem z...
Chłodna, drżąca dłoń wylądowała z impetem na ustach Cama, tłumiąc jego kolejne słowa. Alyssa rzuciła się do przodu, silnie ściskając w garści jego szatę na piersiach i przyciskając mu pięść do gardła.
- Jeszcze słowo – wyszeptała, pochylając się tak nisko, że niemal muskała ustami jego ucho. – Wymówisz to imię, a będzie ostatnią rzeczą, jaką powiedziałeś w swoim życiu, przysięgam.
Przez kilka sekund Harrison pozostał nieruchomy i zastygli w tej pozycji, wsłuchani w swoje oddechy. Ten Alyssy był nieregularny i urywany, Cama natomiast ciągle spokojny i cichy. W końcu Adams poluzowała uścisk, prostując się i oddalając o kilka kroków. Nie spuszczała z niego chłodnego, uważnego wzroku.
- Widzisz, dokładnie o to mi chodzi – oznajmił w końcu Cam, tonem przyjacielskiej pogawędki, przygładzając do tyłu włosy i rozprostowując pogniecioną szatę. – Tyle agresji, tyle dramatyzmu... Ale na tym chyba właśnie polega twój urok, dlatego tak bardzo cię lubię. I dlatego też dam ci za darmo to, po co do mnie przyszłaś.
- Za darmo? – powtórzyła nieufnie Ally, patrząc jak Harrison wyciąga z wewnętrznej kieszeni peleryny małą ampułkę, wypełnioną czerwonym płynem.
Cam w odpowiedzi wzruszył ramionami, uśmiechając się do niej niemal czule. Z trudem powstrzymała chęć wzdrygnięcia się z obrzydzeniem.
- Cały czas to miałeś?
- Oczywiście. Wiedziałem, że będziesz tego potrzebować, więc przygotowałem się już wcześniej. Jedno ostrzeżenie Alysso. – Cam nagle spoważniał, cofając rękę którą wcześniej podawał jej lekarstwo.
- Nie potrzebuję twoich dodatkowych uwag – warknęła Adams, wyrywając mu ampułkę i odwracając się na pięcie. – Sama sobie poradzę – dodała na odchodnym.
- Jak zawsze, ale powinnaś to usłyszeć – rzucił Harrison za jej oddalającą się sylwetką. – To bardzo czarna magia.

*

Szczęście dopisywało jej przynajmniej w jednym względzie – przez całą wędrówkę z lochów do Skrzydła Szpitalnego nie napotkała na swojej drodze żywego ducha. Tego martwego, uściślając też nie, chociaż na pierwszym piętrze gdzieś za rogiem mignęła jej perłowa sylwetka Krwawego Barona. Dla kogoś z jej doświadczeniem, w wałęsaniu się nocą po zamku i wdzieraniu się do różnych jego zakamarków, bezszelestne zakradnięcie się do wnętrza szpitala, było niemalże jak rozgrzewka. Choć wiedziała, że prawdziwe wyzwanie dopiero przed nią.
Uważnie przyglądała się każdej uśpionej twarzy, w łóżkach które mijała, ale pomimo kilkukrotnego sprawdzenia, Leonarda nie było w żadnym z nich. Chłodny dreszcz paniki przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, na myśl o tym, że może zabrali go wcześniej. Ale potem jej wzrok padł na drzwi przy końcu sali, których wcześniej z pewnością tam nie było. Szybko znalazła się przed nimi, naciskając delikatnie klamkę i wchodząc do środka.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że poruszyło się w niej sumienie, gdy znalazła się w klasie, zmienionej w kolejną salę szpitalną i wypełnionej po brzegi chorymi dzieciakami. Z dokładnością i spokojem obejrzała każdą pobladłą twarz, nie reagując nawet, kiedy dojrzała kogoś znajomego. Przyszła tutaj w konkretnym celu, chodziło jej tylko o Leonarda. Od początku wiedziała co robi, przecież liczyła na to, że zachoruje jak największa liczba osób. Nie mogła teraz tego żałować. I nie żałowała.
Tutaj też go nie było, ale pewnym krokiem, podeszła do kolejnych drzwi, prowadzących na zaplecze klasy. Otworzyła je, a zawiasy zaskrzypiały cicho. Alyssa na sekundę zamarła, gdy z tyłu dobiegł ją szelest. Ale to tylko ktoś odwracał się w łóżku przez sen, więc już bez wahania weszła do malutkiego pomieszczenia, zamykając za sobą cicho drzwi. Znajdowało się w nim tylko jedno metalowe łóżko, a obok niego stolik, zastawiony opróżnionymi kubkami po eliksirach wzmacniających. Ich delikatna, charakterystyczna woń ciągle jeszcze unosiła się w powietrzu. Alyssa podeszła do okna, wyglądając na pogrążone w mroku błonia. Odliczyła w umyśle do dziesięciu, wreszcie się odwróciła i zbliżyła do łóżka.
Dłuższą chwilę stała nad pogrążonym we śnie Leondardem, patrząc na sposób, w jaki światło księżyca jeszcze bardziej rozjaśniało jego blade policzki. Spał na plecach, z rękoma wzdłuż ciała, wyjątkowo nieruchomy i gdyby nie świszczący oddech, wydostający się zza jego posiniałych warg, mogłaby pomyśleć, że jest martwy. Ruchów klatki piersiowej nie było nawet widać, spod niezliczonej ilości koców, które szczelnie opatulały jego drobną sylwetkę.
Alyssa wyjęła z kieszeni ampułkę, postanawiając nie marnować więcej czasu. Po zyskaniu lekarstwa, rozważała wiele scenariuszy podania go Leonardowi. Na pewno nie mogła po prostu powiedzieć mu, żeby je zażył. Gdyby nawet nie brzydził się czarną magią, to i tak by się na to nie zgodził, twierdząc, że to samolubne, w obliczu choroby połowy szkoły. Ale Alyssy nie obchodziła przecież cała reszta.
Jej planom nie było końca, a każdy wydawał się mieć więcej luk od poprzedniego. Dodać do wody? Przetransumować w coś słodkiego? Ładnie poprosić? Podrzucić do posiłku? Zamienić z lekarstwem podawanym przez pielęgniarkę? W każdym z pomysłów Alyssa wynajdywała natychmiast zbyt dużo niewiadomych i rzeczy, które mogły pójść źle. A musiała bezwarunkowo wiedzieć, że Leonard zażyje lekarstwo, nie było innej opcji.
Dlatego w środku nocy, pochylała się nad jego śpiącą sylwetką, delikatnym ruchem zatykając mu nos. Drugą ręką rozwarła jego szczęki i umieściła na języku ampułkę. Leonard obudził się na sekundę przed tym, jak szczelnie przycisnęła do jego ust dłoń, by nie był w stanie wypluć lekarstwa. Zaczął się szamotać, marną resztką sił, których jeszcze nie odebrała mu choroba, ale Alyssa nie poluźniła uścisku ani na nosie, ani na ustach, nawet pomimo jego wielkich, załzawionych oczu, obserwujących ją z przerażeniem i zdziwieniem. Leonard poddał się pierwszy, nie mając wyboru, bo brakowało mu już powietrza. Przełknął ampułkę, a Alyssa odsunęła ręce, pozwalając mu odetchnąć spazmatycznie. Dłonie miała mokre od jego łez, z czego zdała sobie sprawę, unosząc je do twarzy, by otrzeć swoje własne.
- Przepraszam Leo...

Jedyną jego reakcją na te słowa było zranione spojrzenie, które widywała kiedyś wielokrotnie i obiecała sobie nigdy już do niego nie dopuścić. A teraz było skierowane bezpośrednio na nią, pełne wyrzutów i poczucia zdrady. Potem Leonard stracił przytomność, a Alyssa skierowała się po cichu do wyjścia, na odchodnym mierząc w niego różdżką i mamrocząc odpowiednie zaklęcie.




____________________________



Oto i druga część rozdziału, która kisiła się na dysku i czekała, aż wreszcie łaskawie ogarnę Offica i podaruję jej porządne akapity (sic! spacje sic!) Poprzednią notkę też już poprawiłam, więc jako tako się prezentują. Niedawno złożyłam zamówienie na szablon, więc niebawem wygląd bloga zostanie odświeżony :) (po ponad roku xD)

Ściskam mocno, buziaki ;3






9 komentarzy:

  1. Czołem, cześć!
    Z góry przepraszam, bo nie mam pojęcia czy ten komentarz będzie w połowie tak ogarniętych, jakby chciała...
    No to tak... Twojego bloga znalazłam w spisie ff potterowski, które przekopuję w ostatnim czasie zawzięcie, z nadzieją, że w końcu znajdę coś porządnego. Tyczy się to głównie historii z Czasów Huncwotów oraz Nowego Pokolenia. Tych drugich jest znakomicie niewiele, co bardzo mnie zasmuca. Jeśli zaś idzie o te pierwsze, to naprawdę trudno znaleźć coś dobrego. Jest ich sporo, ale w większości przypadków pasuję już przy drugim rozdziale, więc to, że i do Twojego podchodziłam sceptycznie, było spowodowane... Hm, przejedzeniem się czymś zupełnie niesmacznym, jak bym to nazwała. Wybacz.
    Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że wyparowało to bardzo szybko, bo już w chwili, w której odwiedziłam zakładkę "Bohaterowie" (: Patrzę, główna bohaterka to Ślizgonka - nawet sobie nie wyobrażasz, jaki to był wspaniały widok! Poza tym - ta różnorodność postaci, byłam bliska popłakania się ze szczęścia :')
    Ale przechodząc już do konkretów... Poprawność. Naprawdę z nią dobrze u Ciebie! Ortograficzna, gramatyczna, interpunkcyjna, logistyczna, wszystko jest! Błędów nie robisz praktycznie wcale; wyłapałam tylko takie, które sama u innych na pewno byś zauważyła. Wiem jak to jest, kiedy po raz setny czytasz swój własny tekst, po prostu się tego nie zauważa :)
    Bohaterowie. Przede wszystkim Alyssa... Cóż, moim skromnym zdaniem zasługujesz na brawa. Jest naprawdę genialna, mój człowiek! Po prostu tylko patrzeć i kiwać głową z aprobatą:D Intrygująca, zabawna, nieidealna, niebanalna. Serio Ci się to udało. Syriusz - jako że jest jednym z moich ulubionych bohaterów historii pani Rowling, od lat mam w głowie jego wyraźnie zarysowany obraz. Twój troszeczkę się od niego różni, ale i tak mi się podoba :) Wszyscy Ślizgoni mi się podobają, ale mam też osobistą prośbę - WIĘCEJ REGULUSA, PLZ. No i James i Lily... Kurde, tak strasznie Ci dziękuję, że ich nie zepsułaś! Matko, supersupersuper. Nie jest ich za dużo ani za mało, nie są przerysowani, pięknie :')
    Co do reszty postaci dodanych przez Ciebie... Czytałam wszystkie rozdziały za jednym zamachem i dokładnie wyłapałam moment, w którym zdecydowałaś się poszerzyć skład postaci właśnie o nich :) Cam, Leo, Jamie.... Lubię ich, ale żałuję, że nie byli z nami od początku. Jednakże nie mogę Cię winić, rozumiem jak to jest pisać ciągłą historię w długiej przestrzeni czasowej.
    Do fabuły nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Jest ciekawie, podoba mi się. Aczkolwiek no, brakuje mi tego, co dzieje się poza murami Hogwartu i tego, jaki ma to wpływ na uczniów. Na pewno nie narzekałabym, gdyby było tego więcej.
    Ach, no i jeszcze Blake... On jest Śmierciożercą, nie? Ja to czuję.
    Oczarowałaś mnie charakterem Ally, to jest pewne. Czekam z cierpliwością na każdy kolejny rozdział!

    Życzę hektolitrów weny i czasu na pisanie! Pozdrawiam :3

    [disconsolate-generation.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Hey, hey, hey!

    (Just think while you been getting down and out about the liars, And the dirty, dirty cheats of the world, You could've been getting down to this sick beat)
    ^^^^^^ za dużo Shake it Off, sorry.

    Normalna Ally jest dziwna, i na miejscu Syriusza (<3333) zaczęłabym się bać. Już. Teraz. Natychmiast. Ale w sumie lubię jak oni ze sobą gadają, więc może się bać nieświadomie.

    mleko + cytryna + zielona herbata? To nie jest dobre. Próbowałam. Lepsze jest bez tej cytryny i z miodem. Serio. A kiedy to piję czuję się bardziej arystokracko.

    "-Co taka dziewczyna jak ty robi przy takim oknie jak to?"
    Padłam. To jest mój nowy tekst na podryw.
    Cam jest specyficzny i za to go właściwie nie lubię. Zdecydowanie działa mi na nerwy, ale cóż, resztę postaci kocham.

    Okej, papapappaapatki, kckckckkckckc no i u mnie niedługo nowy rozdział powinien być, ale czy będzie to zależy...
    Pozderki < 3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Jeżeli chodzi o Twoje zgłoszenie to:
    - możemy umieścić bloga we wszystkich trzech kategoriach (musiałabyś jednak zaznaczyć od którego rozdziału blog przechodzi w kolejną kategorię),
    - powstała nowa podkategoria okres szkolno-wojenny - może tam blog by pasował?
    - jeżeli blog aktualnie jest w okresie szkolnym, za jakiś czas przejdzie w wojenny itd. - to wrzucę je w czasy szkolne, jak przejdziesz w inne czasy to zgłosisz zmianę w zakładce "zmiany" i wtedy dodamy kolejną kategorię, np. od rozdziału 20-tego {okres wojenny}.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam!
    Muszę przyznać, że Twój blog bardzo mnie zafascynował. A szczególnie Alyssa. Jeszcze nie spotkałam się z przypadkiem gdzie główna bohaterka jest hipiską bądź należy do innej subkultury. To dosyć rzadkie oraz ciekawe. Ogólnie rzecz biorąc bardzo podoba mi się relacja Adams/Black. W większości blogów jest on łączony z Dorcas Meadowes lub inną dziewczyną podobną do niej charakterem, ale u Ciebie tego nie ma i chwała Ci za to!
    Ogólnie rzecz biorąc bardzo przypadł mi do gustu Twój styl pisania. Nie popełniasz błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, co mnie niezwykle cieszy.
    Jestem w stu procentach pewna, iż Ally nigdy nie przyłączy się do Śmierciożerców.
    Wynika to z jej zachowania. Nie lubi czuć nad sobą władzy, czy być pomiataną.
    Nie wiem, co dalej napisać, więc może zadowolisz się tym ;)
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję następnej notki!
    Sonrisa
    Wpadniesz? Mogłabyś mnie przy okazji informować o nowych rozdziałach ;)
    http://lily-evans-zmieniona-przepowiednia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.
    Zacznijmy od tego, że zafascynowałaś mnie. Twoja opowieść robi się z każdym rozdziałem coraz ciekawsza.
    Nie rozumiem tych wątków, które urywasz i ich nie kończysz...
    Tak samo jak z Leo... Co Alyssa mu podała.?
    A Syriusz? Mógłby się w końcu przełamać i jej powiedzieć co czuje.
    Alyssa...Barwna postać, choć wydaje mi się, że stworzyłaś z niej takiego diabełka.. Oczywiście, okazywałą często swoją dobroć, i wgl.. Ale na litość Boską, niech w końcu zrobi się miła dla innych a w szczególności dla Syriusza.
    Mam nadziewję, że rozwiniesz ich wątek, bo ta parka bardzo mi się spodobała.
    Przykro mi, nienawidzę Cama no ale cóż...
    Mam nadzieję, że niedługo dodasz nowy rozdział i dokończysz rozpoczęte a nieskończone wątki.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Heej... żyjesz tam gdzieś jeszcze?
    Brak rozdziałów, nie dajesz znaków życia. Mam nadzieję, że to chwilowa przerwa i wkrótce do nas wrócisz. Pośpiesz się, nie mam co czytać ;_;
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  7. Pls. Powiedz mi, że masz zamiar zrobić swój wielki come back, jeszcze w tym roku. Cholernie tęsknię za tobą i tym opowiadaniem. Nie chcę wierzyć, że to już koniec. Dum spiro, spero, moja droga. Jestem z tobą i będę przychodzić tu tak często, aż mnie znienawidzisz! <3
    Twoja wierna choć do tej pory nieznana czytelniczka,
    мємєηтσ мσяι

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku... Czyli już naprawdę mamy 2017 rok, a tu wciąż cisza?
    Cóż, czekam dalej! ♥

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3

Szkielet Smoka Panda Graphics