Alyssa nie cierpiała wychodzić z zamku
podczas przerw. Inne zdanie na ten temat mieli nauczyciele, którzy kręcili
nosem, na widok uczniów, wałęsających się bezcelowo korytarzami. Radzili im wtedy
wyjść i dotlenić się, nie zważając na paskudną pogodę.
Tym razem jednak, Ally wypadła z klasy
transmutacji zaraz po usłyszeniu dzwonka. Popędziła na dziedziniec i już
spokojnie, przystanęła przy murze, rozglądając się dookoła. Po dosłownie sekundzie,
podwórko zaroiło się od uczniów z różnych domów. Nigdzie jednak nie dostrzegła
osoby, której tak uparcie wyglądała. Ruszyła więc do przodu, wychodząc poza
mury ogradzające dziedziniec i kierując się w stronę parku. Spacerowało po nim
sporo uczniów, ale tego potrzebnego nie dostrzegła. Coraz bardziej rozdrażniona, zawróciła i skierowała się na błonia. Podeszła do wielkiego drzewa, rosnącego
przy jeziorze i przy okrążaniu go, nagle z kimś się zderzyła.
Zaklęła, odskakując na bezpieczną odległość i
masując czoło, podrażnione przy bliskim spotkaniu z czyjąś twardą piersią.
- Cam! – krzyknęła zaskoczona, podnosząc w
końcu wzrok na drugiego osobnika. – Wszędzie cię szukałam, a ty czaiłeś się
przy drzewie – oznajmiła z wyrzutem.
Przed nią stał wysoki chłopak, sprawiający
wrażenie chuderlawego i delikatnego, choć pulsujące bólem czoło Adams, świadczyło o czymś zupełnie innym. Jego długie, czarne włosy przylizane były starannie
do tyłu, co Ally zawsze uważała za korzystną dla niego fryzurę, bo dokładnie
ukazywała kształtną szczękę i zgrabne kości policzkowe. Poza tym w jego
wyglądzie nie było nic wybitnie zwracającego uwagę, oprócz dużych, niebieskich,
lekko wyłupiastych i przebiegłych oczu. Przez szyję chłopaka niedbale
przewieszony był krawat w barwach Ravenclawu. Jego brwi zmarszczyły się
charakterystycznie, gdy wygiął wąskie usta w uśmiechu.
- Ally. Nie czaiłem się, tylko zajmowałem
interesami. A klient chciał odebrać zamówienie w ustronnym miejscu, więc...
Adams wychyliła się zza drzewa i dostrzegła chłopka, przemierzającego szybko błonie. Szedł dziwnym krokiem,
który świadczył o tym, że nieudolnie próbował ukryć coś dużego pod peleryną.
- O? Czego mógł chcieć od ciebie mały Puchon?
- Tajemnica służbowa – odparł Cam, opierając
rękę o drzewo nad głową Alyssy i pochylając się lekko w jej stronę. – A czego
ty byś ode mnie chciała?
Adams stanowczo przyłożyła dłoń do jego
klatki piersiowej i popychając go lekko, dała do zrozumienia, że narusza jej
przestrzeń osobistą. Chłopak zachichotał, ale posłusznie odsunął się kilka
kroków.
Cam Harrison chodził do piątej klasy, chociaż
na oko, był starszy od Ally o jakieś dwa lata. Z premedytacją oblewał egzaminy
i wszystkie ważne testy, choć inteligencji mógł mu pozazdrościć niejeden
prymus. Wolał ją jednak wykorzystywać do innych celów. Cam był znany na całą
szkołę i każdy wiedział, że jeśli czegoś potrzebuje, musi się z tym udać do
niego. Potrafił załatwić wszystko, od jaja smoka, przez ostatnią parę
limitowanej edycji kozaków i trujące rośliny, na narkotykach kończąc.
Jednocześnie, wiedział wszystko i szkoła, oraz życie osobiste uczniów
nie miało przed nim żadnych tajemnic. Nikt nigdy nie wnikał w sposoby jakimi
Cam zdobywa to wszystko, od towarów po informacje. Liczył się krótki termin
oczekiwania i to, że ceny były sprawiedliwe, jeśli nie żadne. Czasami Harrison
zamiast pieniędzy, wolał w zamian jakąś przysługę.
Adams rozgryzła go już jakiś czas temu,
chociaż jego sposób myślenia był pokrętny i czasami zakrawał o absurd. Cam był
częścią szkoły, jej nieodłącznym elementem jak filary podtrzymujące sufit, czy
Wielka Sala. Bez niego starannie utkana sieć nielegalnego handlu nie miałaby
racji bytu, a uczniowie zdani byliby tylko na siebie. Przez te wszystkie lata, zdobywał szacunek kolejnych pokoleń, czuł się potrzebny i niezbędny. Nawet
sobie nie wyobrażał opuszczenia bezpiecznych, znajomych murów zamku i
wyruszenia w dorosły świat, w poszukiwaniu uczciwej pracy. Tak bardzo zżył się
z aktualnym otoczeniem, że nie wierzył, by udało mu się egzystować z dala od
szkoły.
- Jak pewnie wiesz, jestem zawieszona w
Quidditchu, więc...
- Aaaaachh – Cam przerwał jej, wyglądając
jakby popadł w ekstazę. Rozszerzone źrenice prawie całkowicie przykryły błękit
jego tęczówek, uśmiechał się szeroko, trochę szaleńczo i miał ten dziwny błysk
w oku, który zawsze odrobinę martwił, ale jednocześnie intrygował Alysse. –
Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem... tylko czekałem, aż przyjdziesz do mnie z
tym problemem i jak zwykle się na tobie nie zawiodłem... – Cam pogładził ją
pieszczotliwym gestem po policzku, ale zanim zdążyła zaprotestować, ponownie
się odsunął, drżąc z ekscytacji.
Alyssa zaśmiała się lekko, patrząc z
satysfakcją jak chłopak coraz bardziej się niecierpliwi. Było coś w tym jego
opętańczym, lisim sposobie bycia, że rzadko udawało jej się górować nad nim w
rozmowach. A osobie tak władczej jak Adams, strasznie to doskwierało.
- No więc? Co wymyśliłaś? Mam nadzieje, że to
będzie epickie, no już mów, w czym ci mam pomó...
Ally urwała potok słów, przyciągając go do
siebie i silnym szarpnięciem za koszulę nachylając jego twarz w stronę własnej.
Jakiś czas szeptała mu do ucha, a potem poluzowała uścisk, pozwalając mu
oddalić się w zamyśleniu. Cam maszerował jakiś czas tam i z powrotem, z wyrazem
skrajnego skupienia na twarzy. W końcu zatrzymał się i najwyraźniej
przeanalizowawszy dokładnie cały plan, ponownie się rozpromienił.
- Zaskoczyłaś mnie, wiesz? Znowu, chyba coraz
bardziej cię lubię, jesteś taka nieprzewidywalna. Obawiałem się, że pójdziesz
na łatwiznę i zrobisz coś tak banalnego, jak kradzież piłek, albo uszkodzenie
mioteł, ale nieeee... Kochanie z przyjemnością wezmę udział w czymś tak
subtelnym i pomysłowym...
- Ile? – rzuciła Alyssa, uśmiechając się
drwiąco.
Cam ponownie pojawił się tuż przed nią,
chwytając jej twarz w dłonie. Wzdrygnęła się, czując przejmujące zimno jego
skóry. Jednocześnie bliskość i bezpośredni kontakt z kimś tak nieobliczalnym, przyprawiał ją o automatyczną nerwowość. Nie miała pojęcia, jak można być tak
czarującym i odpychającym jednocześnie.
- Nic – wyszeptał. Uniosła brwi zaskoczona. –
Zapłatą będzie obserwowanie jak wszystko idzie po twojej myśli. Za dwa dni
tutaj, o tej samej porze.
- Tak szybko?
- Dokonałem właśnie małych zmian, w mojej
liście towarów priorytetowych.
Odsunął się, a Ally z zadowolonym uśmiechem
odwróciła się i skierowała w stronę szkoły. Zdążyła zrobić kilkanaście kroków,
gdy spod drzewa doleciało do niej jej własne imię. Odwróciła się przez ramię,
zerkając na stojącego w cieniu liści Cama.
- Pozdrów ode mnie brata! – krzyknął,
wykrzywiając złośliwie wargi.
Adams fuknęła pod nosem i marszcząc gniewnie
brwi, ruszyła do zamku. Długa przerwa dobiegła końca.
*
Alyssa weszła do klasy zaklęć, spóźniona o
kilka minut. Profesor Flitwick nie zwrócił na to uwagi, bo w ogólnym
rozgardiaszu nie zauważył nawet jej przybycia. W końcu udało mu się uciszyć
rozgadaną klasę i przeszedł do sprawdzania listy obecności, zasiadając za
pulpitem na stosie poduszek.
- Mam nadzieję, że doskonale pamiętaliście o
zadaniu, które mieliście wykonać na dzisiejszą lekcję – zaczął profesor, a
kilka stłumionych jęków świadczyło o tym, że jednak nie wszyscy pamiętali. –
Tydzień temu prosiłem was, żebyście opracowali własne zaklęcia. Nie miało to być nic skomplikowanego, ale pomysłowego i nowego. Ufam, że nie sprawiło wam to
kłopotów, jesteście wszakże już w siódmej klasie. Autor zaklęcia, które okaże
się najbardziej pomysłowym i jednocześnie najbardziej pożytecznym, wyśle
zgłoszenie do Ministerstwa Magii, w celu zatwierdzenia czaru. To nie lada
zaszczyt i honor, więc liczę, że któremuś z was uda się spopularyzować własną
koncepcję. No, a teraz do roboty, po kolei tak jak siedzicie. Panienka Bennet,
zapraszam na środek.
*
Kilkanaście minut upłynęło Alyssie na pół
drzemce, z głową podpartą na ręce. Nie interesowały jej zaklęcia innych, bo jak
zdążyła się zorientować, większość była po prostu nieudolna, niedokończona i
nieprzemyślana. Flitwick jednak się przeliczył, zwłaszcza biorąc pod uwagę
Pettigrew, który swoim czarem wybił wszystkie okna w klasie.
- Panna Adams!
Ally uniosła nieprzytomnie głowę i z
ociąganiem wstała ze swojego krzesła.
- Będę potrzebowała partnera – oznajmiła, w
drodze na środek klasy.
- W porządku, wybierz sobie kogoś.
Alyssa zastanowiła się chwilę, rozważając kto
w ostatnim czasie najbardziej zalazł jej za skórę.
- Bl... Roger – zmieniła zdanie w połowie
wypowiedzi, natrafiając wzrokiem na Averego. Od pewnego czasu zachowywał
się w stosunku do niej strasznie zaborczo i wyjątkowo ją to irytowało.
Blondyn, z pewnym siebie uśmieszkiem, wyszedł
na środek klasy i stanął na przeciwko niej. Ally ustawiła go twarzą do uczniów
i profesora, wyczuwając na plecach zaniepokojone spojrzenia Roxanne i Severusa. I słusznie. Uniosła różdżkę i w myślach wypowiedziała zaklęcie.
Roger cofnął się do tyłu, chwytając za gardło i
wydał z siebie dźwięk, jakby się dławił. Wytrzeszczył oczy i starał się
oddychać, chociaż przychodziło mu to z trudem. Ciężko charczał, trzęsąc się na
całym ciele.
- Starczy – odezwał się Flitwick, w momencie
gdy sama chciała przerwać zaklęcie.
Avery przestał się dusić i dyszał ciężko,
pochylając się do przodu i opierając dłonie na kolanach. Alyssa założyła ręce z
tyłu i odwróciła się do profesora, z miłym uśmiechem na ustach. Staruszek zmierzył ją
uważnym spojrzeniem.
- Zaklęcie działające na układ nerwowy, mam
rację? – spytał, a Adams kiwnęła głową. – Manipulujące mózgiem tak, że człowiek
ma wrażenie, że język cofa mu się do gardła i zaczyna się dławić. Pomysłowe, z
pewnością... Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że gdyby zaklęciem faktycznie zaczęto
cofać komuś język, zakrawałoby to o niedozwolone w tym zamku tortury i mogło
prowadzić do śmierci. Zmyślne, panno Adams, zmyślne, jednakże... wątpię żeby
Ministerstwo doceniło kreatywność, a i pożytku z niego nie będą mieć zwykli
obywatele. Dziękuję, możesz usiąść.
Ally wsunęła ręce do kieszeni i wróciła na
swoje miejsce.
Następne kilka osób przewinęło się przez
środek klasy, wykonując mniej lub bardziej udane zaklęcia. Roxanne
zaprezentowała czar, wysuszający lakier na świeżo pomalowanych paznokciach, a
Potter zamaszystym machnięciem różdżki zmienił stroje wszystkich uczniów na
kuse, karnawałowe kostiumy. Z sufitu runął grad serpentyn i balonów, a
energiczna salsa rozbrzmiała nie wiadomo skąd.
- Panie Black, teraz pańska kolej.
- Będę potrzebował partnerki – oświadczył
Syriusz, stając na środku.
- W porządku, wybierz sobie kogoś.
Alyssa znała jego wybór w momencie, w którym spoczęła na niej para szarych oczu.
- Pomyślmy... hmm... kogo by tu... może, yhm...
Adams.
Ally prychnęła pod nosem, jednocześnie
przewracając oczami. Wstała jednak z krzesła i stanęła przed nim, patrząc na
niego wyzywająco. Black zachichotał pod nosem, zupełnie jak jakiś mały,
złośliwy demon. Uniósł różdżkę i wypowiedział szeptem zaklęcie.
Czarny, koronkowy biustonosz wyrwał się z
impetem zza koszuli Alyssy i zaczął się odbijać od ścian klasy z zawrotną
prędkością, jakby udając kauczukową piłkę. Strącił z głowy jakiegoś Krukona
mugolską czapkę z daszkiem, a potem ostrą krawędzią odstającego cekina, podrapał policzek innego ucznia. Lot biustonosza wspierała salwa śmiechu wydobywająca się z gardeł
widzów.
Wbrew sobie, Ally również odczuwała głęboką
ochotę by się roześmiać. Ale fakt, że autorem żartu był Black i że patrzył
teraz na nią, nie kryjąc dumy, doprowadzał ją jednocześnie do szału. Obrzuciła
go najbardziej mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, na jakie było ją stać, a
biustonosz zakończył swój lot, finalnie zahaczając ramiączkiem o żyrandol i
kołysząc się nad ich głowami.
- Aaaach ta dzisiejsza młodzież... – westchnął
profesor Flitwick, patrząc na swoją klasę z pobłażliwym rozbawieniem.
- Dostanę dodatkowe punkty za
przeciwzaklęcie? – spytał Black i jednym machnięciem różdżki sprawił, że
biustonosz wsunął się Alyssie z powrotem pod bluzkę, układając na piersiach i
zapinając.
- Wezmę to pod uwagę przy wystawianiu oceny.
A teraz siadaj już chłopcze, błagam...
- Ładne B, tak myślałem – wyszeptał Black,
mijając Adams. Powstrzymując cisnący jej się na usta śmiech, trzepnęła go mocno
w ramię.
*
Zaklęcie Stanicto w błyskawicznym, wręcz
nieprawdopodobnym, tempie obiegło całą szkołę i było tego dnia nadzwyczaj
chętnie używane. Uczniowie, nie przejmując się zakazem czarowania na
korytarzach, mierzyli różdżkami we wszystkie strony, a różnokolorowe
biustonosze odbijały się od ścian i sufitów. Niemal nie można było pokonać
jednej kondygnacji schodów, by nie zostać zaatakowanym przez kilkanaście par
staników. Alyssa w tej potyczce z bielizną prawie straciła oko, gdy napadła na
nią wystająca fiszbina.
W końcu, jak można było przewidzieć, doszło
do dramatu, który sprawił, że uczniowie zaniechali zaklęcia. Stanicto, wycelowane w cycatą
Puchonkę, trafiło w znajdującego się niedaleko niej, puchatego chłopaczka. I
nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że spod jego szaty
faktycznie wyskoczył wymyślny, różowy biustonosz, okrążył kilka razy korytarz i
wylądował na twarzy profesor McGonagall, próbującej opanować zamieszanie.
Korytarz zatrząsł się od śmiechu, Minerwa ze złości, a chłopak uciekł z miejsca
wypadku, zanosząc się głośnym płaczem.
Profesor transmutacji zatroszczyła się o
karę, dla najbardziej aktywnych degeneratów.
*
Roxanne westchnęła sfrustrowana, już któryś
raz w przeciągu kilku minut. Odruchowo poprawiła pasek czarnych spodni, swoją
drogą niesamowicie podkreślających jej szczupłe nogi. Odgarnęła włosy z
ramienia, wygładziła kołnierzyk koszuli, przekręciła na miejsce odrobinę za luźny pierścionek i spróbowała jeszcze raz. Spokojnym, pełnym gracji krokiem, przeszła koło stolików w bibliotece i kilka metrów dalej, skręciła w jakiś
przypadkowy dział. Zaraz potem wychyliła się troszkę zza wysokiego regału i
ponownie sapnęła z irytacji. Zero reakcji. Wróciła na swoje miejsce, oparła
ciężko głowę o którąś z półek i przymknęła oczy.
To było takie... oburzające. Roxanne była
typem dziewczyny, która właściwie nic nie robiąc, przyciągała zachwycone spojrzenia,
na jedno skinienie ręki miała przy sobie stado wpatrzonych w nią samców, brała
czego chciała i odchodziła... a teraz co? To było dziwne, męczące uczucie, które
nie dawało jej spać po nocach i prowadziło do tego, że zależało jej jeszcze
bardziej. Bo w końcu nie należy ignorować Roxanne Margaret Constance Av...
- Sorry.
Roxanne otworzyła gwałtownie oczy i
podskoczyła w miejscu, uderzając głową o drewnianą półkę. Zaklęła
cicho, ale sekundę później miała ochotę zakląć głośniej, właściwie krzyknąć,
gdy zobaczyła kto przed nią stoi, czekając najwyraźniej aż się odsunie i
udostępni jej regał, o który się opierała.
Remus Lupin patrzył na nią, kryjąc swoje
miodowe oczy za wpółprzymkniętymi leniwie powiekami. Ręce trzymał w
kieszeniach spodni, brązowa czupryna opadała mu w nieładzie na czoło, policzki zdobił
delikatny zarost, a rozciągnięty sweter odsłaniał obojczyk. Był chodzącą
manifestacją luzu, niechlujnej nonszalancji i braku poszanowania dla norm
społecznych. Roxanne czuła dziwne zawroty głowy, gdy przebywała w jego obecności.
Milcząc, zeszła mu z drogi, choć na usta
cisnęło jej się sporo głupich, żałosnych wyznań, które absolutnie do niej nie
pasowały. Zacisnęła wargi i przeszła do następnego regału, udając, że czegoś na
nim szuka. Lupin wodził palcem po okładkach książek, co chwilę jakąś
wyciągając, przeglądając i odkładając na miejsce. Senna cisza, panująca między
nimi w ciasnym korytarzyku, zdawała się go w ogóle nie obchodzić, ale Roxanne
miała ochotę wypełnić ją czymkolwiek, mając wrażenie, że jeśli tego nie zrobi
to wybuchnie od tłumionych emocji. Postąpiła kilka kolejnych kroków w bok,
przechodząc do kolejnej półki.
Remus skrzywił się nieznacznie, na
towarzyszące jej ruchom, głośne stuknięcia szpilek.
- Wiesz... – zaczął cicho, obojętnie, a jej
wzrok niemal błyskawicznie na nim spoczął. – Nie powinnaś przychodzić do
biblioteki w takich butach. Przez te odgłosy nie można się skupić.
Mogłaby to potraktować jako bardzo
zawoalowany komplement. Mogła być wierna swojemu kolorowi włosów, uśmiechnąć
się słodko i wymamrotać coś w odpowiedzi. Ale zamiast tego, wypaliła tylko
głośno i bezmyślnie:
- Jesteś gejem, albo coś?
Na kilka sekund zapadła cisza, w trakcie
której nie wiadomo było do końca, które z nich jest bardziej zaskoczone.
- Nie, dlaczego? – zapytał w końcu Lupin,
marszcząc lekko brwi.
Roxanne postanowiła kontynuować tę dziwaczną
rozmowę, popychana do tego zgromadzonymi pokładami frustracji i irytacji.
- Od ponad tygodnia robię wszystko, żebyś
zwrócił na mnie uwagę, a ty nic. Jakbym nie istniała!
Lupin przymknął na chwilę oczy i wyglądał,
jakby starał się powstrzymać cisnący mu się na usta uśmiech. W końcu dał za
wygraną i wygiął, odrobinę drwiąco, wargi.
- A nie wpadłaś na to, że czasami żeby
zwrócić na siebie uwagę trzeba czegoś więcej niż nawijania włosów na palec i
machania rzęsami?
Owszem, nie wpadła, bo nigdy wcześniej nie
musiała się bardziej wysilać.
- Aach, pewnie – Remus odpowiedział sobie na
pytanie, widząc jej zagubioną minę. – Do kogo ja mówię...
Ciągle był tak denerwująco rozbawiony.
- W każdym razie nie, nie jestem gejem, a ty
nie jesteś w moim typie.
- Dlaczego? – rzuciła ostro Roxanne, czując
gwałtowne uderzenie w jej kobiecą dumę.
Remus był indywidualistą, posiadającym własną
opinię o otaczającym go świecie i jego elementach. Rzadko jednak dzielił się
nią z kimkolwiek, bo z natury był cichy i spokojny. Nie lubił konfliktów, a
jego momentami bezlitośnie krytyczny sposób myślenia mógł urazić niejednego.
Teraz jednak, sam nie wiedząc do końca
dlaczego, postanowił zrobić wyjątek i patrząc w te intensywnie niebieskie oczy,
zaczął mówić beznamiętnym tonem:
- Zachowujesz się jakby szkoła była
wybiegiem, a ty królową modelek. Myślisz, że możesz mieć każdego i że każdy
marzy tylko o tym, by spełnić jakąś twoją zachciankę. Nie cenisz innych, bo
myślisz tylko i wyłącznie o sobie. Wykorzystujesz swoją urodę i pozycję rodziny
do rozkochiwania w sobie ludzi, co przychodzi ci z zabawną łatwością. Potem ich
porzucasz, bo nie liczą się dla ciebie uczucia innych. Jesteś pustą,
rozpieszczoną egoistką z syndromem władczyni świata. I właśnie dokładnie
dlatego nie jesteś w moim typie.
- Bez obrazy – mruknął jeszcze, jakby po
namyśle.
Wyjął jakąś książkę z półki i odwrócił się by
odejść.
- Nic o mnie nie wiesz – wyszeptała Roxanne
zduszonym głosem, stojąc nieruchomo z kamiennym wyrazem twarzy. Nawet jeśli ją
usłyszał, nie zatrzymał się i nie odpowiedział.
*
Po drugiej stronie biblioteki, Alyssa szperała
między książkami, starając się znaleźć jakąś lekką lekturę, którą mogłaby
przeczytać wieczorem przed snem. Raz po raz odrywała się od zajęcia i zerkała w
stronę stolika, zawalonego pergaminami, pomocami naukowymi i zmiętymi kartkami.
Siedzący przy nim chłopak, miętosił w ręce pióro, wyglądając na całkowicie
załamanego.
W końcu Adams poddała się, westchnęła z
rezygnacją i podeszła do stolika. Głośnym chrząknięciem oznajmiła swoją
obecność i zajęła wolne krzesło.
W jej stronę natychmiast odwróciła się
okrągła, piegowata buzia, wykrzywiona skrajną rozpaczą.
- Jamie – mruknęła łagodnie Ally, wyplątując
jego dłoń z nerwowo zaciskanych włosów i kładąc ją na blacie. – Co jest?
- Nic – burknął odruchowo chłopak.
Alyssa zmierzyła go ostrym spojrzeniem, na co
od razu się zreflektował.
- Dobra... Chodzi o to, że muszę na jutro
skończyć to wypracowanie z transmutacji, a jestem w ciemnej dupie, w ogóle tego
nie rozumiem!
Złapała go za łokieć, w momencie gdy przez
nieuwagę miał strącić z blatu kałamarz.
- Więc dlaczego nie zacząłeś go pisać
wcześniej? Miałbyś czas na przejrzenie większej ilości materiałów.
- Potter ostatnio ciągle organizuje treningi,
wracam do wieży padnięty i nie mam nawet siły żeby wyciągnąć książki... poza tym
miałem jeszcze szlaban u Sprout...
- Na Merlina, co trzeba zrobić, żeby ta
biedna kobiecina wlepiła komuś szlaban?
Jamie zakłopotał się odrobinę i wyraźnie
zastanawiał, czy zdradzić siostrze ten sekret.
- No, może nie powinienem próbować ukraść
sadzonki jadowitej tentakuli... auć! – urwał, masując sobie tył głowy i patrząc na uniesioną rękę Ally z wyrzutem.
- Wiesz czemu nazywa się ją jadowitą? Bo jest
trująca, mózgu! Pomyśl czasem dwa razy...
Jamie wymamrotał coś pod nosem, obrażonym
tonem.
- Pokaż to wypracowanie, pomogę ci.
Natychmiast się rozpogodził i podsunął
siostrze stertę zwoju i pióro. Zarobił za to kolejne trzepnięcie.
- Ej! Za co?
- Nie napiszę wszystkiego za ciebie,
niewdzięczniku. Ewentualnie poprawię i wytłumaczę.
- Dobra, niech ci będzie...
Siedzieli chwilę w milczeniu, Alyssa
wykreślając błędne sformułowania i zaznaczając akapity z informacjami w
książkach, a Jamie rozglądając się po bibliotece.
- Hej stary, co jest? – młodszy Adams
zaczepił Remusa, przechodzącego koło stolika z dziwną miną.
Ally kilkoma sprawnymi ruchami skreśliła pół
pracy.
- Jamie... Wyglądam ci na geja? – wypalił
Lupin, patrząc na niego uważnie.
Alyssa uniosła wzrok znad pergaminu,
wymieniła zaskoczone spojrzenia z bratem i oboje spojrzeli z niezrozumieniem na
Remusa.
- Nooo... chyba nie? – odparł ostrożnie Jamie.
– A co?
- Nie... nic. Nieważne, na razie – i oddalił
się, po chwili znikając im z oczu.
- Okej, to było dziwne – podsumował chłopak.
– Hej, bez przesady! – zawołał z oburzeniem, widząc jak Alyssa gniecie kawał
pergaminu i celnym rzutem trafia nim do kosza. – Męczyłem się nad tym z dwie
godziny.
- I wiesz co z tego wyszło? No właśnie. Bierz
pióro, piszesz jeszcze raz.
- Ally, Młody – na ostatnie wolne krzesło
opadła Roxanne.
- Co jest? – spytała szybko Adams,
zaalarmowana podejrzaną miną przyjaciółki.
- Czy twoim zdaniem jestem... pusta? –
wyrzuciła z siebie, przypatrując się jej uważnie.
- Ee... a o co chodzi?
- Dobra, nieważne. Zapomnij – wstała i
zniknęła tak niespodziewanie, jak się pojawiła. Po kilku sekundach usłyszeli
jeszcze donośne trzaśnięcie zamykanych drzwi i gniewną reakcję pani Pince.
- Mam złe
przeczucia... – mruknęła po chwili ciszy Ally, a Jamie zgodził się z nią
skinieniem głowy.
____________________________
Wreszcie doczekałam się przedstawienia mojej ukochanej postaci - Cama *.* postaram się jeszcze dzisiaj dodać go do bohaterów, żebyście razem ze mną mogli podziwiać boskiego Toma Hiddlestona, który idealnie pasuje mi do jego roli ♥
Chciałabym już teraz złożyć wam życzenia, bo to ostatnia notka przed świętami :D no więc smacznego jajka, wymarzonego zajączka i mokrego poniedziałku robaczki <3
Pozdrawiam, buziaki ;3
Boże, jak to jest że zawsze jak tu wchodzę to nie mogę się oderwać? Masz takie świetne i zabawne pomysły, że aż zgrzytam zębami z zazdrości ;)
OdpowiedzUsuńPostać Cama strasznie mnie zaciekawiła i nie moge się już doczekać co wymyśliła Alyssa na mecz, hihi będzie się działo ^^
Co do Syriusza; zaklęcia Stanicto?! Serio?! No po prostu padłam, aż oplułam komputer herbatą tak się śmiałam. Tylko pozazdrościć Ci takich pomysłów.
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny ;)
Z każdym kolejnym rozdziałem jest coraz lepiej, o ile to w ogóle możliwe. Teraz to już przeszłaś samą siebie - sceny rodem z klasycznej komedii, po prostu płakałam ze śmiechu. Tak dobrze wszystko odwzorowałaś, że poczułam się, jakbym naprawdę znajdowała się w Hogwarcie. Dzieło geniusza :).
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Cam to jedna z twoich ukochanych postaci - też go od razu polubiłam, dosłownie od pierwszej wzmianki ;). Inaczej się nie da.
Życzę ci wesołych świąt, smacznego jajka, a że bogaty zając to już raczej nie ta bajka, to zamiast tego - duuuużo weny xD.
Love, A.
Zostałaś nominowana do LA. Szczegóły tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://hogwart-naszym-domem.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html
Love, A.
Świetne, jesteś fenomenalna! Czytałam jednym tchem, drugim sprawdzałam błędy, ale jedyne czego udało mi się doszukać to błędne wstawienie "tą" zamiast "tę". Natomiast zaraz po skończeniu ostatniego słowa poczułam się jak juror "the voice" po występie rockowej zakonnicy, mówiącej po francusku- kompletnie w szoku. Myślę, że nie muszę Ci po raz kolejny wypominać talentu, ponieważ osoba pisząca takie utwory, ma to do siebie, że jest świadoma tego co potrafi.
OdpowiedzUsuńLubię Cama *____* tajemniczy typ, wszystko wie o wszystkich, wszystko potrafi załatwić, normalnie chciałabym nim być! Takie chody, takie chody - wszyscy prawie się przed nim kłaniają xd no i oczywiście ciekawi mnie, co ta szalona Ally wymyśliła, że plan przekonał go do pomocy za darmochę. Ktoś ucierpi? A może cała drużyna? Odwołają/przesuną mecz? Tyle pytań, tyle pytań! No, ale wiesz co robić - częściej dawaj Cama, to będę szczęśliwa. Jeszcze inteligenty jest! (jak Shikamaru :3)
OdpowiedzUsuńOczywiście zaklęcie Blacka nie mogło być normalne, Alyssy tak samo. Jak one do tych postaci pasowały. Bezwzględna Adams wymyśliła zaklęcie na tortury, a huncwot dowcip. Dziwne, że nie zareagowała ostro na zdjęcie jej stanika :o ja bym się pewnie ze wstydu spaliła... no i zaklęcie zyskało sławę, jak się można było spodziewać - taki fejm Syriusza B|
Współczuje Lupinowi, że został uznany za geja, ale z drugiej strony... fragment jak spytał o to Alyssę i jej brata był genialny xd tak bez niczego, bez powitania, to musiało być dla niego traumatyczne przeżycie O.o chociaż Roxanne też biedna, że wszyscy ją uważają za taką pustą (ja też w sumie xd).... ale jak to się mówi: kto się czubi, ten się lubi!
Pozdrawiam, buziaki :**
O jeju ile się dzieje! Akcja ze stanikiem najlepsza! haha
OdpowiedzUsuńLupin i Roxane? To może być ciekawe hmm
Jestem ciekawa co Alyssa knuje, nie zapowiada się dobrze, a patrząc na jej charakter, może być niebezpiecznie haha
Czytałam ten rozdział drugi raz, bo za pierwszym nie wczytywałam się za bardzo i nie miałam czasu, żeby skomentować, ale na szczęście teraz jest wolne, więc mogę nadrobić.
Poprzedni rozdział był chyba pierwszym którego nie skomentowałam, przepraszam! To się więcej nie stanie, po prostu musiałam pozaliczać przedmioty, których nie zaliczyłam w pierwszym półroczu, a i tak jeszcze nie skończyłam.
Weszłam zobaczyć, czy się nie spóźniłam, ale nie, jeszcze nie ma kolejnego rozdziału, to dobrze, bo już bym pewnie nie skomentowała, a naprawdę kocham To opowiadanie i nie chcę żebyś pomyślała, że przestałam czytać! Jestem cały czas i mam zamiar zostać do końca!
Nie mogę się doczekać, aż akcja w końcu rozkręci się do końca, bo z każdym rozdziałem jest coraz ciekawiej! Masz tyle niesamowitych pomysłów! Uwielbiam Cię po prostu. ♥
Okej, więc teraz już możesz dodać kolejny rozdział haha
Życzę weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału jeju ♥
Eve