Po
kilku ciężkich godzinach, wypełnionych marudzeniami Jamie'ego, zgniecionymi
kartkami, połamanymi piórami i finalnie, rozbitym kałamarzu, wypracowanie było
ukończone, a Alyssa, z poczuciem spełnienia siostrzanego obowiązku, wróciła do
Pokoju Wspólnego Slytherinu. Teraz siedziała przed kominkiem, na swojej prawie
własnej kanapie, i czytała książkę. Roxanne w wyjątkowo podłym humorze zniknęła
jakiś czas temu w dormitorium, członkowie drużyny Quidditcha byli na treningu,
a reszta gdzieś się zawieruszyła. Towarzyszył jej tylko Severus, siedzący w
fotelu na przeciwko i studiujący w najwyższym skupieniu jakąś wyświechtaną
książeczkę. Był tak pochłonięty, że zapomniał nawet o papierosie, ściskanym
między palcami jednej ręki. Słupek popiołu opadł na bogato zdobiony dywan pod
jego stopami, bezwstydnie bezczeszcząc drogi materiał.
W
pewnym momencie na ramieniu Alyssy wylądowała piękna, brązowa sowa. Dziewczyna
zmarszczyła brwi, bo pierwszy raz widziała ptaka i nie miała pojęcia do kogo
może należeć. Wyjęła z jego dzioba mały rulonik, a sowa natychmiast zerwała się
do lotu i zniknęła w szybie pod sufitem, używanym do dostarczania listów ze
względu na brak okien w lochach. Adams odłożyła książkę i rozwinęła liścik.
Drobne pismo było niemal kaligraficzne, układało się w kilka krótkich,
złośliwych zdań, na widok których Alyssa poczuła gwałtowny przypływ
irytacji.
Mam nadzieję,
że dotarły do Ciebie najświeższe wieści. Nawet jeśli nie, to powinnaś już dawno
rozgryźć przyczynę złego humorku Avery (nie, to nie z powodu złamanego
paznokcia). Niniejszym ogłaszam koniec zakładu i
moje miażdżące zwycięstwo. Którego się w sumie spodziewałem. Jutro jak zwykle będę Cię niecierpliwie wypatrywał i
mam nadzieję, że wypełnisz swój obowiązek należycie.
Zawsze Twój
S.B.
Ally
zgniotła rulonik i wrzuciła go w szmaragdowe płomienie kominka. Zacisnęła ze
złością zęby, przeklinając w myślach Blacka i ich głupi zakład. Nie to, żeby nie
umiała przegrywać, ale... nie, właściwie to dokładnie tak było. Alyssa nie
cierpiała porażek, nie potrafiła się z nimi pogodzić i reagowała na nie
niesamowicie nerwowo. Jak w sumie na wszystko, co nie szło po jej myśli. Ale
stało się i nie miała zamiaru niehonorowo wymigiwać się od obietnic. Gdyby
Black przegrał, też by tego nie zrobił.
Nie
zdążyła nawet ponownie podnieść książki, gdy ktoś opadł na miejsce obok niej.
Napotkała oskarżycielski wzrok przemoczonego i pokrytego błotem Rogera, ciągle
w szacie do Quidditcha. Szalenie nienaturalnym wydał jej się fakt, że nawet
umorusany i zmęczony, wciąż prezentuje się nadzwyczaj dobrze.
-
Nie wiem czy bez ciebie mamy szanse wygrać ten mecz – burknął, kręcąc z
rezygnacją głową.
Sekundę
później ujęła jego twarz w dłonie, uśmiechając się szeroko.
-
Nie martw się – mruknęła poważnie, ignorując jego zaskoczenie. – Wszystko mam
pod kontrolą.
Zabrała
książkę i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do dormitoriów, kątem oka widząc
jeszcze pojawiających się w Pokoju Regulusa i Melanie. Brudni, wymęczeni, ale
wyraźnie zadowoleni, gruchali do siebie, trzymając się za ręce. Alyssa już od
dawna podejrzewała, że coś ich łączy.
W
sypialni było cicho i ciemno. Nie miała pojęcia gdzie podziały się Pati i
Veronic, ale dostrzegła kilka blond kosmyków Roxanne, wystających zza kołdry.
Szczelnie okryta i zawinięta w ciasny kłębek Avery, najwyraźniej spała. Na jej
policzkach dostrzegła zaschnięte ślady rozmazanego tuszu, a nos ciągle miała
zaczerwieniony. Nawet Roxanne nie było do twarzy z płaczem. Alyssa przysiadła
na skraju jej łóżka i delikatnie oswobodziła różdżkę z żelaznego uścisku.
Odłożyła ją na szafkę nocną i zdjęła kilka największych pierścionków, mogących
przeszkadzać Roxanne podczas snu. Położyła je koło różdżki, pogładziła Avery po
włosach i weszła do łazienki. Chwilę trwało, zanim w zawalonych kosmetykami
szafkach dokopała się do jakichś nożyczek. Potem stanęła przed lustrem i
odetchnęła głęboko.
*
-
Na Merlina...
-
O cholera, a tej co?
-
Chyba zwariowała...
-
Co ona ze sobą zrobiła?
Szepty
towarzyszył Alyssie od samego rana. Ignorowała je, czerpiąc dziwną przyjemność
z bycia w centrum powszechnej uwagi. Nie paliła się ze wstydu, tylko jeszcze
wyżej unosiła głowę i pewna siebie maszerowała korytarzami. Pociągała za sobą
lawinę komentarzy i zaskoczonych spojrzeń. Jeden wyjątkowy głos wybił się z
tłumu, gdy uczniowie tłoczyli się w sali wejściowej, w drodze na lunch:
-
A cóż to za śliczny chłopczyk?
Ally, z rozbawieniem, odwróciła się w stronę nadchodzącego Syriusza Blacka, którego
wargi zdobił olbrzymi, pełen satysfakcji uśmiech.
-
Aaaa nieeee... to przecież Adams! Słowo daje, ledwo cię poznałem bez tych
wszystkich, no wiesz... włosów.
Zasady
zakładu były jasne. Żądanie Blacka jeszcze bardziej. Jeśli Ally przegra, musi
ogolić się na łyso i chodzić tak po szkole cały dzień. Dopiero po kilku
minutach zażartej dyskusji udało jej się wynegocjować smętne pół centymetra,
który mogło pozostać na jej głowie.
Black
podszedł bliżej i zanim zdążyła zaprotestować, otoczył ją ramieniem, a drugą
ręką przejechał po meszku, który jeszcze wczoraj był długimi, brązowymi
włosami.
-
I jak się czujesz? Od razu lżej co? Nie mówiąc już o tym, jak przewiewnie...
-
Łapy precz ty porażko genetyczna...
Alyssa
wywinęła się z jego uścisku, ale dłoń Syriusza najwyraźniej na stałe
przyczepiła się do jej głowy, raz po raz gładząc przyjemnie kujące włoski.
Próbowała przed nim uciec w rzednącym tłumie, ale sprawnie owinął ją ręką w
pasie i skierował ich do Wielkiej Sali, nie przestając miziać jej głowy.
-
Chyba pierwszy raz nie spóźniłaś się na posiłek, taka jesteś dumna z nowej
fryzury, że pragniesz ją wszystkim zaprezentować?
Wybuchła
śmiechem, a Syriusz spojrzał na nią zszokowany i odrobinę zaniepokojony, jakby
się bał, że nagle postradała zmysły. Nic dziwnego, w końcu na palcach jednej
ręki mogłaby zliczyć momenty, w których zachowywała się przy nim tak
swobodnie.
Jego
ręka zjechała z włosów na czoło, sprawdzając czy nie jest rozpalone
gorączką.
-
Black! – syknęła, zrzucając z siebie jego kończynę. – Nie czepiaj się! To już
człowiek dobrego humoru nie może mieć?
-
Nie ty – wyjaśnił. – I nie w takich okolicznościach.
Ally
wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się złośliwie i zdzieliła go łokciem w żebra.
Pozbyła się w ten sposób ręki otaczającej ją w pasie i spokojnym krokiem, nie
zwracając uwagi na towarzyszące jej szepty, ruszyła w stronę stołu
Slytherinu.
Roxanne
męczyła się nad zapiekanką, z ciągle podpuchniętymi oczami i grymasem na
twarzy. Kiedy Alyssa usiadła obok, rzuciła jej fryzurze zgorszone spojrzenie i
poddała się, upuszczając widelec na talerz.
-
No bez przesady – odezwała się pogodnie Ally, nakładając sobie polędwiczek. –
Aż tak się obrzydzam?
-
Nie o to chodzi – burknęła ochrypłym głosem Avery. Przyssała się do pucharu z
sokiem dyniowym, opróżniła go kilkoma łykami i odchrząknęła. – Nie jestem
głodna. W ogóle nic nie jestem. Najchętniej nie wychodziłabym dzisiaj z łóżka.
Ale fakt, twój nowy... image nie przypadł mi za bardzo do gustu.
-
Dobra – westchnęła Adams. – Co się stało, Lupin okazał się impotentem? A może
jest homo?
Zorientowała
się, że powiedziała coś czego nie powinna, w momencie gdy warga Roxanne zaczęła
drżeć niebezpiecznie.
-
Hej! Dobra, przepraszam, już okej – przyciągnęła do siebie dziewczynę i
uspokajającym gestem pogładziła po głowie.
-
Skąd wiesz, że o niego chodzi?
Bo
Black miał jednak rację...
-
Domyśliłam się – odparła wymijająco.
Alyssa
i Syriusz założyli się kilka dni wcześniej, gdy w jednej z ich rozmów/kłótni
wyszło na jaw, że obydwoje zauważyli zainteresowanie Roxanne Remusem. Ally ani
przez sekundę nie wątpiła w to, że jej przyjaciółce uda się w końcu poderwać
Lupina, bo przecież co to dla niej, skoro miała już tylu. Black kategorycznie
temu zaprzeczył, twierdząc, że Remus nie da się tak łatwo, bo jest zbyt
inteligenty i zna swoją wartość. Zanim doszło do kolejnej kłótni, wynikającej z
drastycznej różnicy poglądów, Syriusz zaproponował zakład. Jeśli Roxanne
zdobędzie Remusa w przeciągu dwóch tygodni, Ally wygra, ale jeśli nie,
zwycięzcą zostanie Syriusz. Oczywiście żadne z nich nie poinformowało o tym
swoich przyjaciół.
-
Po prostu... powiedział co o mnie myśli. Wierz mi lub nie, ale nie było to
najprzyjemniejsze. Najgorsze jest chyba to, że faktycznie miał racje...
Roxanne
urwała, gdy Ally gwałtownie zakleszczyła ręce na jej ramionach, przy okazji
wbijając boleśnie paznokcie.
-
I to dlatego zachowujesz się jak cipa? – warknęła, patrząc na nią trochę
groźnie, a trochę kpiąco. – Bo ktoś powiedział parę słów za dużo, a prawda w
oczy kole? Pogódź się z tym Rox, ludzie mają swoją opinię, a ty nie powinnaś
się nią przejmować. Zwłaszcza, kiedy jest błędna. Lupin może powiedział ci to,
co on uważa za prawdę i co ty za bardzo wzięłaś do siebie, bo spotkałaś się z
taką sytuacją pierwszy raz. Bezczelny, co? Tak po prostu ci nawrzucać... No jak
on śmie. Ale to nie koniec świata i nie powód żeby się załamywać. A już z
pewnością nie powód, żeby marnować taką pyszną zapiekankę. Pokaż mu jak bardzo
się myli, bo tak naprawdę nic o tobie nie wie i cię nie zna.
Roxanne
milczała chwilę, a jej oczy niebezpiecznie błyszczały. W końcu przełknęła
ślinę, zrzuciła z siebie ręce Adams i uśmiechnęła się lekko.
-
Wiesz, ta fryzura nie jest dla ciebie korzystna. Uszy ci odstają.
-
No chyba śnisz...
*
Profesor
Slughorn był w trakcie przemawiania do swoich uczniów, gdy drzwi klasy
otworzyły się na oścież i do środka wparowała Alyssa.
-
Dobry! - przywitała się wesoło.
Piątoklasiści
jak jeden mąż odwrócili się w tył, uważnie lustrując przybysza i szepcząc
zawzięcie między sobą. Młodzi Gryfoni nie szczędzili słów krytyki, a
mieszkańcy Slytherinu wyraźnie podziwiali starszą koleżankę.
Jamie
przewrócił oczami i z całych sił, starając się ignorować głośną obecność
siostry, skupił się na ważeniu swojego eliksiru. Bynajmniej nie pomagał mu w
tym widok Regulusa i Melanie, siedzących przed nim i zachowujących się w
stosunku do siebie tak uroczo, że miał ochotę zwymiotować do własnego kociołka.
Kochał się w ciemnoskórej Ślizgonce od kiedy pamiętał, a choć pomimo
przynależności do konkurencyjnego domu i ciągłej rywalizacji o Puchar
Quidditcha, była dla niego niesamowicie miła, nigdy nie okazywała mu takiego
zainteresowania o jakim marzył. Teraz kiedy zaczęła spotykać się z Blackiem,
czuł się jeszcze gorzej.
-
Co cię do mnie sprowadza Alysso? - spytał Horacy, gdy Ally zatrzymała się przed
jego biurkiem. Nie skomentował jej nowej fryzury, pewnie dostrzegł ją już
podczas obiadu. - Nie masz już lekcji?
-
Właśnie skończyłam i chciałam zapytać, czy nie mogłabym usiąść gdzieś z tyłu i
przygotować eliksiru na porost włosów - wyjaśniła Adams.
-
Oczywiście, nie mam nic przeciwko. To się nawet dobrze składa, bo jutro jest
przecież moje przyjęcie i chyba nie chciałabyś się pokazać tym wszystkim ważnym
osobistością łysa, prawda? Dostałaś moją notkę z zaproszeniem?
-
Pewnie, postaram się być. Zresztą Roxanne by mi nie odpuściła, już od dwóch dni
dobiera wszystkim idealne kreacje...
-
Ach, na panienkę Avery to jednak zawsze można liczyć... dobra zmykaj już, muszę
się zająć klasą.
Alyssa
zajęła nieużywaną ławkę pod ścianą, tuż koło kredensu z ingrediencjami.
Półtorej godziny upłynęło jej na spokojnym warzeniu eliksiru, zakłócanym tylko
od czasu do czasu małymi wybuchami dochodzącymi z kociołków mniej zdolnych
uczniów, albo głośniejszymi rozmowami. Gdy pozostało około piętnastu minut do
dzwonka, kończącego ostatnie tego dnia lekcje, drzwi klasy ponownie się
otworzyły. Wzrok Ally i wszystkich obecnych piątoklasistów, automatycznie
powędrował w tył, na wchodzącego do środka Krukona. Cam Harrison uśmiechnął się
uroczo, ale zdaniem Alyssy, w tym uśmieszku kryło się więcej niezrównoważenia
emocjonalnego niż można by się spodziewać. Albo była po prostu
uprzedzona.
-
Przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się Cam – ale profesor McGonagall wzywa
do siebie Jamie'go Adamsa.
Nie,
to zdecydowanie nie było tylko uprzedzenie. W myślach nakazywała Camowi
odwrócić głowę w jej stronę, tak by mogła spiorunować go wzrokiem i ewentualnie
ekspresją twarzy pokazać mu swoje niezadowolenie. Ale Cam nie spojrzał na nią,
ignorując ją, albo po prostu nie zauważając jej obecności.
Profesor
Slughorn wyraził zgodę i pozwolił Jamiemu zabrać swoje rzeczy, bo od dzwonka
dzieliło ich już mało czasu. Kiedy obydwoje wyszli z klasy, Alyssa wróciła do
kończenia swojego eliksiru, z odrobinę trzęsącymi się rękami. Zdecydowanie zbyt szybko się denerwowała.
*
Kiedy
po południu wychodziła z zamku, miała dziwne przeczucie, że robi to na próżno.
Było zimno, wietrznie i na dodatek padało. Alyssa mocniej opatuliła się swoją
peleryną, czując jednak dotkliwe przewiewy w różne części ciała, co tylko
dodatkowo ją irytowało. Na ogoloną głowę musiała wsunąć kaptur, bo miała
wrażenie, że zaraz odpadną jej uszy. Sama była zdziwiona tym, jak szybko i
niezauważalnie wyparował jej wcześniejszy dobry humor.
Trawa
na błoniach była wilgotna, smyrała ją po odsłoniętych kostkach, a białym
tenisówkom zajęło dosłownie sekundę, by przemoknąć i pokryć się błotem. O tak,
druga połowa tego dobrze zapowiadającego się dnia była wyjątkowo fatalna.
Adams
dotarła w końcu do rozłożystego drzewa, stojącego samotnie nad brzegiem
jeziora. Okrążyła je, tak by być niewidoczną od strony zamku i znaleźć się
dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozmawiała dwa dni wcześniej z Camem.
Gwałtowny podmuch wiatru zadął jej peleryną i szeroki kaptur przysłonił jej
oczy. Kiedy go poprawiła, zdała sobie sprawę, że faktycznie jej złe przeczucia
okazały się słusznie. Nie tylko dlatego, że Cam się nie pojawił. A dlatego, że
pod chroniącym przed deszczem drzewem, skryła się jakaś parka i właśnie
namiętnie się całowała. Alyssa zamierzała po cichu się wycofać, nie ingerując w
nie swoje sprawy. Ale potem, chłopak stojący do niej tyłem podniósł rękę i
odgarnął z twarzy swojej partnerki zbłąkane przez wiatr włosy. Alyssa poznała
tę rękę, głównie dlatego, że zdobił ją duży, rodowy sygnet z ozdobnym B, w
poprzek którego biegła prosta, głęboka rysa. To dalej nie była jej sprawa,
pomimo tego, że wiedziała, kto w tak demonstracyjny sposób podkreślał swoją
pogardę dla rodziny. I dalej miała zamiar się wycofać, może odrobinę bardziej
blada niż chwilę wcześniej. Ale jak już wcześniej zauważyła, ten dzień zaczął
zaliczać się do wyjątkowo kiepskich, więc podczas kroku w tył, poślizgnęła się
na błocie i odruchowo chwyciła gałęzi, by nie upaść na ziemię. Połową sukcesu
było to, że faktycznie utrzymała się na nogach, ale gwałtownym ruchem ściągnęła
na siebie uwagę parki.
-
Adams?
Ally
przymknęła na chwilę oczy, biorąc spokojny wdech. Gdy je otworzyła, na jej
twarz automatycznie wypłynął czarujący uśmiech.
-
Przepraszam, że przeszkadzam – słysząc słodycz w jej głosie, Syriusz zmarszczył
brwi, odsuwając się odrobinę od zarumienionej dziewczyny. Alyssa nie znała jej,
ale kojarzyła z wyglądu, była na ich roku w Ravenclawie.
Odwróciła
się by odejść, ale przeszkodziła jej Krukonka, należąca najwyraźniej do tych
dobrze wychowanych.
-
Nic się nie stało – odpowiedziała po prostu, przyjemnym, ciepłym tonem głosu, a
Alyssie zakręciło się w głowie. Uświadomiła sobie, że ciągle ściska w dłoni
gałąź, którą asekurowała się podczas prawie-upadku. Przy jej końcu brakowało
jednak reszty drzewa, co świadczyło o tym, że najnormalniej w świecie, w
którymś momencie ją złamała.
Rozpromieniona
Adams, ponownie odwróciła się w stronę uprzejmie uśmiechniętej, choć ciągle
zarumienionej dziewczyny i zdziwionego, odrobinę zakłopotanego Syriusza.
-
Właściwie to miałam się tu spotkać z Harrisonem, nie widzieliście go
przypadkiem?
-
Cam? – odezwała się Krukonka, marszcząc czoło w zamyśleniu. – Wydaje mi się, że
widziałam go wcześniej w bibliotece, chyba rozmawiał z twoim bratem.
-
Adams, co robisz?
Alyssa
powędrowała za spojrzeniem Syriusza, utkwionym w jej dłoni. Unosiła do góry
prawą rękę, ciągle dzierżącą gałąź, jakby miała wrażenie, że to różdżka i
właśnie chciała kogoś przekląć. Albo po prostu zamachnąć się i uderzyć.
Płynnym
ruchem, z anielskim uśmiechem i nerwowo drgającą brwią, przystawiła gałąź do
drzewa, do miejsca z którego ją wyrwała. Syriusz spojrzał na nią sceptycznie i
już miał się odezwać, gdy zielonkawy promień otoczył jej dłoń i delikatnym
ruchem spłynął na gałąź, a potem i na całe drzewo, które zadrżało od czubków
korzeni po końce listków. Alyssa odsunęła się, a gałąź z powrotem tkwiła w
korze.
-
No, to ja już będę lecieć – oznajmiła radośnie Adams i ponownie się odwróciła.
Nie postawiła nawet jednego kroku, gdy kolejny raz zatrzymał ją głos
dziewczyny.
-
Na Merlina, nie wierzę! – pisnęła podekscytowana.
Ally
wróciła do wcześniejszej pozycji, z zaciśniętymi zębami i coraz trudniejszymi
do wydobycia pokładami serdeczności.
-
Tak?
-
Zrobiłaś to bez różdżki prawda? Jak to możliwe, że tak dobrze opanowałaś swoją
magię? Będziemy się tego uczyć dopiero na zajęciach dodatkowych, a i tak pewnie
niewielu osobom coś to da! No i jakim cudem nie jesteś w Ravenclawie?
-
Myślę, że Tiara Przydziału uznała, że inne cechy ma daleko bardziej rozwinięte
niż inteligencje i umieściła ją dokładnie tam, gdzie powinna – wtrącił cierpko
Syriusz.
-
Właściwie to jest dokładnie tak ja mówisz – odparła Adams, przenosząc po chwili
spojrzenie na Krukonkę. – Interesowałam się bezróżdżkarstwem już dawno i tak
naprawdę jest chyba nawet jeszcze trudniejsze niż się powszechnie uważa.
Strasznie dużo czasu zajęło mi zrozumienie o co w ogóle chodzi, nie mówiąc już
o nauczeniu najprostszej sztuczki. Ale teraz... – zdając sobie sprawę, że
odrobinę się popisuje, wyciągnęła rękę do przodu i zawiesiła ją nad gałęzią. Z
uczuciem, prawie zmysłowo i jakby w rytm jakiejś sobie tylko słyszalnej,
powolnej melodii, zaczęła nią poruszać i obracać, wokół nabierającego blasku
powietrza. Do ich nozdrzy doleciał intensywny zapach wiosny, a kiedy Alyssa
opuściła dłoń, gałąź rozkwitła delikatnymi, białymi kwiatuszkami.
-
Niesamowite! Musisz mi kiedyś pokazać...
-
Och pewnie – przerwała podekscytowanej dziewczynie Ally. Ostatkiem sił
wycisnęła na usta ostatni, uprzejmy uśmiech. – Chętnie ci kiedyś pokaże... co
jeszcze potrafię zrobić bez różdżki.
Zauważyła, jak Syriusz automatycznie przesuwa się bliżej, w stronę Krukonki, jakby miał
zamiar w razie czego ochronić ją własnym ciałem. Ten ruch i dodatkowo jego
intensywne, zaniepokojone spojrzenie wywołały u niej mimowolny napad wesołości
i nie mogła powstrzymać szerokiego, w końcu szczerego uśmiechu.
-
To pa!
I
znikła za drzewem, zanim któreś z nich ponownie zdążyło się odezwać.
Nagle
odzyskany, dobry humor utrzymywał się do momentu, w którym wkroczyła do zamku i
przypomniała sobie, o co w ogóle było tyle zachodu. Ruszyła w stronę
biblioteki, z każdym pokonywanym metrem zachmurzając się coraz bardziej. W
końcu doszła do wniosku, że tak częste i błyskawiczne zmiany nastrojów są czymś
niepokojącym i albo cierpi na rozchwianie emocjonalne, albo za dużo się uczy. Dowodem na drugą opcję mógł być fakt, że drogę na piąte piętro pokonała
w ciągu kilku krótkich minut, nawet się nad tym nie zastanawiając i
automatycznie wybierając dobrze sobie znane skróty i tajne przejścia.
Odgarnęła
zapyziały gobelin, przedstawiający górskiego trolla i leśną elfkę podczas
romantycznego spaceru i wyskoczyła z ciasnego korytarzyka tuż na przeciwko
biblioteki.
Po
wejściu do obszernego pomieszczenia, od razu poczuła tak uwielbiany przez
siebie zapach kurzu i starych książek. Kiwnęła głową, przechadzającej się między
stolikami bibliotekarce, ale kobieta chyba tego nie zauważyła, bo właśnie
dopadła ucznia podjadającego coś pod stolikiem i z hukiem wyrzuciła go za
drzwi.
Wiedziona
kolejny raz tego dnia, dziwnym przeczuciem, ruszyła w kierunku drugiego końca
biblioteki i zgodnie z oczekiwaniami, przy najbardziej oddalonym stoliku
odnalazła wreszcie swoją zgubę.
Tyłem
do niej siedział Jamie, poznała go natychmiast, po roztrzepanej we wszystkie
możliwe strony czuprynie i licznych pieprzykach na karku. Miejsce na przeciwko
niego zajmował Cam, a na jego widok Alyssa przystanęła zdziwiona. Przez te
wszystkie lata ich znajomości, zdążyła się już przyzwyczaić do jego licznych
dziwactw i wyjątkowej ekscentryczności. Nigdy na przykład nie poświęcał całej
swojej uwagi rozmówcy i było to wyraźnie widoczne w całej jego ekspresji,
jednocześnie jednak doskonale wiedział o czym mowa i potrafił powtórzyć czyjąś
wypowiedź słowo w słowo. Rzadko utrzymywał kontakt wzrokowy dłużej niż kilka
sekund i wyjątkowo szybko tracił koncentracje i zainteresowanie. Był w
nieustannym ruchu, nawet jeśli oznaczało to chodzenie w miejscu i przeważnie
gwałtownie gestykulował.
Teraz
jednak, siedział z Jamie'm w bibliotece, najwyraźniej już od dłuższego czasu i
nie przejawiał żadnego ze swoich nietypowych zachowań.
Z
łagodnym wzrokiem, wbitym w siedzącą przed nim postać i cichym, zrównoważonym
głosem wydawał się być zupełnie innym człowiekiem.
Alyssa
podeszła w końcu do ich stolika, czując się jakby jej nogi wykonane były z
ołowiu. Odchrząknęła znacząco, a obydwoje jak na komendę przenieśli na nią
wzrok, dopiero teraz ją zauważając.
-
Jamie? – rzuciła Ally pytająco, pobieżnie rejestrując na stoliku dużą ilość
książek i rozwinięty, po części zapisany pergamin. – Czego chciała od ciebie
McGonagall?
-
Chodziło jej o wypracowanie. To, które pomagałaś mi pisać.
-
Co, było źle?
-
Nie wprost przeciwnie! – Jamie skrzywił się wymownie. – Była zachwycona i nawet
odrobinę zdziwiona. Powiedziała, że skoro tak pięknie je napisałem, to nie będę
miał problemu z dodatkową pracą i może nawet zarobię kolejną dobrą ocenę. A ja
przecież nienawidzę transmutacji!
Ally
parsknęła pod nosem, widząc jego udręczoną minę.
-
A on co tutaj robi? – skinęła głową w stronę Harrisona, który spojrzał na nią
urażony.
-
Cam? Czasami mi pomaga, jest naprawdę dobry w transm...
-
Jam, wiesz że też ci mogę pomóc jak będziesz miał z czymś problemy, prawda?
Jamie
prychnął kpiąco, zakładając ręce na piersi.
-
Proszę cię, ty nigdy nie masz czasu. Wczoraj to był jakiś cud, bo zwykle jak
nie zadanie domowe, to szlaban, jak nie szlaban, to coś czym pewnie szybko go
sobie zyskasz...
-
Proszę. Nie. Rozmawiać! – wysyczała jadowicie pani Pince, pojawiając się znikąd
i po każdym słowie obdarowując jednego z nich uderzeniem miotełki do
kurzu.
-
Świetnie – warknęła Alyssa, otrzepując ramię i chwytając Cama za materiał na
piersi. – Chodź skarbie, musimy porozmawiać, a tutaj nam nie wolno.
Jamie
chciał zaprotestować, ale bibliotekarka pogroziła mu miotełką. Harrison jednak
szeptem oznajmił mu, że zaraz wróci, na co Ally mocniej szarpnęła go za
szatę.
Po
wyjściu na korytarz, Cam błyskawicznie wyrwał się z jej uścisku, zanim zdążyła
popchnąć go na ścianę i zacząć mu grozić na poważnie. Cóż, już wcześniej zdała
sobie sprawę, że nie wszystko tego dnia idzie po jej myśli.
-
Nie rób scen Ally.
Adams
założyła ręce na piersi, starając się utrzymać język za zębami.
-
Mieliśmy się spotkać na błoniach – burknęła w końcu, powstrzymując milion
innych, mniej uprzejmych uwag na odrobinę inny temat.
Ku
jej zaskoczeniu, Cam wyglądał jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał.
Wcześniej myślała, że po prostu ją olał, albo nie zdobył jeszcze tego o co
prosiła, ale na jego twarzy malowało się tak szczere zdziwienie i zakłopotanie,
że nawet nie podejrzewała go o kłamstwo.
-
Cholera – mruknął, gwałtownie zaczynając przeszukiwać kieszenie swojej szkolnej peleryny.
Alyssa
szybko zdała sobie sprawę, że najwyraźniej rzucił na nie zaklęcia
powiększające, ale nie było to w sumie zbyt trudne to odgadnięcia, po tym jak wcisnął
do nich ręce po łokcie. Po kilku minutach wypełnionych przewracaniem oczu Ally,
przekleństwami Cama i grzechotem zderzających się ze sobą przedmiotów, w końcu
nastąpił przełom. Harrison wyjął w wewnętrznej kieszeni kwadratową paczuszkę
średniej wielkości, starannie owiniętą brązowym papierem.
-
Wszystko czego potrzebowałaś – oświadczył, podając ją Adams. – Ale radzę trochę
rozcieńczyć... jeśli nie chcesz żeby wszyscy tutaj pozdychali – dodał z
charakterystycznym uśmieszkiem, na powrót w dobrym humorze.
-
O to już się nie martw – odparła sucho Ally. – A jeśli chodzi o Ja...
-
To ja będę leciał – przerwał jej bezczelnie, otwierając drzwi biblioteki.
-
Cam... – warknęła ostrzegawczo, ale niewiele sobie z tego zrobił.
-
Ach, no i przepraszam – spojrzał na nią przez ramię – zwykle nie zapominam o
klientach, to się już nie powtórzy – i zniknął w środku.
Alyssa
ruszyła korytarzem w stronę klatki schodowej, z zamiarem schowania paczki w
swoim dormitorium, a potem prawdopodobnie wyciągnięcia Regulusa na boisko, by
trochę polatać. Pogoda może i nie sprzyjała, ale Ally zawsze uważała deszcz za
czynnik dodający rozgrywkom ekscytacji i podnoszący adrenalinę.
Natknęła
się na Blacka wcześniej niż przypuszczała, bo tuż za zakrętem korytarza. Pech
chciał, że nie był to ten Black, którego towarzystwa teraz szukała.
Syriusz
opierał się o ścianę, z rękami w kieszeniach i uśmieszkiem, błąkającym się po
drgających lekko wargach.
-
Co ty znowu kombinujesz Łysolu? – spytał, jakby od niechcenia, lekkim tonem
głosu. Spojrzenie miał jasne, a wzrok anielski i nie zerknął nawet na paczkę
ściskaną przez Alysse.
-
Nieuprzejmie tak podsłuchiwać Black – odparła z uśmiechem, ostentacyjnie
wymachując pakunkiem.
-
Och, po co od razu takie mocne słowa, jakieś niesłuszne zarzuty? Po prostu
sobie tu stałem, nie moja wina, że załatwiasz swoje brudne interesy w biały
dzień, na środku korytarza...
-
Tak, prawdopodobnie właśnie tak było, więc jeśli pozwolisz chyba już sobie
pójdę... – ze śmiechem odsunęła się w tył, w momencie gdy Syriusz spróbował
wyrwać jej paczkę. – Matko Black, jesteś taki przewidywalny...
Black
zrobił obrażoną minę, jednak nie powstrzymało go to, od prób odebrania Alyssie
tajemniczego opakowania. Spróbował nawet zaklęcia Accio, ale najwyraźniej nie
dało się go przyzwać magią.
-
Świetnie się bawiłam, ale na mnie już czas – oznajmiła w końcu Ally, umykając
pod uniesionym ramieniem Syriusza i zbiegając ze schodów.
-
I tak się dowiem co tam masz! – krzyknął za nią, wychylając się przez
barierkę.
-
O tak, to akurat mogę ci zagwarantować. I obiecuję nawet, że też na tym
skorzystasz....
___________________________________
Och, a co to za kolejny, szalenie długi rozdział? 8) postępy!
Niestety jest to moja ostatnia gotowa nota, więc jestem teraz w ciemnej dupie, bo już od dłuższego czasu nie widziałam nigdzie mojej weny ;____; zabieram się do pisania, siedzę godzinami i wychodzi z tego kilka marnych zdań... no cóż pozostaje mi czekać i mieć nadzieję, że ten stan nie będzie trwał wiecznie.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, były cudowne ♥
Pozdrawiam, buziaki ;3
ZACZNĘ OD TEGO, ŻE CHCĘ ŻEBY CAM I JAMIE COŚ TEN TEN BO TO SŁODKIE HAHHA
OdpowiedzUsuń(albo to ja po prostu wszędzie wdzę gejów hahah)
Black i Allie są na dobrej ścieżce ku pojednaniu
Nadal głęboko kontempluję nad zawartością paczki!
Łysa Allie>>>>>>>>
Załamana Roxanne była taka bezradna i urocza. Czemu Lupin jej takiej nie widział?
Mam teraz zamiar nie ociągać się z komentowaniem.
Przepraszam za krótki komentarz, ale myślę, że rozumiesz moje zabieganie.
Czekam na dalszy ciąg wydarzeń bardzo niecierpliwie.
Kocham kocham kocham ♥
Eve
Wiem, że nie komentowałam! :D Sorrrrrrry ._.
OdpowiedzUsuńAlly na pewno jest jakaś chora, po pierwsze - nie wiem czy tryskałabym radością, jakbym była łysa. A jak Black ją miział po włosach to zaczęłam się głośno śmiać - to był błąd, jestem na informatyce xD
Cam też się jakiś dziwny, tak jak i Roxanne (której wątek z Remusem jest jednym z moich ulubionych <3).
Czekam na więcej i obiecuję poprawić się w komentowaniu! (+ dwa ostatnie rozdziały były. aldaskof jf <3)
A niedługo u mnie prolooggg xD Wreszcie biorę się do pracy.
Okej, pozdroo <3
Hej!
OdpowiedzUsuńKurczę, przeczytałam tego bloga w całości w ciągu jakichś 12 godzin. Może to nie wyczyn, bo na szczęście (a może i nieszczęście) miałam do przewertowania tylko 14 rozdziałów, ale było to niesamowite 14 rozdziałów!
Dawno tak nie zaczytywałam się w żadnym fanficku o tematyce HP. Fantastyczne :D
Czyta się niesamowicie płynnie, w ogóle nie rażą mnie błędy, a poczuci humoru... Dawno tak nie rżałam przy czytaniu.
Żeby nie było, piszę to nadal w euforii po przeczytaniu tego rozdziału, stąd taka wylewność :D
Achh, strasznie podoba mi się jak podobierałaś postacie, jak je ukazujesz. Żadnej przesady, zgrzytów, ani lejącego się lukru. Ally jest wspaniała, ale nie pretensjonalna.
No i każda inna postać (masz gust do facetów :>)
Cam wydaje mi się strasznie intrygujący - chyba mam słabość do facetó lekko zwichniętych na umyśle, haha.
Ach no i Remus ... <3
Bardzo harmonijnie wychodzą Ci te sceny i mimowolnie powstające "paringi".
Gratuluję stylu, poczucia humoru, narracji, generalnie warsztatu i umiejętności. Opisy zachowań, otoczenia, emocji, myśli i dialogi idealnie się równoważą.
Noo ... Dobra, wyłapałam parę błędów, ale to nic poważnego.
Będę cierpliwie oczekiwała na nowy rozdział :>
Pozdrawiam!
Kolejny piękny rozdział, tylko muszę ponarzekać, czemu rozdział pojawia się tak późno? Oj, nieładnie. Wystraszyłam się, że zawiesiłaś bloga albo coś w tym stylu. Chyba bym nie przeżyła :).
OdpowiedzUsuńOgólnie, nie mogę się doczekać meczu. Po prostu nie mam zielonego pojęcia, co wymyśliła Ally. A na pewno wymyśliła coś oryginalnego, skoro ma na tyle tęgi mózg, że opanowała magię bezróżdżkową. Czekam :>.
No i wspaniały pomysł z tym zakładem... dobrze, że istnieją eliksiry na porost włosów ;). Myślę, że Roxanne zmieni się po tym, jak ją Remus potraktował. Na lepsze. Nie, żeby była... zła, ale może teraz będzie najpierw patrzyła na wnętrze człowieka, niż opakowanie.
Jeśli chodzi o wenę, to z chęcią ci pożyczę. Mam jej w nadmiarze, co chwila czuję, że chciałabym napisać rozdział od nowa. Jeszcze poradzę ci, żebyś poszła w kreatywne miejsce (dla mnie najlepszym miejscem jest lasek oddalony o pół godziny rowerem) i może tam spłynie na ciebie jakiś pomysł. Właściwie nie może, tylko na pewno :).
Powodzenia w pisania kolejnego rozdziału,
życzy A.
P. S. Nowy blog -> fear-is-a-poison.blogspot.com
Dużo się działo. Tak dawno nie było rozdziału, że początkowo nie wiedziałam, o co chodzi z Roxanne, ale oświecenie szybko przyszło. Zastanawia mnie zachowanie Cama. Zwykle trochę wyrachowany szmugler (chyba mogę go tak nazwać, bo żadne inne określenie nie przychodzi mi do głowy), a tu miły, starszy kolega, który bezinteresownie pomaga innym w nauce. Chyba, że ma w tym ukryty cel. Ciekawe, co przygotowuje Alyssa.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam ciepło
Laurie