wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 14


Po kilku ciężkich godzinach, wypełnionych marudzeniami Jamie'ego, zgniecionymi kartkami, połamanymi piórami i finalnie, rozbitym kałamarzu, wypracowanie było ukończone, a Alyssa, z poczuciem spełnienia siostrzanego obowiązku, wróciła do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Teraz siedziała przed kominkiem, na swojej prawie własnej kanapie, i czytała książkę. Roxanne w wyjątkowo podłym humorze zniknęła jakiś czas temu w dormitorium, członkowie drużyny Quidditcha byli na treningu, a reszta gdzieś się zawieruszyła. Towarzyszył jej tylko Severus, siedzący w fotelu na przeciwko i studiujący w najwyższym skupieniu jakąś wyświechtaną książeczkę. Był tak pochłonięty, że zapomniał nawet o papierosie, ściskanym między palcami jednej ręki. Słupek popiołu opadł na bogato zdobiony dywan pod jego stopami, bezwstydnie bezczeszcząc drogi materiał. 
W pewnym momencie na ramieniu Alyssy wylądowała piękna, brązowa sowa. Dziewczyna zmarszczyła brwi, bo pierwszy raz widziała ptaka i nie miała pojęcia do kogo może należeć. Wyjęła z jego dzioba mały rulonik, a sowa natychmiast zerwała się do lotu i zniknęła w szybie pod sufitem, używanym do dostarczania listów ze względu na brak okien w lochach. Adams odłożyła książkę i rozwinęła liścik. Drobne pismo było niemal kaligraficzne, układało się w kilka krótkich, złośliwych zdań, na widok których Alyssa poczuła gwałtowny przypływ irytacji. 

Kochana  Głupia  Najdroższa Adams
Mam nadzieję, że dotarły do Ciebie najświeższe wieści. Nawet jeśli nie, to powinnaś już dawno rozgryźć przyczynę złego humorku Avery (nie, to nie z powodu złamanego paznokcia). Niniejszym ogłaszam koniec zakładu i moje miażdżące zwycięstwo. Którego się w sumie spodziewałem. Jutro jak zwykle będę Cię niecierpliwie wypatrywał i mam nadzieję, że wypełnisz swój obowiązek należycie. 
Zawsze Twój
S.B.

Ally zgniotła rulonik i wrzuciła go w szmaragdowe płomienie kominka. Zacisnęła ze złością zęby, przeklinając w myślach Blacka i ich głupi zakład. Nie to, żeby nie umiała przegrywać, ale... nie, właściwie to dokładnie tak było. Alyssa nie cierpiała porażek, nie potrafiła się z nimi pogodzić i reagowała na nie niesamowicie nerwowo. Jak w sumie na wszystko, co nie szło po jej myśli. Ale stało się i nie miała zamiaru niehonorowo wymigiwać się od obietnic. Gdyby Black przegrał, też by tego nie zrobił. 
Nie zdążyła nawet ponownie podnieść książki, gdy ktoś opadł na miejsce obok niej. Napotkała oskarżycielski wzrok przemoczonego i pokrytego błotem Rogera, ciągle w szacie do Quidditcha. Szalenie nienaturalnym wydał jej się fakt, że nawet umorusany i zmęczony, wciąż prezentuje się nadzwyczaj dobrze. 
- Nie wiem czy bez ciebie mamy szanse wygrać ten mecz – burknął, kręcąc z rezygnacją głową. 
Sekundę później ujęła jego twarz w dłonie, uśmiechając się szeroko. 
- Nie martw się – mruknęła poważnie, ignorując jego zaskoczenie. – Wszystko mam pod kontrolą. 
Zabrała książkę i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do dormitoriów, kątem oka widząc jeszcze pojawiających się w Pokoju Regulusa i Melanie. Brudni, wymęczeni, ale wyraźnie zadowoleni, gruchali do siebie, trzymając się za ręce. Alyssa już od dawna podejrzewała, że coś ich łączy. 
W sypialni było cicho i ciemno. Nie miała pojęcia gdzie podziały się Pati i Veronic, ale dostrzegła kilka blond kosmyków Roxanne, wystających zza kołdry. Szczelnie okryta i zawinięta w ciasny kłębek Avery, najwyraźniej spała. Na jej policzkach dostrzegła zaschnięte ślady rozmazanego tuszu, a nos ciągle miała zaczerwieniony. Nawet Roxanne nie było do twarzy z płaczem. Alyssa przysiadła na skraju jej łóżka i delikatnie oswobodziła różdżkę z żelaznego uścisku. Odłożyła ją na szafkę nocną i zdjęła kilka największych pierścionków, mogących przeszkadzać Roxanne podczas snu. Położyła je koło różdżki, pogładziła Avery po włosach i weszła do łazienki. Chwilę trwało, zanim w zawalonych kosmetykami szafkach dokopała się do jakichś nożyczek. Potem stanęła przed lustrem i odetchnęła głęboko. 

*

- Na Merlina...
- O cholera, a tej co?
- Chyba zwariowała...
- Co ona ze sobą zrobiła?
Szepty towarzyszył Alyssie od samego rana. Ignorowała je, czerpiąc dziwną przyjemność z bycia w centrum powszechnej uwagi. Nie paliła się ze wstydu, tylko jeszcze wyżej unosiła głowę i pewna siebie maszerowała korytarzami. Pociągała za sobą lawinę komentarzy i zaskoczonych spojrzeń. Jeden wyjątkowy głos wybił się z tłumu, gdy uczniowie tłoczyli się w sali wejściowej, w drodze na lunch:
- A cóż to za śliczny chłopczyk? 
Ally, z rozbawieniem, odwróciła się w stronę nadchodzącego Syriusza Blacka, którego wargi zdobił olbrzymi, pełen satysfakcji uśmiech. 
- Aaaa nieeee... to przecież Adams! Słowo daje, ledwo cię poznałem bez tych wszystkich, no wiesz... włosów. 
Zasady zakładu były jasne. Żądanie Blacka jeszcze bardziej. Jeśli Ally przegra, musi ogolić się na łyso i chodzić tak po szkole cały dzień. Dopiero po kilku minutach zażartej dyskusji udało jej się wynegocjować smętne pół centymetra, który mogło pozostać na jej głowie. 
Black podszedł bliżej i zanim zdążyła zaprotestować, otoczył ją ramieniem, a drugą ręką przejechał po meszku, który jeszcze wczoraj był długimi, brązowymi włosami. 
- I jak się czujesz? Od razu lżej co? Nie mówiąc już o tym, jak przewiewnie...
- Łapy precz ty porażko genetyczna...
Alyssa wywinęła się z jego uścisku, ale dłoń Syriusza najwyraźniej na stałe przyczepiła się do jej głowy, raz po raz gładząc przyjemnie kujące włoski. Próbowała przed nim uciec w rzednącym tłumie, ale sprawnie owinął ją ręką w pasie i skierował ich do Wielkiej Sali, nie przestając miziać jej głowy. 
- Chyba pierwszy raz nie spóźniłaś się na posiłek, taka jesteś dumna z nowej fryzury, że pragniesz ją wszystkim zaprezentować? 
Wybuchła śmiechem, a Syriusz spojrzał na nią zszokowany i odrobinę zaniepokojony, jakby się bał, że nagle postradała zmysły. Nic dziwnego, w końcu na palcach jednej ręki mogłaby zliczyć momenty, w których zachowywała się przy nim tak swobodnie. 
Jego ręka zjechała z włosów na czoło, sprawdzając czy nie jest rozpalone gorączką. 
- Black! – syknęła, zrzucając z siebie jego kończynę. – Nie czepiaj się! To już człowiek dobrego humoru nie może mieć? 
- Nie ty – wyjaśnił. – I nie w takich okolicznościach. 
Ally wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się złośliwie i zdzieliła go łokciem w żebra. Pozbyła się w ten sposób ręki otaczającej ją w pasie i spokojnym krokiem, nie zwracając uwagi na towarzyszące jej szepty, ruszyła w stronę stołu Slytherinu. 
Roxanne męczyła się nad zapiekanką, z ciągle podpuchniętymi oczami i grymasem na twarzy. Kiedy Alyssa usiadła obok, rzuciła jej fryzurze zgorszone spojrzenie i poddała się, upuszczając widelec na talerz. 
- No bez przesady – odezwała się pogodnie Ally, nakładając sobie polędwiczek. – Aż tak się obrzydzam? 
- Nie o to chodzi – burknęła ochrypłym głosem Avery. Przyssała się do pucharu z sokiem dyniowym, opróżniła go kilkoma łykami i odchrząknęła. – Nie jestem głodna. W ogóle nic nie jestem. Najchętniej nie wychodziłabym dzisiaj z łóżka. Ale fakt, twój nowy... image nie przypadł mi za bardzo do gustu. 
- Dobra – westchnęła Adams. – Co się stało, Lupin okazał się impotentem? A może jest homo? 
Zorientowała się, że powiedziała coś czego nie powinna, w momencie gdy warga Roxanne zaczęła drżeć niebezpiecznie. 
- Hej! Dobra, przepraszam, już okej – przyciągnęła do siebie dziewczynę i uspokajającym gestem pogładziła po głowie. 
- Skąd wiesz, że o niego chodzi? 
Bo Black miał jednak rację... 
- Domyśliłam się – odparła wymijająco.
Alyssa i Syriusz założyli się kilka dni wcześniej, gdy w jednej z ich rozmów/kłótni wyszło na jaw, że obydwoje zauważyli zainteresowanie Roxanne Remusem. Ally ani przez sekundę nie wątpiła w to, że jej przyjaciółce uda się w końcu poderwać Lupina, bo przecież co to dla niej, skoro miała już tylu. Black kategorycznie temu zaprzeczył, twierdząc, że Remus nie da się tak łatwo, bo jest zbyt inteligenty i zna swoją wartość. Zanim doszło do kolejnej kłótni, wynikającej z drastycznej różnicy poglądów, Syriusz zaproponował zakład. Jeśli Roxanne zdobędzie Remusa w przeciągu dwóch tygodni, Ally wygra, ale jeśli nie, zwycięzcą zostanie Syriusz. Oczywiście żadne z nich nie poinformowało o tym swoich przyjaciół. 
- Po prostu... powiedział co o mnie myśli. Wierz mi lub nie, ale nie było to najprzyjemniejsze. Najgorsze jest chyba to, że faktycznie miał racje... 
Roxanne urwała, gdy Ally gwałtownie zakleszczyła ręce na jej ramionach, przy okazji wbijając boleśnie paznokcie. 
- I to dlatego zachowujesz się jak cipa? – warknęła, patrząc na nią trochę groźnie, a trochę kpiąco. – Bo ktoś powiedział parę słów za dużo, a prawda w oczy kole? Pogódź się z tym Rox, ludzie mają swoją opinię, a ty nie powinnaś się nią przejmować. Zwłaszcza, kiedy jest błędna. Lupin może powiedział ci to, co on uważa za prawdę i co ty za bardzo wzięłaś do siebie, bo spotkałaś się z taką sytuacją pierwszy raz. Bezczelny, co? Tak po prostu ci nawrzucać... No jak on śmie. Ale to nie koniec świata i nie powód żeby się załamywać. A już z pewnością nie powód, żeby marnować taką pyszną zapiekankę. Pokaż mu jak bardzo się myli, bo tak naprawdę nic o tobie nie wie i cię nie zna. 
Roxanne milczała chwilę, a jej oczy niebezpiecznie błyszczały. W końcu przełknęła ślinę, zrzuciła z siebie ręce Adams i uśmiechnęła się lekko. 
- Wiesz, ta fryzura nie jest dla ciebie korzystna. Uszy ci odstają. 
- No chyba śnisz...

*

Profesor Slughorn był w trakcie przemawiania do swoich uczniów, gdy drzwi klasy otworzyły się na oścież i do środka wparowała Alyssa. 
- Dobry! - przywitała się wesoło.
Piątoklasiści jak jeden mąż odwrócili się w tył, uważnie lustrując przybysza i szepcząc zawzięcie między sobą. Młodzi Gryfoni nie szczędzili słów krytyki, a mieszkańcy Slytherinu wyraźnie podziwiali starszą koleżankę. 
Jamie przewrócił oczami i z całych sił, starając się ignorować głośną obecność siostry, skupił się na ważeniu swojego eliksiru. Bynajmniej nie pomagał mu w tym widok Regulusa i Melanie, siedzących przed nim i zachowujących się w stosunku do siebie tak uroczo, że miał ochotę zwymiotować do własnego kociołka. Kochał się w ciemnoskórej Ślizgonce od kiedy pamiętał, a choć pomimo przynależności do konkurencyjnego domu i ciągłej rywalizacji o Puchar Quidditcha, była dla niego niesamowicie miła, nigdy nie okazywała mu takiego zainteresowania o jakim marzył. Teraz kiedy zaczęła spotykać się z Blackiem, czuł się jeszcze gorzej. 
- Co cię do mnie sprowadza Alysso? - spytał Horacy, gdy Ally zatrzymała się przed jego biurkiem. Nie skomentował jej nowej fryzury, pewnie dostrzegł ją już podczas obiadu. - Nie masz już lekcji?
- Właśnie skończyłam i chciałam zapytać, czy nie mogłabym usiąść gdzieś z tyłu i przygotować eliksiru na porost włosów - wyjaśniła Adams. 
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko. To się nawet dobrze składa, bo jutro jest przecież moje przyjęcie i chyba nie chciałabyś się pokazać tym wszystkim ważnym osobistością łysa, prawda? Dostałaś moją notkę z zaproszeniem?
- Pewnie, postaram się być. Zresztą Roxanne by mi nie odpuściła, już od dwóch dni dobiera wszystkim idealne kreacje... 
- Ach, na panienkę Avery to jednak zawsze można liczyć... dobra zmykaj już, muszę się zająć klasą. 
Alyssa zajęła nieużywaną ławkę pod ścianą, tuż koło kredensu z ingrediencjami. Półtorej godziny upłynęło jej na spokojnym warzeniu eliksiru, zakłócanym tylko od czasu do czasu małymi wybuchami dochodzącymi z kociołków mniej zdolnych uczniów, albo głośniejszymi rozmowami. Gdy pozostało około piętnastu minut do dzwonka, kończącego ostatnie tego dnia lekcje, drzwi klasy ponownie się otworzyły. Wzrok Ally i wszystkich obecnych piątoklasistów, automatycznie powędrował w tył, na wchodzącego do środka Krukona. Cam Harrison uśmiechnął się uroczo, ale zdaniem Alyssy, w tym uśmieszku kryło się więcej niezrównoważenia emocjonalnego niż można by się spodziewać. Albo była po prostu uprzedzona. 
- Przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się Cam – ale profesor McGonagall wzywa do siebie Jamie'go Adamsa. 
Nie, to zdecydowanie nie było tylko uprzedzenie. W myślach nakazywała Camowi odwrócić głowę w jej stronę, tak by mogła spiorunować go wzrokiem i ewentualnie ekspresją twarzy pokazać mu swoje niezadowolenie. Ale Cam nie spojrzał na nią, ignorując ją, albo po prostu nie zauważając jej obecności. 
Profesor Slughorn wyraził zgodę i pozwolił Jamiemu zabrać swoje rzeczy, bo od dzwonka dzieliło ich już mało czasu. Kiedy obydwoje wyszli z klasy, Alyssa wróciła do kończenia swojego eliksiru, z odrobinę trzęsącymi się rękami. Zdecydowanie zbyt szybko się denerwowała. 

*

Kiedy po południu wychodziła z zamku, miała dziwne przeczucie, że robi to na próżno. Było zimno, wietrznie i na dodatek padało. Alyssa mocniej opatuliła się swoją peleryną, czując jednak dotkliwe przewiewy w różne części ciała, co tylko dodatkowo ją irytowało. Na ogoloną głowę musiała wsunąć kaptur, bo miała wrażenie, że zaraz odpadną jej uszy. Sama była zdziwiona tym, jak szybko i niezauważalnie wyparował jej wcześniejszy dobry humor. 
Trawa na błoniach była wilgotna, smyrała ją po odsłoniętych kostkach, a białym tenisówkom zajęło dosłownie sekundę, by przemoknąć i pokryć się błotem. O tak, druga połowa tego dobrze zapowiadającego się dnia była wyjątkowo fatalna. 
Adams dotarła w końcu do rozłożystego drzewa, stojącego samotnie nad brzegiem jeziora. Okrążyła je, tak by być niewidoczną od strony zamku i znaleźć się dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozmawiała dwa dni wcześniej z Camem. Gwałtowny podmuch wiatru zadął jej peleryną i szeroki kaptur przysłonił jej oczy. Kiedy go poprawiła, zdała sobie sprawę, że faktycznie jej złe przeczucia okazały się słusznie. Nie tylko dlatego, że Cam się nie pojawił. A dlatego, że pod chroniącym przed deszczem drzewem, skryła się jakaś parka i właśnie namiętnie się całowała. Alyssa zamierzała po cichu się wycofać, nie ingerując w nie swoje sprawy. Ale potem, chłopak stojący do niej tyłem podniósł rękę i odgarnął z twarzy swojej partnerki zbłąkane przez wiatr włosy. Alyssa poznała tę rękę, głównie dlatego, że zdobił ją duży, rodowy sygnet z ozdobnym B, w poprzek którego biegła prosta, głęboka rysa. To dalej nie była jej sprawa, pomimo tego, że wiedziała, kto w tak demonstracyjny sposób podkreślał swoją pogardę dla rodziny. I dalej miała zamiar się wycofać, może odrobinę bardziej blada niż chwilę wcześniej. Ale jak już wcześniej zauważyła, ten dzień zaczął zaliczać się do wyjątkowo kiepskich, więc podczas kroku w tył, poślizgnęła się na błocie i odruchowo chwyciła gałęzi, by nie upaść na ziemię. Połową sukcesu było to, że faktycznie utrzymała się na nogach, ale gwałtownym ruchem ściągnęła na siebie uwagę parki. 
- Adams? 
Ally przymknęła na chwilę oczy, biorąc spokojny wdech. Gdy je otworzyła, na jej twarz automatycznie wypłynął czarujący uśmiech. 
- Przepraszam, że przeszkadzam – słysząc słodycz w jej głosie, Syriusz zmarszczył brwi, odsuwając się odrobinę od zarumienionej dziewczyny. Alyssa nie znała jej, ale kojarzyła z wyglądu, była na ich roku w Ravenclawie. 
Odwróciła się by odejść, ale przeszkodziła jej Krukonka, należąca najwyraźniej do tych dobrze wychowanych. 
- Nic się nie stało – odpowiedziała po prostu, przyjemnym, ciepłym tonem głosu, a Alyssie zakręciło się w głowie. Uświadomiła sobie, że ciągle ściska w dłoni gałąź, którą asekurowała się podczas prawie-upadku. Przy jej końcu brakowało jednak reszty drzewa, co świadczyło o tym, że najnormalniej w świecie, w którymś momencie ją złamała. 
Rozpromieniona Adams, ponownie odwróciła się w stronę uprzejmie uśmiechniętej, choć ciągle zarumienionej dziewczyny i zdziwionego, odrobinę zakłopotanego Syriusza. 
- Właściwie to miałam się tu spotkać z Harrisonem, nie widzieliście go przypadkiem? 
- Cam? – odezwała się Krukonka, marszcząc czoło w zamyśleniu. – Wydaje mi się, że widziałam go wcześniej w bibliotece, chyba rozmawiał z twoim bratem. 
- Adams, co robisz?
Alyssa powędrowała za spojrzeniem Syriusza, utkwionym w jej dłoni. Unosiła do góry prawą rękę, ciągle dzierżącą gałąź, jakby miała wrażenie, że to różdżka i właśnie chciała kogoś przekląć. Albo po prostu zamachnąć się i uderzyć. 
Płynnym ruchem, z anielskim uśmiechem i nerwowo drgającą brwią, przystawiła gałąź do drzewa, do miejsca z którego ją wyrwała. Syriusz spojrzał na nią sceptycznie i już miał się odezwać, gdy zielonkawy promień otoczył jej dłoń i delikatnym ruchem spłynął na gałąź, a potem i na całe drzewo, które zadrżało od czubków korzeni po końce listków. Alyssa odsunęła się, a gałąź z powrotem tkwiła w korze. 
- No, to ja już będę lecieć – oznajmiła radośnie Adams i ponownie się odwróciła. Nie postawiła nawet jednego kroku, gdy kolejny raz zatrzymał ją głos dziewczyny. 
- Na Merlina, nie wierzę! – pisnęła podekscytowana. 
Ally wróciła do wcześniejszej pozycji, z zaciśniętymi zębami i coraz trudniejszymi do wydobycia pokładami serdeczności. 
- Tak?
- Zrobiłaś to bez różdżki prawda? Jak to możliwe, że tak dobrze opanowałaś swoją magię? Będziemy się tego uczyć dopiero na zajęciach dodatkowych, a i tak pewnie niewielu osobom coś to da! No i jakim cudem nie jesteś w Ravenclawie?
- Myślę, że Tiara Przydziału uznała, że inne cechy ma daleko bardziej rozwinięte niż inteligencje i umieściła ją dokładnie tam, gdzie powinna – wtrącił cierpko Syriusz. 
- Właściwie to jest dokładnie tak ja mówisz – odparła Adams, przenosząc po chwili spojrzenie na Krukonkę. – Interesowałam się bezróżdżkarstwem już dawno i tak naprawdę jest chyba nawet jeszcze trudniejsze niż się powszechnie uważa. Strasznie dużo czasu zajęło mi zrozumienie o co w ogóle chodzi, nie mówiąc już o nauczeniu najprostszej sztuczki. Ale teraz... – zdając sobie sprawę, że odrobinę się popisuje, wyciągnęła rękę do przodu i zawiesiła ją nad gałęzią. Z uczuciem, prawie zmysłowo i jakby w rytm jakiejś sobie tylko słyszalnej, powolnej melodii, zaczęła nią poruszać i obracać, wokół nabierającego blasku powietrza. Do ich nozdrzy doleciał intensywny zapach wiosny, a kiedy Alyssa opuściła dłoń, gałąź rozkwitła delikatnymi, białymi kwiatuszkami. 
- Niesamowite! Musisz mi kiedyś pokazać...
- Och pewnie – przerwała podekscytowanej dziewczynie Ally. Ostatkiem sił wycisnęła na usta ostatni, uprzejmy uśmiech. – Chętnie ci kiedyś pokaże... co jeszcze potrafię zrobić bez różdżki. 
Zauważyła, jak Syriusz automatycznie przesuwa się bliżej, w stronę Krukonki, jakby miał zamiar w razie czego ochronić ją własnym ciałem. Ten ruch i dodatkowo jego intensywne, zaniepokojone spojrzenie wywołały u niej mimowolny napad wesołości i nie mogła powstrzymać szerokiego, w końcu szczerego uśmiechu. 
- To pa! 
I znikła za drzewem, zanim któreś z nich ponownie zdążyło się odezwać. 
Nagle odzyskany, dobry humor utrzymywał się do momentu, w którym wkroczyła do zamku i przypomniała sobie, o co w ogóle było tyle zachodu. Ruszyła w stronę biblioteki, z każdym pokonywanym metrem zachmurzając się coraz bardziej. W końcu doszła do wniosku, że tak częste i błyskawiczne zmiany nastrojów są czymś niepokojącym i albo cierpi na rozchwianie emocjonalne, albo za dużo się uczy. Dowodem na drugą opcję mógł być fakt, że drogę na piąte piętro pokonała w ciągu kilku krótkich minut, nawet się nad tym nie zastanawiając i automatycznie wybierając dobrze sobie znane skróty i tajne przejścia. 
Odgarnęła zapyziały gobelin, przedstawiający górskiego trolla i leśną elfkę podczas romantycznego spaceru i wyskoczyła z ciasnego korytarzyka tuż na przeciwko biblioteki. 
Po wejściu do obszernego pomieszczenia, od razu poczuła tak uwielbiany przez siebie zapach kurzu i starych książek. Kiwnęła głową, przechadzającej się między stolikami bibliotekarce, ale kobieta chyba tego nie zauważyła, bo właśnie dopadła ucznia podjadającego coś pod stolikiem i z hukiem wyrzuciła go za drzwi. 
Wiedziona kolejny raz tego dnia, dziwnym przeczuciem, ruszyła w kierunku drugiego końca biblioteki i zgodnie z oczekiwaniami, przy najbardziej oddalonym stoliku odnalazła wreszcie swoją zgubę. 
Tyłem do niej siedział Jamie, poznała go natychmiast, po roztrzepanej we wszystkie możliwe strony czuprynie i licznych pieprzykach na karku. Miejsce na przeciwko niego zajmował Cam, a na jego widok Alyssa przystanęła zdziwiona. Przez te wszystkie lata ich znajomości, zdążyła się już przyzwyczaić do jego licznych dziwactw i wyjątkowej ekscentryczności. Nigdy na przykład nie poświęcał całej swojej uwagi rozmówcy i było to wyraźnie widoczne w całej jego ekspresji, jednocześnie jednak doskonale wiedział o czym mowa i potrafił powtórzyć czyjąś wypowiedź słowo w słowo. Rzadko utrzymywał kontakt wzrokowy dłużej niż kilka sekund i wyjątkowo szybko tracił koncentracje i zainteresowanie. Był w nieustannym ruchu, nawet jeśli oznaczało to chodzenie w miejscu i przeważnie gwałtownie gestykulował. 
Teraz jednak, siedział z Jamie'm w bibliotece, najwyraźniej już od dłuższego czasu i nie przejawiał żadnego ze swoich nietypowych zachowań. 
Z łagodnym wzrokiem, wbitym w siedzącą przed nim postać i cichym, zrównoważonym głosem wydawał się być zupełnie innym człowiekiem. 
Alyssa podeszła w końcu do ich stolika, czując się jakby jej nogi wykonane były z ołowiu. Odchrząknęła znacząco, a obydwoje jak na komendę przenieśli na nią wzrok, dopiero teraz ją zauważając.  
- Jamie? – rzuciła Ally pytająco, pobieżnie rejestrując na stoliku dużą ilość książek i rozwinięty, po części zapisany pergamin. – Czego chciała od ciebie McGonagall?
- Chodziło jej o wypracowanie. To, które pomagałaś mi pisać. 
- Co, było źle?
- Nie wprost przeciwnie! – Jamie skrzywił się wymownie. – Była zachwycona i nawet odrobinę zdziwiona. Powiedziała, że skoro tak pięknie je napisałem, to nie będę miał problemu z dodatkową pracą i może nawet zarobię kolejną dobrą ocenę. A ja przecież nienawidzę transmutacji!
Ally parsknęła pod nosem, widząc jego udręczoną minę. 
- A on co tutaj robi? – skinęła głową w stronę Harrisona, który spojrzał na nią urażony. 
- Cam? Czasami mi pomaga, jest naprawdę dobry w transm...
- Jam, wiesz że też ci mogę pomóc jak będziesz miał z czymś problemy, prawda?
Jamie prychnął kpiąco, zakładając ręce na piersi. 
- Proszę cię, ty nigdy nie masz czasu. Wczoraj to był jakiś cud, bo zwykle jak nie zadanie domowe, to szlaban, jak nie szlaban, to coś czym pewnie szybko go sobie zyskasz...
- Proszę. Nie. Rozmawiać! – wysyczała jadowicie pani Pince, pojawiając się znikąd i po każdym słowie obdarowując jednego z nich uderzeniem miotełki do kurzu. 
- Świetnie – warknęła Alyssa, otrzepując ramię i chwytając Cama za materiał na piersi. – Chodź skarbie, musimy porozmawiać, a tutaj nam nie wolno. 
Jamie chciał zaprotestować, ale bibliotekarka pogroziła mu miotełką. Harrison jednak szeptem oznajmił mu, że zaraz wróci, na co Ally mocniej szarpnęła go za szatę. 
Po wyjściu na korytarz, Cam błyskawicznie wyrwał się z jej uścisku, zanim zdążyła popchnąć go na ścianę i zacząć mu grozić na poważnie. Cóż, już wcześniej zdała sobie sprawę, że nie wszystko tego dnia idzie po jej myśli. 
- Nie rób scen Ally. 
Adams założyła ręce na piersi, starając się utrzymać język za zębami. 
- Mieliśmy się spotkać na błoniach – burknęła w końcu, powstrzymując milion innych, mniej uprzejmych uwag na odrobinę inny temat.
Ku jej zaskoczeniu, Cam wyglądał jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał. Wcześniej myślała, że po prostu ją olał, albo nie zdobył jeszcze tego o co prosiła, ale na jego twarzy malowało się tak szczere zdziwienie i zakłopotanie, że nawet nie podejrzewała go o kłamstwo. 
- Cholera – mruknął, gwałtownie zaczynając przeszukiwać kieszenie swojej szkolnej peleryny. 
Alyssa szybko zdała sobie sprawę, że najwyraźniej rzucił na nie zaklęcia powiększające, ale nie było to w sumie zbyt trudne to odgadnięcia, po tym jak wcisnął do nich ręce po łokcie. Po kilku minutach wypełnionych przewracaniem oczu Ally, przekleństwami Cama i grzechotem zderzających się ze sobą przedmiotów, w końcu nastąpił przełom. Harrison wyjął w wewnętrznej kieszeni kwadratową paczuszkę średniej wielkości, starannie owiniętą brązowym papierem. 
- Wszystko czego potrzebowałaś – oświadczył, podając ją Adams. – Ale radzę trochę rozcieńczyć... jeśli nie chcesz żeby wszyscy tutaj pozdychali – dodał z charakterystycznym uśmieszkiem, na powrót w dobrym   humorze. 
- O to już się nie martw – odparła sucho Ally. – A jeśli chodzi o Ja...
- To ja będę leciał – przerwał jej bezczelnie, otwierając drzwi biblioteki. 
- Cam... – warknęła ostrzegawczo, ale niewiele sobie z tego zrobił.
- Ach, no i przepraszam – spojrzał na nią przez ramię – zwykle nie zapominam o klientach, to się już nie powtórzy – i zniknął w środku. 
Alyssa ruszyła korytarzem w stronę klatki schodowej, z zamiarem schowania paczki w swoim dormitorium, a potem prawdopodobnie wyciągnięcia Regulusa na boisko, by trochę polatać. Pogoda może i nie sprzyjała, ale Ally zawsze uważała deszcz za czynnik dodający rozgrywkom ekscytacji i podnoszący adrenalinę. 
Natknęła się na Blacka wcześniej niż przypuszczała, bo tuż za zakrętem korytarza. Pech chciał, że nie był to ten Black, którego towarzystwa teraz szukała. 
Syriusz opierał się o ścianę, z rękami w kieszeniach i uśmieszkiem, błąkającym się po drgających lekko wargach. 
- Co ty znowu kombinujesz Łysolu? – spytał, jakby od niechcenia, lekkim tonem głosu. Spojrzenie miał jasne, a wzrok anielski i nie zerknął nawet na paczkę ściskaną przez Alysse. 
- Nieuprzejmie tak podsłuchiwać Black – odparła z uśmiechem, ostentacyjnie wymachując pakunkiem. 
- Och, po co od razu takie mocne słowa, jakieś niesłuszne zarzuty? Po prostu sobie tu stałem, nie moja wina, że załatwiasz swoje brudne interesy w biały dzień, na środku korytarza...
- Tak, prawdopodobnie właśnie tak było, więc jeśli pozwolisz chyba już sobie pójdę... – ze śmiechem odsunęła się w tył, w momencie gdy Syriusz spróbował wyrwać jej paczkę. – Matko Black, jesteś taki przewidywalny... 
Black zrobił obrażoną minę, jednak nie powstrzymało go to, od prób odebrania Alyssie tajemniczego opakowania. Spróbował nawet zaklęcia Accio, ale najwyraźniej nie dało się go przyzwać magią.
- Świetnie się bawiłam, ale na mnie już czas – oznajmiła w końcu Ally, umykając pod uniesionym ramieniem Syriusza i zbiegając ze schodów. 
- I tak się dowiem co tam masz! – krzyknął za nią, wychylając się przez barierkę. 
- O tak, to akurat mogę ci zagwarantować. I obiecuję nawet, że też na tym skorzystasz....



___________________________________


Och, a co to za kolejny, szalenie długi rozdział? 8) postępy!

Niestety jest to moja ostatnia gotowa nota, więc jestem teraz w ciemnej dupie, bo już od dłuższego czasu nie widziałam nigdzie mojej weny ;____; zabieram się do pisania, siedzę godzinami i wychodzi z tego kilka marnych zdań... no cóż pozostaje mi czekać i mieć nadzieję, że ten stan nie będzie trwał wiecznie.

Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, były cudowne ♥

Pozdrawiam, buziaki ;3





5 komentarzy:

  1. ZACZNĘ OD TEGO, ŻE CHCĘ ŻEBY CAM I JAMIE COŚ TEN TEN BO TO SŁODKIE HAHHA
    (albo to ja po prostu wszędzie wdzę gejów hahah)
    Black i Allie są na dobrej ścieżce ku pojednaniu
    Nadal głęboko kontempluję nad zawartością paczki!
    Łysa Allie>>>>>>>>
    Załamana Roxanne była taka bezradna i urocza. Czemu Lupin jej takiej nie widział?
    Mam teraz zamiar nie ociągać się z komentowaniem.
    Przepraszam za krótki komentarz, ale myślę, że rozumiesz moje zabieganie.
    Czekam na dalszy ciąg wydarzeń bardzo niecierpliwie.
    Kocham kocham kocham ♥
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że nie komentowałam! :D Sorrrrrrry ._.
    Ally na pewno jest jakaś chora, po pierwsze - nie wiem czy tryskałabym radością, jakbym była łysa. A jak Black ją miział po włosach to zaczęłam się głośno śmiać - to był błąd, jestem na informatyce xD
    Cam też się jakiś dziwny, tak jak i Roxanne (której wątek z Remusem jest jednym z moich ulubionych <3).
    Czekam na więcej i obiecuję poprawić się w komentowaniu! (+ dwa ostatnie rozdziały były. aldaskof jf <3)
    A niedługo u mnie prolooggg xD Wreszcie biorę się do pracy.
    Okej, pozdroo <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Kurczę, przeczytałam tego bloga w całości w ciągu jakichś 12 godzin. Może to nie wyczyn, bo na szczęście (a może i nieszczęście) miałam do przewertowania tylko 14 rozdziałów, ale było to niesamowite 14 rozdziałów!
    Dawno tak nie zaczytywałam się w żadnym fanficku o tematyce HP. Fantastyczne :D
    Czyta się niesamowicie płynnie, w ogóle nie rażą mnie błędy, a poczuci humoru... Dawno tak nie rżałam przy czytaniu.
    Żeby nie było, piszę to nadal w euforii po przeczytaniu tego rozdziału, stąd taka wylewność :D
    Achh, strasznie podoba mi się jak podobierałaś postacie, jak je ukazujesz. Żadnej przesady, zgrzytów, ani lejącego się lukru. Ally jest wspaniała, ale nie pretensjonalna.
    No i każda inna postać (masz gust do facetów :>)
    Cam wydaje mi się strasznie intrygujący - chyba mam słabość do facetó lekko zwichniętych na umyśle, haha.
    Ach no i Remus ... <3
    Bardzo harmonijnie wychodzą Ci te sceny i mimowolnie powstające "paringi".
    Gratuluję stylu, poczucia humoru, narracji, generalnie warsztatu i umiejętności. Opisy zachowań, otoczenia, emocji, myśli i dialogi idealnie się równoważą.
    Noo ... Dobra, wyłapałam parę błędów, ale to nic poważnego.
    Będę cierpliwie oczekiwała na nowy rozdział :>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny piękny rozdział, tylko muszę ponarzekać, czemu rozdział pojawia się tak późno? Oj, nieładnie. Wystraszyłam się, że zawiesiłaś bloga albo coś w tym stylu. Chyba bym nie przeżyła :).
    Ogólnie, nie mogę się doczekać meczu. Po prostu nie mam zielonego pojęcia, co wymyśliła Ally. A na pewno wymyśliła coś oryginalnego, skoro ma na tyle tęgi mózg, że opanowała magię bezróżdżkową. Czekam :>.
    No i wspaniały pomysł z tym zakładem... dobrze, że istnieją eliksiry na porost włosów ;). Myślę, że Roxanne zmieni się po tym, jak ją Remus potraktował. Na lepsze. Nie, żeby była... zła, ale może teraz będzie najpierw patrzyła na wnętrze człowieka, niż opakowanie.
    Jeśli chodzi o wenę, to z chęcią ci pożyczę. Mam jej w nadmiarze, co chwila czuję, że chciałabym napisać rozdział od nowa. Jeszcze poradzę ci, żebyś poszła w kreatywne miejsce (dla mnie najlepszym miejscem jest lasek oddalony o pół godziny rowerem) i może tam spłynie na ciebie jakiś pomysł. Właściwie nie może, tylko na pewno :).
    Powodzenia w pisania kolejnego rozdziału,
    życzy A.

    P. S. Nowy blog -> fear-is-a-poison.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dużo się działo. Tak dawno nie było rozdziału, że początkowo nie wiedziałam, o co chodzi z Roxanne, ale oświecenie szybko przyszło. Zastanawia mnie zachowanie Cama. Zwykle trochę wyrachowany szmugler (chyba mogę go tak nazwać, bo żadne inne określenie nie przychodzi mi do głowy), a tu miły, starszy kolega, który bezinteresownie pomaga innym w nauce. Chyba, że ma w tym ukryty cel. Ciekawe, co przygotowuje Alyssa.
    Życzę weny i pozdrawiam ciepło
    Laurie

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3

Szkielet Smoka Panda Graphics