Wszyscy uczniowie ukończyli już swoje eliksiry. Ławki zostały odsunięte pod ścianę, a krzesła poustawiane w kręgu na środku. Jego wnętrze zajmowały stojące w dwóch rzędach kociołki, trucizny na przeciwko odtrutek. Każdy wybrał sobie krzesło i czekał na profesora Slughorna, który po chwili pojawił się na miejscu honorowym, ściskając w dłoni pęk szklanych probówek. Opadł na mięciutki, obity materiałem fotel i usadowił się wygodnie. Rozejrzał się wokoło z wyraźnym podekscytowaniem.
- Co go tak wzięło? – szepnęła Roxanne, do
ucha Ally. – Nawet w pierwszej klasie nie siadaliśmy w kółeczkach.
- Starzeje się..
- Mam wrażenie, że zaraz każe nam
opowiadać o swoich problemach.
- Chętnie bym posłuchała o twoich Rox. Co
cię dręczy? Chłopak, którego masz ostatnio na oku, jest zajęty?
Avery próbowała udawać oburzoną, ale nie
bardzo jej to wyszło, bo jednocześnie zachichotała cicho.
- Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć
– mruknęła, a pewność w jej głosie zupełnie już Alyssy nie dziwiła.
- To się nazywa zdrowe podejście do życia..
Roxanne nie zdążyła odpowiedzieć, bo
profesor poprosił o ciszę. Może i był ekscentryczny, ale autorytet wśród
uczniów posiadał, więc wszelkie szepty natychmiast umilkły.
- Zaczynajmy nasze małe zawody. Żebyście
chętniej używali swoich szarych komórek, wspomnę tylko, że za każdą dobrą
odpowiedź, oczywiście z uzasadnieniem, otrzymuje się punkty dla swojego domu.
- Ja tam bym wolała fiolkę z trucizną..
Roxanne prychnęła cicho, dokładnie tego się spodziewając. Nie miała wątpliwości, że gdyby Alyssa weszła w posiadanie takiej
fiolki, nie zawahałaby się jej użyć.
- Kto pójdzie na pierwszy ogień... pan
Pettigrew proszę. Pierwszy eliksir od mojej strony, wykonany cudownie przez
panienkę Adams. I szukaj odtrutki.
Peter wstał chwiejnie ze swojego miejsca
między Remusem, a James’em i zbliżył się do parujących kociołków. Był speszony
i wystraszony, jakby ktoś miał go zaraz zaatakować. Ale zdaniem Ally, on zawsze
tak wyglądał. Chłopak nachylił się odrobinę nad trucizną i powąchał zawartość.
Potem przeszedł wzdłuż rzędu odtrutek, przyglądając się uważnie każdej po
kolei. W końcu zatrzymał się przed wybranym kociołkiem.
- Ta.
- Dlaczego?
- Yyyy, bo jest biała.. a trucizna czarna?
– odpowiedź Petera, była raczej pytaniem, zadanym cichym, niepewnym tonem.
- No cóż chłopcze, niestety ci się nie
udało. Kto się zmierzy? Może pan Lupin? – Remus podniósł się leniwie i wyszedł
na środek kręgu, z rękami w kieszeniach.
Uwadze Alyssy nie umknęło, że Roxanne
nagle wyprostowała się na krześle. Spojrzała zszokowana na przyjaciółkę, która
właśnie odrzucała długie włosy za ramię.
- Co kur...
- Cśś!
Ally poczuła się oburzona, zlekceważona i
skonfundowana jednocześnie. Rozdziawione usta zamknęła dopiero po chwili i
spróbowała skupić na eliksirach.
Lupin z uwagą przypatrywał się każdej
odtrutce, mieszał chwilę chochlą, przelewał zawartość i wąchał, unoszący się
znad kociołka zapach. Zatrzymał się przy środkowym stanowisku, niedbale kiwając
na nie podbródkiem.
- I dlaczego tak uważasz?
- Trucizna jest bardzo słodka, prawie mdląca,
a odtrutka gorzka, neutralizuje dzięki temu truciznę.
- Świetnie! Dziesięć punktów dla
Gryffindoru – rozentuzjazmował się profesor. – Proszę o wielkie brawa dla pana
Lupina. A teraz zobaczymy, czy eliksiry są poprawnie uwarzone. Kto wykonał
antidotum?
Ręka Syriusza Black’a powoli uniosła się w
górę. Ally zacisnęła zęby, modląc się w duchu o to, by okazać się lepszą.
- Proszę, weź dwie fiolki. Musisz
dokładnie odmierzyć ilość wlanego eliksiru, patrz na miarkę z boku. Odtrutki ma
być dwa razy więcej niż trucizny, użyj do tego większej probówki. O tak
właśnie. Spójrzcie jaka srebrzysta poświata pojawia się na truciźnie, gdy
trzyma się ją pod światło. Dodałaś startych skrzydeł motyli Alysso? Świetny
pomysł. A teraz przelewaj Remusie, tylko ostrożnie.
Ally wstrzymała powietrze, gdy Lupin
przechylał ostrożnie jedną z fiolek. Gdy tylko antidotum złączyło się z
trucizną, płyn wewnątrz próbówki zawirował, zasyczał i zmienił barwę na
przezroczystą. Jęk rezygnacji, wydobywający się z ust Adams odbił się echem od
kamiennych ścian lochu, a tryumfalne spojrzenie Syriusza tylko ją rozdrażniło.
Pokazała mu więc język.
- Brawo panie i panowie! Wywary się
zneutralizowały, świetna robota. Tego oczekiwałem po mojej klasie owutemowej.
Po dziesięć punktów dla twórców tych eliksirów i idziemy dalej. Panienka Avery,
zapraszam!
*
- Skoro tak hojnie rozdaję dzisiaj
punkty... to niech mi ktoś powie jakie są główne cechy trucizn? Pytanie banalne,
więc proszę nie wpędzajcie mnie w depresję – zostało kilka minut do dzwonka i wszystkie antidota zostały przypasowane do odpowiednich trucizn, a wywary
zneutralizowane. Slughorn nie krył dumy, spoglądając na swoich podopiecznych. –
O, panienka Adams się zgłasza? No to proszę.
- Najważniejszą, dość banalną cechą jest
wygląd. Trucizny mają zwykle jaskrawy, charakterystyczny i przyciągający uwagę
kolor. Dalej jest przyjemny zapach i lekka konsystencja. Wszystko po to, żeby
skusić kogoś i uśpić jego czujność.
- Ktoś nie znający się na tym, nie będzie
spodziewał się, że coś tak ładnie wyglądającego, może mieć tak śmiertelne
właściwości – włączyła się Lily.
- Potem jeszcze... duża ilość egzotycznych
składników...
- I bardzo wyrazisty, wybijający się
zapach.
- Dziewczęta, sprawiacie, że się wzruszam
– Horacy starł wyimaginowaną łzę z policzka i uśmiechnął się ojcowsko. – Po
pięć punktów. Następne pytanie... dajmy szansę na wykazanie się panu Peter’owi.
Co to jest bezoar?
- Bezoar, to kamień tworzący się w żołądku
kozy, chroniący przed wieloma truciznami – wszystkich zaskoczyła płynność z
jaką wyrzucił z siebie poprawną definicję. Pettigrew pokraśniał z dumy.
- Świetnie, pięć punktów dla Gryffindoru!
- Popatrz Peter, a wszystko dzięki temu,
że pewna Prefekt Naczelna pozwoliła ci odrobić za siebie swoje zadanie
domowe – James odchylił się nonszalancko na krześle i zmierzwił włosy ręką.
- Opłacało się, zarobiłeś pięć punktów –
dodał Black.
- Hej – Roxanne uniosła ręce w obronnym
geście, uśmiechając niewinnie. – Dostał ode mnie szlaban, okej?
Alyssa pamiętała bardzo dobrze, jak jej
przyjaciółka wyręczyła się Gryfonem, kiedy brakowało jej czasu, a musiała
napisać wypracowanie na temat działania bezoaru. A brak czasu u Roxanne,
oznaczał nowego chłopaka i potajemne, nocne schadzki.
- No kto mi teraz powie, na które z tych
trucizn nie zadziała bezoar i dlaczego? – wtrącił się profesor, uniemożliwiając
Huncwotom odpyskowanie.
- Na tą o fiołkowym kolorze nie, bo składa
się wyłącznie z egzotycznych roślin.
- Na czarną też nie, bo jest za
skomplikowana i ma zbyt dużą ilość składników.
- Na czerwono-pomarańczową nie, bo duża
ilość bezoaru wchodzi w jej skład, specjalnie po to, żeby uniemożliwić jego
użycie.
Dzwonek przerwał potok słów, wylewający się z wielu uczniowskich gardeł. Profesor Slughorn wstał ze swojego tronu i
obdarzył wszystkich mówiących dodatkowymi punktami.
- Dziękuję za dzisiejszą lekcję, było
wspaniale! Na następną proszę przygotować mi opis... a niech mnie, tak cudownie
dzisiaj pracowaliście, że nie macie zadania – przerwał, bo klasa wybuchła
entuzjazmem. – Roger chłopcze, ty zostań. W zamian za spóźnienie opróżnisz kociołki i poustawiasz z powrotem ławki.
Wszyscy już pozbierali swoje książki do
toreb i tłoczyli się przy wyjściu.
- A i bym zapomniał! Dziękuję
wszystkim tym, którzy pamiętali o moich urodzinach podczas wakacji. Nawiasem
mówiąc, panno Adams, te kandyzowane ananasy są moimi ulubionymi. Do widzenia!
Ally wyszła na korytarz i odetchnęła
świeżym, chłodnym powietrzem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak gorąco
było w lochu przez te wszystkie parujące kociołki i jaka ilość odurzających
zapachów otaczała ich ze wszystkich tron.
- Lizus – dobiegł ją z prawej cichy,
szyderczy głos.
A ona miała już naprawdę dość Syrusza
Black’a, jak na jeden dzień.
- Nie nazwałabym siebie w ten sposób. Po
prostu subtelnie zjednuję sobie ludzi – odparła obojętnie, ignorując jego
parsknięcie śmiechem, które ewidentnie miało na celu wyśmianie jej słów. –
Czasem się to przydaje.
- I na przykład możesz potem pić wino do
kolacji?
Zaśmiała się cicho i odwróciła głowę, by
na niego spojrzeć. Szedł koło niej, z lekkim uśmiechem, uważnie się w nią
wpatrując.
- Na przykład.
*
- O MÓJ MERLINIE!
Na ławkę przy stole Slytherinu opadła
podekscytowana Veronic. Alyssa i Roxanne zmierzyły ją sceptycznymi
spojrzeniami. Greengrass łatwo wpadała z zachwyt, więc taki rodzaj pobudzenia
przeważnie nie był u niej niczym niezwykłym i godnym uwagi. Ally spokojnie
nabrała na widelec kolejną porcję lasagne i wsadziła ją sobie do ust. Roxanne
wysiorbała z łyżki łyk zupy pomidorowej. Za to Pati okazała przyjaciółce
umiarkowane zainteresowanie, miedzy kęsami puree ziemniaczanego:
- Co jest?
Veronic była jawnie oburzona takim
lekceważeniem z ich strony, ale nie dąsała się długo. Była na to zbyt
podniecona.
- Właśnie miałam obronę przed czarną
magią... – zaczęła, prawie piszcząc z przejęcia.
- O tak, to zmienia postać rzeczy i
sprawia, że twoja ekscytacja jest całkowicie uzasadniona.
- Zamknij się Ally! Jesteś chyba
uzależniona od tego typu uwag, mogłabyś czasem podejść do czegoś poważnie...
- Odbiegasz od tematu Ver – przerwała jej
Parkinson. Kiedy Veronic zaczynała wygłaszać swoje racje, ciężko było ją
zatrzymać, nakręcała się z każdym kolejnym słowem i w końcu ze zwykłej
sprzeczki powstawała wielka afera.
Veronic i Pati były jak ogień i woda, co
paradoksalnie sprawiało, że tak dobrze się dogadywały. Znały się praktycznie od
urodzenia i były nierozłączne. Wielbicielka historii i literatury – Roxanne,
już dawno zdefiniowała ich charaktery. Twierdziła, że Veronic była jak żywcem
wyjęta z epoki romantyzmu – wiecznie bujająca w obłokach, lekkomyślna,
gadatliwa, czasem przesadnie wrażliwa i uczuciowa. Wrażenie to potęgowała jej
krągła buzia, o brązowych, sarnich oczach, otoczona aureolą krótkich, ciemnych
loków. Greengrass wyglądała jak urocze, rozmarzone dziecko, choć czasami
stawała się rozpieszczoną, złośliwą diablicą z którą ciężko było wytrzymać.
Pati za to, zdaniem Roxanne, uosabiała oświecenie. Wszystko przyjmowała ze
stoickim spokojem i nie wierzyła w nic, czego nie można było wyjaśnić w
logiczny sposób. Była typem naukowca, a powagi dodawały jej chłodne, blado
niebieskie oczy, często skrywane za szkłami okularów i szczupła, poważna twarz.
Gadatliwością jednak dorównywała Veronic, a gdy miała zły humor, zamieniała się
w straszną jędzę.
- A, no tak. Chodzi mi o to... że się
zakochałam – dokończyła rozmarzonym tonem Greengrass, wzdychając z uwielbieniem
i wpatrując się maślanym wzrokiem w przestrzeń.
- To fajnie. A ja jem już dokładkę
lasagne, może też chcesz?
- Ally! Mówię poważnie! To było jak grom z
jasnego nieba, miłość od pierwszego wejrzenia...
- Widziałam jak patrzysz na tego słodkiego
pierwszaka i w sumie ci się nie dziw...
- ALLY!
- Dobra, dobra.. – Alyssa zachichotała
cicho, widząc jak wzrok połowy Sali zwrócił się w ich stronę. – Już skończyłam,
możesz mówić.
- Już nie chcę – fuknęła Greengrass,
zakładając ręce na piersi.
- Okej.
- Dobra, słuchajcie!
Roxanne stuknęła się dłonią w czoło, a
Pati tylko pokręciła głową z politowaniem.
- Słuchamy – oświadczyły zgodnym chórkiem,
gdy Veronic ponownie spojrzała na nie wilkiem.
- No więc to była chyba najlepsza lekcja w
moim życiu... Salazarze, to najprzystojniejszy mężczyzna na ziemi, a jego
głos... ma taki niesamowity akcent... kiedy czytał listę obecności i wymienił
moje imię myślałam, że...
- Stop! – przerwała jej gwałtownie
Roxanne, mierząc w nią oskarżycielsko łyżką. – Czy ty właśnie w tym momencie
mówisz o NAUCZYCIELU?
- O najcudowniejszym mężczyźnie jaki
chodził po świecie..
- O NA-U-CZY-CIELU?
- O greckim bogu, seksownym i..
- O facecie, który będzie nas uczył, zadawał prace domowe i
wystawiał nam oceny, o NAUCZYCIELU KURWA?!
- No dobra! Tak! Jest nauczycielem i co z
tego?!
- No to dowaliłaś – skwitowała Ally,
wymachując beztrosko widelcem.
- Brawo Ver – dopowiedziała Pati i cała
trójka zajęła się swoim jedzeniem.
Veronic z niedowierzaniem wytrzeszczyła na
nie swoje brązowe oczy.
- Przepraszam?
- Nic, tylko życzymy ci szczęścia na nowej
drodze życia – oświadczyła Roxanne, z szerokim uśmiechem.
- Trzymam za was kciuki i niech wam się
dobrze wiedzie – dodała Pati. – Dużo dzieci i tak dalej.
- A nie – Ally z satysfakcją pełniła swoją
rolę złego gliniarza. Spojrzała na Greengrass z poważnym wyrazem twarzy. –
Nigdy nie będziecie razem, bo on jest nauczycielem i nawet na ciebie nie
spojrzy – zwieńczyła swoją wypowiedź miłym uśmiechem.
Veronic już całkowicie zrzedła mina,
założyła ręce na piersi i wydęła usta. A jeszcze kilka minut wcześniej wręcz popuszczała
z ekscytacji... cóż, dziewczyny lubiły sprowadzać się wzajemnie na ziemię.
Czasami robiły to w sposób odrobinę brutalny, ale liczyły się efekty, a nie
metody.
Obiad dokończyły już bez ekscesów, po czym
udały się do Pokoju Wspólnego, żeby poleniuchować przez godzinę, przed
kolejnymi zajęciami. Zastały tam tylko resztę swojego rocznika, bo młodsi
uczniowie mieli lekcje. Alyssa z ulgą opadła na kanapę koło kominka, którą już
sobie właściwie przywłaszczyła. Położyła głowę na podłokietniku, a nogi
zarzuciła na oparcie. Zadowolona przymknęła oczy i jednym uchem przysłuchiwała
się rozmowie, toczonej przez kolegów. Roxanne przycupnęła po turecku na ziemi,
opierając plecy o nogę szklanego stolika i bawiąc się jej włosami. Reszta
pozajmowała krzesła, fotele i kanapy stojące najbliżej. W pewnym momencie Ally
poczuła, jak ktoś narusza jej przestrzeń osobistą. Osobnik usiadł na miejscu
obok i położył sobie jej nogi na kolanach, po czym zaczął delikatnie smyrać ją
po dłoni. Zaburczała z niezadowoleniem i otworzyła jedno oko.
- Czego? – rzuciła, na widok szczerzącego
się w jej stronę Rogera.
- Musisz powiedzieć jak bardzo mnie kochasz
– odparł, zniżając głos do tajemniczego szeptu.
Alyssa przewróciła tylko oczami, nie
bardzo zainteresowana tym co znowu wymyślił Avery.
- Powiedz, bo nie dostaniesz prezentu –
zażądał blondyn stanowczo.
Adams zaśmiała się cicho i podniosła do
siadu. Spojrzała z bliska w jego niebieskie tęczówki i uśmiechnęła uroczo.
- Bardzo.
- Co bardzo?
- Bardzo cię kocham. Może być?
- Niezbyt satysfakcjonujące, ale niech ci
będzie. Masz.
Roger sięgnął do kieszeni szaty i po
chwili wyjął z niej zaciśniętą w pieść dłoń. Ally już myślała, że to jego
kolejny głupi żarcik, gdy chłopak chwycił jej rękę i położył na niej tajemniczy
prezent. Poczuła chłodny dotyk szkła. Na jej wyciągniętej dłoni spoczywała mała
fiolka, wypełniona smoliście czarnym płynem. Gdy uniosła ją do oczu, pod
światło, czerń nabrała srebrzystego blasku. Alyssa przeniosła zszokowane
spojrzenie na Rogera, który uśmiechał się do niej szeroko.
- Czy to jest...
- Twoja trucizna – dopowiedział za nią,
nie kryjąc dumy.
- Ale... jak? – wydusiła z trudem.
- Musiałem posprzątać po
lekcji. Slughorn był ze mną cały czas, ale udało mi się zwędzić trochę
zanim opróżniłem wszystkie kociołki.
- Kocham cię jeszcze bardziej niż chwilę
temu! – pisnęła Adams, rzucając mu się na szyję.
_______________
Siemanko :D
Jak tam nastawienie do ostatniego tygodnia szkoły? Ja się już nie mogę doczekać wolnego.
No i WESOŁYCH ŚWIĄT wszystkim czytelnikom, bo kolejny rozdział będzie chyba trochę przed Sylwestrem.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Jak Ty strasznie mnie męczysz. Ja tak czekam na te rozdziały,a Ty tak rzadko dodajesz.
OdpowiedzUsuńTo było cudowne jak zawsze.
Mam wrażenie,że to się nigdy nie rozwiąże,w każdym kolejnym rozdziale jest tylko malutka cząstka tej historii. Mogłoby się więcej dziać,ale to tylko moja opinia ;))
Końcówka świetna! Haha
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału,jak zawsze z resztą. :c
Życzę weny! ♥
No wiesz, to dopiero piąty rozdział, nie można ich od razu rzucać na głęboką wodę :D
UsuńSpokojnie, akcja zaczyna się rozwijać ;)
Fajny rozdział ;3 Cały czas się przy nim uśmiechałam zwłaszcza przy tym fragmencie z nauczycielem xd
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie wypowiedziane przez Ally najlepsze! :DDD
Super! Uśmiałam się przy fragmencie z nauczycielem, chyba zresztą nie tylko ja. Ojojoj, nie zadzierałabym teraz z Alyssą, o nie. Ciekawe do czego wykorzysta truciznę...
OdpowiedzUsuńLove, A.
Mogłabyś zajrzeć? Zależy mi na twojej opinii ;)
hogwart-naszym-domem.blogspot.com