poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 12


- Stary, zachowujesz się jak psychol.
Syriusz przeniósł wzrok na James’a, a gdy zdał sobie sprawę o co chodzi, parsknął śmiechem. Natychmiast został zgromiony surowym spojrzeniem pani Pince, ale nie przejmując się tym, powrócił do bazgrania po marginesie swojego pergaminu. Na jego szczycie, jakieś pół godziny wcześniej, zapisał tytuł wypracowania i na razie tylko na tyle było go stać. Czwartkowego wieczoru nie miał zupełnie głowy do transmutacji.
- Zamiast się na nią gapić, to idź pogadać – doradził mu James, jednocześnie ukradkowo rzucając zaklęcie swędzenia na puchonkę, siedzącą kilka stolików dalej. Dziewczyna co chwilę odkładała pióro, by podrapać się intensywnie po jakiejś części ciała, a jej sąsiad zerkał na nią krzywo, pewnie w obawie, że się czymś zarazi.
Syriusz ponownie zerknął na Alysse, siedzącą po drugiej stronie biblioteki. Pochylała się nad gęsto zapisanym pergaminem, zawzięcie skrobiąc piórem i przerzucając kartki grubych ksiąg, rozłożonych na całej powierzchni stolika. Miała ten charakterystyczny, skupiony wyraz twarzy, z przygryzioną wargą i zmarszczonymi brwiami.
- Proszę cię. Jakbym teraz jej przeszkodził, to pewnie byłaby gotowa zadźgać mnie piórem na miejscu – odparł Black. Zrezygnowany, zwinął swój zwój i położył głowę na blacie.
- Też racja...
- Nie myślałeś kiedyś, żeby porozmawiać z nią na poważnie? – z drugiego końca stołu odezwał się głos Remusa. Odgradzała go od nich wielka sterta książek, bo najwyraźniej Lupinowi sprzyjała wena do pisania nużącego wypracowania i zgromadził już pokaźny stos pomocy naukowych.
- To znaczy? – spytał leniwie Syriusz, rozciągając się na krześle i sadowiąc wygodniej.
- No wiesz, może zamiast zachowywać się jak gówniarz i na każdym kroku wdawać się z nią w bezsensowne kłótnie, to podszedłbyś do tego jak ktoś zrównoważony i poważny?
- Masz na myśli siebie, Luniczku? – Syriusz zrobił wyłom w dzielącym ich murze i spojrzał z wyższością na Remusa. – Czy mam ci przypomnieć, kto podczas ostatniej pełn...
- Mam na myśli to... – wszedł mu w słowo chłopak, odrobinę za głośno, czym ściągnął na siebie gniewne fukniecie bibliotekarki – że może wiesz... powiedziałbyś jej co czujesz? Jak możesz oczekiwać czegokolwiek, skoro ciągle dajesz jej nowe powody do nienawiści, która jej zdaniem jest odwzajemniana?
- Proszę cię! – żachnął się ponownie Syriusz. – Przecież już jej to kiedyś mówiłem!
- Niby kied... – wypowiedź zaskoczonego Remusa przerwał cichy rechot Pottera.
- Siri skarbie, chyba nie masz na myśli tych eliksirów w piątej klasie?
- A i owszem mój drogi! – odparł dumny z siebie Black.
- Dobra, przypomnijcie mi z łaski swojej, kiedy zdobyłeś się na to wyznanie...

- Panowie proszę o spokój, bo w końcu zarobicie szlaban! – donośny głos Slughorna przebił się przez gwar uczniowskich głosów i opary wydobywające się z kociołków.
James, upomniany już na tej lekcji bodajże po raz piąty, zajął w końcu swoje miejsce, ze zrezygnowaniem chowając różdżkę do kieszeni. Syriusz z miną obrażonego pięciolatka usiadł obok, szturchając Pottera między żebra korzeniem sykwobulwy. Na reakcję nie trzeba było długo czekać, James natychmiast zdzielił go po głowie swoim podręcznikiem. Zaczęli się przepychać i rzucać w siebie najróżniejszymi ingrediencjami.
Na dzisiejszych zajęciach zajmowali się warzeniem eliksiru, który podczas przygotowywania wytwarzał niesamowite ilości pary, więc wszyscy uczniowie byli zgrzani, a widoczność w lochu była prawie zerowa, przez unoszące się dookoła, białe obłoki. Przez większość lekcji James i Syriusz skradali się wśród oparów i po kryjomu dorzucali różnych składników do kociołków, co przeważnie kończyło się widowiskową reakcją chemiczną. Kiedy zostali na tym przyłapani, zaczęli prostym zaklęciem zagęszczać parę, ale gdy jej ilość stała się dusząca, musieli i tego zaprzestać. W końcu Syriusz wpadł na kreatywny pomysł rysowania po białych oparach jak po kartce i szybko w powietrzu powstało kilka kolorowych, nieprzyzwoitych i dość koślawych rysunków.
W końcu, nawet słynący ze swej cierpliwości Horacy nie wytrzymał i odjął im po pięć punktów. Przerwał ich małą bójkę w momencie kiedy James miał zamiar rozetrzeć na twarzy Syriusza przygnite pomidory albańskie i rozsadził ich po dwóch różnych stronach klasy.
- Alysso pamiętaj, że przychodzisz dzisiaj do mnie żeby porozmawiać o twojej przyszłej karierze zawodowej – rzekł Slughorn, podchodząc do pierwszej ławki. Ally siedziała obok Severusa, a miejsce po jego drugiej stronie zajmowała Lily. Snape oderwał się od rozmowy z nią, kiedy usłyszał o czym mówi profesor.
- Przecież ja już wiem co chcę robić, niepotrzebne mi te pana ulotki... – Adams machnęła lekceważąco ręką, nawet nie podnosząc na niego wzroku.
- A mianowicie?
- Będę grała w Quidditcha! – oświadczyła, z rzadko spotykanym u siebie zapałem. Siedzący w równoległej ławce Syriusz, parsknął śmiechem, za co zgromiła go wzrokiem.
- To niezbyt przyszłościowy zawód, nie sądzisz? Wystarczy byle kontuzja żeby stracić pracę. Nie wspominając już o tym, że gracze Qudditcha mają góra po trzydzieści lat, więc co potem? Musisz mieć jakąś alternatywę, więc zapraszam dzisiaj do siebie, porozmawiamy o twoich mocnych stronach i pomogę ci wybrać dobry zawód. O taki Severus na przykład, wcale mnie nie zaskoczył twierdząc, że chce w przyszłości zostać nauczycielem eliksirów w Hogwarcie. Już się nie mogę doczekać emerytury i nie będę się musiał zamartwiać o przyszłość młodzieży, mając takiego godnego następcę... – Slughorn oddalił się powoli i zaczął przechadzać po lochu, zaglądając w kociołki innych uczniów.
- Warzyciel dręczyciel... już współczuję moim dzieciom w przyszłości – oświadczył Syriusz, a James, który nie wiadomo kiedy, ponownie pojawił się obok niego, zarechotał głośno.
- Nie czarujmy się Black, która będzie na tyle głupia żeby chcieć się z tobą rozmnażać? – spytała kąśliwie Alyssa.
- Och uwierz skarbie, znalazłoby się kilka kandydatek.
- Chyba ślepych, głuchych i bez nóg.
- Co do tego mają inwalidki? – wtrącił się James, prawie leżąc na blacie ławki.
- Nie mogłyby uciekać.
- Zapomniałaś dodać łysych, bo na moje oko, nie wpisujesz się w żadną z poprzednich kategorii – Syriusz nawiązywał do jej nowej fryzury, wygolonego boku.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- No niewiele. Oprócz faktu, że mam zamiar w przyszłości cię poślubić – odparł natychmiast Black, emanując niesamowitą ilością niezachwianej pewności siebie.
Alyssa wytrzeszczyła oczy i przez chwilę wyglądała, jakby nie wiedziała czy ma się śmiać czy czymś w niego rzucić. A że wybór był trudny, w końcu zrobiła obie te rzeczy jednocześnie.

- Ach, z tej lekcji pamiętam tylko fantazyjne, różowe genitalia, pływające nad głową Slughorna – oświadczył w końcu Remus, gdy James i Syriusz dokończyli swoją opowieść, przekrzykując się nawzajem, przerywając sobie, dopowiadając, ubarwiając i koloryzując. Od jakiegoś czasu i mniej więcej połowy historii, rozmawiali na korytarzu bo pani Pince wyrzuciła ich z biblioteki za zbyt głośne zachowanie.
- Żałuj. Co najmniej godna zapamiętania była jeszcze bitwa na żabi skrzek, pomiędzy Łapcią a Adams – odparł rozchichotany James. – No, a biorąc pod uwagę, że z niej jest całkiem niezły ścigający, raz czy dwa trafiła mu do gęby i...
- Dobra stary, myślę, że wystarczy tych wspominek na dzisiaj – przerwał mu Syriusz, pstrykając go w okulary.
- I to twoim zdaniem było wyznanie miłosne? – spytał Remus, opierając się o ścianę. James przysiadł na parapecie, spoglądając z utęsknieniem na widoczne za oknem boisko do Quidditcha. Pomimo strug deszczu, drużyna Slytherinu miała właśnie trening. Widział zamazane, zielone plamy śmigające wysoko w powietrzu.
- A nie? – obruszył się Syriusz, krążąc obok nich z rękami w kieszeniach.
- A nie. Wyznanie miłosne charakteryzuje się tym, że cóż... wyznaje miłość. A ty tylko poinformowałeś ją o swoich planach na przyszłość, albo marzeniach jak kto woli. Które, sądząc po reakcji, nie bardzo przypadły jej do gustu.
- Czepiasz się – burknął Black. – I skończ się wymądrzać. Nie cierpię kiedy zaczynasz gadać tym mcgonagallowym tonem.
- On ci tylko próbuje uświadomić twoją tragiczną sytuację, stary – wtrącił James.
- Dobra, jak chcecie. Mówcie swoje, a ja będę robił swoje i zobaczymy czyja taktyka okaże się skuteczniejsza.
- Znaczy... Moja, polegająca na poważniej rozmowie, zachowywaniu się jak ktoś normalny i okazywaniu swoich uczuć w cywilizowany sposób...
- Kontra twoja, czyli wyzwiska, zaczepki, kłótnie i pojedynki... Taaak, ciekawe czyja taktyka brzmi sensowniej – dokończył za Remusa James.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, to sam nie byłeś do końca poważny i cywilizowany, kiedy próbowałeś poderwać Evans, co cwaniaku?
- Stare dzieje – odparł wymijająco Potter.
- Dobra, goń się.
- To mnie łap.
Ale Syriusz stracił już zainteresowanie rozmówcami, bo drzwi biblioteki właśnie się otwarły i wyszła z nich Alyssa, w towarzystwie Roxanne i Severusa. Cała trójka obładowana była książkami. Siódmy rok w Hogwarcie bez wątpienia należał do najbardziej wymagających i prawie każdy wieczór od początku roku, wypełniała uczniom nauka i prace domowe.
Ślizgoni nie zwrócili na nich uwagi, pewnie przez to, że pochłonięci byli rozmową i mieli właśnie skręcić w klatkę schodową kilka metrów przed oknem przy którym przystanęli Huncwoci. Gdyby zauważyli ich wcześniej, Alyssa i Severus bez wątpienia nie mogliby się oprzeć kilku złośliwym uwagom. Ale zaczęli właśnie schodzić po schodach, tyłem do nich, a różdżka jakimś tajemniczym sposobem pojawiła się w dłoni Syriusza. Przysiągłby, że jeszcze sekundę wcześniej spoczywała bezpiecznie w kieszeni jego szaty. W każdym razie nie zamierzał oponować, wymamrotał pod nosem zaklęcie, delikatnie podrywając różdżkę do góry.
Niewidzialna siła pociągnęła mocno Alysse za włosy, wydobywając z gardła dziewczyny zaskoczony krzyk. Sekundę później dziwaczne mrowienie przebiegło przez jej ręce i bezwolnie rozprostowała je, wypuszczając z objęć książki. Trzy stare tomiszcza stoczyły się ze schodów, z głośnym łoskotem, rozsiewając dookoła kurz i powyrywane kartki. Ten czwarty, najgrubszy, uderzył stojącego niżej Severusa w ramię, finalnie lądując na jego stopie. Snape zaklął pod nosem, zbladł i prawie upuścił własne książki. Roxanne stała spokojnie na półpiętrze, z łagodnym uśmiechem i rozbawieniem, malującym się w oczach. Gdyby Alyssa nie była właśnie w trakcie napadu złości, z pewnością błyskawicznie wychwyciłaby jej spojrzenia, rzucane od czasu do czasu w stronę opierającego się leniwie o ścianę Remusa.
- Black – warknęła Adams, kierując się w jego stronę.
- Hm?
- To była próba samobójcza?
- Nie, czemu?
- Bo zaraz zginiesz.
Alyssa jeśli się postarała, wyglądała naprawdę przerażająco. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że była o pół głowy niższa od Blacka. Nawet z potarganymi, jakby po śnie włosami i odbiciem pióra na policzku. Nawet ze spadającą z ramion szatą i krzywo zapiętą koszulą.
Teraz Alyssa starała się bardzo, więc groźnie zmrużone oczy, różdżka w ręku i jej wiecznie spiłowane na kształt szponów paznokcie, nadrabiały wszystkie braki.

*

Ally siedziała na dziedzińcu, opatulona szczelnie płaszczem i zaczytana w książce. Uczniowie korzystali z ostatnich letnich dni tego roku i w czasie przerwy wylęgli tłumnie na podwórze. W chłonięciu lekkich promieni słońca nie przeszkadzał im nawet przybierający na sile wiatr.
Na parapecie koło Adams siedziała Roxanne, wystawiając twarz do ciepła. Wyglądała jakby miała jej do powiedzenia coś ważnego, a Ally z doświadczenia nie poganiała przyjaciółki, czekając cierpliwie aż sama będzie gotowa by zacząć. Kończyła właśnie kolejną stronę, gdy Avery zdecydowała się odezwać.
- Wiieeeeesz – mruknęła, przeciągając leniwie samogłoski – rozmawiałam wczoraj wieczorem z Pchełką.
Alyssa cichym burknięciem dała jej do zrozumienia, że przyswoiła informację i czeka na ciąg dalszy. Roxanne jednak nie kontynuowała.
- I jak tam z ojcem? Dowiedziałaś się, czy faktycznie zdradza twoją mamę? – spytała w końcu Ally.
Roxanne od jakiegoś czasu podejrzewała ojca o romans i nakazała zbadać tą sprawę swojej prywatnej skrzatce domowej – Pchełce. Dostała ją na swoje pierwsze urodziny i wbrew rodzinnej tradycji, traktowała jak swoją przyjaciółkę. Pchełka zawsze się o nią troszczyła, gdy ojciec wyraźnie faworyzował Rogera, a matka zajęta była brylowaniem wśród znajomych.
Avery wymamrotała jakieś przekleństwo.
- Nie wiem. Pchełka niby nie widziała, żeby robił coś podejrzanego, albo znikał w dziwnych okolicznościach, ale mam takie wrażenie... A zresztą, nie o to mi teraz chodzi. Mówiła też, że w ostatni weekend nasi rodzice spotkali się na kawie.
Ręka Ally zastygła, z kartką, przerzuconą do połowy. Uniosła wzrok na Roxanne.
- I?
Usta blondynki wygięły się w perfidnym uśmiechu, zupełnie do niej niepasującym.
- Chcieli porozmawiać, no wiesz...
- Rox – warknęła Adams, czując że ta rozmowa coraz bardziej bawi przyjaciółkę.
- Och nie spinaj się tak, przecież domyślasz się o co chodzi – odparła niefrasobliwie Roxanne. – Chcieli wiedzieć, czy twoi rodzice podjęli już decyzję co do twojego małżeństwa z Rogerem.
- I co oni na to? – wycedziła Ally przez zaciśnięte zęby, zatrzaskując głośno książkę.
- To czego mogłaś się spodziewać. Powiedzieli, że nie mają nic przeciwko twojemu związkowi z Rogerem, ale jeśli to będzie twoja własna decyzja, bo oni nie będą cię do niczego zmuszać, a zwłaszcza do czegoś tak poważnego jak małżeństwo – trajkotała Avery, widząc jak z każdym jej słowem Alyssa wyraźnie się rozluźnia.
W końcu odetchnęła głęboko i z zadowoleniem oparła głowę o kamienny mur.
- Nie rozumiem twojej rekcji. Nawet jeśli twoi rodzice zgodziliby się na zaplanowane małżeństwo, ty byś tego nie zrobiła. I po co te nerwy?
- Przecież wiesz, że moja odmowa nie byłaby brana pod uwagę. A ja i tak bym się nie dała tak przedmiotowo potraktować i w końcu, w najlepszym wypadku, dostałabym dożywotni zakaz na utrzymywanie kontaktu z członkami rodziny Avery. To byłoby strasznie kłopotliwie, biorąc pod uwagę, że jednak kumplujemy się od dzieciństwa.
- Hm. Ta, chyba masz rację. W końcu ojciec nie znosi jak ktoś mu się przeciwstawia, a jeśli robi to kobieta, to już w ogóle.
- Zawsze był z niego strasznie szowinistyczny dupek. A ty? Nie masz nic przeciwko twojemu małżeństwu z Zabinim?
- Nie, mam to gdzieś. Związek z nim to tylko wypełnienie oczekiwań rodziny, nic się przez to nie zmieni w moim życiu. Nie pokocham go nagle tylko dlatego, że ktoś mi kazał. A to, że on tak szalenie kocha mnie, wszystko ułatwia.
 Alyssa zaśmiała się cicho w odpowiedzi. Roxanne ze swoim promiennym wyglądem mogła uchodzić za uosobienie serdeczności i czasami faktycznie tak było. Ale jeśli chodziło o pewne sprawy, Avery potrafiła być niesamowicie egoistyczna i wyrachowana.

*

- ... nie narzekaj już, zawsze mogłaś trafić gorzej.
- Może masz rację... Taki Pettigrew na przykład trafił na Filcha, więc skrycie mu współczuje. Miesiąc sprzątania zamku... dobra, faktycznie mam lepiej.
William uniósł głowę, znak sprawdzanego wypracowania i uśmiechnął się lekko do Alyssy.
- Więc może zaczęłabyś robić to po co cię tu oddelegowano...?
Adams zsunęła się z parapetu w gabinecie profesora obrony przed czarną magią i odstawiła pusty kubek po herbacie na komodę. McGonagall w końcu przydzieliła pechowej dziesiątce miesięczne szlabany. Każdemu z nich wyznaczyła nauczyciela (lub w przypadku Filcha, po prostu pracownika szkoły), któremu przez te cztery tygodnie mieli pomagać w jego obowiązkach. Dla niektórych nie był to sprawiedliwy układ. Ten kto trafił przykładowo na Slughorna mógł poszczycić się luzem i swobodą, ale z drugiej strony taki nieszczęśliwy Pettigrew, będzie pewnie musiał no kolanach polerować podłogi zamku, własną szczoteczką do zębów.
- No dobraa.,. – wyburczała, siadając na przeciwko niego przy stole i po swojemu podwijając pod siebie nogi.
Sięgnęła po jedną z prac ze sporego stosika uczniowskich wypocin. Już po kilku linijkach straciła cierpliwość i odchyliła głowę do tyłu, z ciężkim westchnięciem.
- Serrio? Jakiś trzecioklasista napisał, że druzgotki to wróżki, które można spotkać nocą w lesie. Spełniające życzenia. Naprawdę? Czego ty uczysz te dzieci?
- Nie nadawałabyś się na nauczycielkę – stwierdził karcąco William, choć jego oczy jak zwykle błyszczały wesoło. – Trochę wyrozumiałości, nie wszyscy muszą być orłami z każdego przedmiotu.
- Traktuję to jako ukryty komplement – poinformowała go Alyssa, wracając do przeglądania pracy.
- Zupełnie niesłusznie – odparł z uśmiechem profesor.
Pracowali chwilę w skupieniu, a pomieszczenie wypełniał szelest kartek, skrobanie piór i cicha melodia wypływająca z gramofonu ustawionego w kącie.
- To już za cztery dni – odezwał się w pewnym momencie Blake.
- Co? – spytała Adams, nie podnosząc wzroku znad wypracowania.
- Mecz między Gryffindorem a Slytherinem. Jesteś przygotowana na obserwowanie go z trybun?
- Nie.

Alyssa wyprostowała się, a ku zaskoczeniu profesora jej twarz zdobił szeroki uśmiech. Rzadko widywał ją tak zadowoloną i ożywioną, tym bardziej że okoliczności do tego nie sprzyjały. 

_____________________________

Kolejny w miarę długi rozdział, aż się sama dziwię 8D
W każdym bądź razie kończą mi się rozdziały w zapasie, a wena ostatnio nie sprzyja, więc... trochę dupa ;__; mam tylko nadzieję, że nie wywoła to jakichś mega opóźnień i w końcu uda mi się coś sensownego napisać.

Pozdrawiam, buziaki ;3


5 komentarzy:

  1. Ja już przepraszać cię nie będę, bo robi się to cholernie nudne, tylko dam dobrą radę, żebyś po prostu przywykła do tego, że już chyba zawsze będę komentować hurtowo dwa rozdziały xd No leń ze mnie, przyznaję i często odkładam czytanie blogów i odkładam, i odkładam... a potem mam milion zaległości ._. No, w każdym razie...

    Jeśli chodzi o 11 rozdział, to urzekła mnie scena na wierzy, już sam klimat nocy nadał jej istnej zajebistości *,* Uwielbiam po prostu wszelkie rozmowy nocą, zarówno w życiu jak i w opowiadaniach. I nie wiem, jakoś wydaje mi się, że zawsze jak Ally i Syriusz są gdzieś sami, to jakoś bardziej po ludzku rozmawiają xd Bo jak są przy ludziach, to od razu rzucając się na siebie z różdżkami, a gdy pójdą gdzieś tylko we dwoje, to od razu Adamś wydaje się.. milsza. Nadal ma cięty język, nadal jest ironiczna i (niby!) ma Blacka za nic, ale widać, czuć, że taka inna jest. A to mi się bardzo podoba. No i ten epizod z małym lampardem :3 Jaaaj! Słodka musiała być! Ale w sumie, jak już było o tym tatuażu, to się zaczęłam zastanawiać, jaki to błąd może mieć w swojej formie animaga. I obstawiałam brak ogona XD Ale kilkudniowa wielkość i nieporadność kociaka są lepsze :3

    W 12-stce rozwaliło mnie wyznanie miłości Syriusza xd Nie żeby coś, ale chyba każda dziewczyna wzięłaby to za głupi żart/docinki. A jeszcze biorąc pod uwagę, że Black zachowuje się tak nagminnie, to już wgl :p James i Lupus mają rację, jeśli chce, żeby Ally traktowała go poważnie, to niech pogada z nią na poważnie. Chociaż z drugiej strony.... ona i tak pewnie uzna to za wygłupy. Ach, udupił się chłop tym swoim zachowaniem, nie ma co xd Ale nie powiem, jestem ciekawa, jak w końcu ta rozmowa im wyjdzie, bo nie wątpię, że głupi Black w końcu się pokusi na wyznanie, haha :D

    No i co ta Ally kombinuje z meczem Quiddicha, he?

    Pozdrawiam, buziaki i WENY! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no luz, ja tam się nie obrażam czy coś, rozumiem brak czasu i chęci, też tak często mam więc spoko :D
      No fakt, kiedy spotykają się sam na sam ich rozmowy są raczej spokojniejsze, ale myślę że to też przez ten brak publiki.. Ally nie mogłaby się szczycić, że skopała Syriuszowi dupę przed połową szkoły i odwrotnie xD
      Quidditch.. czarna magia.. animagia.. tyle powodów by cierpieć z powodu tego, że Hogwart jednak nie jest prawdziwy ;c
      Cóż Syriusz to Syriusz, głupotę nadrabia wyglądem xD
      No i wydaje mi się, że ominęłaś dziesiątkę, bo tak nic o tym rozdziale nie wspominałaś i wgl xd

      Pozdrawiam, buziaki ;3

      Usuń
    2. I hate myself right now ._. Rzeczywiście zapomniałam o 10-tce! Ale tuż przed momentem ją nadrobiłam (strasznie krótka :< ) i ładnie się uśmiałam xd kocham Huncwotów w twoim wykonaniu! Są taką prawdziwą paczką przyjaciół. Ta ironia i dogryzanie sobie nawzajem <3 I jestem jak najbardziej za, żebyś robiła więcej takich ich wspominek z przeszłości. A wszystko zaczęło się od lekcji eliksirów xd kto by pomyślał? A Lily niby grzeczna, a nie daje sobie w kasze dmuchać, lubię ją :3

      Buziaki ♥

      Usuń
  2. Fragment rozdziału na jednym z katalogów bardzo mnie rozbawił, więc nie było mowy o tym, abym tu nie zawitała. I nie żałuję!
    Bardzo podoba mi się, że nie jest to kolejny (chyba, bo przeczytałam tylko ten rozdział, muszę nadrobić jeszcze jedenaście...) ff o tym, jak James podrywa Evans/jak Syriusz podrywa Meadowes, a coś innego i nienachalnego. Uwielbiam twoją wersję Huncwotów, są przeuroczy i faktycznie zachowują się jak Huncwoci, a nie zadufane w sobie gnojki, jak to zwykle w fanfikach bywa.
    KOCHAM cię za bardzo naturalne dialogi i poczucie humoru, bardzo zbliżone do mojego. Jestem też ciekawa, jak opiszesz mecz, bo niewiele autorek potrafi ująć to tak, aby po dwóch zdaniach ich bohater nie odniósł ogromnego zwycięstwa.
    No, to chyba tyle. Rażących błędów nie wychwyciłam (czasem zamiast "..." używałaś dwóch lub czterech kropek, wiem, czepiam się), więc jest git. Dodaję cię do linków i, jeśli znajdziesz czas, zapraszam do siebie: http://macnair-story.blogspot.com/. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dotarłam! Troszkę późno, ale co tam >.< Kolejny świetny rozdział, nie zawiodłam się ;) Syriusz taki uparty, mógłby raz posłuchać Remusa ;P. Rzeczywiście, te wspominki bardzo miło się czyta... stare, dobre czasy. Trzymaj tak dalej, czekam w napięciu na mecz. Zaczynam się bać Ally. Właśnie, tak mi się przypomniało, że w którymś odległym rozdziale Alyssa zachowała małą porcję Wywaru Żywej Śmierci. Jestem strasznie ciekawa, co się z nią stało :>.

    OdpowiedzUsuń

Mile widziane wszelkie sugestie, pochwały, nagany i ogólnie Wasze opinie na temat bloga. Bardzo miło jest przeczytać, że ktoś docenia moją pracę i wyraża to w komentarzu, dlatego za każdą notkę szczerze dziękuję ;3

Szkielet Smoka Panda Graphics